Świat

Dalajlama też

Dalajlama wyjechał z Tybetu już pod koniec lat 50., przyjaźni się z Bono, Sharon Stone i Lechem Wałęsą i jest częścią zglobalizowanej kultury, której mechanizmy świetnie zna. Nie ma powodu przypuszczać, że nie ma pojęcia o ludzkiej psychologii i fakcie, że lizanie czyjegoś języka jest czynnością intymną.

Gdy poruszam temat nadużyć seksualnych w Kościele katolickim, wrzucając memy z Janem Pawłem II na portale społecznościowe, błyskotliwi symetryści regularnie proszą mnie, żebym obraził również duchownych muzułmańskich lub wyznania żydowskiego. Cóż, mam oczywiście cały folder memów o Mahomecie. Żydów jakoś ciągle obrażać w Polsce mi głupio – wystarczająco wielu ich tu wymordowano, a Polacy ratowali ich z podobnym zaangażowaniem jak JP2 ofiary kościelnej pedofili, mówiąc eufemistycznie.

Grabowski: Polscy policjanci często mordowali Żydów. Na własną rękę i z ogromną inicjatywą

Co ciekawe, buddyści rzadko pojawiają się w tych żądaniach równego, demokratycznego szkalowania, bo buddyzm ma na Zachodzie wyjątkowo dobrą prasę. Nawet w Polsce, choć mamy wielu antysemitów i islamofobów, mało komu przychodzi do głowy obwinianie buddystów o całe zło świata; nawet w środowisku oświeconej inteligencji często można spotkać się z przekonaniem, że to najlepsza czy najmądrzejsza z religii.

Dyskutowanie kwestii religijnych zostawię jednak ludziom religijnym. Ja do nich nie należę, więc martwi mnie przede wszystkim to, że każda wielka religia prowadzi do nadużyć, często również seksualnych – gwałtów, molestowania nieletnich, a także przekraczania granic i wykorzystywania dorosłych kobiet i mężczyzn. Buddyzm nie jest wyjątkiem. Choć niewiele się o tym mówi w Polsce, historia wykorzystywania seksualnego przez buddyjskich mnichów jest długa i niepokojąca.

Weźmy na przykład takiego Roberta Spatza, pseudonim Lama Kunzang. Belga, który jako jeden z pierwszych ludzi Zachodu założył wspólnotę buddyzmu tybetańskiego we Francji. Dzieci w prowadzonym przez niego klasztorze były bite, głodzone oraz gwałcone. Lama Kunzang dotykał i stymulował organy płciowe dziewczynek zwabionych do pokoju w swojej wieży, tłumacząc, że w ten sposób pobudza przepływ energii.

Taki starożytny buddyjski rytuał. Nie słyszałyście? Dziwne. Znają go już nawet w „Newsweeku”. „Jeśli ktoś podejrzewa dalajlamę o to, że przed kamerami molestuje dziecko, to sam ma problem, a jego podejrzenia więcej mówią o nim samym” – twierdzi w wywiadzie dla tygodnika Adam Kozieł, znawca buddyzmu tybetańskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. To komentarz do zachowania dalajlamy, laureata pokojowej Nagrody Nobla, emanacji bodhisattwy, czyli „przebudzonego dobra”, które odradza się, aby nieść wyzwalające z cierpienia nauki innym czującym istotom oraz prosić dzieci, żeby mu possały.

Ciekaw jestem, jaki według Kozieła mam problem i co moje podejrzenia mówią o mnie samym, ale nie na tyle, żebym wykupił płatny dostęp do całości artykułu. Ale owszem, mam problem, zwłaszcza z tym, że – mówiąc metaforycznie – Dalajlama XIV defloruje małe niewiasty, a chłopcami też nie pogardzi. Może nie osobiście, ale przyzwala na to, a mimo długiej, udokumentowanej „tradycji” przemocy seksualnej w buddyzmie polscy eksperci biją mu brawo.

Dlaczego nikt nie chroni uczuć ofiar przemocy religijnej?

Nie wiem, jak można bronić polecenia dalajlamy, tłumacząc jego zachowanie różnicami kulturowymi i jednocześnie być zatrudnionym w organizacji zajmującej się prawami człowieka. Równie dobrze specjalista od historii polskiej mógłby tłumaczyć, że to nie był gwałt, bo przecież mieliśmy w Polsce prawo pierwszej nocy, a oskarżony jest potomkiem arystokracji. Dalajlama wyjechał z Tybetu już pod koniec lat 50., przyjaźni się z Bono, Sharon Stone i Lechem Wałęsą i jest częścią zglobalizowanej kultury, której mechanizmy świetnie zna. Nie ma też powodu przypuszczać, że nie ma pojęcia o ludzkiej psychologii i fakcie, że lizanie czyjegoś języka jest czynnością intymną, na którą należy mieć zgodę, której nie sposób mieć w przypadku dzieci, które tej świadomej zgody nie są w stanie wyrazić. Tym bardziej w kontakcie z takim autorytetem, laureatem i wcieleniem boskim.

Podobnie jak Jan Paweł II dalajlama nie tylko wiedział o nadużyciach seksualnych swoich podwładnych co najmniej od lat 90., ale nic z tym nie zrobił. Co więcej, problem był na tyle duży, że na początku lat 90. zorganizowano spotkanie dalajlamy z kilkudziesięcioma mistrzami z Zachodu, którzy rozmawiali z nim o tym przez kilka dni. Już wcześniej buddyjski przywódca otrzymywał listy od kobiet skarżących się na nadużycia seksualne i napaści ze strony mnichów. Proszono go, żeby sprzeciwił się tego rodzaju sytuacjom. Stanęło na tym, że zgromadzeni napiszą list ostrzegający wiernych i potępiający nadużycia, który podpisze również dalajlama.

Gdy w końcu ustalono treść listu, wcielenie bodhisattwy stwierdziło, że musi on przejść przez jego biuro, gdzie utknął na wiele tygodni. Ostatecznie biuro nic w liście nie zmieniło, a jedynie skreśliło podpis laureata pokojowej Nagrody Nobla. Poruszanie tego problemu zaszkodziłoby politycznie sprawie Wolnego Tybetu, który co prawda wciąż nie jest wolny, ale przynajmniej ma dobrą prasę. Pokój kończy się tam, gdzie zamykają się drzwi, a mnisi gwałcą dzieci.

Nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że choć celibat jest ważny dla wielu buddyjskich tradycji, to jednocześnie w buddyzmie istniał inny popularny obyczaj. Wielu lamów posiadało kochanki, tzw. duchowe żony, o których istnieniu wiedzieli tylko najbliżsi współpracownicy. Postronni widzieli w nich zwykłe siostry zakonne. Czyż to nie znakomite pole do nadużyć?

Tradycję tę przenieśli mistrzowie propagujących buddyzm w Europie czy USA. Jako 12-latek wykorzystywany seksualnie przez starszych mnichów był nawet Kalu Rinpocze, jedna z najważniejszych postaci buddyzmu tybetańskiego. Oskarżany o zmuszanie całymi latami swoich najbardziej wiernych uczennic do seksu był również Sogyal Rinpocze, autor Tybetańskiej księgi życia i umierania. Jak widać, niełatwo trafić do Szambali. Wymieniać można by długo. Zainteresowanych odsyłam choćby do dostępnego za darmo francuskiego filmu dokumentalnego Buddyzm: przemilczane skandale (w tłumaczeniu Oli Stelmach).

W niedzielę 2 kwietnia o 21:37 posłucham Sinéad O’Connor

Mistrzowie buddyjscy mieli podobne powody co przywódcy katoliccy, żeby tuszować pedofilię i gwałty. Buddyzm, podobnie jak wiele innych ruchów religijnych, prowadzi gospodarkę żebraczą. Mnisi i księża byli i są uzależnieni od pieniędzy wiernych, którzy mogą je mniej chętnie łożyć na gwałcących mnichów niż przywódców duchowych prowadzących do oświecenia – nawet jeśli czas pokazał, że ludzie religijni potrafią znieść naprawdę dużo. Warto jednak pamiętać, że o ile zbawienie czy oświecenie pozostają rzeczami niepewnymi, o tyle gwałty i pedofile w tych instytucjach to koszmarny fakt.

I tak to działa na całym świecie, w każdej religii i większej instytucji, dla której dobro jej wizerunku jest ważniejsze niż dobro jej ofiar. Tylko czy na pewno chcemy takiego dobra? Co to za religia, która przymyka oko na gwałcenie dzieci, żeby mieć dobry PR? I czy jej wierni zostaną zbawieni tylko wtedy, gdy będą na to pozwalać? Co by powiedział Jezus, a co bodhisattwa? Tego raczej się nie dowiem, ale wiem, że najlepszym PR-em jest prawda, z którą trzeba się odważnie zmierzyć. Inaczej przegrywasz i idziesz do piekła – które co prawda nie istnieje, ale dla niektórych powinno.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij