Polska zawsze aspirowała do tego, żeby dawać przykład państwom regionu. Czy udaje się jej pełnić tę rolę i z jakimi efektami? Rozpoczynamy cykl wywiadów o polskiej i europejskiej polityce wschodniej. Tekst Pawła Pieniążka.
Opublikowany 4 marca w „New York Timesie” artykuł pięciu ministrów spraw zagranicznych państw-członków Unii Europejskiej jest dobrym pretekstem do tego, aby przyjrzeć się sytuacji wschodnich sąsiadów Polski.
Został on napisany z okazji pięciolecia negocjacji umowy stowarzyszeniowej pomiędzy Ukrainą a Unią Europejską. Autorzy przyznają, że „dziś powinniśmy już dawno świętować podpisane i ratyfikowane porozumienie”, tymczasem z powodu wydarzeń na Ukrainie proces integracyjny znalazł się w impasie. Ukraina z pozycji demokratycznego prymusa w regionie staczać się coraz wyraźniej w stronę jakieś formy autorytaryzmu Ministrowie przestrzegają, że decydującym testem dla niej będą październikowe wybory parlamentarne: czy zostaną do nich dopuszczeni więźniowie polityczni (jak oficjalnie w swojej rezolucji Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy nazwało aresztowanych członków byłego rządu w tym między innymi Julię Tymoszenko i Jurija Łucenkę) i czy wybory do parlamentu nie powtórzą losu samorządowych z 2010 roku, które powszechnie uznano za sfałszowane.
W przeciwieństwie do Ukrainy, Białoruś od drugiej połowy lat 90. była uznawana za najgorsze państwo w regionie, niepokorne i autorytarne, gdzie niepodzielnie rządzi prezydent Aleksander Łukaszenka. W 2010 roku zanosiło się na odwilż (reżim dał trochę więcej swobody opozycyjnym kandydatom) i próbowali to wykorzystać ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Polski – Guido Westerwelle i Radosław Sikorski, oferując Łukaszence trzy miliardy euro za przeprowadzenie demokratycznych wyborów. Wybory oczywiście skończyły się fałszerstwami, ale również wielkim, jak na standardy białoruskie, protestem przeciwko ogłoszonym wynikom. Doszło do kolejnej pacyfikacji opozycji i masowych aresztowań. Niektórzy do tej pory przebywają w więzieniach. Była to spektakularna porażka Unii Europejskiej, z Polską i Niemcami na czele. Ponadto dla białoruskich władz Warszawa stała się wrogiem numer jeden.
W dniu publikacji artykułu ministrów spraw zagranicznych w Rosji odbywały się wybory prezydenckie. Zwycięzca mógł być tylko jeden – Władimir Putin. Jednak początek trzeciej kadencji stawia go przed zupełnie nowymi problemami, a mianowicie protestami w skali zupełnie niewystępującej podczas jego rządów. Presja wywarta przez demonstrantów ponownie unaoczniła, że Rosję czeka albo marginalizacja, albo modernizacja. Protestujący Rosjanie jednoznacznie opowiedzieli się za drugą opcją, a wraz z nią demokratyzacją. Otwartym pytaniem jest to, czy Putin jest w stanie wnieść coś nowego do swojej polityki i spełnić oczekiwania niezadowolonych.
Polska zawsze aspirowała do tego, żeby dawać przykład państwom regionu, jednak w przypadku Białorusi i Ukrainy sytuacja wcale się nie poprawia. Szczególnie sytuacja w Kijowie jest poważnym ciosem dla polskiej polityki wschodniej. Czy Polska może zrobić coś więcej, aby wprowadzić te państwa na szlak eurointegracji? Czy UE jest zainteresowana działaniami w tym regionie, czy pozostaje samotna „walka” o demokratyzowanie regionu? Czy w Rosji wciąż powinniśmy dostrzegać przeciwwagę dla UE, czy raczej szukać w niej partnera?
Rozmową z polskim eurodeputowanym Pawłem Kowalem rozpoczynamy cykl wywiadów o dzisiejszej polskiej i europejskiej polityce wschodniej. Wkrótce rozmowy z niemiecką eurodeputowaną i współprzewodniczącą frakcji Zieloni i Wolny Sojusz Europejski Rebeccą Harms oraz z Markiem Siwcem i Pawłem Zalewskim.