Czytam to i nawet się nie oburzam, raczej dziwię: łomatko, to jeszcze takiego mamuta wygrzebanego z patriarchalnej zmarzliny można gdzieś spotkać? Kinga Dunin o „Radiu Noc” Jurija Andruchowycza i „Mieście zwanym samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych” Olivii Laing.
Jurij Andruchowycz, Radio Noc, przeł. Jerzy Czech, Czytelnik 2023
Jeśli Bóg jest naszym ojcem, to diabeł – nieodłącznym przyjacielem.
Słuchacie Radia Noc, a przed mikrofonem – Josyp Rotski, czyli po prostu Jos. Tutaj, u mnie, wybiła północ, a ja będę z wami do rana.
Josyp nadaje z jakiejś wysepki-więzienia, której nie znajdziesz na mapie, gdzieś na dalekiej północy. Do rana, czyli osiem godzin opowieści o sobie, życiu, rewolucji i muzyce, z przerywnikami muzycznymi. Programu muzycznego można posłuchać dzięki kodowi QR – jest na okładce. Głównie stary, dobry rock, bo Josyp był pianistą, klawiszowcem, rockmanem. I będzie nam towarzyszył ze swoją audycją przez całą powieść. Nie wiem, czy ta playlista nie jest najlepszą rzeczą w tej powieści, chociaż raczej dla takich nieco starszych czytelników. Mnie najbardziej ucieszył Klaus Nomi. I Tom Waits też.
Poszukajmy więc innych plusów. Jest w tej książce całkiem niezły pomysł na thriller polityczny. Gdyby ten pomysł zrealizować w konwencji realistycznej, powstałaby całkiem fajna powieść gatunkowa. Ale oczywiście nie byłaby to „prawdziwa Literatura”. Tutaj mamy raczej grę z konwencją, umowność rozmaitych realiów, jakieś wstawki z XV wieku, gdzie żyje pierwsze wcielenie Josa, i jeszcze trochę fantastyki oraz towarzyszącego bohaterowi kruka o imieniu – jakżeby inaczej – Edgar. Czasem jest to wręcz groteska, jak we włączonej do książki jednoaktówce „ZAMACH czy WYMACH”. Mieszają się czasy, narratorem jest biograf Josa, który często z Josem się zlewa, tak że dopiero pod koniec można sobie poskładać tę historię po bożemu.
czytaj także
Idzie to mniej więcej tak: Josyp jest klawiszowcem, ma swój zespół, charyzmę, niekiedy niszowych, a niekiedy masowych fanów. W kraju, dość smutnym, w którym mieszka, wybucha uliczna rewolucja, a on gra na pianinie na barykadach, stając się jej ważnym symbolem. Porwany przez służbę bezpieczeństwa, torturowany, w końcu zostaje wypuszczony za granicę i stara się o azyl. Dziwnym splotem okoliczności drogi jego i dyktatora, z którym walczył, się przecinają. Dyktatora spotykamy właśnie w jednoaktówce. To Szmosz, który nosi buty z jednorożca za parę milionów dolarów, krawat usiany diamentami, dwie kamizelki kuloodporne, a kiedy zabiera głos, myli mu się konsensus z koitusem, a Libia z Libanem.
Dyktator ginie. Staram się nie zdradzać zbyt wiele, więc tym bardziej nie powiem, jaki był w tym udział naszego bohatera. Jos trafia do szwajcarskiego więzienia, gdzie poznaje ekscentrycznego miliardera, który obarcza go dziwną misją. Wychodzi z więzienia i ukrywa się, ścigają go reżimowe służby bezpieczeństwa, tajna organizacja wpływająca na wielkie biznesy, które rządzą światem, oraz „asenizatorzy”, na których czarnej liście ludzi do odstrzału się znajduje. Prawie wszystko to możecie zobaczyć na okładce – noc, księżyc, kruk, kabriolet, jakiś wybuch. I wielka czerwona szpilka, damski but na niebotycznym obcasie. Do niego jeszcze dojdziemy.
Jak wygląda świat, w którym to wszystko się dzieje? Jest Unia Europejska, a w niej także fikcyjny kraj i miasto Nosorogi, w którym na dłużej zatrzymuje się bohater. To państwo rządzone od wielu kadencji przez słusznych liberałów, otwarte na imigrantów (brudzą, są biedni i trochę przerażający), biurokratyczne, ale sympatyczne. Ogólnie – kpina z zachodnich, rozwiniętych demokracji. Duża diaspora uciekinierów z kraju Josa – niektórym coś tam groziło, popierali rewolucję, a wielu po prostu wyjechało, bo tu jest lepiej. A ten jego kraj? Nigdzie nie jest nazwany, lecz trudno o nim nie myśleć jako o Ukrainie. Smród, brud i ubóstwo. Przestępczość, agresja międzyludzka, zagrażająca Rosja. Wydawało się, że coś się może zmienić, wybuchła rewolucja, przypominająca wydarzenia na Majdanie (te sceny w powieści są naprawdę poruszające), ale przegrała, a zwyciężyła dyktatura, po śmierci Szmosza rządzi tam jakiś komik. (Książka ukazała się w roku 2021).
Piekło Izolacji. Jak działa rosyjski obóz koncentracyjny w Doniecku
czytaj także
Przejdźmy zatem do okładkowej szpilki. Miłość i kobiety także są bardzo ważne. Jos zaliczył setki kobiet, ale to był tylko seks, fizjologia z udziałem tego, co kobieta ma między nogami, czyli międzynoża. Przeżył dwie wielkie miłości – obie opisane w powieści. W każdej z tych historii występuje motyw Murki (to taka błatna piosenka o nieuchwytnej od szeregu lat bandzie, które grasowała, aż do czasu, kiedy Murka zdradziła i wydała ją policji). Pierwsza ukochana najlepiej sprawdziła się w roli opiekunki, kiedy leżał w szpitalu. Druga nazywa się Anime, ona ma duże, a on dużego. Mają z Josem wspólne sny i big love, ale z czasem i to go znudzi. Josyp to w gruncie rzeczy samotnik, artysta, który całe życie oddał sztuce, w tym wypadku muzyce. No i rewolucji.
Oczywiście obie kobiety są od niego o wiele młodsze, prawie dzieci, prawie, bo Josyp małoletnich nie rusza, takie ma zasady. „Już taki był – staromodny, patriarchalny, melancholijny seksista”. Podobnie jak narrator. Ileż to zabawy dostarcza mu „nowa epoka behawioralna”. W Nosorogach kobiety ubierają się skąpo, ale żaden biały mężczyzna nie ma odwagi się za nimi obejrzeć, co innego Maurowie, jeszcze nieucywilizowani.
czytaj także
Czeka nas też kilka stron żartów ze „zgody prekoitalnej”. Zanim dojdzie do seksu, trzeba zadać kobiecie osiem pytań w rodzaju: „Gdybyś chciała tego, to znaczy chciała mieć ze mną, powtarzam – właśnie ze mną – kontakt płciowy, czy dajesz na to zgodę w najbliższej perspektywie czasowej?”. Uchwalonych zasad dotyczących zgody na seks pilnuje – na razie – Wysoki Eksperymentalny Trybunał złożony z „różnego rodzaju kontrowersyjnych aktywistów, autorytetów moralnych tzw. drugiej fali i afiliowanych przy nich miejscowych karierowiczów – urzędników”. Wszystko po to, żeby wykorzenić genderowe nierówności, he, he.
Narrator czy nie narrator, napisał to wszystko znany i szanowany autor. Może rzeczywiście setki młodych kobiet chcą, aby przespał się z nimi staromodny, patriarchalny seksista, ale rzecz w tym, jak to zostanie opisane. Czasem niby żartem, ale jakoś za bardzo autora te żarty wciągają. Czytam to i nawet się nie oburzam, raczej dziwię: łomatko, to jeszcze takiego mamuta wygrzebanego z patriarchalnej zmarzliny można gdzieś spotkać?
*
Olivia Laing, Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych, przeł. Dominika Cieśla-Szymańska, Wydawnictwo Czarne 2023
Wyobraź sobie, że stoisz wieczorem przy oknie na szóstym, siódmym albo czterdziestym trzecim pietrze budynku. Miasto jawi się jako zbiór komórek, setki tysięcy okien, niektóre są ciemne, a inne zalane zielonym, białym albo złotym światłem. W środku poruszają się tam i z powrotem nieznani ci ludzie, zajęci swoją prywatnością.
Autorka przyjechała do Nowego Jorku z powodu mężczyzny, ale coś nie wyszło – nie wchodzi w szczegóły – i poczuła się tam bardzo samotna. Całymi dniami leżała i oglądała jakieś głupoty w internecie. Ale też – widzimy to po jej książce – znajduje bardziej konstruktywne metody radzenia sobie z tym stanem. Czyta wszystko, co o samotności pisali psychiatrzy, psycholodzy, socjolodzy, co można znaleźć w powieściach. Podaje definicję samotności psychiatry i psychoanalityka Sullivana, stosowaną do dziś. To „nadzwyczaj nieprzyjemne i dojmujące doznanie związane z niewystarczającym zaspokojeniem potrzeby bliskości drugiego człowieka”. Niektórzy uważają je za bardziej niszczące od depresji i lęku, wręcz za chorobę. Wiąże się z nią wstyd, ale i perwersyjna przyjemność. To w wielkim skrócie, bo naprawdę można się wiele z tej książki o samotności dowiedzieć, a przede wszystkim, że nie oznacza to bycia samotnym w dosłownym sensie – to stan wewnętrzny.
czytaj także
Ale to tylko tło dla rozważań autorki o „artystach osobnych”, dotkniętych jej zdaniem tą przypadłością. Czy naprawdę samotny był Andy Warhol? Pozory mówią coś innego. A Valerie Solanas, kobieta, która do niego strzelała, usiłując go zabić? O nim zwykle więcej wiemy, mniej o niej, autorce wściekle feministycznego SCUM. Manifesto (organizacja S.C.U.M. miała się zajmować zmianą świata i likwidacją mężczyzn).
Wystarczy spojrzeć na obrazy Edwarda Hoppera, żeby się nie dziwić, że znalazł się na tej liście. Są jednak też mniej znani artyści. Dzięki tej książce dowiedziałam się, kim był Klaus Nomi, którego kiedyś pokazał mi mój YT, i miałam nawet czegoś poszukać na jego temat, ale jakoś zapomniałam. Dowiedziałam się więcej o Henrym Dargerze, o którym niedawno czytałam w książce Dziewczynki Weroniki Murek i który był samotny w tym najbardziej dosłownym sensie. Poznałam tych, o których wcześniej nie słyszałam, jak choćby David Wojnarowicz – malarz, fotografik, filmowiec, który zmarł na AIDS. Wielu z bohaterów tej książki tak umarło, i o tej samotności wynikającej ze społecznego wykluczenia autorka też dużo pisze. O Josypie Rotskim też by na pewno napisała.