Amerykański prezydent Donald Trump prowadzi politykę handlową, która dąży do poprawy amerykańskiego salda handlowego, ale jest także niezręczną próbą ograniczenia wpływów Chin oraz osłabienia Europy, o trudnych do przewidzenia skutkach. Trump uważa inaczej, ponieważ jest ignorantem. Komentarz Jeffreya Sachsa.
NOWY JORK. Don Kichot walczył z wiatrakami. Prezydent Donald Trump walczy z deficytem w handlu. Obie walki są absurdalne, ale Don Kichotem przynajmniej powodowały względy ideowe. Trumpa zaś motywuje podszyta wściekłością ignorancja.
Dopiero co ogłoszono, że amerykański deficyt w międzynarodowym handlu towarami i usługami powiększył się do kwoty 621 miliardów dolarów. I to mimo obietnicy Trumpa, że twarda polityka handlowa wobec Kanady, Meksyku, Europy i Chin doprowadzi do jego ograniczenia. Trump wierzy bowiem, że deficyt ów wynika z nieuczciwych praktyk amerykańskich partnerów handlowych. Poprzysiągł więc położyć im kres i wynegocjować z tymi krajami sprawiedliwsze umowy handlowe.
Rzecz w tym, że amerykański deficyt handlowy wcale nie jest wynikiem nieuczciwych praktyk stosowanych przez innych, a negocjacje Trumpa nie zapobiegną jego powiększaniu. Jest on bowiem miarą zaburzeń równowagi makroekonomicznej, zaostrzonych jeszcze przez politykę Trumpa – zwłaszcza przez wprowadzone w 2017 roku cięcia podatkowe. Trwałe utrzymywanie się deficytu, a wręcz jego pogłębianie, było łatwe do przewidzenia dla każdego, kto dobrnął do drugiego tygodnia wykładów z międzynarodowej makroekonomii na studiach licencjackich.
Na czym to polega? Wyobraźmy sobie, że ktoś zarabia kwotę X i wydaje kwotę Y. Jeśli jego zarobki potraktujemy jako „eksportowane” przez niego towary i usługi, wydatki zaś jako towary i usługi „importowane”, od razu będzie jasne, że nadwyżka eksportu w stosunku do importu wystąpi wówczas, jeśli zarobki będą wyższe niż wydatki. Deficyt zaś oznacza, że dana osoba wydaje więcej, niż zarabia.
Tak samo sprawy wyglądają, kiedy zestawi się dochody i wydatki w innych sferach gospodarki, zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym. W gospodarce notuje się nadwyżkę w bilansie obrotów bieżących (będącym najbardziej ogólną miarą bilansu międzynarodowego), kiedy produkt narodowy brutto (PNB) przewyższa wydatki, a deficyt, kiedy wydatki są większe niż PNB. Ekonomiści używają terminu „krajowej absorpcji” na określenie całości wydatków będącej sumą krajowej konsumpcji i krajowych nakładów inwestycyjnych. Bilans obrotów bieżących można zatem zdefiniować jako bilans PNB i krajowej absorpcji.
Warto zaznaczyć, że nadwyżka dochodów nad konsumpcją jest równoważna krajowym oszczędnościom, zatem nadwyżkę dochodów nad absorpcją można wyrazić jako nadwyżkę krajowych oszczędności nad krajowymi inwestycjami. Kiedy więc w gospodarce oszczędza się więcej, niż inwestuje, w bilansie obrotów bieżących odnotowuje się nadwyżkę, kiedy zaś inwestycje przewyższają oszczędności – deficyt.
Proszę zauważyć, że w tym całym równaniu brakuje polityki handlowej. Deficyt bilansu obrotów bieżących jest wskaźnikiem czysto makroekonomicznym: oznacza po prostu niedostatek oszczędności w porównaniu z inwestycjami. Amerykański deficyt w handlu zewnętrznym nie jest zatem pod żadnym względem konsekwencją nieuczciwych praktyk handlowych Kanady, Meksyku, Unii Europejskiej czy Chin.
Trump uważa inaczej, ponieważ jest ignorantem. Jego niewiedza ma zaś tak wielkie znaczenie dla debaty publicznej w Stanach Zjednoczonych głównie na skutek strachliwości jego doradców (którzy, jak wieść niesie, tracą stołki, kiedy tylko mu się sprzeciwią), Partii Republikańskiej oraz amerykańskich szefów korporacji (którzy nie ważą się kwestionować absurdów głoszonych przez Trumpa).
USA przeszły od nadwyżek bilansu obrotów bieżących do chronicznego deficytu od początku lat 80. głównie z powodu wielu cięć podatkowych wprowadzonych przez prezydentów Ronalda Reagana, George’a W. Busha i teraz Trumpa. Cięcia podatków były większe niż cięcia rządowych wydatków, co spowodowało zmniejszenie inwestycji. Mniejsze rządowe oszczędności można częściowo zrównoważyć, zwiększając oszczędności w sektorze prywatnym – na przykład kiedy firmy i gospodarstwa domowe traktują cięcia podatkowe jako środek tymczasowy. Kompensacja tego rodzaju nigdy nie będzie jednak całkowita, a zatem cięcia podatków zazwyczaj zmniejszają krajowe oszczędności, co z kolei powiększa deficyt bilansu obrotów bieżących.
Dane z Banku Rezerwy Federalnej w Saint Louis pokazują, że w latach 70. oszczędności amerykańskiego rządu wynosiły przeciętnie –0,1% PNB, oszczędności prywatne zaś 22,2% PNB. Krajowe oszczędności kształtowały się zatem na poziomie 22,1% PNB. Tymczasem w pierwszych trzech kwartałach 2018 roku amerykański rząd miał oszczędności w wysokości –3,1% PNB, a prywatne oszczędności wyniosły 21,8% PNB, co znaczy tyle, że krajowe oszczędności wyniosły 18,7% PNB. Z kolei bilans obrotów bieżących USA przeszedł od małej nadwyżki 0,2% PNB w latach 70. w deficyt wynoszący 2,4% PNB dla pierwszych trzech kwartałów roku 2018.
W wyniku cięć podatkowych wprowadzonych w USA w 2017 roku rządowe oszczędności zapewne zmniejszą się o ok. 1% PNB, prywatne oszczędności zaś mogą wzrosnąć o połowę tej wartości – w oczekiwaniu na spodziewane podwyżki podatków. Jednocześnie wzrost inwestycji przedsiębiorstw będzie marginalny, a w budownictwie mieszkaniowym wręcz spadną, co w niewielkim tylko stopniu wpłynie na ogólny rezultat. Wynikiem netto będzie zatem prawdopodobnie zwiększenie deficytu w bilansie obrotów bieżących, prawdopodobnie o 0,5% PNB.
To zatem flagowa polityka podatkowa Trumpa jest głównym czynnikiem wyjaśniającym niewielkie pogłębienie się nierównowagi w handlu zagranicznym. I znów, polityka handlowa w kontekście tych wyników właściwie się nie liczy.
Stiglitz: Stany Zjednoczone mogą przegrać wojnę handlową z Chinami
czytaj także
Polityka handlowa liczy się jednak w kontekście światowej gospodarki. I to bardzo. Podczas gdy Trump walczy z wiatrakami, światowa gospodarka staje się coraz bardziej niestabilna, a relacje między USA i większością świata odczuwalnie się pogorszyły. Samego Trumpa nie poważa się w większości państw, a szacunek do amerykańskich władz na całym świecie drastycznie się zmniejszył.
Oczywiście polityka handlowa Trumpa nie ma na celu wyłącznie poprawy amerykańskiego salda handlowego, ale jest również opartą na niewłaściwych przesłankach próbą ograniczenia wpływów Chin, a nawet osłabienia Europy. Ten cel jest odzwierciedleniem neokonserwatywnego oglądu świata, w ramach którego bezpieczeństwo narodowe postrzegane jest w kategoriach gry o sumie zerowej prowadzonej przez państwa narodowe. Gospodarcze sukcesy konkurentów Ameryki są zatem uważane za zagrożenie dla światowej supremacji Ameryki, a więc również dla bezpieczeństwa kraju.
Takie poglądy odzwierciedlają wojowniczość i paranoję, które od dawna zagościły w amerykańskiej polityce. Sprzyjają one niekończącemu się konfliktowi międzynarodowemu, a Trump i ci, którzy go wspierają, dają się im ponieść. Z tej perspektywy absurdalne wojny handlowe Trumpa są niemal tak przewidywalne jak zaburzenia równowagi makroekonomicznej, którym tak spektakularnie nie udało się zaradzić.
**
Copyright: Project Syndicate, 2019. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.