Znaczna część poparcia dla skrajnej prawicy to głosy protestu – głosy tych, którzy uważają, że lider prawicowej partii „ma jaja” i „głośno mówi to, co ludzie myślą”. Debata z tą grupą wyborców jest praktycznie niemożliwa.
Fernando Rosas jest jedną z czołowych postaci portugalskiej lewicy. Przez całe życie poświęcał się zwalczaniu byłej dyktatury w Portugalii, a następnie studiom nad nią. Za młodu sprzeciwiał się reżimowi Salazara (za co odsiedział wyrok), a następnie został jednym z czołowych portugalskich historyków specjalizujących się w tej dziedzinie. Postanowiłam zapytać go, co można jeszcze zrobić w obliczu nieokiełznanego, jak się zdaje, rozkwitu skrajnej prawicy w Europie i na świecie. Czy jest jeszcze czas, by się nad tym zastanawiać? Czy jesteśmy gotowi zrewidować nasze myślenie o neoliberalnym systemie, który stał się pożywką dla autorytaryzmu?
Sofia Craveiro: Podczas gdy Portugalia świętuje przypadające w tym roku pięćdziesięciolecie demokracji, jesteśmy świadkami tego, jak europejska skrajna prawica niebywale rośnie w siłę. Jak do tego doszło?
Fernando Rosas: Moim zdaniem należy przestać traktować faszyzm jako jakąś przedziwną chorobę, nieodwracalną dżumę, dopust z niebios. Jest to dyskurs, który panował w latach 30. XX wieku. Faszyzm postrzegano jako zarazę, sprowadzoną przez ludzki obłęd czy szaleństwo niektórych przywódców. Tak jednak nie jest. Podobnie do faszyzmu z lat 30., dzisiejsza skrajna prawica stanowi owoc kryzysu zachodniego porządku liberalnego. Innymi słowy – kryzysu kapitalizmu.
Przechodzimy już drugi tego rodzaju kryzys. Od lat 80. ubiegłego wieku kapitalizm trzyma kurs neoliberalny, który nie rozwiązał problemów zwykłych ludzi. Doprowadził za to do bezrobocia, niepewności zatrudnienia, koncentracji kapitału i bankructw. Stał się źródłem ekonomicznej i społecznej destrukcji, rozpaczy, gniewu i strachu. Historycznie to właśnie w takich okolicznościach faszyzm zdobywał sobie najwięcej wyznawców. Sytuacja jest analogiczna w przypadku obecnej skrajnej prawicy.
Pół wieku po rewolucji goździków Portugalię może sparaliżować sukces skrajnej prawicy
czytaj także
To wyjaśnienie społeczne, które zwraca uwagę na wykorzystywanie i manipulowanie podstawowymi, acz zrozumiałymi ludzkimi uczuciami, takimi jak strach przed utratą pracy albo statusu społecznego czy lęk przed niepewną przyszłością. Toruje to drogę dla najbardziej agresywnych sił w finansowym kapitalizmie, które mogą dzięki temu narzucać istną neoliberalną dyktaturę, nie napotykając praktycznie żadnego oporu. Sytuacja, której jesteśmy dziś świadkami, to pokłosie kryzysu marksizmu od lat 80. XX wieku, implozji ZSRR i szal władzy politycznej przechylonych na niekorzyść tradycyjnej lewicy.
To właśnie leży u podłoża obecnej ofensywy, w której tradycyjna prawica łączy siły z prawicą nową, zradykalizowaną.
Ich wyborcy to przede wszystkim ludzie zamożni. W Portugalii to właśnie oni finansują partię Chega [główna skrajnie prawicowa partia w Portugalii – przyp. tłum.]. To ważni bankierzy, deweloperzy, którzy wzbogacili się na spekulacjach i turystyce. Te branże w pierwszej kolejności zyskują dzięki spekulatywnej logice kapitału, będącej podstawą neoliberalnego kapitalizmu. Ponadto wśród skrajnie prawicowego elektoratu można znaleźć pewne grupy z klasy średniej: to mali i średni właściciele ziemscy, urzędnicy państwowi, pielęgniarki, policjanci. Krótko mówiąc, pewne sektory klasy robotniczej i średniej, które najboleśniej odczuły trudną sytuację gospodarczą i dają sobą łatwo manipulować.
Warto sobie uświadomić, że skrajna prawica nie ma jednego elektoratu, tylko trzy. Po pierwsze, to oligarchowie finansujący partię Chega. Duże rodziny, wielcy bankowcy, fundusze inwestycyjne rynku nieruchomości. W Portugalii bardzo często związani z branżą turystyczną. Spotykają się na obiadkach i kolacyjkach, co jest powszechnie znanym faktem. Jest to zatem elektorat złożony z owych oligarchów i pewnych sektorów klasy średniej o prawicowych inklinacjach.
W tej koalicji wyborców znaleźli się również ci, którzy tęsknią za portugalskim ancien régime z czasów Salazara, i to ich właśnie można znaleźć w szeregach kierownictwa partii Chega. Otwarcie występują przeciwko rewolucji z 25 kwietnia 1974 roku. W swoich wystąpieniach zawsze mówią o tym, że nasz kraj od 50 lat jest na złej drodze. Generalnie nie przepadają za samą demokracją, uważają, że to właśnie z powodu demokracji nasz kraj znalazł się w tarapatach. Z nostalgią odnoszą się do dyktatury Salazara, faszyzmu, kolonializmu i wojny kolonialnej.
Do tego dochodzi tzw. ślepy głos niezorientowanych buntowników, głos do głębi emocjonalny i irracjonalny.
To chyba właśnie ta ostatnia grupa stanowi większość skrajnie prawicowego elektoratu, jego podstawową strukturę?
Oczywiście. Pierwsze dwie grupy wyborców skrajnej prawicy kierują się pobudkami ideologicznymi. Tymczasem w tej grupie można mówić o pustych, nieracjonalnych głosach protestu. To wyborcy, którym brak potencjału krytycznego, by dostrzec sprzeczności i kłamstwa w populistycznym dyskursie partii Chega i jej lidera, trzy razy dziennie zmieniającego zdanie. Są to głosy nie tylko nieracjonalne, ale wynikające z dezinformacji. To przejaw gniewu i strachu.
Warufakis: Moje osobiste wprowadzenie do mentalności faszystów
czytaj także
Chega zdaje się przyciągać młodych ludzi, zwłaszcza z pomocą mediów społecznościowych. Czy w tej ostatniej kategorii uwzględnia pan głos młodych?
Tak, zwłaszcza osób poniżej 18. roku życia. Główna grupa młodzieży, do której udało się dotrzeć partii Chega, to uczniowie szkół ponadpodstawowych. Właśnie wśród nich partia cieszy się największym poparciem. Sprawy komplikują się w przypadku szkół wyższych: tam poparcie zyskuje nie tyle Chega, ile prawicowa Inicjatywa Liberalna (IL). Równie popularne są tu partie lewicowe, np. Blok Lewicy (BE): młodzież to ponad 30 proc. ich elektoratu. Wielokrotnie prowadziłem w szkołach średnich zajęcia na temat rewolucji goździków i przekonałem się, że to nie jest młodzież, o której można mówić jako o skrajnej prawicy.
Czyli znów chodzi o głosy protestu?
Tak, to głosy protestu. Głosy tych, którzy uważają, że lider Chegi André Ventura „ma jaja”, że „właśnie taki gość jest nam potrzebny”, że „głośno mówi to, co ludzie myślą”, itd. Innymi słowy, to wyborcy, którym obca jest jakakolwiek racjonalna analiza. W przypadku wielu uczniów szkół średnich, zwłaszcza w trakcie kampanii wyborczej, widziałem, że debata z tą grupą jest praktycznie niemożliwa. Nagle nie ma tam miejsca na logiczne argumenty. To jednak nie znaczy, że nie należy próbować. Z moimi pogadankami o rewolucji goździków odwiedzałem szkoły w całym kraju, zawsze z dobrym rezultatem. Dyskusja twarzą w twarz, nawet z osobami o skrajnie odmiennych poglądach, zawsze przynosi jakieś owoce.
W tym roku odbyły się również wybory do Parlamentu Europejskiego. Czy projekt europejski czeka krach?
Europejski projekt nie przetrwa bez fundamentalnych reform. Bo na czym polega ów projekt? Na tym, że krajowe gospodarki nie mogą mieć własnej waluty i polityki dewizowej. Strefa euro to system, który sprzyja najsilniejszym gospodarkom, zwłaszcza niemieckiej i francuskiej, i jest niekorzystny dla ekonomik bardziej marginalnych. Praktycznie nie da się mówić o suwerenności gospodarczej, która w obszarze polityki monetarnej w ogóle nie istnieje. Wszystko jest podporządkowane Europejskiemu Bankowi Centralnemu, który nie został wybrany i którego nikt de facto nie kontroluje. O wszystkim decydują właśnie bankowcy.
Kolejna porażka to polityka migracyjna, która w zasadzie sprowadza się do wznoszenia ogromnej fortecy. To absurdalne, że państwa europejskie płacą Maroku i Turcji za umieszczanie uchodźców w obozach i uniemożliwianie im wyjazdu.
Obsesja na punkcie bezpieczeństwa w Europie rośnie, czego przykładem jest chociażby Francja.
Francuskie prawo migracyjne jest żenujące, ponieważ dyskryminuje francuskich obywateli, którzy nie mają pochodzenia francuskiego lub europejskiego. Generalnie Emmanuel Macron przyjął takie brzmienie ustawy, które idealnie pasuje do Marine Le Pen. W Niderlandach skrajna prawica wygrała wybory, obiecując analogiczne przepisy. Ale to prawo, które prowadzi do wojen domowych. Co uda się dzięki niemu osiągnąć? Co ono wnosi w czasach, kiedy miliony ludzi uciekają przed suszą, ubóstwem i głodem? Czy takie prawo ich powstrzyma? Nie. Jedyne realne rozwiązanie to postęp, rozwój gospodarczy i uczciwa współpraca, która pomoże tym krajom rozwijać się. Nie ma innej recepty.
Europa kurczy się pod względem demograficznym, potrzebuje imigrantów, dlatego należy zacząć opracowywać realne zasady i procedury integracyjne, które będą praktyczne pod każdym względem, w tym m.in. dla europejskiej gospodarki.
Mechanizmy generujące faszyzm tkwią głęboko w logice nowoczesnych społeczeństw [rozmowa]
czytaj także
Jeżeli chodzi o kwestie gospodarcze, UE musi bezwzględnie wprowadzić środki regulacji przepływu kapitału. Aktualnie mamy w tym obszarze Dziki Zachód, inwestycje spekulacyjne nie podlegają żadnym regulacjom.
Swobodny przepływ kapitału to wizytówka neoliberalnego kapitalizmu, która pojawiła się już w latach 80. Jednak powojenny kapitalizm keynesowski z dużym sukcesem regulował kapitał w ramach danego modelu ekonomicznego. Dopóki nie zostaną zahamowane najbardziej agresywne polityki neoliberalne w sferze gospodarczej i finansowej w odniesieniu do imigracji, a nawet polityki zagranicznej, Unia Europejska będzie zmierzać ku rozpadowi. Już teraz widać to bardzo dobrze na przykładzie wojny w Ukrainie, w której obliczu UE nie jest w stanie ustalić i trzymać się własnej linii politycznej.
**
Fernando Rosas (ur. 1946) – zaangażowany lewicowiec, członek Portugalskiej Partii Komunistycznej i współzałożyciel dwóch innych partii: Komunistycznej Partii Portugalskich Robotników (PCTP-MRPP) w latach 70. i Bloku Lewicy (BE) w 1999 roku, którego członkiem pozostaje do dziś. Wielokrotnie wybierany do parlamentu, w 2001 roku kandydował również na prezydenta Portugalii. Profesor emeritus Universidade Nova de Lisboa, założyciel i kierownik tamtejszego Instytutu Historii Współczesnej (IHC). Napisał kilka książek poświęconych Pierwszej Republice Portugalskiej, dyktaturze Salazara i rewolucji goździków. Jego najnowsza książka, zatytułowana Ensaios de Abril („Eseje kwietniowe”, Tinta da China, 2023), ukazała się z okazji 50. rocznicy rewolucji.
Sofia Craveiro – portugalska dziennikarka, pisze dla platformy Gerador. Współpracuje z prasą lokalną, jej artykuły ukazywały się w wielu tytułach i mediach, takich jak Shifter, Mensagem de Lisboa, Amnesty International, P3/Público. W 2023 roku otrzymała nagrodę Health Journalism Prize, przyznawaną przez APIFARMA i Journalists’ Club.
Artykuł opublikowany w magazynie Voxeurop.eu. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.