Jarosław Kaczyński będzie wymagał od nowego premiera determinacji w realizacji antydemokratycznych celów. Jako polityk bez silnego poparcia partyjnych dołów nie będzie miał w tych rozmowach mocnej pozycji negocjacyjnej. Czy wytrzyma?
W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość odsunęło od władzy Platformę Obywatelską pod sztandarami krytyki totalnej. Po multikulti, kosmopolitycznej „Polsce w ruinie” miała nastać swojska i narodowa „dobra zmiana”. Tymczasem już po dwóch latach premierem III RP został były doradca Donalda Tuska oraz człowiek związany zawodowo z międzynarodową finansjerą. Złośliwi mogliby powiedzieć, że nawet rewolucyjna zmiana systemu politycznego to za mało, by powstrzymać marsz Mateusza Morawieckiego do władzy.
Sutowski o Morawieckim: Naczelnik kieruje, technokrata rządzi
czytaj także
Od końca XX wieku, niezależnie od tego, czy przy władzy byli akurat liberałowie, konserwatyści, czy postkomuniści politykę gospodarczą Polski charakteryzowały stabilność i przewidywalność, szczególnie na tle edukacji, administrowania publicznego, szkolnictwa wyższego czy polityki historycznej. W tej perspektywie można by uznać, że rządy Prawa i Sprawiedliwości nie wyróżniają się szczególnie na tle poprzedników. Sam Mateusz Morawiecki jako minister rozwoju dał się poznać jako kontynuator linii gospodarczej „obozu III RP” w wariancie realizowanym pod koniec rządów Platformy przez ministra Szczurka. Priorytety budżetowe po przełomie 2015 roku pozostały te same: uszczelnianie i unowocześnianie systemu podatkowego (szczególnie w aspekcie podatków pośrednich), finansowanie z publicznych pieniędzy innowacji i badań w firmach prywatnych czy zwiększenie wydatków na politykę społeczną. Doskonały przykład to kwestia pomocy rodzinom. Spadek osób żyjących w skrajnym ubóstwie, które dotykało szczególnie silnie rodziny wielodzietne to efekt zarówno programu 500+, jak i ulg podatkowych z ostatnich lat władzy PO.
Nie oznacza to wcale, że wszystko zostało po staremu. Morawiecki przełamał wiele dogmatów wyznawanych przez polityków poprzednich rządów: od koalicji PO-PSL po SLD czy nawet pierwszy PiS. Otwarcie odrzucił on przekonanie, że „kapitał nie ma narodowości”, mówił o konieczności szybszego wzrostu wynagrodzeń pracowników, zintensyfikował walkę z tzw. karuzelami VAT-owskimi.
Pozytywnie należy oceniać także rolę superministra w tzw. „repolonizacji” banków. Morawiecki profesjonalnie wyzyskał korzystne okoliczności rynkowe i skupił pod kontrolą państwa (poprzez m.in. ZUS czy PKO BP) ważne dla stabilności polskiej gospodarki instytucje prywatne. Dzięki temu rząd, a więc i obywatele przynajmniej w teorii powiększyli przestrzeń swojego wpływu na sytuację finansową kraju i społeczeństwa. W czasach, kiedy nawet najbardziej absurdalna bańka spekulacyjna (np. bitcoinowa) w krótkim czasie doprowadzić może do destabilizacji i kryzysów na rynkach finansowych, wpływ rządu na banki daje nadzieję, że nie czeka nas zapaść gospodarcza na miarę Hiszpanii, Irlandii, czy Grecji.
Przykładów naprawdę „dobrej zmiany” w polityce gospodarczej było u Morawieckiego więcej. Krytycy teorii ekonomicznej opartej na paradygmacie liberalnym z ulgą odbierali jego słowa o potrzebie „ucieczki z pułapki średniego dochodu”, wyraźne inspiracje ekonomiczną szkołą instytucjonalną, czy m.in. autorstwo wstępu do krytycznej wobec głównego nurtu książki Przedsiębiorcze państwo prof. Mariany Mazzucato. Wszystko to daje powody sądzić, że Morawiecki rozumie gospodarkę lepiej, niż wielu jego konkurentów z Sejmu i krytyków w mediach.
czytaj także
Nie oznacza to bynajmniej, że ta wiedza zawsze przekłada się na realne działania. Ocena dorobku Morawieckiego pozostaje niejednoznaczna, gdyż w praktyce minister rozwoju wielokrotnie wspierał i wprowadzał rozwiązania, które mają więcej wspólnego z antydemokratycznym korporacyjnym neoliberalizmem niż polityką na rzecz zrównoważonego rozwoju. Przykłady można mnożyć: pomysł przekształcenia całego kraju w Specjalną Strefę Ekonomiczną, w której przywileje dla biznesu zależą od decyzji urzędników podlegających ministrowi; niedostateczne uwzględnienie interesów i reprezentacji pracowniczej w zarządzaniu; plany wprowadzenia obligatoryjno-publicznego, a zarazem kapitałowego systemu emerytalnego w kilka lat po faktycznej likwidacji szkodliwych dla gospodarki Otwartych Funduszy Emerytalnych; zapowiedzi tworzenia w szkołach klas o profilu call center (!) będących żartem z innowacyjnej polityki edukacyjnej; sprzeciwianie się pomysłowi tzw. jednolitej daniny, która pozwoliłaby odejść od faktycznej regresywności systemu podatkowego; dalej nieprzekonująca polityka ekologiczna; zablokowanie projektu zniesienia limitów składek dla osób prowadzących działalność gospodarczą; entuzjastyczne witanie wszystkich nowych inwestycji zagranicznych, w tym takich, które jedynie pogłębiają peryferyzację Polski w światowym łańcuchu dostaw.
czytaj także
Podobnie jak w poprzednich stuleciach sytuacja polityczna i gospodarcza Polski zależeć będzie od warunków międzynarodowych. Polska gospodarka w ogromnym stopniu zależy od koniunktury politycznej w Niemczech, a ta z kolei osłabiona jest w ostatnich latach m.in. poprzez kryzys migracyjny, wyraźnie antyniemiecką politykę administracji Trumpa; Brexit i ryzyko rozpadu Unii Europejskiej; niechęć do reformy walutowej Eurogrupy; wreszcie wrogie działania ze strony Rosji. Na szczęście pod względem stricte ekonomicznym niemiecka gospodarka ma się całkiem dobrze – choć dzieje się to kosztem wielkiego sektora pracy niskopłatnej, a także niezrównoważonego bilansu handlowego – co przynajmniej w krótkiej perspektywie daje powody do optymizmu i dla nas. Korzystne dla obu stron stosunki gospodarcze zachodzą jednak w coraz gorszej atmosferze politycznej i społecznej. Za to jednak winić trzeba przede wszystkim polski rząd i ministra – oby już niedługo byłego – Waszczykowskiego.
Interesujący – choć ryzykowny – jest wspierany przez Morawieckiego projekt ściślejszej współpracy z Chinami. Tu jednak pojawia się istotny problem: czy Polska faktycznie może na tym skorzystać? O ile należy zrozumieć chęć dywersyfikacji partnerów handlowych (wzrost w handlu z Chinami daje narzędzie do wzrostu znaczenia Polski np. w ramach Unii Europejskiej czy NATO), to nie jest wcale pewne, czy stosowane środki pozwolą osiągnąć zakładane cele. Budowa i uczestnictwo w inicjatywie tzw. „Nowego Jedwabnego Szlaku” może okazać się pod tym względem przeciwskuteczna i przyczynić się do dezindustrializacji kraju. Nasi przedsiębiorcy będą mieli bowiem poważne problemy w konkurencji z eksportem gospodarki kraju liczącego 1,5 miliarda ludności o wciąż znacznie niższych niż polskie kosztach pracy. Dążenie do poprawy bilansu handlowego z Chinami opiera się zatem na mocno optymistycznych założeniach. Na razie do Państwa Środka sprzedajemy prawie dziesięć razy mniej, niż kupujemy.
Wydaje się, że ze współczesnej krytyki dominującego porządku gospodarczego premier Morawiecki wyniósł przede wszystkim przekonanie o konieczności odgrywania w gospodarce aktywnej roli przez państwo („narodowy kapitalizm”). W warunkach polskiej debaty ekonomicznej to niewątpliwy postęp zarówno intelektualny (zainteresowanych odsyłam do właśnie wydanej po polsku przez wydawnictwo Heterodox książki Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat prof. Stevena Keena) jak i polityczny – to wciąż jedna z głównych przewag Prawa i Sprawiedliwości wobec innych sił politycznych w Polsce. Warto bowiem przypomnieć: wolny rynek jako taki nie istnieje, a spór między zwolennikami różnych orientacji gospodarczych sprowadza się do określania granic i mechanizmów ingerencji demokratycznych instytucji w działalność przedsiębiorstw w celu ochrony praw obywateli.
Zandberg: Morawiecki powinien wytłumaczyć się z konfliktu interesów
czytaj także
Krytykując ideologię prorynkową nie można zapominać, że sama aktywna rola państwa nie przesądza jeszcze o gospodarczym sukcesie. Znamy, także z historii najnowszej przykłady krajów, w których silna władza polityczna odgrywa w ekonomii rolę negatywną, paraliżując konkurencję między firmami oraz ignorując prawa konsumentów i pracowników. Zwiększanie uprawnień państwa wykorzystywać można przecież nie tylko do wspierania innowacyjnych czempionów nowych technologii, ale także do budowy quasi-mafijnych sieci w interesie wąskiej kliki partyjnej. Polska Prawa i Sprawiedliwości jest na najlepszej drodze, aby realizować właśnie ten scenariusz. Polskie społeczeństwo nie jest jednolite i odgórne narzucenie konserwatywnej ideologii osłabi, a nie wzmocni jego gospodarczy i twórczy potencjał.
W analizach Fundacji Kaleckiego Maciej Grodzicki, Dariusz Standerski, Tomasz Janyst i Karol Muszyński prognozowali, że jednym z największych zagrożeń dla powodzenia strategii Morawieckiego, obok kwestii merytorycznych jest… polityka Prawa i Sprawiedliwości. Nawet najlepsze pomysły gospodarcze obrócą się we własne karykatury, jeśli będą wdrażane równolegle z kolesiostwem, partyjniactwem, agresywną rządową propagandą, korupcją, prześladowaniami opozycji, cenzurą i atakowaniem niezależnych mediów, zastraszaniem dziennikarzy, akceptacją dla rasistowskiej przemocy radykałów czy ciągłym łamaniem praw kobiet i mniejszości seksualnych. Bez wzajemnego szacunku różnych grup, swobody w życiu prywatnym i tolerancji dla innych nie ma mowy o dobrym klimacie dla kreatywności, innowacji czy zwyczajnego społecznego optymizmu. Bez tego państwo – choćby bogate w zasoby jak Wenezuela, Rosja, czy Arabia Saudyjska – nie może stać się miejscem, w którym żyją wolni i szczęśliwi obywatele.
Mateusz Morawiecki został premierem Rzeczypospolitej tego samego dnia, w którym zlikwidowano niezależność sądownictwa i przypieczętowano dryf w stronę systemu monopartyjnego. A to dopiero początek. Kontrolujący parlamentarną większość Jarosław Kaczyński będzie wymagał od nowego premiera determinacji w realizacji antydemokratycznych celów. Jako polityk bez silnego poparcia partyjnych dołów czy poszczególnych frakcji w PiS Morawiecki nie będzie miał w tych rozmowach mocnej pozycji negocjacyjnej. Czy wytrzyma, czy nie pęknie? To, czy sprosta presji politycznej z Nowogrodzkiej wydaje się dziś być największym wyzwaniem dla nowego premiera. Nam, obywatelom i obywatelkom pozostaje życzyć Mateuszowi Morawieckiemu, aby udało mu się przejść do historii, którą tak bardzo kocha. Najlepiej jako ten, który nie tylko poradził sobie z gospodarką, ale także powstrzymał zmianę systemu demokratycznego na autorytarny.