Jego orzeczenia są bardziej zgodne z nauczaniem „Katechizmu Kościoła Katolickiego” niż z obroną Konstytucji RP.
Dziesięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, pozazdrościło orderu Pro Ecclesia et Pontifice prezesowi Andrzejowi Rzeplińskiemu. Tylko tym można wyjaśnić dwa ostatnie, kuriozalne orzeczenia w sprawach wolności religii: karania za obrazę uczuć religijnych i klauzuli sumienia. Te wyroki można by uznać za zabawne, gdyby nie to, że nasi sędziowie uznali, iż muszą być bardziej papiescy od papieża.
Jeśli prześledzić dorobek orzecznictwa Trybunału z dziedziny relacji państwo-kościół od 1989 r., to włos się jeży na głowie. Nasi sędziowie bowiem zawsze orzekali po myśli biskupów – nie ma ani jednej sprawy, w której przyznaliby rację argumentom przeciwnikom Kościoła rzymskiego.
Ich orzeczniczy plon wygląda następująco: stwierdzili, że konstytucja bezdyskusyjnie chroni życie od chwili poczęcia, choć próżno takiego sformułowania szukać w jej przepisach. Uznali, że ochrona wartości chrześcijańskich w ustawie o Radiofonii i Telewizji to „katalog wartości”, nawet jeśli ów „katalog” zawiera tylko jedną pozycję – „wartości chrześcijańskie”. Orzekli, że Konstytucja w art. 18 definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, choć przepis mówi tylko o obowiązku ochrony związku kobiety i mężczyzny, a nie o wyłączności heteroseksualnego małżeństwa.
Idźmy dalej: uznali, że wprowadzenie katechezy do szkół nie dyskryminuje niekatolików, a „zapewnienie faktycznej równości wobec prawa mniejszościom religijnym nie należy do kompetencji Trybunału”. Orzekli, że wliczanie dodatkowej oceny z religii nie wpływa na średnią i nie faworyzuje katolików, nawet jeśli prawa matematyki mówią coś zupełnie odwrotnego. Nasi sędziowie orzekli też, że wolność kultu i praktykowania religii jest w zasadzie nieograniczona. Jak mniemamy, skoro państwo według TK nie może zakazać uboju rytualnego, to nie można też zakazać noszenia burek czy obcinania warg sromowych dziewczynkom, bo przecież praktyki te są „wymagane i akceptowane przez niektóre religie”.
Ostatnio uznali też, że można karać za „obrazę uczuć religijnych” – uciekając jak diabeł od święconej wody z odpowiedzią od pytania, czy ściganie z urzędu obrazy uczuć katolickich nie tłumi swobody myśli i sumienia innych grup niż katolicy oraz swobody wypowiedzi i ekspresji artystycznej.
Dzięki temu orzeczeniu jesteśmy już jednym z ostatnich krajów Europy, gdzie można karać więzieniem za wypowiedzi o religii czy Bogu – za to wśród takich krajów, jak Iran, Arabia Saudyjska, Pakistan i Sudan.
I wreszcie, tydzień temu sędziowie orzekli, że ustęp Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, nakazujący lekarzowi wskazać inny szpital, gdzie można przeprowadzić LEGALNY zabieg albo badania, jest rzekomo niekonstytucyjny. Rzekomo godzi ona w prawa najbardziej dyskryminowanej grupy w Polsce: katolickich ginekologów nie dokonujących aborcji w państwowych szpitalach. Lekarzy, który zamiast kierować się sumieniem, wolą powoływać się na klauzulę sumienia.
Ostatnie orzeczenie należy umieścić we właściwym kontekście: klauzulę sumienia zaskarżyła Naczelna Rada Lekarska, na czele której stoi kandydat PiS-u na senatora, Konstanty Radziwiłł, a reprezentował ją świecki-mnich Michał Królikowski. Przy wydaniu wyroku uczestniczył kawaler orderów papieskich – prezes Trybunału Andrzej Rzepliński oraz sędziowie będący wykładowcami na katolickich uczelniach. W każdym szanującym się składzie sędziowskim tacy sędziowie byliby już dawno wyłączeni z orzekania ze względu na podejrzenie stronniczości. Ale nie w Polsce.
Każdy, kto zna linię orzecznictwa Trybunału, nie mógł mieć żadnej wątpliwości, jakie będą te ostatnie orzeczenia. Nasz Trybunał Konstytucyjny trzyma się mocno Katechizmu Kościoła Katolickiego. Pozostaje mieć nadzieję, że Watykan doceni owych polskich Strażników Rewolucji i, w odpowiednim czasie, także ich odznaczy stosownymi orderami.
Znany i ceniony konstytucjonalista prof. Wojciech Sadurski swojego czasu orzecznictwo polskiego Trybunału Konstytucyjnego, dotyczące styku państwo-kościół, nazwał „katastrofą”. Jest bowiem wielkim paradoksem polskiego systemu prawnego, że niezwykle korzystny dla Kościoła rzymskokatolickiego konkordat jest mu w zasadzie zupełnie niepotrzebny. Uprzywilejowaną pozycję prawną zapewniają mu dużo skuteczniej kolejne orzeczenia naszych ustawowo – ale nie religijnie – niezawisłych sędziów. Trybunał nazywa to w swoich orzeczeniach „przyjaznym rozdziałem kościoła od państwa”. Prawnikom konstytucjonalistom i osobom z zewnątrz ta niezwykła zażyłość przypomina raczej wieloosobowy konkubinat niż przyjaźń.
Ale my chcemy zadać kilka pytań a propos tej linii orzecznictwa. Czy rzeczywiście zasada wolności sumienia i wyznania jest naczelną zasadą Konstytucji? I dlaczego sumienie dra Bogdana Chazana być nadrzędne wobec sumienia kobiety? Czy dlatego, że poglądy warszawskiego ginekologa pokrywają się z Kościoła katolickiego?
Dlaczego lekarzom przysługiwać ma tak szeroka ochrona sumienia, a urzędnikom NFZ i dyrektorom szpitala już nie? Przecież przeniesienie na nich nakazu wskazania innych szpitali i lekarzy, wykonujących legalne zabiegi medyczne, też może naruszać ich sumienia! Czy są mniej warci niż dr Chazan lub kandydat na senatora Radziwiłł?
Idźmy dalej. Skoro sumienie jest najważniejsze – to gdzie jest jego granica? Czy w związku z tym farmaceuci katoliccy będą mogli odmawiać sprzedaży środków antykoncepcyjnych? Czy sędziowie katolicy będą mogli odmówić wydawania wyroków rozwodowych? Czy urzędnik stanu cywilnego będzie mógł odmówić zaślubienia osób pary niesakramentalnej? Albo zarejestrowania ich nieślubnego dziecka? Uznanie – jak robi Trybunał – że ochrona katolickiego sumienia jest naczelną zasadą Konstytucji musi doprowadzić do prawnego chaosu.
Tak szeroka ochrona sumienia oznacza, że tym samym Trybunał Konstytucyjny tylnymi drzwiami wczytuje do polskiej konstytucji nie tylko całkowity zakaz aborcji, ale i podporządkowanie polskiego prawa nauczaniu Kościoła Rzymskiego.
Trybunał Konstytucyjny, zamiast dbać o ochronę praw także osób nie-religijnych, od lat zajmuje się nawracaniem obywateli prawem na ortodoksyjny katolicyzm. Sędziowie Trybunału, podobnie jak biskupi uznali, że „dobre orzecznictwo może zastąpić Dobrą Nowinę”. Polscy biskupi, którzy nie są duszpasterskimi innowatorami, są im z pewnością wdzięczni. Trybunał więc udaje, że nie widzi faworyzowania Kościoła katolickiego przez państwo z jednej strony, a z drugiej strony zawsze wydaje korzystne dla niego orzeczenia. Tym samym rozmienia swój konstytucyjny mandat na drobne, dając zarazem Polakom jasno do zrozumienia, że w przypadku sporu z Kościołem, drodzy Polacy, nie macie co liczyć na Trybunał Kościelny, zwany dla niepoznaki Konstytucyjnym.
**
Kazimierz Bem – jest doktorem prawa międzynarodowego, pastorem ewangelicko-reformowanym w USA i protestanckim publicystą.
Jarosław Makowski – filozof, teolog, publicysta, radny Sejmiku Śląskiego z ramienia PO. Przygotowuje książę o społecznym nauczaniu papieża Franciszka.
Czytaj dalej
Marek Balicki: Trybunał Konstytucyjny to furtka, przez którą wkracza Kościół [rozmowa Wieczorkiewicz]
Jakub Majmurek: Ukarzmy Dodę, zdelegalizujmy Reja
Jakub Dymek, Konrad Łaski: Ci biedni lekarze i ich gwałcone sumienia
Pastor Kazimierz Bem do polskich biskupów: Co powiecie Bogu, gdy was zapyta o Syrię?