Unia Europejska

Żyć obok tych, którzy chcą mnie zabić [listy o demokracji]

Liberalna demokracja wymaga ode mnie, bym umiał żyć obok tych, którzy uwielbiają to, czym ja pogardzam; co więcej – bym dał radę usiąść z nimi do stołu. Z pewną przesadą można stwierdzić, że oznacza to, iż jestem w stanie żyć razem z tymi, którzy chcą mnie zabić – dopóki nie wprowadzają tego pragnienia w czyn.

Listy o demokracji” to projekt IV Forum Kultury Europejskiej, które odbędzie się w czerwcu 2023 roku w Amsterdamie. Organizowane przez ośrodek De Balie Forum skupia się na znaczeniu i przyszłości demokracji w Europie. Gromadzi artystki i artystów, działaczy i działaczki oraz intelektualistki i intelektualistów, którzy przyglądają się demokracji jako bardziej kulturowemu niż politycznemu środkowi wyrazu.

W serii „Listów o demokracji” pięcioro pisarzy – Arnon Grunberg, Drago Jančar, Lana Bastašić, Oksana Zabużko oraz Kamel Daoud – przedstawia swoje wyobrażenie o przyszłości Europy i o roli, jaką mają w niej do odegrania osoby piszące.

* * *

Drodzy Lano Bastašić, Kamelu Daoud, Drago Jančar, Oksano Zabużko!

Oto piszę list o Europie do czwórki ludzi, których nie znam. Cóż za osobliwe i ekscytujące doświadczenie! Niewiele kwestii wywołuje równie dużo nieporozumień co Europa. Dlatego mam wrażenie, jakbym po raz pierwszy trafił do klubu swingersów. Europa była już przedmiotem wielu metafor, więc czemu nie użyć takiej? Klub swingersów.

Jak by nie patrzeć, Europa musi być bliska naszemu sercu – wystarczająco bliska, byśmy wszyscy zgodzili się wziąć udział w forum poświęconym Europie i przyszłości demokracji. Nie trzeba być cynikiem, by w tym momencie z dyskretnym westchnięciem zapytać: znowu? Kolejny dzień świstaka? Choć różnią nas wiek i doświadczenie, zakładam, że wszyscy macie za sobą udział w niejednej dyskusji, której uczestnicy wypowiadali się na tak lub podobnie sformułowany temat.

Jeśli Ukraina wygra tę wojnę, to będzie znaczyło, że demokracja ma przyszłość, jeśli przegra, III wojna światowa będzie nieunikniona

Kruchość liberalnej demokracji jest faktem. Być może liberalna demokracja jest nieco bardziej krucha dzisiaj niż np. w latach 90. XX wieku, jednak ta kruchość cechowała ją od zawsze. To, na ile liberalna demokracja jest zagrożona i krucha, zawsze jest m.in. kwestią czasu i miejsca. Mówię to ja, uniwersalista mimo woli. Przecież właśnie na początek lat 90. przypada era wojny w Jugosławii, a ta wojna niemal całkowicie wyparowała z powszechnej podświadomości – przynajmniej poza obszarem byłej Jugosławii. W 1993 roku w Sarajewie kruchość demokracji odczuwano zapewne inaczej niż w Paryżu, Londynie czy Mediolanie.

Susan Sontag w Sarajewie

Jak wiadomo, w 1993 roku do oblężonego Sarajewa przybyła Susan Sontag; miała tam reżyserować Czekając na Godota. Pisała, że gdy wcześniej odwiedzała Sarajewo, w rozmowach z miejscowymi słyszała: „Jesteśmy częścią Europy. Jesteśmy narodem byłej Jugosławii, wyznajemy europejskie wartości: sekularyzm, tolerancję religijną i wieloetniczność. Dlaczego reszta Europy pozwala na to, co się tutaj dzieje?

Sontag odpowiadała: „Europa od zawsze jest w równej mierze miejscem barbarzyństwa, co cywilizacji”. Niestety, mieszkańcy Sarajewa „nie chcieli tego słyszeć. A teraz, kilka miesięcy później, już nikt z tym stwierdzeniem nie polemizuje”.

Sontag: Potrzebuję nowej krwi, strawy, inspiracji

czytaj także

Sontag: Potrzebuję nowej krwi, strawy, inspiracji

Susan Sontag w rozmowie z Jonathanem Cottem

Niemiecki filozof Theodor Adorno uważał, że barbarzyństwo jest wpisane w tkankę cywilizacji. Można się spierać o to, co konkretnie miał na myśli. Można też po prostu uznać, że wszystkie cywilizacje potrzebują barbarzyńców – u swych bram lub we własnej społeczności – po to, by odróżniać się od tych „jeszcze nieucywilizowanych”.

Nie jestem jakimś zagorzałym konserwatystą. Wątpię tylko, czy my, ludzie, potrafimy żyć bez wroga i czy jest możliwe kształtowanie zbiorowej tożsamości bez realnych wrogów lub fantazji snutych o wrogach rzekomych.

Zastanawiam się też, czy trzydzieści lat po wizycie Sontag w Sarajewie nadal możemy twierdzić, że europejskie wartości to sekularyzm, tolerancja religijna i wieloetniczność. Jeżeli odpowiedź jest przecząca, nie ma co ronić zbyt długo łez. Rzeczywistość nie spełniła naszych oczekiwań. Europa być może nas rozczarowała. Ale życie toczy się dalej.

Žižek: Atomowe safari, czyli głupota samozniszczenia

Rozczarowanie teraźniejszością jest równie powszechne co gloryfikowanie niemal zawsze mitycznej przeszłości. Drugą stroną tego medalu jest również skłonność do postrzegania przeszłości, najlepiej własnej, jako szeregu zbrodni i wykroczeń, które należy ścigać. Ja sam – i chyba nie jestem w tym osamotniony – jestem zwolennikiem możliwie jak najbardziej skrupulatnej i obiektywnej analizy historycznej. Oczywiście, neutralna analiza historii nie jest możliwa, ale warto próbować.

Skłonność do postrzegania historii jako prokuratorskiego poligonu stoi na drodze zrozumienia i analizy. Czasami nie można uniknąć pociągania do odpowiedzialności za coś, co wydarzyło się w przeszłości, po to, by naprawić jakiś obecny stan rzeczy. Zgadzam się, że są ofiary i są sprawcy. Istnieje jednak jeszcze pewna szara strefa czynów, gdzie konkretne decyzje konkretnych osób i moralność, która je dyktowała, nie są do końca jasne.

Osły Europy

Nie wiem, jak zachowałbym się w skrajnych warunkach wojny lub prześladowania. Odkąd doszedłem do wniosku, że jestem zwykłym grzesznikiem (choć w ogóle nie jestem człowiekiem religijnym, uznałem, że „zwykły grzesznik” zgrabnie oddaje specyfikę wspomnianej szarej strefy), nie mam wobec siebie zbyt wygórowanych oczekiwań w tym zakresie.

Pewien mój znajomy przy każdej wspólnej kolacji powtarza mi, że grzesznik potrzebuje przyszłości, a święty – przeszłości. Mam nadzieję, że wszyscy zgadzamy się co do tego, że wszystkim nam jest potrzebna przyszłość. Pytanie tylko jaka? I dla kogo? Czy w naszych myślach i planach powinniśmy uwzględniać inne zwierzęta? Czy osły w Europie to też Europejczycy?

Przywołując słowa niemieckiego poety i dramaturga, Friedricha Schillera: „Deutschland? Aber wo liegt es? Ich weiß das Land nicht zu finden; / Wo das gelehrte beginnt, hört das politische auf” („Niemcy? Gdzież są? Gdzież znajdę ten kraj;/ Tam, gdzie objawia się to, co uczone, znika to, co polityczne”). To ostatnie nazwisko, które wysypuję z rękawa, obiecuję. Ale czyż można praktykować sztukę konwersacji, nie rzucając nazwiskami? Z jakiegoś powodu od zawsze mam słabość do Niemiec. Choć w 1995 roku przeprowadziłem się z Amsterdamu do Nowego Jorku, chciałbym kiedyś zostać Niemcem, cokolwiek to oznacza i z czymkolwiek się wiąże. Chciałbym mieć chociaż niemiecki paszport. Bo chyba o to w tym wszystkim chodzi?

W każdym razie pytanie zadane przez Schillera można odnieść równie dobrze do Europy. Wydaje się, że Niemcy jak na razie odnalazły własne granice. Jednak Europa nadal pilnie poszukuje punktu, w którym się kończy. Brytyjczycy chcieli być Europejczykami hors concours, a teraz wielu z nich wydaje się być nieco rozczarowanych tym statusem. Ale dość już było żartów z Brytyjczyków, tych mistrzów autoironii. Oddajmy każdemu to, co się mu należy.

Czy Europa to historia Europy? Czy istnieje wspólna historia? Ile z tej historii potrzeba nam do ukształtowania naszej przyszłości? Czy potrzebujemy kolejnej utopii? Czy też, smutniejsi i mądrzejsi po tylu nieudanych utopiach, powinniśmy spróbować szukać odrobiny szczęścia w tym, co niedoskonałe?

Ulica w Sarajewie. Fot. Andreas Lehner/flickr.com

Więźniowie historii

Nie warto być więźniem historii ani więźniem mitów i legend, które tak często wiążą się z narracją historyczną. Bo to właśnie wtedy, gdy konserwatyzm i tradycjonalizm przystają na takie więzienie, zaczynają nabierać kształtu ich najobrzydliwsze i najmniej tolerancyjne macki.

Szansa na ucieczkę: dla mnie to esencja tego, co oznacza bycie śmiertelną istotą ludzką, jakkolwiek byśmy jej nie nazwali. Ucieczka jest możliwa, a czasem – nieunikniona. Niekiedy ucieczka spotyka się z poklaskiem, kiedy indziej eskapista zostaje uznany za tchórza, ale dla mnie to już mniej istotne.

Jeżeli chcę bronić liberalnej demokracji, a wydaje mi się, że chcę (to, czy jestem gotów dla niej umrzeć, to zupełnie inna sprawa), oznacza to dla mnie zdolność do życia z ludźmi, którzy nie mają dla tego systemu politycznego żadnego podziwu.

Wiem, co Rosja robi Ukrainie, bo sam przeżyłem wojnę

Nie uważam, by bycie przyzwoitym oznaczało, że trzeba za wszelką cenę pragnąć liberalnej demokracji. Byłby to całkowity brak wyobraźni i zaprzeczenie ducha wolności. Nie jestem nawet pewien, czy mówiąc „liberalna demokracja”, mamy to samo na myśli.

Jeżeli ktoś zakłada, że jako autorzy (jeden z łączących nasze osoby drobiażdżków) musimy podzielać te same opinie lub muszą nas łączyć te same przekonania, należy to uznać jedynie za przejaw zadufania.

Życie z ludźmi, którzy chcą mnie zabić

Moim zdaniem liberalna demokracja wymaga ode mnie, bym potrafił żyć obok tych, którzy uwielbiają to, czym ja pogardzam; co więcej – bym dał radę usiąść z nimi do stołu. Z pewną przesadą można stwierdzić, że oznacza to, iż jestem w stanie żyć razem z tymi, którzy chcą mnie zabić. Dopóki nie wprowadzają tego pragnienia w czyn, nie mam z tym szczególnego problemu. Mają prawo do swoich fantazji i pasji, o ile będą poruszać się w granicach prawa. To dla mnie kolejna cecha liberalnej demokracji: poczucie, że prawo mnie chroni, że nie muszę brać sprawiedliwości we własne ręce, dawać łapówki policjantom, sędziom czy prokuratorom.

Jestem również w stanie żyć z tymi, którzy wyznają idee polityczne uznawane przeze mnie za niebezpieczne, odrażające i prawdopodobnie niemoralne. Żaden organ centralny nie narzuca tego, o czym możemy lub nie możemy myśleć, kogo podziwiać, a kogo – nie, komu wierzyć lub nie wierzyć. O takim systemie mówię.

Wraz z przeprowadzką do Nowego Jorku zostałem Europejczykiem. Chyba łatwiej być Europejczykiem, nie mieszkając w Europie. Europa to także tęsknota, odległa ziemia obiecana. Wystarczy dotknąć jej stopą, by o tej obietnicy zapomnieć.

Stanley: Bardziej niż ustroje faszystowskie interesuje mnie faszystowska kultura

Rzecz jasna, pokus jest więcej, niż się godzi. I nie brak mroku. Pewien filozof (obiecałem, że odpuszczę sobie szafowanie nazwiskami) powiedział, że wolność jest osobliwa.

Jednak pokusa to nie to samo co władza dysponująca tajną policją i armią narzucającą obywatelom światopogląd. Być może żyjemy pod jarzmem komercjalizmu, więc owszem, pojawia się pytanie, czy powieść ma jakąś przyszłość w ekonomii. Czy też powinniśmy raz na zawsze wyłączyć z naszych rozważań pieniądze i uznać, że artyście potrzebny jest jedynie zamożny mecenas? Nie można jednak zrównywać tego z rządami jakiegoś brutalnego reżimu, takiego jak na przykład irański.

Jeżeli uznałbym się za misjonarza, który ma za zadanie nawracać innych na własne przekonania po to, by podzielali mój światopogląd, włączyli się w moje zmagania, przejęli moje rozumienie sprawiedliwości, wówczas nie traktowałbym wolności poważnie.Powieściopisarz może mieć (i najprawdopodobniej ma) jakiś światopogląd, którego często używa, by uwodzić czytelników, by ci spojrzeli na świat jego oczami. Jednak to przecież nie to samo co akt aktywnego nawracania innych ludzi.

Pisarz, który obraża

Tak wiele dyskusji z niektórymi mi współczesnymi, często przyjaciółmi, wywołuje we mnie udrękę dlatego właśnie, że nie są oni w stanie przestać nawracać innych: „zrób to, co trzeba, uwierz w to, co trzeba, mów to, co trzeba”. Nie po to zostałem pisarzem, by żyć życiem intelektualnym harcerzyka.

Czy Europa to coś więcej niż tylko miejsce na mapie? A jeśli tak, to czym jest ten naddatek? Czy jesteśmy w stanie porozumieć się co do wartości, które nie są na tyle ogólnikowe, by od razu było wiadomo, że sformułowano je tak, by nikogo nie urazić?

„Trzeba było uczyć nas krzyczeć”. Czytanie wierszy poetek z getta

Zadaniem pisarza od zawsze było obrażanie ludzi, choć przecież nie dla samego obrażania. Oczekuję, że pisarz będzie pracować ze wszystkich sił, by osiągnąć najwyższy poziom szczerości. Szczerość i bycie miłym nie zawsze idą w parze. Z jednej strony przyjemnie byłoby schlebiać innym, marzy mi się, by wspominano mnie m.in. jako dorywczego bałamutnika. Z drugiej strony – nie chcę zdradzać naszej profesji.

Tym, którzy nas zaprosili, którzy nam płacą, naszym czytelnikom może nie spodobać się to, co mamy do powiedzenia. W najgorszym wypadku zawsze możemy przeprosić.

Do zobaczenia w Amsterdamie.

Wszystkiego dobrego
Arnon Grunberg

**
Arnon Grunberg – jeden z najwybitniejszych niderlandzkich pisarzy naszych czasów. Autor wielu książek, niezliczonych felietonów, artykułów i esejów. Jako intelektualista wypowiada się w sferze publicznej, czerpiąc ze swoich niderlandzko-żydowskich korzeni. Mieszka w Nowym Jorku, by prowadzić krytyczną refleksję nad niderlandzkim społeczeństwem. W Polsce ukazały się jego książki Tirza i Ból fantomowy.

Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij