Kapitalizm z puszki opisuje dokładnie te problemy, które mamy dziś - z prekaryzacją sektora publicznego i prywatnego.
Jaś Kapela: Gdy zaczynałem czytać Kapitalizm z puszki, to myślałem, że będzie to książka o walce klas i wyzysku robotników przed właścicieli słynnej firmy Campbell. I oczywiście jest też o tym, jednak głównym marzeniem rodziny Dorrance jest pozbycie się robotników. Nie w sensie eksterminacji, tylko usunięcia ich jako niepewnego elementu produkcji i zarabiania pieniędzy. To marzenie o całkowitej automatyzacji.
Przemysław Sadura: Właściciele Campbella uważali, że muszą utrzymać cenę zupy bez zmian, wbrew logice rynkowej i inflacji. Dlatego redukowali koszty pracy. Robotnik był uznawany nie tylko za niepotrzebny, ale też najdroższy element w całym tym układzie. Automatyzacja była jednym z pomysłów; innym było naukowe zarządzanie, Total Quality Management, które również zmieniało ludzi w automaty.
W fabrykach Campbella stosowano metodę Bedaux, opracowaną przez Charles’a Bedaux. To miał być naukowy sposób normowania, wartościowania i wynagradzania pracy robotników, ale z ich perspektywy było to po prostu kolejne narzędzie opresji.
To były czasy, gdy wierzono w naukowość takich metod. Wiele firm opracowywało własne, unikalne sposoby organizacji pracy. Pomysł Bedaux był taki, że każdą pracę można rozbić na mnóstwo małych czynności, co ma zwiększyć efektywność.
Metoda Bedaux to przykład tayloryzmu?
Tayloryzm polegał przede wszystkim na ścisłej kontroli w miejscu pracy, a nie tylko zwiększaniu tempa produkcji przy jednoczesnym obniżeniu jej kosztów. Metoda Bedaux byłaby czystym tayloryzmem, gdyby nie uzupełniono jej innym szatańskim pomysłem: zawłaszczaniem ludzkiej kreatywności.
Tayloryzm wynikał z wiary, że ludzi można zredukować do maszyn. Jednak w przeciwieństwie do maszyny robotnik dysponuje pewną nadwyżką kreatywności. Klasyczny tayloryzm starał się ją rugować lub udawał, że ona nie istnieje. W metodzie Bedaux próbowano ją zawłaszczyć, na przykład tworząc drużyny konsultujące różne etapy produkcji, wprowadzając innowacje itd.
Rozwiązanie stosowane w fabrykach Campbella było taką bardziej zaawansowaną, „cwaną” mutacją tayloryzmu. Dostając wszystko to, co zapewnia naukowe zarządzanie, dajesz jeszcze ludziom złudzenie, że mają na coś wpływ. Tymczasem robotnicy nie mieli wpływu na to, w jaki sposób gospodarują swoją energią; ich pomysły i innowacje były wykorzystywane tylko do zwiększania produktywności. Sami nie mieli z tego żadnych korzyści.
Skoro człowiek jest maszyną, to powinien pracować jak najwięcej. Przy takim podejściu nie bierze się pod uwagę, że jeśli będzie wypoczęty i dobrze wynagradzany, to może pracować efektywniej. Walczące o lepsze warunki pracy i wynagrodzenia związki zawodowe jawią się wyłącznie jako przeszkoda.
Ale za takim spojrzeniem kryje się naiwny pragmatyzm. Dajemy ludziom odpocząć tylko po to, żeby pracowali efektywniej i zwiększali zysk firmy. Nie traktujemy miejsca pracy jako czegoś, co jest ważną przestrzenią w naszym życiu. Związki zawodowe nie muszą walczyć tylko o prawa pracownicze. Mogą też budować więzi, kapitał społeczny i podnosić efektywność bez bezwzględnego wyzysku zatrudnionych.
Dlaczego historia amerykańskiej firmy produkującej zupę może być ciekawa dla polskiego czytelnika?
Doświadczenia Campbell Soup Company pokazują, że kapitalizm końca XX wieku miał prekursorów na amerykańskiej prowincji. Wiele praktyk stanowiących część strategii Campbella to typowe elementy neoliberalnej gospodarki: intensywne wykorzystywanie pracowników czasowych i imigrantów z krajów uboższych, „odchudzanie” produkcji, polityka antyzwiązkowa, wartościowanie pracy i przypisywanie określonych kategorii zawodowych określonym grupom społeczno-ekonomicznym: kobietom, niepełnoletnim, kolorowym, imigrantom itp.
Jednocześnie Kapitalizm z puszki pokazuje, że świat pracy potrafił przeciwstawić kapitałowi spójną strategię opartą na jedności politycznej i związkowej.
Tak. Walka związków zawodowych w fabryce w Camden uświadomiła im, że aby zwyciężyć, muszą działać solidarnie, walczyć nie tylko o prawa pracownicze, ale również przeciwko dyskryminacji kobiet czy rasizmowi. W latach 1940–1968 powstał zjednoczony, antyrasistowski ruch związkowy, który zdołał przekroczyć tworzone przez kapitał podziały i skłonić pracowników wszystkich kategorii do wspólnej walki, co zaowocowało największym w dziejach firmy strajkiem w 1968 roku.
Jednocześnie jednak firma zdała sobie sprawę, że rozbijanie solidarności i podsycanie ksenofobii się opłaca, przynajmniej z ekonomicznego punktu widzenia. Dlatego to historia bez happy endu. Końcowe rozdziały Kapitalizmu z puszki pokazują błędy ruchu związkowego i triumf kapitału, który w latach 90. nagle porzuca swój matecznik – Camden – i przenosi produkcję. Ostatnim akordem tej historii jest dezindustrializacja miasta i powstanie ruchu społecznego przeciwstawiającego się jej skutkom.
Co z tej książki wynika dla związków zawodowych w dzisiejszej w Polsce?
Sidorick pokazuje związkom, gdzie nie odrobiły pracy domowej. Do największego udanego strajku w zakładach Cambella doszło, gdy tradycyjne postulaty związkowe połączono z kwestiami genderowymi czy walką z dyskryminacją rasową. Lektura tej książki może dostarczyć narzędzi do bardzo konkretnego działania w bieżącej sytuacji. Kapitalizm z puszki opisuje dokładnie te problemy, które mamy dziś: prekaryzacja sektora publicznego, a wcześniej prywatnego; zatrudnianie pracowników tymczasowych do pracy etatowej; outsourcing, czyli zatrudnianie ludzi poza firmą. Coraz więcej pojawia się też pracowników z zagranicy, zatrudnianych już nie tylko na czarno. To wszystko niszczy solidarność między pracującymi.
Podobne problemy mają dzisiaj nauczyciele. Samorządy coraz częściej zachowują się jak żarłoczny kapitalista i uspołeczniają szkoły, a de facto je prywatyzują, co pozwala im zatrudniać nauczycieli na umowach niechronionych Kartą Nauczyciela. Zatrudnieni poza Kartą już inaczej patrzą na swój interes. Nie ma między nimi solidarności.
Kapitalizm z puszki to jednak historia amerykańskich związków zawodowych, które często się dzieliły albo upadały z powodu szerzącego się w Stanach antykomunizmu.
To wydaje się specyficznie amerykańskie zjawisko, ale jak spojrzymy na realia polskiego ruchu związkowego, to okaże się, że wiele rzeczy jednak się pokrywa. Rozdrobnienie związków jest problemem także u nas. OPZZ to osiemdziesiąt organizacji związkowych, zrzeszających czasami po sto osób, co utrudnia im działanie, bo gdy jest mało ludzi, to trudno kogoś wysłać nawet w delegację.
O ile przez media przetoczyła się debata tym, jak organizacje pozarządowe ze sobą walczą, zamiast współpracować, i pozwalają państwu narzucać sobie cele i warunki funkcjonowania, o tyle problem rozdrobnienia związków nie został podjęty w mainstreamie. Duże państwowe firmy są dla małych związków polem rywalizacji; tam się zżerają. Jednocześnie ciągle mamy obszary ledwie ruszone przez działalność związkową, na przykład sieci handlowe.
Wiadomość o zamknięciu fabryki w Camden spotyka się z przychylnością rynków finansowych. Akcje Campbella natychmiast skaczą w górę.
Związki w Campbellu były częścią społeczności lokalnej, bardzo mocno wychodziły poza halę fabryczną, czuły się odpowiedzialne za Camden. Ale to zakorzenienie firmy było postrzegane jako przeszkoda. Rezygnacja z utrzymywania zakładu w mieście, w którym koncern się narodził, czy w ogóle w USA, to dowód na jego mobilność i obietnica ciągłego obniżania kosztów pracy.
Ciekawe, że firma, która lansowała pogląd, że robotnicy powinni być samodzielni i nie mogą się zrzeszać w żadnych organizacjach, nie miała problemu, by wielokrotnie przyjąć wsparcia od państwa, a wręcz zabiegać o nie przy pomocy lobbystów.
W realnym kapitalizmie, a nie tym z liberalnych czy neoliberalnych utopii, prywatne przedsiębiorstwo zawsze może liczyć na państwo: na dopłaty, ściąganie do pracy imigrantów czy choćby regulacje dotyczące związków zawodowych. Państwo zapewnia też aparat przemocy, kiedy trzeba tłumić wystąpienia związkowe. To wszystko pomaga firmie w działaniu. Ta pomoc jest często bardzo dyskretna, ale praktycznie wszechobecna. To bajka, że kapitalizm opiera się na mechanizmach samoregulacji i swobodnej grze między pracownikami i pracodawcami.
W czasie jednej z rozmów ze związkami dyrektor Campbella, Murphy, stwierdził, że raczej pozwoli na upadek firmy, niż zgodzi się na skoordynowane negocjacje, które pozwoliłby związkom osiągnąć lepsze efekty niż pojedyncze protesty.
Takie twierdzenie jest być może irracjonalne z punktu widzenia firmy, ale jeżeliby potraktować Murphy’ego jako reprezentanta klasy menadżerskiej, to jest to bardzo racjonalne klasowo działanie.
Firma może upaść, ale klasa menadżerów i tak sobie poradzi?
Jeśli firma upadnie, taki dyrektor znajdzie pewnie kolejne zatrudnienie. Dopiero jak przyczyni się do tego, że związki czy robotnicy zaczną rozdawać karty, to jego pozycja będzie zagrożona.
Kapitalizm z puszki można czytać na trzech poziomach. Po pierwsze, jest to opowieść o dziejach firmy będącej ikoną amerykańskiego kapitalizmu. Po drugie, jest to narracja o tej części historii Stanów Zjednoczonych, której nie omawia się na polskich studiach amerykanistycznych: o konflikcie świata pracy i świata kapitału, przemianach ruchu związkowego, perypetiach amerykańskiej lewicy. Opowiadana „od dołu”, z poziomu hali produkcyjnej i „spoza” mainstreamu wykluczającego przegrane narracje. Po trzecie wreszcie, jest to historia przemian globalnego kapitalizmu, która pokazuje, że postfordyzm nie wziął się znikąd, lecz przez całe stulecie kiełkował na amerykańskiej prowincji, aby w sprzyjających warunkach stać się globalnym modelem ekonomicznym.
To jest coś, czego w Polsce brakuje – takiej opowieści o zmianach systemowych opowiedzianej z punktu widzenia jednego przedsiębiorstwa, konkretnej firmy. Bez posługiwania się statystykami – i anonimowości, która jest efektem korzystania wyłącznie ze statystyk. Fajnie by było, gdyby powstała książka, która opowiedziałaby na przykład historię Wedla, pokazując pewną ciągłość walki pracowników o to, żeby zakład pracy był miejscem dla nich przyjaznym, gdzie się stowarzyszają, gdzie tworzą, gdzie zarabiają pieniądze i biorą za to miejsce odpowiedzialność.
Mamy firmy o tak długiej historii, że można by pokazać walkę świata pracy z kapitałem w okresie kapitalizmu bez polskiego państwa (przed 1918), polskiego kapitalizmu II RP, państwowego kapitalizmu w PRL i globalnego kapitalizmu w III RP. Mogłoby się okazać, że z perspektywy stosunków pracy przełom ’89 roku wcale nie był takim przełomem. Nie powstała w Polsce taka książka. Przychodzi mi do głowy tylko film Strajk Volkera Schlöndorffa, gdzie w ten sposób opowiada się o Stoczni.
A Prywatyzując Polskę Elizabeth Dunn?
Ale i ona została napisana przez autorkę z zewnątrz. Ktoś musi przyjechać, żeby opowiedzieć nam naszą historię? Dlaczego sami nie możemy jej tworzyć?
Czytaj fragment Kapitalizmu z puszki Daniela Sidoricka.