Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

„Inteligentne granice” Bidena – gorsze od muru Trumpa?

Biden nie będzie budować muru. Chce za to uszczelnić granice nowocześniej – głęboką inwigilacją.

Inauguracja prezydentury Joe Bidena mogła dać rodzinom imigrantów i działającym na ich rzecz aktywistom powody do nadziei, jednak plany rozwijania technologii „inteligentnych granic” są dzwonkiem alarmowym dla obrońców prywatności.

Chociaż przez cztery lata kontrowersyjnej antyimigracyjnej retoryki administracja Trumpa doprowadziła do powstania tylko nieco ponad 20 kilometrów muru, to w kwestii rozwoju i wdrażania nowych narzędzi do rozpoznawania twarzy i innych technologii do kontroli granicznej sprawy zaszły o wiele dalej.

Już w 2017 roku Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych (DHS) opublikował oficjalny dokument, w którym nakreślił swoje podejście do sztucznej inteligencji i jej potencjalnych zastosowań w kontrolowaniu granic i zarządzania migracją. Wkrótce potem agencja zaczęła wykorzystywać duże zbiory danych w sposób naginający granice prawa do prywatności, wzbudzając opór grup działających na rzecz migrantów, takich jak Mijente.

Czytaj takżeJesteś w ukrytej kamerze – czy ci się to podoba, czy nieHelena Chmielewska-Szlajfer

W niektórych przypadkach DHS wykorzystywał media społecznościowe, w tym Facebooka, do namierzania imigrantów przebywających w kraju bez zezwolenia, a także zbierał informacje o nich od komercyjnych firm handlujących danymi i agencji państwowych, takich jak Wydział Komunikacji. Nawet w obliczu pandemii COVID-19 Amerykański Urząd ds. Imigracji i Służby Celnej (ICE) nie wstrzymał represji, które uderzały w rodziny imigrantów o nieudokumentowanym statusie.

We wrześniu 2020 roku departament bezpieczeństwa zasugerował rozszerzenie zakresu danych biometrycznych zbieranych od osób starających się o wjazd do Stanów Zjednoczonych oraz w ramach akcji wymierzonych w nieudokumentowanych imigrantów. Propozycja spotkała się z ostrym sprzeciwem ze strony obrońców prywatności.

Niektórzy wyrazili obawy, że działania ICE stanowią „gwałtowny wzrost inwigilacji państwowej, która zagraża prywatności i swobodom obywatelskim, szczególnie osób niebiałych, a nie przynosi zauważalnej poprawy bezpieczeństwa”.

W październiku 2020 roku – zaledwie miesiąc przed wyborami prezydenckimi – DHS nadal kupował dane geolokalizacyjne z telefonów komórkowych, by wykorzystywać je do swoich działań. Zestawiając m.in. dane z ewidencji nieruchomości z informacjami o lokalizacji telefonów, służby są w stanie wyśledzić każdy ruch danej jednostki – w tym amerykańskich obywateli – bez ubiegania się o nakaz sądowy. Możliwość śledzenia lokalizacji w czasie rzeczywistym otwiera drogę do daleko posuniętej inwigilacji, niepodlegającej żadnej kontroli.

Czytaj takżePaństwo nas podsłuchuje, niech więc się do tego przyznaMateusz Kowalik

Dla części amerykańskich miast pandemia stała się impulsem do wprowadzenia aplikacji do śledzenia kontaktów i kamer z funkcją rozpoznawania twarzy, wykrywania maseczek i mierzenia temperatury. Rodzi to dziś pytania o zasięg tego typu technologii, a także jej rolę i zastosowanie po pandemii.

Jasnym sygnałem, czego możemy się spodziewać po administracji Bidena, jest notatka służbowa z Białego Domu, która daje wyraźnie do zrozumienia, że chociaż budowa muru zostaje zatrzymana, to wysiłki zmierzające do „zasilenia już istniejących środków granicznych [nową] technologią i infrastrukturą” nie ustają.

Prywatyzacja bez prywatności

Nacisk na system „inteligentnych” granice, na który składają się technologie takie jak dane biometryczne, sztuczna inteligencja, rozpoznawanie twarzy, drony, kamery termowizyjne, czujniki ruchu i radary, może świadczyć o tym, że nowa administracja zamierza kontynuować politykę DHS. Pod koniec kadencji Trumpa departament bezpieczeństwa opublikował strategię dotyczącą sztucznej inteligencji, w której określił się mianem lidera innowacji w zakresie AI. Strategia przewidywała zastosowanie „inteligentnej inżynierii” i obiecywała większą transparentność – dane, do których dostęp mają zwykle urzędnicy państwowi i wojsko, teraz miałyby być udostępniane szerszemu gronu odbiorców, w tym społecznościom, których dotyczą.

Czytaj takżeRozpoznawanie twarzy? To robiono już w XIX wieku – i nazywało się eugenikąCatherine Stinson

Dokument ogłosił także utworzenie panelu doradczego ds. sztucznej inteligencji, którego zadaniem ma być „rozpatrywanie pod względem zgodności prawnej, klasyfikacji, praw cywilnych i wolności obywatelskich, oraz odpowiedzialności i konsekwencji dla prywatności projektów, metod i możliwości sztucznej inteligencji [w ramach działań] Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego” i który ma stać na straży etyki systemów AI w DHS.

Skoro jednak systemy AI opierają się na technologiach dostarczanych przez prywatne koncerny, takie jak Palantir, Google i Amazon, możemy oczekiwać faktycznego zaangażowania w etykę tego przedsięwzięcia?

Brak ustawowych regulacji prawa do prywatności w USA oznacza, że prywatne spółki, z których korzysta DHS, same wyznaczają standardy, którymi się kierują. Niektóre z nich, w tym Google i Facebook, utworzyły własne rady etyki ds. AI. Sprawują one wewnętrzną kontrolę nad decyzjami firmy, często jednak okazują się niewystarczające: samodzielne ocenianie pracy domowej, którą się wykonało, nie należy do najlepszych pomysłów.

Czytaj takżeCambridge Analytica, Hello Kitty i władcy świataPiotr Szostak

„Inteligentne granice” Bidena niosą nowe zagrożenie: polegają na inwazyjnej i opartej na technologiach big data strategii wypracowanej przez prezydenta Trumpa, która teraz ma zostać zastosowana w imię bardziej „ludzkiego” stosunku do imigracji. Jednak ponowny nacisk na sztuczną inteligencję kieruje Stany Zjednoczone na ścieżkę inwigilacji, która może okazać się gorsza niż jakakolwiek fizyczna bariera, zwłaszcza przy braku jasnych rozwiązań prawnych w zakresie wykorzystania technologii AI przez prywatne podmioty.

Jedno jest pewne: w kwestii kontroli granic prezydent Biden w pełni czerpie z technologii sztucznej inteligencji. Obrońcy prywatności i migrantów muszą przyglądać się wykorzystaniu komercyjnych i rządowych danych przez DHS z taką samą – jeśli nie większą – czujnością jak przez cztery lata kadencji Donalda Trumpa.

**
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.