Świat

W stosunkach polsko-ukraińskich już nic nie będzie tak samo

Po 22 lipca 2016 roku, kiedy Sejm przyjął uchwałę wołyńską, pewien etap relacji polsko-ukraińskich należy uznać za zamknięty.

Łukasz Saturczak: Często było pani ostatnio wstyd za to, co dzieje się w Polsce w ukraińskich sprawach?

Iza Chruślińska: Bardziej odczuwam frustrację, ogromną frustrację…

Listów protestacyjnych, które trzeba podpisywać, ostatnio było naprawdę sporo.

Nie chodzi nawet o ilość, ale o wagę spraw, jakich dotyczyły. Mieliśmy przecież list otwarty będący polską odpowiedzią na list ukraińskich intelektualistów i polityków proponujący przyjęcie wspólnej uchwały przez Polskę i Ukrainę (odpowiedzią polskich polityków było przyjęcie przez Senat i Sejm RP uchwały wołyńskiej). Do tego listy i apele w związku z narastającą falą agresji i ataków na społeczność ukraińską w Polsce – apel „Wołanie z Werchraty”, w związku z trwającą od 2015 r. akcją niszczenia ukraińskich grobów i pomników, antyukraińskimi hasłami na Marszu Orląt w Przemyślu. Obecnie przed nami wyzwanie w związku z radykalnym zmniejszeniem środków, jakie organizacje mniejszości mają otrzymać z budżetu na działalność w 2017 roku (przyznawane na mocy ustawy o mniejszościach przez MSWiA). Związek Ukraińców w Polsce nie otrzymał żadnych środków na działania związane z przypadającą w 2017 roku 70. rocznicą deportacji w ramach akcji „Wisła”! Pierwszy raz od 1989 roku! Żadnych środków nie przyznano również na ukraińskojęzyczny portal Prostir.pl. W sumie samemu Związkowi Ukraińców w Polsce odrzucono aż siedem projektów, a w poprzednich latach odrzucano najwyżej 1–2.

Skąd ta zmiana? Co takiego wydarzyło się w poprzednim roku?

Większość z nas zaangażowanych w sprawy polsko-ukraińskie – zarówno po polskiej, jak i po ukraińskiej stronie – ma poczucie, że w 2016 roku pod znakiem zapytania postawiono nasz ogromny wspólny dorobek ostatnich 26 lat. W 1989 roku mało kto wierzył, że Polakom i Ukraińcom uda się w tak krótkim czasie doprowadzić do naprawdę bliskiej współpracy. Ten dorobek widać na różnych poziomach – politycznym, religijnym, współpracy naukowej, kulturalnej, ale chyba jednak przede wszystkim na poziomie społecznym, obywatelskim. Jednocześnie mam wrażenie, że te ostatni poziom jest właśnie najmniej dostrzegany i znany. Ale właśnie dlatego, że tyle pracy i wysiłku włożyliśmy w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat w zbudowanie nowej jakości naszych relacji, to poczucie frustracji jest tym silniejsze.

Czy grozi nam koniec polsko-ukraińskiego pojednania?

Jacek Kuroń kiedyś powiedział bardzo ważne słowa o tym, że nie można mówić o pojednaniu, jako o jednorazowym akcie, ale o procesie. Od końca lat 80., niezależnie od tego, że były i trudne momenty, mieliśmy poczucie, że ten proces zmierzał w dobrym kierunku. Dzisiaj znaczna część z nas nie ma już tego poczucia. A już na pewno nie mamy poczucia, że posługując się terminem „dialog” – mamy to samo na myśli! Dialog zakłada rozmowę, słuchanie drugiej strony. Tymczasem polska strona w coraz bardziej brutalny sposób narzuca Ukraińcom swoją wizję zarówno interpretacji wydarzeń historycznych tak złożonego okresu, jakim w relacjach polsko-ukraińskich były lata 1942–1947, jak i pamięci historycznej w ogóle.

W Polsce wiele osób i środowisk lubi powoływać się na koncepcję ULB Jerzego Giedroycia i środowiska „Kultury”. Tyle, że tę koncepcje traktuje się wybiórczo.

W Polsce zmienił się sposób mówienia o Ukrainie?

Unikałabym uogólnień. Polskie społeczeństwo nie jest jednorodne, nie tylko w podejściu do relacji polsko-ukraińskich, ale także do innych spraw, w tym w ogóle wizji Polski. Bardzo mocno pokazał to ubiegły rok. W Polsce wiele osób i środowisk lubi powoływać się na koncepcję ULB Jerzego Giedroycia i środowiska „Kultury”. Tyle, że tę koncepcje traktuje się wybiórczo. Nie ograniczała się ona tylko do hasła „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy i nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski”. Jedną z jej integralnych części stanowił postulat reformy zakonu polskości, który zakładał przede wszystkim całkowitą zmianę  mentalności Polaków w stosunku do Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów. Moim zdaniem tej reformy w znacznym stopniu nie udało się dokonać. Stąd nadal dość częste podejście do Ukrainy, z którego wynika, że my wiemy lepiej, czego Ukrainie potrzeba, co powinni Ukraińcy myśleć, jakich bohaterów narodowych wybierać itd.

A jak na to patrzą sami Ukraińcy? Wielu intelektualistów, którzy od zawsze było przyjaciółmi Polski, zaczęło zmieniać swoje podejście.

Warto popatrzeć szczególnie na reakcję tych naszych ukraińskich przyjaciół, którzy wnieśli ogromny wkład w promocję polskiej kultury na Ukrainie, jak np. prof. Jarosław Hrycak, Andrij Pawłyszyn, Jurij Andruchowycz. Ich reakcja pokazuje dotkliwie, że po 22 lipca 2016 roku, kiedy Sejm przyjął uchwałę wołyńską, pewien etap relacji polsko-ukraińskich należy uznać za zamknięty. Nie chodzi o to, że Ukraińcy nie chcą z nami dalej rozmawiać i współpracować, tylko nastąpiła w tej współpracy jakościowa zmiana. Wielu z nich zdało sobie sprawę z tego, że Ukraina przede wszystkim musi liczyć na własne siły, że powinni tworzyć własną politykę historyczną. Myślę, że mają przy tym świadomość, że być może w żadnym innym kraju nie mają tak wielu przyjaciół, jak w Polsce.

Osamotniona Ukraina ma teraz czas, żeby przyjrzeć się samej sobie, zastanowić się, w jakim kierunku ma iść, nie patrząc, czego oczekuje od niej Polska.

Oczywiście, to jest dobry kierunek. To zmiany, który pokazują, że społeczeństwo ukraińskie powoli wyzbywa się kompleksów, zresztą moim skromnym zdaniem, Ukraina nie powinna w ogóle mieć kompleksów. Rewolucja Godności, wojna z Rosją, w trakcie której Ukraińcy ponieśli i ponoszą nadal ogromne straty w ludziach, koszty, walcząc także w interesie całej Europy, dają ukraińskiemu społeczeństwu siłę i poczucie godności. Sadzę, że także wpływa na zrównoważone i mądre podejście Ukraińców do tego, co w kontekście polsko-ukraińskim dzieje się w Polsce. Ostatnie pół roku jest dowodem na to, że to ukraińska strona jest często dojrzalsza niż my. Powołam się tylko na ostatni przykład. Spójrzmy, w jaki sposób ukraińskie środowiska polityczne, ukraiński IPN, a nawet Prawy Sektor zareagowały na barbarzyński akt zniszczenia pomnika polskich ofiar w Hucie Pieniackiej. Wszyscy jednoznacznie potępili ten akt wandalizmu w ciągu 24 godzin od ujawnienia tego zdarzenia. Niestety nie możemy pochwalić się tym samym po stronie polskiej. Śledztwa w sprawie niszczenia ukraińskich pomników i grobów są umarzane, nie spotykają się z potępieniem parlamentu, prezydenta, autorytetów. Kościoła. Również Związek Ukraińców w Polsce, choć sam nie rzadko staje się obiektem agresji nacjonalistycznych środowisk w Polsce, opublikował natychmiast po zniszczeniu polskiego pomnika w Ukrainie list z potępieniem tego typu działań. Dodam zresztą, że nie jest to odosobniona reakcja Związku solidaryzująca się z polską stroną w ważnych sprawach historycznych relacji polsko-ukraińskich.

Ukraińcy słusznie twierdzą, że oni nam nie wypominają, jakich bohaterów narodowych mamy czcić. My z kolei nie mówimy tego Niemcom czy Francuzom.

Polska nieraz stawiała Ukraińcom warunki, wymaga od niej pamięci historycznej zgodnej z polską. Na ile to w ogóle możliwe?

Kuroń, póki żył, powtarzał, że UPA to bardzo ważny etos, którego Ukraińcy się nie wyzbędą. Moim zdaniem Ukraińcy słusznie twierdzą, że oni nam nie wypominają, jakich bohaterów narodowych mamy czcić. My z kolei nie mówimy tego Niemcom czy Francuzom. Zresztą i w Polsce nie uznajemy przecież wszyscy tych samych za bohaterów i nie wyznajemy tego samego etosu – dla jednych bohaterowie to Piłsudski, Giedroyc, Kuroń, KOR, Lipski, a dla innych Dmowski, żołnierze wyklęci.

W tej kwestii jest mi bliskie myślenie nie tylko Jacka Kuronia, ale także Josyfa Ziselsa, ukraińskiego dysydenta, lidera społeczności żydowskiej w Ukrainie. Niebawem w Ukrainie ukaże się nasza wspólna książka z rozmowami. Zisels tłumaczy tam, dlaczego dla Ukraińców żołnierze UPA są bohaterami. Przecież walczyli z Sowietami o niepodległą Ukrainę – wielu żołnierzy UPA, w tym Bandera i Szuchewycz, zginęło z rąk rosyjskich. A dzisiaj inni Ukraińcy giną z tych samych rąk i w imię tych samych ideałów.

W Polsce przeciętna wiedza na temat UPA sprowadza się do rzezi na Wołyniu. Nie ma świadomości, że historia UPA obejmuje 12 lat i są to lata, kiedy uwarunkowania polityczne zmieniały się radykalnie. Historia podziemnej UPA jest historią tragiczną. Wielu Ukraińców, którzy trafili do UPA, stawało przed wyborem: jeśli nie UPA, to albo Armia Czerwona, albo Sybir. Inna, w Polsce nieznana, bo minimalizowana przez polskich historyków sprawa, na którą zwracają uwagę nawet niektórzy rosyjscy historycy, to wpływ więźniów stalinowskich obozów, żołnierzy UPA na proces narastania oporu przeciwko nadzorcom i administracji obozów oraz wybuch powstań w GULAG-u, które ostatecznie doprowadziły do rozpadu systemu łagrów. Tymczasem w Polsce prawie nie wydaje się wspomnień żołnierzy UPA, nawet tak ważnych jak Mariczki Sawczyn Hałasy Tysiacza dorih czy Danyła Szumuka, urodzonego na Wołyniu partyzanta o polsko-ukraińskich korzeniach i dysydenta, który spędził w polskich i sowieckich więzieniach oraz łagrach ponad 40 lat życia. Warto znać prace dyrektora ukraińskiego IPN, Wołodymyra Wiatrowycza. Jego ostatnia książka Wołyń 43 znajduje się na pierwszej pozycji w rankingu kupowanych na Ukrainie książek o tematyce historycznej. Można z Wiatrowyczem polemizować, ale aby to robić, trzeba czytać jego publikacje! Już nie wspominam o braku polskich filmów dokumentalnych poświęconych tej tematyce. Jedyny znany mi wartościowy film na ten temat, zrobiła Agnieszka Arnold dla TVP. Nosił on tytuł Oczyszczenie i dostał zakaz emisji. Jeśli nie ma rzetelnej wiedzy, można łatwo manipulować czy demonizować, tak właśnie dzieje się w Polsce z UPA. Odrębna sprawa to w zasadzie brak filmów dokumentalnych poświęconych zbrodniom i pacyfikacjom, których sprawcami były odziały polskiego podziemia, jednostki Ludowego Wojska Polskiego czy MO albo KBW popełnione na ukraińskiej ludności cywilnej, np. w Terce, Sahryniu, Zawadce Morochowskiej, Lublińcu. Nawet w kontekście zbrodni w Pawłokomie na Podkarpaciu, kiedy prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko odsłaniali pomnik ukraińskich ofiar, w polskiej telewizji przywoływano Wołyń.

To nie jest sprawa wyłącznie społeczności ukraińskiej w Polsce. To przede wszystkim powinna być nasza wspólna sprawa.

W TVP i innych stacjach stało się tradycją, że każdy przekaz telewizyjny na temat akcji „Wisła” zazwyczaj zaczyna się od przywołania zbrodni na Wołyniu, chociaż już dawno historycy ukazali różnice, jeżeli chodzi zarówno o podłoże, jak i przebieg konfliktu polsko-ukraińskiego na terenie pogranicza. Najnowsza inicjatywa to próba unieważnienia uchwały Senatu z 1990 roku, w której potępiono tę klasyczna stalinowska deportację. Wśród autorów i sygnatariuszy jest prawnik, historyk z PRL-owskim rodowodem, byli politycy, jawnie i niejawnie sympatyzujący z Rosją.

W którą stronę to zmierza?

Myślę, że nie jestem odosobniona w poczuciu, że na poziomie państwowym – nie wiadomo. Przychodzą mi więc na myśl słowa piosenki Wojtka Młynarskiego Róbmy swoje. W moim skromnym przekonaniu, wielki wyzwaniem dla nas w Polsce będzie 70. rocznica akcji „Wisła”. To nie jest sprawa wyłącznie społeczności ukraińskiej w Polsce. To przede wszystkim powinna być nasza wspólna sprawa. Ofiarami akcji „Wisła” byli obywatele Polski narodowości ukraińskiej, a ich tragedia nie skończyła się na deportacji, uwięzieniu w obozie koncentracyjnym w Jaworznie i zniszczeniu ciągłości ukraińskiej kultury na ziemiach pogranicza. Przez cały okres PRL-u Ukraińcy żyli z piętnem „ukraińskich nacjonalistów”, „banderowców”, „rezunów”. A jednak brali aktywny udział w ruchu „Solidarności”, a potem po 1989 roku w budowaniu wolnej, demokratycznej Polski. Jesteśmy im winni współczucie, współprzeżywanie razem z nimi tej tragicznej rocznicy. Szczególnie w sytuacji, gdy różne środowiska w Polsce dążą do tego, aby społeczność ukraińska w naszym kraju żyła napiętnowana, jak za czasów PRL-u.

 

Iza Chruślińska, publicystka, aktywnie zaangażowana w działania na rzecz dialogu polsko-ukraińskiego, autorka książek poświęconych Ukrainie, m.in. „Ukraiński palimpsest. Rozmowy z Oksaną Zabużko” (wyd. pol. 2013, ukr. 2014), „Ukraina. Przewodnik Krytyki Politycznej” (2009), wspólnie z Piotrem Tymą „Wiele twarzy Ukrainy” (2005), „Dialohy porozuminnia. Ukrajinsko-jewrejsky wzajemyny” (2011); w przygotowaniu książka z rozmowami z Josyfem Ziselsem w kijowskim wydawnictwie „Duch i litera”.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Saturczak
Łukasz Saturczak
Pisarz, dziennikarz
Pisarz, dziennikarz, fotograf. Absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, później doktorant tamtejszego Wydziału Filologicznego, autor powieści Galicyjskość (2010), w latach 2014–2016 dziennikarz tygodnika „Newsweek Polska”, publikował w prasie polskiej i zagranicznej, obecnie wolny strzelec.
Zamknij