Trudno usprawiedliwić zabijanie dla przyjemności. Nawet myśliwi na ogół swoje hobby czymś uzasadniają, np. „odstrzałem sanitarnym”, „regulacją pogłowia” albo „walką z ASF-em”, a czasami tradycją. Rzadko kiedy któryś przyzna, że po prostu lubi zabijać. Jaś Kapela czyta książkę pod redakcją Doroty Probuckiej „Etyczne potępienie myślistwa”.
Dlaczego zgadzamy się na to, żeby istniała w Polsce działalność, która według większości znanych, powszechnie przyjmowanych norm etycznych jest po prostu złem? Czemu pozwalamy, żeby rzesza ludzi, która czerpie przyjemność z zabijania, cieszyła się przywilejami?
Po lekturze czterystu stron książki pod redakcją Doroty Probuckiej Etyczne potępienie myślistwa jeszcze bardziej nie wiem. Za to wiem, że do polowania przyznaje się 300 duchownych katolickich. Myślę sobie, że chyba czegoś nie zrozumieli z Ewangelii, która wykładają. Czy Jezus by polował? Czy budowałby ambony naprzeciwko karmników? Czy strzelałby też do ptaków? Żeby odpowiedzieć sobie na te pytania, nie trzeba kończyć seminarium. A może po prostu chcą trafić do piekła? Te i inne pytania zadają sobie etyczki, psycholożki, pedagogowie, prawnicy, biologowie i filozofki, reprezentujący różne ośrodki akademickie, autorzy i autorki tekstów zebranych w pracy zbiorowej poświęconej próbie zrozumienia myśliwych, której pełen spis treści możecie przeczytać tutaj.
Okaleczenie, cierpienie, choroby i śmierć
Oczywiście istnieją różne uzasadnienia dla uprawiania myślistwa. Przeważnie niezbyt etyczne i sensowne. Zgodnie z ustawą Prawo łowieckie jest ono „elementem ochrony środowiska przyrodniczego”. Ciekawa to forma ochrony przyrody, która polega na strzelaniu do zwierząt. Nie zawsze zresztą celnym. „Sami myśliwi podają, że aż 25−30 proc. trafień nie skutkuje natychmiastową śmiercią zwierzęcia, a jedynie najczęściej jego niezwykle okrutnym okaleczeniem” − zauważa jeden ze współautorów książki, Dariusz Dąbek, w tekście O instrumentalnym traktowaniu etyki przez myśliwych.
Środowisko przyrodnicze oczywiście nie potrzebuje tego rodzaju ingerencji. „Ekosystem samoistnie dąży do stanu równowagi biocentrycznej w wyniku działania procesów samoregulacji” − przypomina Marcin Urbaniak w rozdziale Krytyka programu edukacji łowieckiej „Myśliwi – dzieciom, dzieci – zwierzętom”. I powołując się na wydany w 1975 roku podręcznik Ekologia ogólna, zadaje pytanie: „przed jakimi konkretnie wrogami lub zagrożeniami myśliwy powinien chronić dzikie zwierzęta?”. Odpowiedź nasuwa się oczywista: głównie przed samym sobą.
Być może za formę ochrony zwierząt można by uznać praktykowane przez myśliwych dokarmianie. Ale to również stoi w sprzeczności z tym, co wiemy o ekologii. Dokarmianie dziko żyjących zwierząt nie jest konieczne, a służy jedynie samym myśliwym, którzy dzięki temu mają więcej ofiar do zabicia.
Ciekawą formą ochrony przyrody jest też wprowadzanie do środowiska nawet 640 ton ołowiu rocznie. Więcej niż cały polski przemysł. Tymczasem ołów jest silną neurotoksyną i sieje spustoszenie w zdrowiu. Uszkadza mózgi i rozwój wszystkich istot żywych. Zatrucie ołowiem zaobserwowano u 30 proc. gęsi z rezerwatu Słońsk, zatruwane są wszystkie wodne ptaki, to z jego przyczyny zmniejsza się populacja łabędzi czarnodziobych, ołów dostaje się też do organizmów tych, którzy jedzą mięso upolowanych ptaków. Jednak myśliwi sprzeciwiają się zmianie amunicji, bo byłaby nieopłacalna ekonomicznie. Najwyraźniej ołowica u ptaków i dzieci to świetny interes. Na szczęście Unia go zakaże.
Jak kochają myśliwi
Wszyscy znamy porzekadło „bije znaczy kocha”. W przypadku myśliwych przybrało ono jeszcze bardziej dramatyczną formę: „zabija znaczy kocha”. Myśliwi chyba naprawdę tak sądzą. Z pasją rozprawiają o swojej miłości do przyrody i zwierząt. W książce Etyczne potępienie myślistwa przytoczony jest fragment komentarza do Prawa łowieckiego, gdzie czytamy: „Na każdym, kto jest choć trochę wrażliwy na piękno, musi zrobić wrażenie ogrom i ukryta siła emanująca z odyńca, majestat żubra, dostojeństwo ruchów jelenia, pewność siebie łosia czy gracja sarny”.
Rzeczywiście, trudno się nie zachwycać, ale podobnie trudno też nie zadawać pytań: po co ten sztucer? I dlaczego autor chce te zwierzęta, które tak podziwia, zabijać? „Gdyby ktoś powiedział o wiszącym w galerii obrazie, że jest tak piękny, że należy go zniszczyć, większość osób słyszących tak nietypową opinię uznałaby autora takich słów za »wariata«, osobę intelektualnie i emocjonalnie ułomną” − zauważa kolejny autor zbioru, adwokat Tomasz Cyrol, autor artykułu pt. Czy myślistwo rekreacyjne jest zgodne z prawem?, z którego wychodzi mu, że oczywiście nie. Jest nawet sprzeczne z konstytucją.
Myśliwi chętnie mówią, że polowanie to najwyższa forma kontaktu z naturą
czytaj także
„Kochałem je tak mocno, iż pragnąłem je zabić”, wyznaje jeden z cytowanych myśliwych. Potwierdza to również analiza wskaźników satysfakcji myśliwych. Przytacza je w swoim artykule profesor Andrzej Elżanowski: „najbardziej zadowoleni są z polowania ci, którzy coś zabili”. Gdy ja sam spotkałem na weselu przyjaciółki dwójkę myśliwych, którzy pokazywali sobie nowe strzelby, i zapytałem, jak to jest zabić zwierzę, odpowiedzieli zgodnie: „Wspaniale! Wspaniale!”.
Jednocześnie atmosfera społeczna wokół myślistwa na tyle się zmienia, że coraz trudniej się do zadowolenia z zabijania przyznać. Prof. Elżanowski pisze dalej: „Spektakularnym dowodem zakłamania elit Polskiego Związku Łowieckiego są ich odpowiedzi na ankietę; według ankietowanych najbardziej satysfakcjonującym etapem polowania jest obserwacja zwierzyny (69%), a samo jej zdobycie przynosi mało satysfakcji (11%)”. Po co zatem im w lesie drogie i ciężkie strzelby zamiast znacznie tańszej i lżejszej lornetki lub aparatu? Dlaczego trzeba zabijać zaobserwowane piękno? Kim są ludzie, którzy to robią? Niewątpliwie takie zachowanie świadczy o niskim poziomie rozwoju emocjonalnego. Przyjemność z pokonania znacznie słabszego przeciwnika mogą mieć chyba tylko osoby niedojrzałe. Radość z zabijania chyba tylko psychopaci.
Oczywiście myśliwi potrafią znaleźć wiele uzasadnień dla usprawiedliwienia konieczności kontynuowania procederu, który już dawno powinien odejść do lamusa. Niestety opowiadane przez nich bajki i półprawdy mocno zakorzeniły się w społeczeństwie. Na szczęście eksmyśliwy, a dziś nauczyciel mindfulness Zenon Kruczyński wydaje właśnie świetną odtrutkę − Ilustrowany samouczek antymyśliwski, który skutecznie rozbraja wszystkie te mity.
Moralnie niedorozwinięci
Niestety nawet najbardziej rzetelna wiedza nie wystarczy, żeby przekonać myśliwych, że robią źle i powinni przestać. Nie bez powodu ignorują postęp naukowy, do jakiego doszło na obszarze badań zwierzęcych emocji. W końcu myśliwi odcinają się nawet od własnych emocji. Co zatem robić? Są już kraje, które zdelegalizowały polowania dla przyjemności. Jednak przy obecnym Sejmie i Senacie, w którym ponadpolityczna „partia myśliwych” ciągle trzyma się mocno, trudno mieć na to nadzieję.
czytaj także
Inną drogę wskazuje w swoim artykule Dorota Probucka, przytaczając eksperyment myślowy psychologa klinicznego Richarda Rydera. Wyobraźmy sobie, że na Ziemię przybywają kosmici − istoty, których rozwój intelektualny i emocjonalny znacznie przekracza nasz ludzki. Czy wyrazilibyśmy zgodę na to, żeby kosmici, powołując się na swoją wyższość intelektualną, traktowali nas w taki sam sposób, w jaki my traktujemy obecnie zwierzęta?
Czy jest tutaj jakiś myśliwy, który odpowiedziałby twierdząco? A jeśli nie, to czemu na to pozwalamy? Aby odpowiedzieć na to pytanie, Probucka przytacza z kolei tezę psychologa Paula Haucka, mówiącą o tym, że przyczyną cierpienia ludzi jest moralny niedorozwój wielu homo sapiens. Ludzie samolubni i obojętni na cierpienie są na dole piramidy, a na szczycie znajdują się osoby empatyczne i umiejące zrozumieć cierpienie innych.
Dlaczego nawet wykształceni i, zdawałoby się, kulturalni ludzie mogą być tak mało emocjonalnie rozwinięci? Hauck twierdzi, że to dlatego, że nikt ich nigdy nie nauczył stawiać się w sytuacji swojej ofiary. Nikt ich nie nauczył wyobrażać sobie, że są na miejscu tego, kto z ich powodu cierpi. Aby się emocjonalnie rozwinąć i nauczyć empatii, musieliby na własnej skórze odczuć i przeżyć cierpienie swoich ofiar. Stąd też moje pytanie: Czy już czas zacząć tropić myśliwych? Oczywiście bez użycia przemocy i wyłącznie rekreacyjnie. Każdy, kto był kiedyś na spacerach podczas polowania, dobrze wie, jak myśliwi tego nie lubią. Wystarczy wycelować w nich obiektyw aparatu, a już czują się osaczeni.
Może gdyby do tego dorzucić warsztaty antydyskryminacyjne i psychologiczne w każdym kole łowieckim, a może nawet darmową pomoc terapeutyczną (PZŁ z pewnością na to stać!), dzięki czemu polujący lepiej mogliby zrozumieć swoje emocje, to potrafiliby przestać? A może macie jakiś inny, lepszy pomysł, żeby myśliwi przestali zabijać?
**
Książka Etyczne potępienie myślistwa pod redakcją Doroty Probuckiej ukazała się we wrześniu 2020 roku nakładem Wydawnictwa Universitas.