Serwis klimatyczny

Truciciele, nie elity. Nazywajmy bogaczy po imieniu

Publicznie winą za nieekologiczne i niesprzyjające klimatowi wybory konsumpcyjne najchętniej obarcza się biednych, zarzucając im, że „żrą mięso”, jeżdżą „starymi dieslami” albo palą „oponami w swoich piecach”. Cóż, to wciąż mniej emisyjne niż loty Taylor Swift po snickersa.

W ostatnich latach Wielka Brytania – podobnie jak wiele innych krajów – co najmniej kilkakrotnie zaliczyła zderzenie czołowe ze skutkami zmian klimatu. Ekstremalne zjawiska pogodowe, jak orkan Arwen, nawalne deszcze i powodzie, a także fale rekordowych, ponad 40-stopniowych upałów spowodowały ogromne zniszczenia infrastrukturalne i jeszcze większe – w psychice mieszkańców. Mimo to kraj dalej nie jest przygotowany na radzenie sobie z zagrożeniami, których w przyszłości – ostrzegają naukowcy – będzie jeszcze więcej.

Kto zapłaci za katastrofę?

W najnowszym raporcie, stworzonym przez tamtejszą komisję ds. strategii bezpieczeństwa narodowego, wezwano rząd brytyjski do opracowania strategii, która pozwoli Brytyjczykom skutecznie reagować na kryzysowe, a raczej katastrofalne sytuacje. Autorzy odezwy, czyli członkowie Izby Gmin i Izby Lordów, uważają, że państwo powinno powołać specjalny urząd ministerialny, który odpowiadałby za stan infrastruktury krytycznej na Wyspach i współpracował z resortem klimatu.

Poza tym parlamentarzyści domagają się utworzenia platform wspólnego działania dla organów zajmujących się poszczególnymi częściami wspomnianej infrastruktury, np. wodnej czy energetycznej, a także przygotowania i realizacji programów ćwiczeń dla służb ratunkowych i innych grup odpowiedzialnych regionalnie za bezpieczeństwo mieszkańców.

Ktoś musi za to jednak zapłacić. Ktoś, czyli podatnicy, od których decydenci wymagają niesprawiedliwej solidarności, zamiast w równie zdeterminowany sposób żądać większego opodatkowania osób faktycznie przyczyniających się do globalnego ocieplenia, czyli tych prowadzących wystawny oraz środowiskowo nieodpowiedzialny styl życia.

Kto powinien ponieść koszty skutków zmian klimatu, ochrony przed nimi i czekającej kraj transformacji energetycznej, skąd wziąć na te przedsięwzięcia pieniądze? Wątpliwości rozwiewa brytyjski oddział Autonomy, niezależnej organizacji badawczej, która wskazuje jasno, że choć konsekwencje skoku globalnej temperatury odczuwamy wszyscy, wina elit finansowych – słusznie nazywanych tu elitami zanieczyszczającymi – za ten stan rzeczy jest nieporównywalna z niczyją inną.

Troska o klimat łączy lewicę i prawicę. Pora, by politycy wyciągnęli wnioski

Bogaty, czyli truciciel

Luka emisyjna między najlepiej zarabiającymi a najbiedniejszymi obywatelami Wysp – czytamy w niedawno opublikowanym raporcie Autonomy – jest porażająca: bogacze z górnego procenta generują w ciągu zaledwie roku taką samą ilość dwutlenku węgla, jaką dolne 10 procent może wyprodukować w ciągu ponad dwóch dekad. Innymi słowy słabo zarabiającej osobie w Wielkiej Brytanii konsumpcja węglowa zajęłaby 26 lat, by dobić do poziomu, jaki krezus osiąga w ciągu 12 miesięcy.

Albo jeszcze inaczej: osoby zarabiające 170 tys. funtów lub więcej przyczyniają się do wypuszczenia do atmosfery gazów cieplarnianych w ilości znacznie większej niż 30 proc. osób zarabiających 21 500 funtów lub mniej w tym samym roku. Jak to robią? Nie tylko latając odrzutowcami, ale także podróżując w pojedynkę wysokoemisyjnymi samochodami, kupując sprowadzane z zagranicy dobra luksusowe, zasilając swoimi pieniędzmi branżę fast fashion czy klimatyzując i oświetlając swoje olbrzymie posiadłości. Moglibyśmy tak wymieniać bez końca.

Tymczasem publicznie winą za nieekologiczne i niesprzyjające klimatowi wybory konsumpcyjne najchętniej obarcza się biednych, zarzucając im, że „żrą mięso”, jeżdżą „starymi dieslami” albo palą „oponami w swoich piecach”. Cóż, to wciąż mniej emisyjne niż loty Taylor Swift po snickersa.

Czas zjeść bogaczki? Na pewno przestać je podziwiać. Nawet ciebie, Taylor

Przełomowość powyższego badania może wydawać się nieoczywista, dotychczas bowiem w debacie o zmianach klimatu już wielokrotnie porównywano wysokość emisji w grupach o różnym statusie ekonomicznym. Zazwyczaj jednak punktami odniesienia byli zamożni mieszkańcy krajów Północy i żyjące w nędzy osoby z globalnego Południa. Autonomy pokazuje, że nierówności osiągają kolosalne rozmiary również w obrębie jednego, rozwiniętego kraju.

Kasa na zmiany leży na kontach elit

Na tym jednak autorzy analizy nie poprzestali. Biorąc pod lupę wskaźniki dochodowe i emisyjne z lat 1998–2018, podliczyli na ich podstawie, że gdyby w tym czasie Wielka Brytania ściągała podatek węglowy (zgodnie z propozycją szwedzkiego Ministerstwa Finansów, czyli 115 funtów od każdej tony wyemitowanego węgla) od zaledwie procenta najbogatszych emitentów, zdołałaby zyskać blisko 126 miliardów funtów, które spokojnie wystarczyłyby na inwestycje w odnawialne źródła energii albo zwiększenie efektywności energetycznej (i to w sprawiedliwy społecznie sposób).

Za tę kasę – jak argumentuje cytujący raport „Guardian” – można byłoby na przykład zadbać o termomodernizację budynków zamieszkiwanych przez najbiedniejsze grupy. Ponadto środki od milionerów i miliarderów pozwoliłyby osiągnąć Wielkiej Brytanii redukcyjne cele dekarbonizacji i związane z neutralnością klimatyczną, a także rozbudową systemu energetycznego opartego na technologii solarnej, napędzanej wiatrem oraz budowanej na morzu czy wyposażeniem gospodarstw domowych w tzw. pompy ciepła.

Nie musimy chyba dodawać, że spowodowałoby to wzrost oszczędności na kosztach operacyjnych obsługujących OZE, które są znacznie niższe niż te generowane w związku z wydobyciem, importem i spalaniem paliw kopalnych. Eksperci z Autonomy szacują, że do 2030 roku moglibyśmy mówić o zaoszczędzonych nawet 90 mld funtów.

Mazzucato: Progresywny program gospodarczy w pięciu punktach

Doniesienia badaczy potwierdza komentujący publikację rozmówca „Guardiana” profesor stosunków międzynarodowych na University of Sussex, Peter Newell. „Dochód uzyskany z podatku węglowego od najbogatszego 1 proc. ludności zgromadziłby wystarczającą ilość pieniędzy na modernizację prawie 8 milionów domów, utrzymując nas w cieple tej zimy, obniżając rachunki za paliwo, zapewniając jednocześnie krytyczne wsparcie dla energii odnawialnej i zmniejszając naszą zależność od putinowskiego gazu” – powiedział.

Ogromny potencjał tzw. Climate Wealth Fund jest bardziej niż oczywisty, ale także istotny w kontekście rozmów o sprawiedliwości klimatycznej nie tylko w obrębie kraju. Ten temat regularnie wraca na forum międzynarodowym przy każdym szczycie klimatycznym. I wciąż pozostaje nierozwiązany. Decydentom łatwiej jest bowiem znaleźć argumentację dla wsparcia zbrodniczych reżimów bogatych w paliwa kopalne niż pociągnięcia do odpowiedzialności za klimat miliarderów tego świata.

Ale są też dobre wiadomości. W tym roku Kanada wprowadziła tzw. podatek od luksusu, którym obarczone zostały m.in. prywatne odrzutowce, drogie samochody czy jachty. W ten sposób kraj ma zyskać dodatkowe 164 mln dolarów kanadyjskich w latach 2023–2024. Ten budżet zostanie przeznaczony na inwestycje w zieloną energię i inne rozwiązania ekologiczno-proklimatyczne. Trzymamy kciuki, by inne kraje poszły śladem Kanady, a najlepiej – jeszcze dalej niż ona.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij