Świat

Walzer: Międzynarodówka w Syrii

Wojna w Syrii każe nam jeszcze raz przemyśleć co dziś znaczy „odwaga lewicy”.

W ciągu ostatnich lat na łamach wielu blogów – choć przyznajmy, nie tych najbardziej znanych – wielokrotnie pojawiały się porównania dzisiejszej wojny w Syrii do hiszpańskiej wojny domowej. Międzynarodówka Robotnicza na Rzecz Odnowienia Czwartej Międzynarodówki wezwała do utworzenia nowych Brygad Międzynarodowych na pomoc zdradzonym przez wszystkich „syryjskim masom”. Autor The National Interest, przeciwny jakiejkolwiek interwencji amerykańskiej w Syrii, polecił wszystkim jej zwolennikom, by – na wzór komunistów w czasach wojny domowej w Hiszpanii – utworzyli własne brygady i wybrali się tam sami. Jonathan Todd na łamach brytyjskiej strony Labour Uncut zapytał, dlaczego w Syrii jeszcze nie ma międzynarodowych brygad. Jego zdaniem odpowiedzią jest postawa ludzi takich jak on sam: bardziej skłonnych do udziału w „sponsorowanych półmaratonach” (na cele charytatywne) niż do walki za granicami kraju.

A oto moja wersja porównania obu wojen: syryjskiej i hiszpańskiej.

Z dzisiejszej perspektywy najbardziej zaskakujące jest to, że hiszpańska wojna domowa, tocząca się w latach 1936–39, nie zaowocowała powstaniem organizacji takich, jak Lekarze bez Granic czy Human Rights Watch. Kwakrzy próbowali pomagać ofiarom działań wojennych, ale nikt się do nich nie przyłączył, podobnie jak nikt nie zajmował się dokumentowaniem okrucieństw wojny. Dopiero po jej zakończeniu na poważnie zaczęło działać Stowarzyszenie Pomocy Uchodźcom Hiszpańskim, które przede wszystkim zajmowało się pomocą obrońcom Republiki i ich rodzinom na wygnaniu we Francji. Ani sprawy humanitarne, ani naruszenia praw człowieka nie były istotnymi tematami, dopóki jeszcze trwały walki. Ochotnicy nie spieszyli z pomocą Hiszpanii. Ci, którzy się zjawili, to właśnie bojownicy z Brygad Międzynarodowych.

Zachodnie demokracje – Francja i Wielka Brytania (z cichym przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych) – odmówiły pomocy Republice, choć faszystowscy bojówkarze cieszyli się czynnym poparciem Niemiec i Włoch. Związek Radziecki przekazał Kominternowi instrukcje organizacji brygad – do których dołączyli żołnierze z całej Europy Wschodniej, Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii, a także ze Stanów. Byli to w większości komuniści, choć nie tylko. Tysiące, wśród nich George Orwell, walczyły w ramach Robotniczej Partii Marksistowskiej Unifikacji, inni dołączyli do anarchistów. Oficjalnie byli częścią armii republikańskiej, ale większość brygad stosowała się do zasad wyznaczonych przez partię komunistyczną. Dowódcą Brygady im. Abrahama Lincolna był John Gates, późniejszy redaktor amerykańskiego „Daily Worker” [Robotnika Codziennego].

Ich udział był kontynuacją lewicowych tradycji.

Przypomnijmy sobie Lafayette’a, von Steubena, Kościuszkę i Pułaskiego w czasach rewolucji w Ameryce; Lorda Byrona i wielu innych podczas rewolucji w Grecji.

Warto wymienić choćby zapomnianego dziś amerykańskiego radykała Samuela Howe’a, który pospieszył do Grecji w latach 20. XIX wieku, by później dołączyć do Powstania Listopadowego w Polsce. Był wojującym abolicjonistą i jednym z pierwszych zwolenników progresywnych podatków. I choć wielu z zaangażowanych w wojnę w Hiszpanii komunistów wolało mordować trockistów niż walczyć z Franco, liczni ochotnicy byli głęboko przywiązani do demokratycznej, antyfaszystowskiej polityki. Znajdujący się w ich szeregach Amerykanie mogli myśleć o sobie jako o marksistach, ale byli też duchowymi spadkobiercami Samuela Howe’a.

A teraz spójrzmy na wojnę w Syrii, w którą zaangażowane są współczesne organizacje humanitarne i obrońcy praw człowieka. Z pomocą dla uchodźców nie zwleka się do czasu zakończenia walk. Okrucieństwo wojny jest relacjonowane od samego jej początku, od początku też dociera pomoc dla ofiar. Zakładam, że wszystkie organizacje pomocowe są przeciwne reżimowi Assada – który odgrywa rolę faszysty w tej analogii – ale oficjalnie zachowują neutralność i apolityczność, skupiając się na ludzkim cierpieniu, nie na zmianie rządzących.

Po raz kolejny, tak jak w Hiszpanii, zachodnie demokracje są obojętne lub jedynie marginalnie zaangażowane. Nie zachowują wobec Assada neutralności, ale nie podejmują walki zbrojnej po stronie rebeliantów – których można by przychylnie porównać do syryjskich antyfaszystów, republikanów z czasów wojny domowej w Hiszpanii. Tyle że ta historia jest dużo bardziej skomplikowana: swoją rolę odgrywa Rosja, Iran, libański Hezbollah wspierający „faszystów”, a także Saudowie i Katarczycy wspierający rebeliantów – choć niekoniecznie demokratów w ich szeregach. Zasadnicza różnica polega na tym, że w Syrii nie ma żadnych lewicowych Brygad Międzynarodowych, nikt nie rekrutuje żołnierzy, ochotnicy z kręgów światowej lewicy nie spieszą walczyć z reżimem Assada. Międzynarodowa brygada, która walczy w Syrii – żołnierze nieuznawanego Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie – nie kontynuuje raczej tradycji Lafayette’a, Orwella i Byrona. Lewicowcy z Europy i Ameryki Północnej nie pomagają wygrać „dobrym chłopakom” po stronie rebeliantów.

Organizacje pomocowe i obserwatorzy praw człowieka zastąpili żołnierzy. Lub inaczej – to oni są dzisiejszą Międzynarodową Brygadą lewicy.

Ochotnicy, którzy zjeżdżają do Syrii z całego świata, choć nie walczą, są bohaterami – ponoszą ogromne ryzyko, wykonując swoje codzienne zadania. To prawdziwy internacjonalizm XXI wieku.

Pomoc humanitarna i dyskurs praw człowieka przyniosły nam ważne lekcje o neutralności zaangażowania. I to, co chciałbym podkreślić, to właśnie nowość tych argumentów. To one zwiastują koniec tradycyjnego lewicowego internacjonalizmu – skłonnego do poświęcenia i zdolnego rekrutować ludzi i wysyłać ich na wojnę, toczącą się gdzieś daleko od ojczyzny. Dziś zdolni są do tego jedynie islamscy dżihadyści.

W latach 90. wydawało nam się, że pomoc humanitarna i opowiadanie się za prawami człowieka to wielki krok naprzód dla lewicy. Dziś, przywołując analogię z hiszpańską wojną domową z lat 30., widzimy, że to także historyczny krok wstecz.

Przeł. Jakub Dymek

Tekst ukazał się 14. stycznia 2014 na stronach internetowych magazynu Dissent. Tytuł i wyróżnienia pochodzą od redakcji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij