Ostatnie Pokolenie: To, co robimy, jest demokratyczną polityką [rozmowa]

Najwięcej ludzi dołącza wtedy, gdy wzbudzamy największy sprzeciw – mówi Andrzej Jurowski z Ostatniego Pokolenia.
Kierowcy atakują aktywistów Ostatniego Pokolenia. Fot. Daniel Petryczkiewicz

Nie dążymy do zdobycia poparcia na poziomie 80 proc., bo to byłoby niespotykane. Chodzi nam o to, żeby być liczącą się stroną konfliktu politycznego, w którym trzeba być za lub przeciw.

Paulina Januszewska, Łukasz Łachecki: Z niedawnego badania CBOS-u wynika, że transformację energetyczną i neutralność klimatyczną Polski do 2050 roku popiera obecnie 25 proc. Polaków. To o połowę mniej niż trzy lata temu.

Andrzej Jurowski: Od 2021, również ze względu na okres pandemii, niewiele się działo w sprawach klimatycznych w polityce partyjnej, na poziomie krajowym, ale też na poziomie organizacji czy ruchów społecznych. W tym czasie głosu na temat polityki europejskiej, a szczególnie polityki klimatycznej, nie miały żadne progresywne siły, tylko PiS i Konfederacja.

Stwierdzenie, że niewiele się działo, wydaje się jednak trochę przesadzone, bo mimo wszystko pojawiło się sporo młodych aktywistów klimatycznych, którzy są bardziej słyszalni i widzialni, działają w różnych organizacjach, jest przecież nie tylko Ostatnie Pokolenie, ale też Wschód i inne inicjatywy. Masz poczucie, że wasza działalność przyczynia się do umocnienia części społeczeństwa w przekonaniu, że zmiany są niezbędne, czy bardziej odstrasza? A może to dopiero początkowe stadium długiego procesu?

Wyciągamy daleko idące wnioski z badania CBOS-u, bo moim zdaniem okres sukcesów młodzieżowych inicjatyw dla klimatu nie zaczął się, ale skończył w 2021 roku. Sam właśnie wtedy odszedłem z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. W podobnym czasie… nie chcę powiedzieć, że się rozpadło, ale kompletnie straciło na znaczeniu Extinction Rebellion. Myślę, że ruchy klimatyczne w ogóle wówczas przymarły.

Ostatnie Pokolenie: skończył się czas na grzeczne zwracanie uwagi

To było spowodowane głównie pandemią, zakazem zgromadzeń? Czy były też inne powody?

Na pewno częściowo pandemią, choć wtedy trwała ona już od półtora roku. Druga kwestia jest taka, że MSK i Extinction Rebellion to były ruchy, które szybko wyrosły na bazie płaskiej struktury. Do tych organizacji można było bardzo łatwo dołączyć i zaangażować się, nie istniały w zasadzie żadne bariery. Jednocześnie nie obowiązywały żadne procedury podejmowania decyzji. Po jakimś czasie okazało się – co pozwala porównać MSK do Strajku Kobiet – że kiedy jakaś taktyka przestaje się sprawdzać, to brakuje ludzi z siłą przebicia, którzy mogliby pokierować tym ruchem dalej. To się później przekłada również na konflikty i frustracje.

Jesteśmy ciekawi tej diagnozy, którą można czytać też w szerszym kontekście samoorganizacji i protestu. Bo czego w takim razie zabrakło MSK czy XR? Hierarchiczności? Czy może problemem jest to, że brakuje narzędzi, a my „nie umiemy w struktury” inne niż te standardowo hierarchiczne? I skąd jako Ostatnie Pokolenie czerpiecie inspirację, jeśli chodzi o inny model współpracy?

Gdybyśmy chcieli szukać przykładów niehierarchicznych struktur, które skutecznie działały, to warto podać serbski Otpor. To ruch polityczny, który także wyrósł z protestów młodych ludzi i miał taką logikę, że gdy już ktoś został działaczem Otporu, mógł robić prawie wszystko i nie był zbytnio pilnowany. Grupy lokalne także miały dużą autonomię. Tam jednak dołączenie wymagało przejścia dwóch tygodni szkoleń, podczas których wtłaczano ludziom DNA ruchu. Myślę, że to może być trudne do wyobrażenia w dzisiejszych realiach. W Ostatnim Pokoleniu często słyszymy od ludzi, że mogą na działanie poświęcić kilka godzin w tygodniu lub mniej ze względu na pracę czy rodzinę. Nie chciałbym, by było to dla nich barierą przed dołączeniem.

Ekstremalne non-violence

czytaj także

Ekstremalne non-violence

Zdravka Bajovic, Joanna Warsza

Wracając do Ostatniego Pokolenia, to osobiście nie uważam hierarchii za z definicji przemocowe, czy w ogóle negatywne zjawisko, tylko raczej neutralne. Oczywiście hierarchia wiąże się z jakąś władzą, ale też z odpowiedzialnością, z czasem, energią, często z nudą bycia na bardzo wielu nieraz bezsensownych spotkaniach.

W Ostatnim Pokoleniu faktycznie kształtujemy i szkolimy liderów. To osoby, które zakładały ten ruch lub później odznaczyły się silną motywacją czy umiejętnościami. Są w jakimś sensie strażnikami podstawowej wizji, bo z pewnych rzeczy nigdy nie rezygnujemy. Zawsze będziemy ruchem bezprzemocowym, któremu zależy na mobilizacji i wychodzeniu do wszystkich. Zawsze będziemy ruchem, który będzie korzystał z nieposłuszeństwa obywatelskiego. To fundamentalne składniki, które nie są poddawane pod debatę.

A co podlega debacie? Jak wygląda codzienna praca w organizacji?

Mamy zespół strategiczny, który na bieżąco dyskutuje podstawowe założenia i dostosowuje plan kampanii do tego, co się aktualnie dzieje. Nie wszyscy uczestniczą w ich podejmowaniu i w planowaniu akcji. Włączenie każdej kolejnej osoby do procesu decyzyjnego bardzo go wydłuża, efektywność każdego spotkania spada, gdy liczba uczestników przekracza siedem czy osiem osób. Mamy zespół medialny, akcyjny i ogrom zadań związanych z mobilizacją – ulotkowanie, dzwonienie, wysyłanie maili. Większość wolontariuszy deklaruje regularne zaangażowanie w przynajmniej jednym takim obszarze.

W jaki sposób wasze działania odróżniają was od tego, co robiły MSK czy Extinction Rebellion?

Nie chcę się stawiać w pozycji krytyka wszystkiego, co było wcześniej. Sam w tym uczestniczyłem i wydaje mi się, że każdy ruch przechodzi przez okres dojrzewania. Młodzieżowemu Strajkowi Klimatycznemu i Extinction Rebellion sporo udało się zdziałać w tamtym czasie. Ale poza strukturą odróżnia nas wizja ruchu. My mamy bardzo konkretne postulaty – tylko dwa – i chociaż kwestia klimatu jest ogromna, to nie zajmujemy się każdą sprawą, która dotyczy szeroko rozumianego cięcia emisji.

Ograniczamy też liczbę taktyk, których używamy. Do tej pory koncentrowaliśmy się tylko na przykład na Warszawie i nie działaliśmy w całej Polsce. Trochę hamujemy tworzenie z tej organizacji miejsca, gdzie każdy robi coś po swojemu i tak, jak mu się podoba. To powoduje, że część osób pewnie się zniechęca do działania z nami, bo wymagamy między innymi, żeby taka osoba była na jednym, drugim spotkaniu, żeby przyszła na konkretne szkolenie.

Wolimy rosnąć wolniej, ale w bardziej konsekwentny sposób. MSK miało bardzo małą siłę egzekwowania swoich ustaleń. Fakt, że byliśmy w stanie wyprowadzić 15 tysięcy osób na demonstracje w Warszawie, nie przekładał się na przykład na możliwość sprawdzenia, czy za deklaracjami polityków idą jakiekolwiek konkrety.

Te dwa obszary, na których się skupiacie, to przekierowanie pieniędzy z autostrad na rozwój transportu zbiorowego i bilet regionalny za 50 złotych.

Tak, i to jest właśnie ta główna różnica. Można uznawać, że trzeba np. zmniejszyć emisje o 50 proc. do 2030 roku, tylko trochę nie wiadomo, jak to zrobić. A bilet albo jest albo go nie ma.

Kaja Puto pisała u nas niedawno o porażce komunikacyjnej Europejskiego Zielonego Ładu. To powracający od jakiegoś czasu argument, że nie potraficie opowiedzieć tego, co trzeba zrobić, językiem korzyści. Może należałoby jakoś zrozumieć to, że ludzie nie lubią się bać, w momencie kryzysu na granicy głosują na Tuska, głosują za rozumianym na swój sposób spokojem. Zabrakło pozytywnej, konstruktywnej opowieści o klimacie. Czy wasze bardzo konkretne postulaty są odpowiedzią na ten brak?

Mówienie o tym, że ludzie nie chcą słuchać o katastrofie, że są tacy, a nie inni, że z całą pewnością czegoś nie lubią i czegoś się boją, wydaje mi się protekcjonalne. Operujemy w skomplikowanym systemie społecznym i trudno mi ocenić, że ta konkretna sprawa jest decydująca. Kiedy Extinction Rebellion po raz pierwszy blokowało przez dwa tygodnie londyńskie mosty, sondaże pokazały, że waga klimatu jako tematu politycznego gwałtownie rosła. Nie uważam siebie za edukatora. Myślę, że wiele osób wie już wystarczająco o klimacie, żeby ocenić, czy to jest coś, czym należy się martwić lub nie.

Potrzeba dziś nowych Robin Hoodów

czytaj także

A jak się ta wiedza przekłada na skuteczność? Niedawno mieliśmy protesty rolników, temat klimatu został przejęty przez prawicę. Wy przypominacie, że nadciąga katastrofa, a może dobrze by było przesunąć w stronę tego, co wszyscy możemy zyskać? Czy to jest dla was jakoś istotne? Czy tylko stawiacie na widoczność, a cała reszta jest już tylko w gestii polityków?

Nasz postulat dotyczy rozwoju usług publicznych. Na tanim bilecie na regionalny transport publiczny zyskałoby bardzo wiele osób. Jeśli zaś chodzi o to, czy straszenie ludzi ma sens, to nie wiem na przykład, czy udzielałbym tego wywiadu, gdybyśmy w lutym wydali jakiś raport o tym, że za 30 lat Polska może być zielonym rajem. Wydaje mi się, że poruszamy się w obszarze realpolitik i musieliśmy spojrzeć prawdzie w oczy, zapytać o to, co zyska i utrzyma uwagę publiczną na tyle długo, żeby móc w ogóle wypowiadać się w mediach.

Akcja Ostatniego Pokolenia na ulicy Czerniakowskiej w Warszawie. Fot. Daniel Petryczkiewicz

Na początku naszej kampanii mimo dużego zainteresowania medialnego nie wypowiadaliśmy się w ogóle w mediach. Nikt nie chciał nas dopuścić do mikrofonu. Dziennikarze woleli sami wygłaszać opinie. To konsekwentnością w ciągłym wracaniu na ulicę wywalczyliśmy sobie głos w debacie publicznej.

Ciekawi nas też to, co powiedziałeś na początku: że od 2021 roku, tak istotnego dla młodego aktywizmu, ruch klimatyczny nie doczekał się reprezentacji na poziomie politycznym. Czy wyobrażacie sobie wejście do polityki?

To, co robimy, jest demokratyczną polityką. Ostatnie Pokolenie należy do A22 Network, zrzeszającej dwanaście ruchów oporu obywatelskiego z dwunastu krajów. Wśród nich znajdują się takie, które po dwóch–trzech latach działania zdecydowały się na wystawienie kandydatów w wyborach. Tak wydarzyło się w Szwecji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Osoby należące do Återställ Våtmarker i Letzte Generation startowały do Parlamentu Europejskiego, a te z Just Stop Oil – w wyborach krajowych.

My także nie wykluczamy wejścia do polityki, ale jest zbyt wcześnie na konkretne deklaracje. Na razie skupiamy się na rozwoju naszej kampanii, pracując zarówno nad rozpoznawalnością organizacji, jak i spraw, o które walczymy. O ile jednak coraz więcej osób słyszy o Ostatnim Pokoleniu, o tyle nie wszystko, co mówimy, wybrzmiewa tak, jak byśmy chcieli.

Oto dlaczego rzuciłyśmy zupą pomidorową w van Gogha

Masz na myśli to, jak opowiadają o was media?

Też, choć są i tacy dziennikarze, którzy w ogóle uparcie odmawiają pisania o nas artykułów, nawet jeśli zwyczajowo poruszają kwestie klimatu, transportu czy aktywizmu. Myślę jednak także o współpracy z politykami, na którą wprawdzie bardzo liczymy, ale w kontekście faktycznej realizacji naszych postulatów, a nie celów politycznych czy partyjnych.

Jakiś czas temu dostaliśmy zaproszenie na spotkanie z ministrą klimatu, ale odmówiliśmy, gdy okazało się, że nie jest zainteresowana rozmową o komunikacji zbiorowej ani o bilecie regionalnym. Wiemy wprawdzie, że nad tym drugim pracuje zespół parlamentarny, na razie brakuje jednak informacji o szczegółach. Teoretycznie wydaje się, że jest wola, by wprowadzić takie rozwiązanie. My natomiast chętniej włączylibyśmy się w praktykę.

Czy innym organizacjom z A22 się to udało?

Na początku maja tego roku szwedzka Återställ Våtmarker ogłosiła zwycięstwo swojej kampanii dotyczącej odbudowy istotnych dla ochrony klimatu mokradeł. Po dwóch latach starań tamtejszy rząd ogłosił, że przyjmie ten postulat do realizacji; inicjatywę poparły wszystkie ugrupowania w parlamencie. Partia Liberalna zrobiła to zresztą na konferencji prasowej, na tle baneru Restore Wetlands [tak na angielski tłumaczy się szwedzką nazwę ruchu – przyp. KP]. Jeśli więc w Polsce pojawią się ugrupowania gotowe na naszych warunkach opowiedzieć się za rozwojem transportu zbiorowego, to jesteśmy gotowi z nimi pracować, ale poza tym nie mamy wiele do zyskania w polityce parlamentarnej, dlatego się tam nie pchamy.

Czy zielona transformacja Europy jest jeszcze możliwa?

Dlaczego postawiliście konkretnie na postulaty dotyczące transportu?

Sektor transportu jest jedynym, w którym emisje nie spadają, a dynamicznie rosną. Od 2005 zwiększyły się dwukrotnie. Jeżeli będziemy w Polsce kontynuować priorytetyzowanie samochodów kosztem transportu zbiorowego, to nic się nie zmieni. Równocześnie nasze postulaty odpowiedziałyby na bardzo rzeczywisty problem wykluczenia komunikacyjnego.

Wykluczenie komunikacyjne dotyczy sporej części społeczeństwa. Czy wokół tego można zbudować silne poparcie? I jak przekonać osoby nim dotknięte, że potrzebują na przykład autobusu, a nie samochodu, więc nie muszą aspirować do posiadania tego drugiego, lecz domagać się od rządzących inwestycji w transport zbiorowy?

W 2018 roku mówiło się o ponad 13 milionach osób, dla których samochód nie jest dostępną alternatywą. Jeszcze przed pandemią zwracano publicznie uwagę, że problem dotyczy choćby starszych kobiet nieposiadających prawa jazdy i mieszkających na wsi. Tu nie chodzi o wybory konsumenckie i przekonywanie Polek i Polaków, że potrzebują transportu zbiorowego – tak samo jak nie robi się tego z opieką zdrowotną. Usługi publiczne w obu tych przypadkach są prawem każdego z nas, a zwiększanie ich jakości i dostępność – obowiązkiem rządzących.

Czekam na sondaże, które pokażą, że poparcie dla wzmacniania tych sektorów jest duże – bo jest. Nikt nie chce chorować i nie móc się leczyć ani być odciętym od reszty kraju i nie móc wydostać się ze swojego miejsca zamieszkania. Wierzę, że w miarę rozwoju naszej kampanii badania opinii publicznej potwierdzą to, o czym mówię, i zmobilizują polityków. Bilet na transport regionalny pojawił się zresztą w programach wyborczych Polski 2050 i Lewicy. To kwestie, które bronią się same, bo nikomu nie szkodzą, poza grupą, która zawsze w takich przypadkach krzyczy tylko o tym, że podniesie się nam podatki i że generalnie usługi publiczne są niekorzystne.

Wspominałeś, że Ostatnie Pokolenie jest nowym ruchem, który dopiero zaczął zaznaczać swoją obecność w przestrzeni publicznej w ciągu ostatnich miesięcy. Spłynęło na was dużo hejtu, zwłaszcza po występie w Kanale Zero. Mimo młodego wieku macie jednak za sobą często lata doświadczenia aktywistycznego i – popraw nas, jeśli się mylimy – świadomość funkcjonowania państwa, w którym zmiany zachodzą powoli. Nie obawiacie się wypalenia? Jak sobie z tym radzicie?

Rzeczywiście zaczynaliśmy jako grupa młodych ludzi z przeszłością w różnych organizacjach. Budowanie nowego ruchu od podstaw uzmysłowiło mi, że obraz młodzieżowego aktywisty klimatycznego jest bardzo warszawski. W Ostatnim Pokoleniu rzeczywiście mamy nadreprezentację takich osób, jednak dołącza do nas coraz więcej przedstawicieli niemal każdej grupy wiekowej. Szczególnie zaskakuje mnie, że obecnie większość osób działających w Ostatnim Pokoleniu nigdy nie angażowała się społecznie wcześniej. Różnorodność zwiększa się, gdy prowadzimy rekrutację poza stolicą. Dlatego w najbliższych miesiącach chcemy założyć oddziały lokalne w innych miastach. Czy boimy się wypalenia? Chyba nie.

Odważna deklaracja.

Oczywiście będziemy musieli się przetestować, ale ogromne nadzieje pokładam w tym, że w celu zachowania trwałości planowanej na co najmniej kilka lat do przodu kampanii nasza organizacja od początku zapewnia wszystkim osobom członkowskim stałą pomoc psychologiczną i wsparcie prawników. Działamy w strukturze, która z jednej strony pilnuje, by nie doprowadzić do przepracowania, a z drugiej wie, że rekrutuje takich aktywistów, dla których dobrostan i komfort są istotne i którzy mogą liczyć na wsparcie bliskich także poza organizacją. W ramach wymiany doświadczeń dążymy do zrównoważonej mieszanki osób kompletnie świeżych i nowych z tymi, które już działały społecznie. Taka strategia pozwala nam uniknąć powtarzania błędów typowych dla zaangażowanych społecznie środowisk i działać profilaktycznie antywypaleniowo.

Kilka osób otrzymuje drobne wsparcie finansowe, które pozwoliło im opuścić wcześniejszą pracę lub zmniejszyć jej wymiar. Tylko dzięki temu są w kampanii osoby, które mogą poświęcić na pracę w niej kilkadziesiąt godzin w tygodniu, jednocześnie nie pracując na dwa etaty.

Jeszcze w zielone gramy. Czego Polki i Polacy oczekują w kwestii polityki klimatycznej?

Długofalowe poczucie braku sprawczości w świecie zabetonowanej polityki może być jednak frustrujące. Nie tak dawno ukazała się książka Wyznania otrzeźwiałego ekologa, w której pada teza o nieskuteczności ruchów prośrodowiskowych. Wasza działalność spotyka się z gniewem społecznym i wręcz nawoływaniem w internecie do pałowania aktywistów przez policję. Szymon Hołownia stwierdza na tydzień przed eurowyborami, że dotychczasowe postulaty klimatyczne jego partii trzeba przykryć. Jak to ma zachęcać do aktywizmu?

Zadaniem naszych liderów jest między innymi to, żeby proponować realistyczny plan działania. Od początku uczulamy osoby do nas dołączające, że to kampania na lata. Podczas szkoleń jasno tłumaczymy, że będą zdarzać się okresy, podczas których nikt nie przyjdzie na nasze spotkania otwarte, a media całkowicie przestaną interesować się naszymi akcjami.

Kryzys sprawczości bardzo często bierze się z rozczarowania źle zakomunikowanymi czy nie do końca dobrze osadzonymi w rzeczywistości strategiami i obietnicami. Nasze pomysły nie są jakimiś wygórowanymi oczekiwaniami. Opieramy je na eksperymentach sprawdzających się w innych, podobnych do nas krajach europejskich. Wprawdzie zdaję sobie sprawę, że każda analogia jest zawsze jakoś wybrakowana i nie wszystko, co zadziałało w Niemczech, sprawdzi się w Polsce, ale poruszamy się jednak w podobnym kontekście, czasie oraz regionalnych i globalnych procesach, na które możemy mieć wpływ.

Julia Keane, jedna z działaczek Ostatniego Pokolenia, mówi, że aktywizm to nie konkurs popularności. Ale wy zdobywacie popularność, tyle że negatywną, wzmaganą przez fandom Stanowskiego czy polityków Konfederacji. Czy ona realnie przekłada się na coś dobrego dla was?

Na pewno na liczbę zgłoszeń osób, które chcą z nami pracować, a także na to, jak myśli się o klimacie. Sukcesem i porażką jednocześnie ruchów młodzieżowych było sprawienie, że klimat stał się tematem politycznym i wszedł do mainstreamu medialnego jako coś, z czym nie wypada się nie zgadzać, ale tylko na poziomie deklaratywnym, rozumianym szeroko i mało angażującym. Dlatego jednym z głównych celów Ostatniego Pokolenia jest polaryzacja.

Polaryzacja, na którą tak lubimy w Polsce narzekać?

Gdy Julia mówi o konkursie popularności, to nie ma na myśli zdobywania jak najszerszego poparcia na poziomie 80 proc., bo jest to niespotykane. W Polsce na pewno nie. Chodzi nam o to, żeby być liczącą się stroną ważnego konfliktu politycznego, w którym trzeba opowiedzieć się za lub przeciw. W naszym przypadku za tym, żeby rozbudowywać transport publiczny, przekierowywać na niego fundusze przeznaczone na rozwiązania napędzające kryzys klimatyczny. Nie interesuje nas obojętność, bo ona nie motywuje do żadnego działania. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mamy bardzo głośnych przeciwników, ale na razie najbrutalniejsi są głównie hejterzy w internecie.

Jeszcze nie zdarzyło mi się nigdy spotkać z agresją podczas rozdawania ulotek. Obecność opozycji tworzy nam jednak warunki do zdobywania nowych głosów poparcia. Joanna Szczepkowska napisała na przykład felieton o Ostatnim Pokoleniu w „Rzeczpospolitej”, w odpowiedzi na falę hejtu, jaką wywołał nasz protest w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Nie mogła uwierzyć, że ludzie aż tak negatywnie reagują na to, że korzystamy z demokracji.

Nie bójmy się klimatycznego alarmizmu [polemika z Kamilem Fejferem]

Przypomnijmy, że zakłóciliście koncert, żeby przypomnieć o płonącej planecie, i przyklejono wam łatkę ekoterrorystów.

Gdy to samo stało się po wywiadzie u Mazurka i Stanowskiego, wstawił się za nami Jacek Żakowski. Zresztą po tym występie w 48 godzin zebraliśmy najwięcej wpłat w swojej historii – więcej niż wcześniej w ciągu miesięcy.

Na poziomie rekrutacji widać, że najwięcej ludzi przychodzi wtedy, gdy wzbudzamy największy sprzeciw. Tak było chociażby po oblaniu farbą warszawskiej Syrenki. Przy czym oczywiście nie jest tak, że myśląc o polaryzacji, chcemy maksymalnie rozdmuchać konflikt. Przeciwnie. Bardzo podkreślamy to, że jesteśmy ruchem bezprzemocowym. Wsparcie, które dostajemy, jest najsilniejsze wtedy, gdy obrywamy od drugiej strony, a osoby, które decydują się pojawiać w mediach i na akcjach, robią to świadomie, są gotowe ponieść negatywne konsekwencje. To niezbędny element nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Gandhi o tym pisał, Martin Luther King o tym pisał i w momencie, gdy kampania tego drugiego się totalnie zatrzymała, stwierdził, że musi iść do więzienia. No i do niego trafił. Myślę, że za tym stoi solidna wiara w słuszność swoich postulatów i refleksja napędzająca skłonność do poświęceń i korzystania czasem z nietypowych środków, gdy naprawdę jest się na nie gotowym.

Czy jednak da się być gotowym na przykład na brutalność służb pacyfikujących wasze protesty? I czy zyskujecie przychylność, grając na antypolicyjnej nucie?

Rzeczywiście, spotkało nas wiele oburzających sytuacji. Jeden z naszych działaczy był duszony przez policjanta. Notorycznie powtarza się odrywanie rąk osób protestujących od ulicy, do której są przyklejeni. Na porządku dziennym są teksty w stylu: „gdybym nie miał munduru, to sam bym was przejechał”. Natomiast mamy za sobą też takie akcje, w czasie których nie doszło do nadużyć. Często przychodzą do nas znudzeni sprawą funkcjonariusze, których twarze już kojarzymy, i po prostu wykonują swoją pracę.

Interwencja policji wobec aktywistów Ostatniego Pokolenia. Fot. Daniel Petryczkiewicz

Na fatalny wizerunek policja zapracowała sobie jednak sama – choćby w czasie strajków kobiet – i naszym celem nie jest go pogarszać, czynić służby stroną konfliktu. Nie pozostajemy jednak bierni na przemoc i głośno o niej mówimy, składamy zawiadomienia i tak dalej. Nasi działacze i działaczki są jednak tak szkolone, że podobne sytuacje nie są dla nich zaskoczeniem. Znają ryzyko wiążące się z przeprowadzanymi przez nas akcjami.

Przemoc kierowców i bezradność Ostatniego Pokolenia

Dlaczego sam zdecydowałeś się na podjęcie tego ryzyka? Jak trafiłeś do ruchu klimatycznego?

Zaczęło się chyba od czytania w internecie o zalegających na świecie górach śmieci i plastiku, o masowo i okrutnie zabijanych zwierzętach. Ta świadomość przerodziła się w ostre kontrolowanie wszystkiego w swoim życiu i otoczeniu. Zostałem wegetarianinem. Męczyłem moich rodziców pilnowaniem tego, żeby nie brali plastikowych siatek na bazarze, nie kupowali mięsa. Jednak bardzo szybko zrozumiałem, że w skali kraju czy świata to nie ma żadnego znaczenia. Dopiero działanie w grupie okazało się bardziej konstruktywne.

Będąc licealistą, poszedłem na jeden z protestów Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, do którego dołączyłem. Potem działałem w Extinction Rebellion, Kolektywie Bombelki, aż w końcu współzakładałem Ostatnie Pokolenie. Czuję, że te doświadczenia musiały mnie doprowadzić do Ostatniego Pokolenia. Mamy jasny cel i plan, który ma największe szanse powodzenia.

Na czym skupiacie się w kolejnym etapie kampanii?

Ostatnie dwanaście miesięcy było najgorętszymi w historii pomiarów. Nie czekamy na obietnice rządu, tylko przystępujemy do działania. Zapowiedzieliśmy, że od początku lipca będziemy blokować drogi w Warszawie, i tej deklaracji się trzymamy. W ostatnim tygodniu kilkadziesiąt osób wzięło udział w akcjach, wiele z nich po raz pierwszy w życiu.

Kampanię można wspierać finansowo lub dołączyć, zapisując się przez naszą stronę internetową ostatniepokolenie.org.

**
Andrzej Jurowski – student socjologii i antropologii na Uniwersytecie Warszawskim. Od kilku lat łączy pracę i działania społeczne. Obecnie zaangażowany w kampanię Ostatniego Pokolenia.

Ostatnie Pokolenie to ruch obywatelskiego oporu, który żąda dostępnego i taniego publicznego transportu dla wszystkich Polek i Polaków.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij