Za czasów panowania NSDAP wybuchła w Niemczech panika wokół homoseksualności. Naziści chcieli wywołać w społeczeństwie poczucie, że istnieje wspólny wróg zagrażający dotychczasowemu porządkowi moralnemu.
Kryminalizowanie homoseksualności i przedstawianie jej jako wynaturzenia nie było typowe wyłącznie dla okresu Trzeciej Rzeszy. Homofobia ma znacznie dłuższą tradycję, a paragraf 175., penalizujący stosunki homoseksualne, figurował w kodeksie karnym (StGB) od początku istnienia Cesarstwa Niemieckiego, czyli od 1871 r. Głosił: „Nierząd przeciwko naturze, do którego dochodzi pomiędzy osobami płci męskiej albo między człowiekiem i zwierzęciem, karany jest pozbawieniem wolności, może skutkować także utratą praw obywatelskich”.
Na początku lat 30. XX w. średnia roczna liczba wyroków wydanych na jego mocy wynosiła 800. Po zaostrzeniu przepisów w 1935 r. wzrosła do 1800, a w 1938 r. sięgnęła 8500. Szacuje się, że w Niemczech w okresie narodowego socjalizmu z powodu homoseksualności skazano łącznie ponad 50 tys. mężczyzn, a od 5 do 15 tys. z nich uwięziono w obozach koncentracyjnych.
Do obozów trafiały także nieheteronormatywne kobiety. W przeciwieństwie do mężczyzn, którzy oznaczani byli różowym trójkątem, lesbijki nosiły czarny, przeznaczony dla jednostek aspołecznych. Kobiety nie były ścigane za przestępstwa seksualne z paragrafu, bo ich seksualności nie traktowano serio. Uważano, że niezależnie od niej kobieta może przecież wypełnić swoje zobowiązania prokreacyjne względem ojczyzny.
Seks jako sprawa publiczna
Konstytuowanie się norm wraz z negocjowaniem ich wzajemnej hierarchii stabilizuje porządek społeczny, wartościuje postawy i zachowania, konstruuje role społeczne. Odnalezienie się w tym porządku jest dla każdego i każdej z nas sprawdzianem przynależności do społeczeństwa.
czytaj także
W systemie forsowanym przez nazistów najsilniej rezonującymi normami były heteroseksistowski rygor i binarny porządek płci podtrzymywane przez formalne i nieformalne instytucje kontroli społecznej. Normy te działały na zasadzie matryc, które reprodukowały pożądane postawy i patologizowały wszystko, co nieheteronormatywne.
Na przykładzie społeczeństwa Trzeciej Rzeszy doskonale widać, że ultrakonserwatywne normy moralne były nie tyle rezultatem kolektywnych decyzji społeczeństwa, ile odbiciem ideologii znajdującej umocowanie w aparacie państwa. Wskazuje na to chociażby powołanie w 1936 r. Głównego Urzędu Rzeszy do spraw Walki z Homoseksualizmem i Aborcją (Reichszentrale zur Bekämpfung der Homosexualität und der Abtreibung), który w ramach „polityki społecznej” wdrażał rozwiązania eugeniczne, takie jak „dobrowolna” kastracja i sterylizacja gejów.
Szacuje się, że w Niemczech w okresie narodowego socjalizmu z powodu homoseksualności skazano łącznie ponad 50 tys. mężczyzn.
Upatrywanie zagrożeń w obecności osób homoseksualnych w społeczeństwie wynikało, jak objaśnia Agnieszka WeseliAgnieszka Weseli: Homoseksualiści i homoseksualizm w KL Auschwitz-Birkenau w świetle „oświadczeń” byłych więźniów obozu. W: „Przegląd Historyczny“, 2007, t. 98, z. 3, s. 425–435., „z podstawowego celu państwa nazistowskiego, jakim był liczebny rozwój rasy aryjskiej. Dążono do niego oficjalnie poprzez wspieranie tradycyjnej wielodzietnej rodziny, czemu służyły przyznawane przez państwo preferencyjne kredyty i inne ułatwienia. Istotna była też koncepcja matki Niemki, wiernej opiekunki rodziny, oddającej synów ojczyźnie, porównywanej z bohaterskim, przelewającym krew żołnierzem i podobnie jak on honorowanej państwowymi medalami”. Naziści nie dawali przyzwolenia na związki, które nie zakładały reprodukcji, a zbyt niski względem oczekiwań poziom przyrostu naturalnego interpretowali jako „niewdzięczność wobec narodu i Führera”.
U podstaw narodowosocjalistycznej biopolityki leżała idea „zdrowego”, a zatem heteroseksualnego ciała. Homoseksualność sklasyfikowano więc jako problem polityczny, a osoby homoseksualne jako wrogów narodu (Volksfeinde), co wyraźnie wybrzmiewa w jednym z oświadczeń kierownictwa NSDAPErklärung der Reichsleitung der NSDAP auf eine Anfrage anläßlich der Reichstagswahl 1928, cyt. za: Rudolf Klare: Homosexualität und Strafrecht. Hamburg 1937.: „Wolna miłość jest rozpustna. Dlatego ją odrzucamy, podobnie jak odrzucamy wszystko, co szkodzi narodowi. Każdy, kto choć myśli o miłości męsko-męskiej lub kobieco-kobiecej, jest naszym wrogiem. (…) Odrzucamy każdą rozpustę, szczególnie miłość męsko-męską, ponieważ pozbawia nas ostatniej szansy na uwolnienie naszego narodu spod łańcucha niewoli (…)”. Przytoczony fragment jest jednocześnie świetnym przykładem tego, jak bardzo ultraprawica lubiła demonstrować swoje obrzydzenie seksem uprawianym dla przyjemności, a nie reprodukcji.
czytaj także
Zgodnie z regułami Foucaultowskiej biowładzy, czyli władzy dyscyplinującej najbardziej intymne sfery życia, jak cielesność i reprodukcja, sfera seksualna staje się przedmiotem nadzoru ze strony państwa. Dążenie do przeniesienia homoseksualności z przestrzeni prywatnej do publicznej oddają słowa Heinricha HimmleraHeinrich Himmler, cyt. za: Bradley Smith/Agnes Peterson: Heinrich Himmler, Geheimreden 1933 bis 1945. Frankfurt a. M. 1974.: „Wśród homoseksualistów są tacy, którzy wychodzą z założenia: «to, co robię, nie powinno nikogo obchodzić, to moja prywatna sprawa». Jednak wszystkie kwestie koncentrujące się wokół płci nie są prywatną sprawą jednostki, bo decydują o życiu lub śmierci narodu (…). Naród, który posiada wiele dzieci, ma realne szanse na zdobycie potęgi i władzy światowej”.
Rola odmienności w stabilizowaniu porządku społecznego
Ostatecznie o tym, czy danemu zachowaniu zostanie nadany status dewiacyjnego, decyduje nie sam fakt złamania normy, lecz reakcja społeczna. A że jej dynamika była w państwie nazistowskim ściśle determinowana przez przekazy propagandowe, homofobia szybko stała się powszechną postawą.
Bycie niehetero odczytywane było jako naruszenie tradycyjnego porządku i zagrożenie dla wspólnie wyznawanych wartości. Zwłaszcza wtedy, gdy dostrzegano, że wykracza poza jednostkowe przypadki i osiąga społeczną widzialność. Jak zauważa Georg Simmel:Georg Simmel, cyt. za: Lewis A. Coser: Funkcje konfliktu społecznego. Kraków 2009. „świadomość stron, że są tylko przedstawicielami roszczeń ponadjednostkowych, że walczą nie dla siebie, lecz tylko dla sprawy, może nadać konfliktowi charakter radykalny i bezlitosny, jaki można znaleźć w zachowaniu niektórych bardzo bezinteresownych i idealistycznie nastawionych osób”.
Z jednej strony wobec emancypacyjnych ruchów mniejszościowych stosowane są z reguły „prewencyjno-resocjalizacyjne” działania systemowe, radykalizowanie przepisów prawa, dyskryminacja i mowa nienawiści.
Z drugiej jednak strony w systemie totalitarnym piętnowanie odstępstw od ustalonej sztywno normy okazuje się istotnym narzędziem sprawowania władzy. Jak pisze Adam OstolskiAdam Ostolski: Dyskurs u władzy. Filozofia polityczna Michela Foucaulta. W: „Etyka“, nr 36, 2003, s. 159–172., „dominująca władza żywi się oporem. Władza policyjna potrzebuje przestępców, którzy ją legitymizują, dlatego stworzono produkujące ich więzienia. Dzięki istnieniu przestępców ludzie nie tylko tolerują wszechobecność policji, ale wręcz domagają się jej. Dominująca władza-wiedza dzieli i różnicuje”.
Szczucie na mniejszości wymyka się władzy spod kontroli [Sutowski rozmawia z Witkowskim]
czytaj także
Fabrykowanie zagrożenia
Propaganda antygejowska oferowała imponujący wybór projekcji zagrożeń konstruowanych wokół zdemonizowanej homoseksualności. Sprzyjała wzrostowi wrogości wobec gejów. Zagrożenia upatrywano nie tylko w braku zdolności reprodukcyjnych. Bazując na pseudonaukowej teorii, próbowano dowieść, że znakomitą większość homoseksualistów stanowią „uwiedzeni” (Verführter), czyli osoby początkowo heteroseksualne, które wpadły w sidła „uwodzicieli” (Verführer). Uwodziciele mieli być tymi „prawdziwymi gejami”, odpowiedzialnymi za rozprzestrzenianie się „homoseksualnej zarazy” (die homosexuelle Seuche).
Homoseksualni mężczyźni mieli nieść też zagrożenie dla struktur państwowych, opartych na idei NS-Männerstaat (państwa zarządzanego wyłącznie przez mężczyzn). Pojawienie się – jak twierdził Heinrich Himmler – nie kompetentnych, ale atrakcyjnych kandydatów, sprawiłoby, że lojalność wobec państwa ustąpiłaby męsko-męskim miłosnym intrygom.
Przekaz masowy uprawomocniał wszelką dyskryminację i dawał przyzwolenie na przemoc wobec gejów, którzy zostali zepchnięci poza nawias społeczeństwa. Gej opisywany był jako rozpustny i zdegenerowany, dotknięty gangreną moralną. Stanowił esencję tego, czym nie powinno się być. Dla języka propagandy symptomatyczny był argument naturalności, który zresztą nigdy nie przestał być uniwersalnym chwytem w dyskusjach na temat LGBTQ+. Nawet w niemieckim kodeksie karnym stosunek homoseksualny nazwano „nierządem przeciwko naturze”.
Figura geja jako wroga narodu była za pomocą homofobicznej propagandy sukcesywnie utrwalana w świadomości zbiorowej i internalizowana przez jednostki. Archiwum Państwowe w Berlinie obfituje w liczne źródła świadczące o tym, że tzw. zwykli obywatele pod wpływem zbiorowego niepokoju i wyczulenia na punkcie homoseksualności chętnie angażowali się w projekt eliminowania „dewiantów” ze społeczeństwa. Donosy składane przez sąsiadów, znajomych, byłych partnerów, a czasem członków rodziny decydowały o tym, że ofiara wpadała w szpony państwowej machiny systemu penitencjarnego.
Doniesienia były zwykle anonimowe, jak to pochodzące z 1938 r.: „My – duża część mieszkańców bloku artystów na Barnayweg – pilnie prosimy o obserwację B., który mieszka jako podnajmujący u pani F. […] i który każdego dnia pojawia się w towarzystwie młodych wyrostków. Nie może tak dalej być. Prosimy nie odbierać tego zgłoszenia jako nikczemnej denuncjacji, ale bezwstydność tej osoby jest coraz większa, a nikt z nas nie chciałby poprzez podanie swojego nazwiska znaleźć się później w jakimś niezręcznym położeniu. Prosimy najuprzejmiej o obserwację i zwrócenie uwagi na tę sprawę”.
Kochające Polskę rodziny z dziećmi, czyli jak oswoiliśmy faszyzm
czytaj także
W tym samym roku Hedwig R. z Wilmersdorfu wysłała do Gestapo pismo, w którym donosi na swojego sąsiada. W jej liście czytamy: „Od 12 lat mieszkamy w jednej kamienicy, a on jeszcze ani razu nie pokazał się z żadną dziewczyną. (…) Naturalnie nie mogę tego stwierdzić, ale wydaje mi się to co najmniej podejrzane. Co mają znaczyć ci odwiedzający go chłopcy… Chciałabym prosić o nieujawnianie mojego nazwiska”.
Kara jako spektakl
Egzekwowanie sankcji spełnia podwójną funkcję. Po pierwsze służy tresurze do posłuszeństwa mas społecznych, co zaznacza się szczególnie wyraźnie w rytualnym charakterze wymierzania kar i ich widzialności.
Archiwum Państwowe w Berlinie obfituje w liczne źródła świadczące o tym, że tzw. zwykli obywatele chętnie angażowali się w projekt eliminowania „dewiantów” ze społeczeństwa.
W obozach koncentracyjnych egzekucje wykonywano tak, aby mogły być spektaklami władzy manifestującymi całkowitą dominację systemu nad jednostką.
Opis publicznie zadawanej chłosty znajdujemy we wspomnieniach Heinza Hegera, homoseksualnego więźnia skazanego na mocy paragrafu 175. Z jego relacji wynika, że taka praktyka była stosowana w obozie we Flossenbürgu, a przynajmniej w „homobaraku”, gdzie kwaterowano wyłącznie więźniów z różowym trójkątem. „Kiedy więzień został skazany na karę chłosty, która była wykonywana na koźle, wszyscy więźniowie z bloku musieli się zebrać i oglądać przebieg kary. Jeśli kara była wykonywana na placu apelowym, cała sfera obozowa musiała być przy tym. Kozioł był przypominającym ławę drewnianym urządzeniem, na którym więzień kładł się twarzą do dołu tak, że jego głowa, ręce i nogi zwisały, a pośladki były najwyżej położoną częścią ciała. Nogi przeciągano do przodu i też przywiązywano. Już sama ta pozycja i przywiązanie do kozła było torturą, ale jakaż to była męczarnia, kiedy zaczynały padać razy. Bito różnymi narzędziami, pejczem, kijem albo bykowcem, którego więźniowie najbardziej się bali”.
czytaj także
Demonstrowanie władzy to nie jedyna ukryta funkcja karania. Decyzje o wymierzaniu sankcji oprawcy podejmowali w zasadzie arbitralnie, dlatego egzekucje przemieniały się w pokazy sadyzmu. Przemoc fizyczna była jednocześnie aktem udowodnienia moralnej wyższości oprawcy i panowania nad „podludźmi”.
Przykładem brutalności i samowoli katów w systemie terroru jest to, co spotkało Wolfganga, 19-letniego księgowego, który w 1938 r. trafił do KZ Sachsenhausen. Chłopak nie przeżył obozu, a jego historia mogła ujrzeć światło dzienne tylko dlatego, że została opowiedziana przez współwięźnia, Davida FDavid F, cyt. za: Lutz van Dijk: Ich konnte ihm nicht mehr helfen. W: tegoż: Einsam war ich nie. Schwule unter dem Hakenkreuz 1933–1945. Berlin 2017, s. 42–63., niemieckiemu historykowi Lutzowi van Dijkowi: „Minęły dwa dni, zanim znów zobaczyłem Wolfganga. Był okrutnie poobijany: jego ciało było pokryte krwawymi smugami, miał dwa wybite zęby. Ale o najgorszym powiedział mi dopiero później: jego odbyt był tak brutalnie maltretowany kolbami karabinów, że nie był w stanie siedzieć. (…) Jeden z esesmanów dźgał go stłuczoną szyjką butelki w ledwo zagojone rany, dopóki chłopak nie zemdlał z bólu…”.
Jak zaznacza filozof Wolfgang SofskyWolfgang Sofsky: Ustrój terroru: obóz koncentracyjny. Warszawa 2016.: „mimo formalnego regulaminu, przejście od kary regulaminowej do kary jako środka terroru było płynne. Władza absolutna wyzbywa się przepisów, przekształca karę i toruje drogę ekscesywnemu okrucieństwu”.
Normalni mężczyźni i ciepłe świnie
To, jak silnie stygmatyzowane były w Trzeciej Rzeszy poszczególne incydenty homoerotyczne, zależało od kontekstu, od pozycji władzy, miejsca w hierarchii.
Heinz HegerHeinz Heger: Mężczyźni z różowym trójkątem. Świadectwo homoseksualnego więźnia obozu koncentracyjnego z lat 1939–1945. Warszawa 2016. tak relacjonuje swój pobyt w wiedeńskim areszcie policyjnym na Rosauerlände, gdzie celę dzielił z dwoma, jak sam zaznacza, heteroseksualnymi kryminalistami w wieku około 30 lat: „Kiedy dowiedzieli się, że jestem ciepły, jak im powiedział policyjny dozorca ze znaczącym uśmiechem, od razu zaczęli mi robić propozycje, które z oburzeniem odrzucałem. […] Wtedy zaczęli mnie lżyć, jak i cały ciepły podmiot, który należało wyplenić. To niewybaczalne ze strony więzienia, by takiego podczłowieka umieszczać z dwiema względnie przyzwoitymi osobami! Nawet jeśli weszli w konflikt z prawem, byli jednak normalnymi mężczyznami, a nie zboczeńcami. Nie można ich traktować na równi z homoseksualistami, których przecież należy zaliczać do zwierząt. Jeszcze długo poniżali w ten sposób mnie i moich współbraci w niedoli, przy czym co chwilę podkreślali, że sami są ludźmi honoru w porównaniu do tych ciepłych świń. […] Już pierwszej nocy odkryłem, że sami to robią ze sobą i obojętne im było, że to widzę lub słyszę. Ale ich zdaniem – zdaniem „normalnych” były to tylko czynności zastępcze, a nie jakaś ciepła historia”.
Opowieść Hegera koresponduje z obserwacją innego świadka, Eugena KogonaEugen Kogon: Der SS-Staat – Das System der deutschen Konzentrationslager. Düsseldorf 1974.: „W obozie wystarczyło zaledwie podejrzenie, aby uznać schwytanego za osobę homoseksualną, a tym samym narazić go na pogardę, stygmatyzację i szczególne zagrożenie życia. Należy tutaj zaznaczyć, że praktyki homoseksualne były mocno rozpowszechnione; jednak współwięźniowie atakowali i szykanowali tylko tych, którzy byli oznaczeni przez SS różowymi trójkątami”.
Kara za skargę. Studenci ze Śląska na celowniku Ordo Iuris i policji
czytaj także
Paragraf 175. nie przestał obowiązywać wraz z końcem wojny. Został zliberalizowany wraz z nowelizacją kodeksu karnego w 1969 r., a całkowicie wykreślony dopiero w 1994 r. Oznacza to, że po wyzwoleniu obozów represje trwały dalej, a niektórzy więźniowie prosto z obozu trafiali do aresztu, by odsiedzieć pozostałą część wyroku. Geje w świetle prawa nadal pozostawali kryminalistami i musieli żyć w ukryciu. Dlatego przez długi czas nie podejmowano badań na temat „różowych trójkątów”.
O prześladowaniach, doświadczeniu obozu i tym, co działo się w odseparowanych barakach dla homoseksualistów, zdecydowało się opowiedzieć zaledwie kilkanaście osób. Dziś już żadna z nich nie żyje.
Pamięć o nieheteronormatywnych ofiarach nazizmu bardzo powoli i opornie przebija się do mainstreamowych narracji o Zagładzie. W szczególności w Polsce, gdzie żadne z muzeów w byłych obozach zagłady nie uznało, że temat wart jest ujęcia w ramach wystawy stałej, a nieheteronormatywne ofiary nazizmu nie doczekały się choćby pojedynczej formy upamiętnienia w przestrzeni publicznej.
***
Magda Borysławska jest doktorantką na Wydziale Neofilologii UW. Pisze rozprawę doktorską na temat sytuacji osób nieheteronormatywnych w Trzeciej Rzeszy. Absolwentka Germanistyki oraz Interdyscyplinarnych Studiów nad Dyskursem na UW.