Kraj

Z czym do ludzi?! Polska oferta na COP24

Z czym polski rząd jedzie na konferencję klimatyczną COP24? Sprzeciw wobec obniżki emisji dwutlenku węgla i przekonywanie o nieszkodliwym wykorzystaniu półproduktów spalania węgla. Brawo my!

Naukowcy alarmują, że aby powstrzymać katastrofę, musimy ograniczać emisje gazów cieplarnianych szybciej, niż myśleliśmy. A z czym polski rząd jedzie na konferencję klimatyczną COP24, której Polska przewodniczy? Sprzeciw wobec obniżki emisji dwutlenku węgla i przekonywanie o nieszkodliwym wykorzystaniu półproduktów spalania węgla.

Koniec węgla to nie koniec świata

czytaj także

Gdy w 2013 roku w Warszawie odbywał się COP19, czyli dziewiętnasta konferencja klimatyczna Organizacji Narodów Zjednoczonych, w Filipiny uderzył supertajfun Yolanda. W tamtym czasie był to drugi najsilniejszy tajfun w historii pomiarów meteorologicznych.

Od tamtego czasu miało miejsce jeszcze kilka rekordowych wydarzeń. Żeby daleko nie szukać: w 2017 roku na Atlantyku szalały trzy huragany. Irma spustoszyła nieoszczędzaną przez klęski żywiołowe Haiti. A w 2018 w Teksas i Luizjanę uderzył huragan Harvey, który przyniósł rekordowe opady deszczu i rekordowe zniszczenia liczone w setki miliardów dolarów. Klęski suszy nie są tak spektakularne, choć przyczyniły się do rekordowych pożarów w Kalifornii. O głodzie nie wspominam, bo jest kompletnie niemedialny. Zresztą, kogo obchodzi Afryka.

Twój dom płonie. Czy stać cię na strażaków?

Za te wydarzenia odpowiadają zmiany klimatu. Kilka miesięcy temu ukazał się raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), według którego sytuacja jest dużo poważniejsza, niż do tej pory myślano. Tym razem naukowcy zamiast zakładać linearny wzrost temperatury wzięli pod uwagę, że różne czynniki składające się na efekt cieplarniany będą się nawzajem wzmacniać. W efekcie temperatura nie tylko będzie wzrastać szybciej, ale punktem krytycznym może być niższa temperatura niż wcześniej zakładano. Oznacza to konieczność dużo radykalniejszych kroków w ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla.

Pół stopnia robi gigantyczną różnicę

Polska ma tutaj akurat wiele do zrobienia. Jesteśmy drugim największym producentem węgla w Unii Europejskiej. 80 procent energii wytwarzanej w Polsce pochodzi z węgla. Nasza zależność od węgla jest tak duża, że musimy importować węgiel między innymi z Rosji, bo polskie górnictwo nie nadąża z wydobyciem. Dodatkowym i powiązanym problemem jest ubóstwo energetyczne: wiele domów jednorodzinnych ogrzewanych jest węglem, bo inne możliwości nie istnieją. W miastach część budynków komunalnych nie jest podłączona do sieci ciepłowniczych lub gazowych.

Jednak dwa tygodnie przed rozpoczęciem COP rząd polski ogłosił strategię energetyczną 2040, zgodnie z którą węgiel pozostanie podstawą polskiej energetyki, a jak wyjaśnił minister energii Krzysztof Tchórzewski, elektrownie wiatrowe znikną z terytorium Polski – mają je zastąpić – droższe w budowie – morskie farmy wiatrowe. Z zapowiedzi ministra Tchórzewskiego kilka dni później wycofywał się rakiem… wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Jednak powolna agonia energetyki wiatrowej, zwłaszcza małych farm, jest logiczną konsekwencją „ustawy odległościowej”, uniemożliwiającej budowanie nowych elektrowni wiatrowych niemal na terytorium całego kraju, i absurdalnych przepisów, które zabraniają zwiększania mocy – a co za tym idzie efektywności – już istniejących elektrowni.

Warto tutaj podkreślić, że polityka PiS wobec OZE nie jest negacją polityki poprzednich rządów, ale raczej jej twórczym rozwinięciem w bardzo złym kierunku pod wpływem zmagań frakcyjnych w obozie władzy. Zwyciężczynią tutaj wydaje się Anna Zalewska blisko współpracująca z ruchem Stop Wiatrakom. Jedynym istotnym osiągnięciem rządu PO-PSL było wsparcie dla niewielkich instalacji OZE. Osiągnięciem rządu PiS było to, że je skutecznie zniszczył – a wraz z nimi polskie firmy produkujące takie instalacje.

Jest taki kraj, który zamiast CO2 emituje tęcze

Na konferencję klimatyczną w Katowicach polski rząd przygotował też dość specyficzne przesłanie, które dość dobrze symbolizuje fakt, że partnerami szczytu klimatycznego są Jastrzębska Spółka Węglowa, Polska Grupa Energetyczna, Tauron, PGNiG i Polska Grupa Górnicza, do których należą zakłady produkujące bardzo dużą ilość zanieczyszczeń i gazów cieplarnianych.

Po pierwsze, Polska będzie się sprzeciwiała podniesieniu limitów emisji dwutlenku węgla. Jak zapowiada nasz rząd, transformacja ma być „ewolucją”, a nie „rewolucją” a za takie właśnie uważa polski rząd pomysły większych restrykcji. Polska chce też przekonać inne kraje do „czystych technologii węglowych”.

Czas, by prawo zaczęło ścigać ekobójstwo

Po drugie, odpowiedzią na wysokie emisje dwutlenku węgla mają być… lasy jako naturalne pochłaniacze CO2. Ta idea może wydawać się przekonująca, problem polega na tym, że jest niewykonalna – w krajach takich jak Polska lasy nie są w stanie zrównoważyć emisji, jeśli nie odejdzie się od spalania węgla. Dodatkowo niektórzy działacze ekologiczni obawiają się, że polski rząd zamiast skupiać się na redukcji emisji CO2 będzie przekonywał do sadzenia lasów.

Heinrich: Nie mylmy lasu z uprawą drzew

czytaj także

Po trzecie, osobliwie rozumiana sprawiedliwa transformacja energetyczna.

Nie jest zaskakujące, że górnicze związki zawodowe niechętnie spoglądają na plany ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Choć w dyskursie publicznym górnicy uchodzą za święte krowy, doświadczenia restrukturyzacji kopalń na Śląsku są złe. Wałbrzych do tej pory nie pozbierał się do końca z efektów zamknięcia kopalń antracytu (swoją drogą surowca o znaczeniu strategicznym, bo koniecznego do produkcji stali), Bytom jest jednym z najszybciej wyludniających się miast w Polsce (choć prawdę mówiąc, wpłynęły na to również szkody górnicze), a Śląskie jest województwem, z którego między rokiem 2000 a 2014 wyemigrowało niemal 800 tys. osób.

Trudno się też dziwić górnikom, którzy zastanawiają się, dlaczego to oni swoim zatrudnieniem mają płacić za walkę ze zmianami klimatycznymi, a nie klasa średnia i średnia wyższa posiadająca kilka samochodów na jedno gospodarstwo domowe lub popijająca drinki z palemkami na wakacjach po drugiej stronie kuli ziemskiej, których ślad węglowy jest bardzo duży.

O co chodzi z tym ograniczaniem latania?

czytaj także

Są to obawy jak najbardziej uzasadnione. Rząd polski wydaje się na nie odpowiadać. Premier Mateusz Morawiecki oświadczył w piątek, że „w nowych czasach, w których jesteśmy, górnictwo i górnicy stanowią podstawę gospodarki i będą kluczową częścią gospodarki polskiej w przyszłości”. Kilka dni temu wyciekła też Śląska Deklaracja Solidarności i Sprawiedliwej Transformacji wzywająca do zapewnienia „porządnej przyszłości pracownikom dotkniętym” transformacją energetyczną. To ma być punkt trzeci polskiego przesłania.

Polski rząd stara się w tym wypadku zaczarować rzeczywistość, bo cała polska gospodarka może poważnie ucierpieć z powodu niespełniania unijnych norm emisji, głównie ze względu na wzrost cen energii. Z kolei deklaracje o istotności górnictwa nie zastąpią strategii rozwoju regionu, którego główne paliwo gospodarcze – węgiel – jest powodem wzrostu cen energii i z którego trzeba będzie zrezygnować. Jeśli transformacja energetyczna ma być sprawiedliwa, nie może się opierać na hamowaniu zmian – co Polska wydaje się proponować – ale na sterowaniu nimi. A na to polski rząd wydaje się nie mieć pomysłu.

Piszemy o klimacie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij