Szwedzkie więzienie czy opieka społeczna, szczególnie widziane z polskiej perspektywy, nie wyglądają aż tak źle, ale jednak nie pomagają wyjść z kryzysu. A o kryzys łatwiej, kiedy należy się do niższej klasy. Kinga Dunin czyta „Ciemności Smalandii” Henrika Bromandera i „Huberta” Bena Gijsemansa.
Henrik Bromander, Ciemności Smalandii, przeł. Katarzyna Syty, Centrala 2020
Rok 1987. Miasteczko w Szwecji, kiedyś ważny węzeł kolejowy, teraz smutna dziura. Matka – sprzątaczka. I megiera. Ojciec – alkoholik z zaburzeniami psychicznymi. Jeździł w fabryce wózkiem widłowym, ale coś ukradł i zwolniono go z pracy. Kiedy pijany wraca do domu, matka rzuca się na niego z pięściami, a ogląda to ich kilkuletni syn Erik. To on jest bohaterem tej opowieści, która zakończy się w roku 2011.
Ciemności Smalandii to graficzna powieść społeczno-polityczna. Została narysowana i napisana jako historia autobiograficzna, chociaż taką nie jest, bohater nie nazywa się tak jak autor komiksu. Jednak tak to działa: jak wyznanie nieomijające nawet najbardziej intymnych kwestii i gwarancja wiarygodności bohatera. Taki szwedzki Eribon? Z robotniczą rodziną w tle. Nie taką znowu patologiczną, chociaż brak w niej czułości. Rodzice się rozwodzą, pojawia się nowy mąż matki i nowe dziecko. Od Erika oczekuje się, że szybko się usamodzielni, zacznie zarabiać i będzie płacił za swoje utrzymanie. Nikt specjalnie nie przejmuje się jego potrzebami czy emocjami. Jedyną bliską mu osobą jest dziadek, przedstawiciel tej dawnej, jakby szlachetniejszej klasy robotniczej. Przed wojną organizował strajki na kolei.
czytaj także
Czarno-białe, z grubsza naszkicowane rysunki nie są piękne. Jednak bohater – bez względu na to, czego się o nim dowiadujemy – budzi naszą sympatię, a przede wszystkim rozumiemy go. I nie chodzi tu o współczucie – jest tak realistycznie przedstawiany, że widząc jego dobre i złe strony, jesteśmy gotowi go zaakceptować i towarzyszyć mu z nadzieją, że wyjdzie zwycięsko z rozmaitych potyczek z życiem.
Erik jest gejem. Ma bliską przyjaciółkę, która szybko orientuje się, że chłopak nie jest hetero. A on? Właściwie nigdy nie przeżywa jakichś dylematów związanych ze swoją orientacją, a w każdym razie nie poświecą temu zbyt wiele czasu, ale oczywiście zdaje sobie sprawę z otaczającej go homofobii. Początkowo jego życie erotyczne to potajemne spotkania z kolegą, który poza tym ma dziewczynę, zamierza się z nią pobrać i zrobi to. Nie ma tu miejsca na jakieś romantyczne rozmowy, to tylko wstydliwy seks, często po alkoholu.
Później Erik zakocha się w młodym pracowniku Amnesty International, ale nie poczuje się dobrze w środowisku gejów z NGOsów. Dla niego – błaznów homo. To nie jest jego klasa społeczna, a chłopak porzuci go i złamie mu serce. Wszystkie te seksualne historie oraz związane z seksualnością sceny – masturbacji, masturbacji za pomocą różnych przedmiotów – są szczegółowo i dość naturalistycznie rozrysowane, stąd pewno ostrzeżenie, że to książka „tylko dla dojrzałego czytelnika”.
Piszę o tym na początku nie dlatego, że akurat to jest najważniejsze. Jednak w opowieści o chłopięcym dojrzewaniu i młodości oczywiście w ten czy inny sposób jest stale obecne. Poczynając od chłopackich eksperymentów z pornografią i dotykania penisa kolegi.
czytaj także
Erik chodzi do marnej szkoły, której nie lubi, ale dużo czyta, początkowo głównie science fiction. I rysuje. To on jest domniemanym autorem komiksu, który oglądamy i czytamy, tworzy też własne ziny, pojawiają się one jako przerywniki i jeszcze raz opowiadają o jego życiu i zainteresowaniach. Znajdziemy w nich biografie takich twórców jak Genet czy Mishima oraz manifesty polityczne. I kolejną jego fascynację – włoskich faszystów.
W szkole razem z kolegą zakładają dwuosobową Faszystowską Grupę Walki. Ich program zakłada najpierw propagowanie idei, a potem wprowadzenie ich w czyn przemocą, stworzenie Nowego Człowieka. Faszyzm, który pociąga Erika, jest pozbawiony rasizmu i nacjonalizmu. (To chyba zabieg autora, który ma sprawić, że nie stracimy sympatii dla Erika). Wyrasta z nienawiści do wielkiego kapitału i demokracji. Jest marzeniem o korporacjonistycznym społeczeństwie, w którym panuje harmonia i każdy zajmuje należne mu miejsce.
Erik zmieni poglądy, chociaż nie aż tak bardzo, natomiast jego przyjaciel zasili skrajną szwedzką prawicę. I tu już niechęć do imigrantów, nacjonalizm i homofobia będą stałymi składnikami. Z domieszką prawicowego feminizmu (walczymy o równouprawnienie muzułmańskich kobiet), bo to jednak Szwecja. Niepokojąca w tym wszystkim jest oczywiście przemoc, chociaż politycznej przemocy chłopcy się nie dopuszczą, za to sami zostaną pobici przez antyfaszystów.
Erik, który z przemocą spotyka się w domu, ma w sobie mnóstwo frustracji i skrywanego gniewu, bywa agresywny. Widzimy go w szkole, jak znęca się nad otyłym kolegą, ale potem pracuje w różnych ośrodkach opiekuńczych i wydaje się, że radzi sobie całkiem nieźle i ma sporo empatii dla swoich podopiecznych. Później jednak brutalny atak na chłopaka, który prześladuje jego przyjaciółkę, zaprowadzi go na trzy lata do więzienia.
Tam spotka irańskiego bandziora i marksistowskiego autonomistę. Straci zaufanie do wszelkich wielkich idei, uzna, że powinny być zastąpione działaniem lokalnym i w granicach własnych możliwości. W jego wypadku oznacza to wysiłek, żeby jakkolwiek ułożyć sobie życie po więzieniu, poradzić z depresją, myślami samobójczymi itp. Nie zostanie sławnym profesorem socjologii ani znanym rysownikiem. Przetrwa co prawda pogodzony ze sobą, ale gdzieś na marginesie społeczeństwa, wciąż na nie zły i zmartwiony jego stanem.
Ta kilkusetstronicowa pozycja dość dobrze pokazuje społeczeństwo, w którym trudno wyrwać się z klasowych uwarunkowań. Szwedzkie więzienie czy opieka społeczna, szczególnie widziane z polskiej perspektywy, nie wyglądają aż tak źle, ale jednak nie pomagają wyjść z kryzysu. A o kryzys łatwiej, kiedy należy się do niższej klasy. Oczywiste są tu uwarunkowania ekonomiczne, ale nie tylko. W pewnym momencie Erik mówi: „Pochodzę z klasy robotniczej i nienawidzę bogatych snobów, gadki o »arystokratycznych ideałach«, które sprzedają ludzie z tych kręgów, uważam za okropne. Chodzi o zupełnie coś innego niż uwarunkowania ekonomiczne”.
Wyraźnie widać, że stoi za tym potrzeba uznania, odczucie różnic klasowych na każdym poziomie. Nie doprowadzi to jednak Erika do lewicowej polityki – taki finał uznałabym pewno zresztą za tani dydaktyzm – tylko do bardzo indywidualistycznej strategii. Zakończenie wybrane przez autora nie wydaje się optymistyczne: Erik znajduje sobie maleńką niszę, gdy świat i Szwecja idą w złym kierunku i nie ma co nawet próbować z tym walczyć.
Ciemność Smalandii to ciekawa powieść graficzna, której zalety nie mieszczą się w tym streszczeniu, tak jak postać Erika i jego konkretne losy nie sprowadzają się do znanych uwarunkowań społecznych. Godna polecenia.
czytaj także
*
Ben Gijsemans, Hubert, przeł. Agnieszka Bienias, Centrala 2021
A to dla odmiany bardzo piękny komiks. Wycyzelowany i wysmakowany w każdym detalu. Samotny, sympatyczny pan zajmuje się kontemplacją piękna – ogląda dzieła sztuki w muzeach, sam amatorsko maluje, spoglądając przez okno na śliczną, młodą sąsiadkę…
No i pięknie. Gdyby nie jeden zgrzyt. Inna sąsiadka, która nie jest już taka piękna i młoda, zaprasza go do siebie. Chciałaby może wejść w jakąś relację, ma ochotę na seks. Niestety w łóżku nie wygląda jak „Maja naga”, więc Hubert wraca do podglądania ładnej sąsiadki, nawet nie nagiej, bo nie o to w tym chodzi. Wiadomo, mężczyzna to „arystokratyczne ideały”, kobieta rozwiązłość, brak panowania nad własną seksualnością i desperackie poszukiwanie związku. No nie!