Rosjanie grożą odcięciem Europy od gazu i podniesieniem cen ropy do 300 dolarów za baryłkę. W odpowiedzi Komisja Europejska proponuje plan, według którego Wspólnota wkrótce uniezależni się od importu surowców energetycznych z Rosji. Czy to realne?
„Aby powstrzymać agresję, należy zastosować taką politykę, która naprawdę uderzy w rosyjską gospodarkę. Zadziała ona, tylko jeśli dotknie rosyjskie dochody z eksportu ropy i gazu. Jak można to zrobić, nie narażając przy tym Zachodu?” – postulował już w 2014 roku ekonomista Paul De Grauwe. Dawno nie było to tak pilne i celne.
Profesor London School of Economics proponował wówczas, by w Rosjan uderzyć podatkiem na eksportowane do Europy surowce. Jednak dziś, w obliczu trwającej w Ukrainie inwazji, nie mówi się już o podatkach, lecz o całkowitym odcięciu się od dostaw z Rosji. Kraje anglosaskie mówią „do widzenia” rosyjskim surowcom na dobre. Ale Unia Europejska uważa to zadanie za zbyt trudne do wykonania z dnia na dzień.
„Zrobię wszytko, by zminimalizować koszty wojny Putina. Razem z naszymi partnerami uwolnimy z naszych rezerw 60 mln baryłek ropy” – zapowiedział Joe Biden. Wielka Brytania też zrezygnuje z importu ropy z Rosji, ale zakaz wejdzie w życie dopiero pod koniec roku. Już teraz oba kraje próbują zapewnić sobie dostawy z innych źródeł, w tym z Bliskiego Wschodu.
czytaj także
Główny dostawca
Ogólnoeuropejskie embargo w pierwszej kolejności na rosyjski węgiel, a później również ropę i gaz, postuluje Mateusz Morawiecki, przy okazji nie powściągając antyniemieckich narracji polskiego rządu. Choć sami przez ostatnie dwie dekady wpompowaliśmy setki miliardów złotych w dostawy paliw kopalnych (źródło finansowania armii rosyjskiej zabijającej dziś Ukraińców), politycy Zjednoczonej Prawicy chętnie to samo wytykają dziś krajowi Olafa Scholza.
„Proszę pamiętać, że rurociągami Nord Stream 1 i 2 płynie nie tylko gaz, ale też krew dzieci, żołnierzy i matek. Proszę się nad tym zastanowić” – mówił polski premier tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji i w chwili, gdy nasz zachodni sąsiad wciąż rozważał, czy należy w ogóle otwierać nowy rosyjski gazociąg, a zamiast tego potraktować dotychczasowego kompana w energetycznych interesach sankcjami i odcięciem od systemu SWIFT.
czytaj także
Jak już dziś wiadomo – rurociąg Nord Stream 2 zamrożono, a rosyjska bankowość poważnie zachwiała się w posadach. Ale na chwilę obecną Niemcy nie chcą słyszeć o całkowitym zakazie importu energii z Rosji i są głównym hamulcowym tego pomysłu w UE.
Mają ku temu powody. Około połowy sprowadzanego do Niemiec gazu i jedna trzecia węgla pochodzi właśnie z Rosji. W skali europejskiej natomiast – jak wskazuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna – te liczby wyniosły kolejno 45 i 49 proc.
W przypadku ropy jest tylko trochę lepiej. Według danych Eurostatu import plasuje się na poziomie 25 proc. całkowitego europejskiego zużycia.
„Najbardziej zależnym państwem członkowskim UE jest Słowacja, gdzie cztery na pięć baryłek wszystkich produktów ropopochodnych podchodzi z Rosji, podczas gdy Polska, Finlandia i Litwa importują z Rosji ponad dwie trzecie produktów ropopochodnych” – podają eksperci z Transport & Environment, powołując się na statystyki z 2020 roku.
Moskwa twierdzi, że embargo na jej surowce energetyczne, a zwłaszcza ropę, „doprowadzi do katastrofalnych skutków na rynku światowym”. Takie prognozy przedstawił wiceszef putinowskiego rządu Aleksander Nowak.
Dodał, że europejscy politycy powinni uczciwie ostrzec swoich obywateli i konsumentów przed tym, jak wzrosną ceny za tankowanie, energię elektryczną i ogrzewanie. Jeśli decydenci z Zachodu będą dalej „rujnować” rosyjską gospodarkę, to za baryłkę ropy – dowodził rosyjski polityk – będzie trzeba wkrótce zapłacić nawet 300 dolarów.
Niemcy właśnie spadają z płotu, na którym siedziały okrakiem przez kilkadziesiąt lat
czytaj także
Drożyzna i rewolucja?
Tymczasem skutki rosyjskiej inwazji i wahań na rynku surowcowym są już odczuwalne, zwłaszcza na stacjach paliw. 10 zł za litr benzyny do niedawna wydawało się nieprawdopodobnym scenariuszem, jednak dzisiejsze ceny niebezpiecznie zbliżają się do dwucyfrowego pułapu i będą najdotkliwsze dla kieszeni zwykłych obywateli i obywatelek.
Podobnie rzecz wygląda w przypadku gospodarstw domowych i ciepłowni, które korzystały na imporcie rosyjskiego węgla, bo ten był tani i w przeciwieństwie do zasobów polskich kopalni miał odpowiednie parametry jakościowe. Czy czeka nas energetyczne ubóstwo?
Nawet jeśli Rosja zakręci kurek i przestanie słać do Europy ropę i gaz – niekoniecznie. Przynajmniej dla Polski, która jesienią będzie mogła liczyć między innymi na przepływ gazu z Danii i Norwegii przez Baltic Pipe. Ale ceny będą rosnąć, rosyjska wojna nie jest tania ani bezpieczna dla nikogo.
Ekonomista z Uniwersytetu Stanforda Hanno Lustig: „Wcale nie jest jasne, czy »tańsze« jest dla UE utrzymywanie krótkoterminowego finansowania Putina poprzez kupowanie rosyjskiej ropy i gazu, tylko po to, by uniknąć recesji w Europie” – pisze ekspert na swoim Twitterze.
„Jakie są przyszłe koszty dla Europy? Przedłużylibyśmy tę wojnę i utrzymalibyśmy ten reżim u władzy, potencjalnie zapraszając przyszłe »specjalne operacje wojskowe« do innych krajów europejskich. A wtedy na pewno musielibyśmy się zaangażować militarnie” – dodał.
Coś, co jeszcze do niedawna wydawało się niemożliwe, teraz jest priorytetem europejskiej agendy. Plan osiągnięcia niezależności od rosyjskich surowców przedstawiła Komisja Europejska. Do końca roku Bruksela zamierza ściąć import kontrolowanych przez Kreml dostaw gazu o dwie trzecie, a także przyspieszyć transformację energetyczną.
W dużym skrócie oznacza to zmianę dostawców, inwestycje w OZE oraz efektywność energetyczną (między innymi za sprawą redukcji zapotrzebowania na energię oraz termomodernizacji budynków). Skąd wziąć pieniądze na nową infrastrukturę? Komisja proponuje, żeby państwa członkowskie nałożyły podatki na zyski, jakie firmy energetyczne odnotowały w ramach ostatnich zwyżek cen gazu i za pomocą tych środków zazieleniły swoje systemy energetyczne.
Przyszłość zarysował już wiceprzewodniczący KE Franz Timmermans. „Nadszedł czas, abyśmy zajęli się naszymi słabymi punktami i szybko stali się bardziej niezależni w wyborze źródeł energii. Postawmy na energię odnawialną w błyskawicznym tempie. Odnawialne źródła energii są tanim, czystym i potencjalnie niewyczerpanym źródłem energii, a zamiast finansować przemysł paliw kopalnych w innych krajach, tworzą miejsca pracy tutaj. Wojna Putina w Ukrainie dowodzi, jak pilne jest przyspieszenie procesu przechodzenia na czystą energię” – powiedział komisarz.
Rozważane jest także uruchomienie systemów wsparcia w pokrywaniu kosztów rachunków dla najbardziej energochłonnych przedsiębiorstw i najbiedniejszych gospodarstw. Do tego KE planuje wykorzystać między innymi przychody z handlu zezwoleniami na emisje CO2 (system ETS), ale także zastanawia się nad stworzeniem nowego funduszu unijnego, opartego na wspólnym długu krajów członkowskich i systemie tanich pożyczek.
Roubini: Gospodarcze skutki tej wojny będziemy odczuwać długo
czytaj także
Trudne, ale nie niemożliwe
Całkowitej rezygnacji ze spalania gazu jako tak zwanego paliwa przejściowego na drodze do osiągnięcia neutralności klimatycznej nikt nie przewiduje. Wspólnota chce zwiększyć udział importu skroplonego gazu (LNG) z Kataru, Egiptu, a nawet Australii, oraz korzystać z zasobów tego surowca dostępnych w Norwegii, Azerbejdżanie i Algierii. Kraje, które dysponują węglem, dalej będą mogły go spalać, co rodzi poważne wątpliwości co do tego, czy wojna nie odkłada na bok globalnego ocieplenia.
Unijni dygnitarze twierdzą, że nie. Wspólnota ma pozostać na ścieżce pozwalającej zredukować poziom gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 roku i do zera w roku 2050. Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE, zapewnia, że nie zamierza porzucać strategii Fit for 55. Warunkiem jej realizacji jest jednak między innymi rozbudowa OZE.
A może pod uwagę należy wziąć także atom?
Nowa taksonomia unijna uchwalona z początkiem roku wskazuje, że inwestycje w elektrownie jądrowe będą uznawane za przyjazne klimatowi i środowisku. Jednak w przyszłość tego rodzaju energii nie wierzą Niemcy, które zamknęły u siebie trzy z sześciu ostatnich działających elektrowni jądrowych w ubiegłym roku, a pozostałe wyłączą w obecnym. Tamtejsze ministerstwa środowiska i gospodarki zapowiedziały, że wysyłają atom na emeryturę.
Nie jest też żadną tajemnicą, że przygotowanie odpowiedniej infrastruktury i uruchomienie elektrowni w wielu miejscach wymaga dużych nakładów finansowych i czasowych.
Płonąca elektrownia i kolejki po płyn Lugola. „Rosja chce nas zastraszyć i zniechęcić do atomu”
czytaj także
Pozostaje też kłopotliwa kwestia ropy, bez importu której Europa się nie obędzie. Tu znów trzeba będzie postawić na nowe źródła. Kandydatami są między innymi USA, Kazachstan, a przede wszystkim Iran. Takiemu rozwiązaniu z entuzjazmem przyglądają się eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
„Iran produkuje obecnie 2,5 mln baryłek dziennie, jednak jedynie 0,7–1 mln jest przeznaczone na eksport (głównie do Chin). Do końca roku byłoby możliwe zwiększenie produkcji o blisko 1,3 mln baryłek dziennie. Produkcja dzienna w Rosji wynosi ponad 10 mln baryłek dziennie, z czego w 2020 roku około 2,3 mln baryłek było eksportowane do UE. Według tych szacunków zwiększenie eksportu Iranu zastąpiłoby w prawie 60 proc. dostawy rosyjskiej ropy do krajów unijnych” – czytamy w przygotowanej przez Instytut analizie.
Ale to nie koniec propozycji KE, która energię chce pozyskiwać także z biometanu oraz zainwestować w wodór. 20 mln ton tego ostatniego odpowiada 50 jednostkom bcm rosyjskiego gazu, co oznacza, że ten surowiec znacząco pomógłby zrezygnować UE ze wschodnich dostaw. Ale nie taki wodór zielony, jak go malują. Jeśli Wspólnota chce wydobywać go z troską o klimat, musi stworzyć do tego mocną infrastrukturę opartą na OZE. A to znów wymaga i czasu, i pieniędzy.
„Konieczne są pilne działania i mobilizacja społeczeństwa, przemysłu energetyki do minimalizowania negatywnych skutków kryzysu energetycznego dla gospodarki i społeczeństwa. Rosyjski atak na Ukrainę całkowicie zmienił kontekst i warunki funkcjonowania gospodarki – wszyscy będziemy musieli ponieść koszty wojny w Ukrainie. Wszystkie działania trzeba podejmować już teraz – część z nich ma oddziaływanie krótkoterminowe, część zacznie przynosić efekty po jakimś czasie” – podsumowują z kolei eksperci z polskiego Forum Energii i rekomendują podjęcie kroków w następujących obszarach: informowania oraz oszczędzania energii, bezpieczeństwa dostaw, transparentności rynku, uzupełniania luki wytwórczej i przyśpieszeniu zastępowania paliw kopalnych, a przede wszystkim międzynarodowej współpracy.
Inne wyjście? Po prostu go nie ma.