– Konwencja stambulska w swej istocie to niestety ideologiczny łom, który pod pozorem wspierania ofiar przemocy sprawia, że stosunki społeczne padają ofiarą ideologii gender i radykalnego feminizmu – stwierdziła Jadwiga Wiśniewska z PiS na sesji Parlamentu Europejskiego we wrześniu b.r. Konserwatyści z państw Grupy Wyszehradzkiej uważają, że konwencja jest groźna i niepotrzebna, a krajowe przepisy skutecznie chronią kobiety. Czy to prawda?
Wszystkie państwa Grupy Wyszehradzkiej podpisały konwencję o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, ale tylko Polska ją ratyfikowała (w 2015 r.). Czechy pracują nad dostosowaniem prawa wewnętrznego do wymogów konwencji, a Słowacja pod naciskiem konserwatystów odracza ratyfikację. Na Węgrzech gwałt wciąż nie jest przestępstwem ściganym z urzędu. Sprawdzamy, jak państwa wyszehradzkie chronią prawa kobiet.
czytaj także
Konwencja antyprzemocowa (zwana stambulską) stawia państwom, które ją ratyfikowały, konkretne wymagania prawne, instytucjonalne i finansowe, m.in.: dotowanie centrów pomocy dla ofiar przemocy, uruchomienie całodobowej linii zaufania, jasne zdefiniowanie przemocy w prawie oraz ściganie przestępstw seksualnych z urzędu.
Do tej pory konwencję podpisali wszyscy członkowie Rady Europy oprócz Rosji, Armenii i Azerbejdżanu (44 państwa), a ratyfikowało ją 27. W czerwcu 2017 r. konwencję podpisała Unia Europejska, a w październiku zgodę na ratyfikację wydał Parlament Europejski. Konwencja stambulska byłaby drugim międzynarodowym traktatem, po konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, do którego przystąpiła Unia.
czytaj także
Ratyfikacja konwencji (podpis wyraża na razie jedynie intencję ratyfikacji) przez UE nie będzie oznaczała, że dokument zacznie obowiązywać we wszystkich krajach członkowskich. Będzie miał jednak znaczenie symboliczne, a także ułatwi tworzenie przepisów gwarantujących prawa kobiet na poziomie europejskim.
Prawa kobiet w V4
Chociaż w Grupie Wyszehradzkiej tylko Polska ratyfikowała konwencję, to regionalnym prymusem pod względem systemowego podejścia do problemów przemocy w rodzinie są Czechy. Wprawdzie podpisały konwencję jako jedno z ostatnich państw w Europie, ale wiele z wymaganych rozwiązań prawnych już wcześniej wprowadziły. Ratyfikację odwlekają, by dostosować czeskie prawo do wymogów stawianych w dokumencie. Obecnie jest przewidziana na 2018 r.
Język konwencji i teza, że role płciowe są konstruowane społecznie, nie wzbudzają w Czechach sporów. Dyskusje o „widmie gender”, które wprowadzi „ideologiczną rewolucję kulturową” (ze stanowiska Episkopatu Polski z lutego 2015 r.), są tam właściwie nieobecne – padły z ust tylko dwóch członków koalicyjnego rządu należących do konserwatywnej, katolickiej KDU-ČSL.
Parlament Słowacji miał ratyfikować konwencję już w 2013 r. Od tego czasu toczy się w Słowacji debata bardzo podobna do tej znanej z polskiego podwórka. Koalicyjny rząd zdecydował się odwlec ratyfikację konwencji ze względu na sprzeciw konserwatystów ze Słowackiej Partii Narodowej (SNS). Ich uwaga, nieco inaczej niż w Polsce, skoncentrowała się na kwestii związków partnerskich, choć ta w konwencji nie jest poruszana. Konserwatyści uważają, że konwencja wprowadza zachodnie obyczaje i otwiera furtkę dla legalizacji związków jednopłciowych, które są niezgodne ze słowacką konstytucją.
Węgry od dawna niechętnie wywiązywały się z międzynarodowych zobowiązań dotyczących praw kobiet. Gdy w 1998 r. Viktor Orbán po raz pierwszy objął władzę, zastąpił utworzony kilka lat wcześniej Sekretariat na rzecz Równych Szans – pierwszą w kraju stałą instytucję promującą prawa kobiet – Sekretariatem na rzecz Reprezentacji Kobiet, który znalazł się niżej w ministerialnej hierarchii. Już wtedy Węgry pozostawały w tyle za państwami regionu pod względem rozwiązań prawnych (np. uznania znęcania się nad domownikami za przestępstwo) i obecności kobiet w życiu publicznym (np. mierzonej jako odsetek kobiet w parlamencie).
Uciekajmy z Wyszehradu, ta grupa związuje nam ręce i psuje opinię
czytaj także
Punkt zwrotny w stosunku rządu do przemocy domowej na Węgrzech stanowiła tzw. sprawa ślepego komondora z 2013 r. Pijany poseł rządzącego Fideszu, József Balogh, pobił swoją partnerkę, a następnie próbował wytłumaczyć jej obrażenia tym, że potknęła się o ich ślepego psa rasy komondor. Balogh został wyrzucony z partii, niedługo później węgierski parlament przyjął nowelizację kodeksu karnego wprowadzającą osobny zapis o przemocy w związku, a rząd ruszył z kampanią społeczną dotyczącą przemocy domowej. Mimo tego, trudno jest mówić o zintegrowanym, systemowym podejściu do problemu przemocy domowej, którego wymaga konwencja stambulska.
Konwencja antyprzemocowa na skróty
Państwa V4 wprowadziły większość rozwiązań prawnych z Konwencji, ale (za wyjątkiem Czech) niechętnie biorą na siebie zobowiązania, z których będą musiały się rozliczyć przed ponadnarodowymi instytucjami.
Przykładem połowicznego sukcesu w Polsce są zmiany trybu dochodzenia w sprawie gwałtu, który od 2014 r. jest ścigany z urzędu. To ważna zmiana, która przyczyniła się do wzrostu liczby wszczętych postępowań tego typu przestępstw, ale niekompletna.
– W polskim systemie prawnym trzeba wykazać, że do gwałtu doszło w wyniku przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu. Zaleceniem wynikającym z konwencji jest to, że powinna zmienić się definicja przestępstwa zgwałcenia, a to się nie stało – wyjaśnia Agnieszka Grzybek związana z Fundacją na rzecz Równości i Emancypacji STER.
Czy wszystkie kobiety są molestowane? [rozmowa z Agnieszką Grzybek]
czytaj także
Osobną kwestią jest praktyka prawna. Za większą wykrywalnością gwałtów nie idzie większa karalność. W 2014 r. liczba wszczętych postępowań wzrosła o niemal 30 proc. (z 1885 w 2013 r. do 2444), ale liczba przestępstw stwierdzonych spadła z 1362 do 1254.
Niektóre rozwiązania, np. te zapobiegające wtórnej wiktymizacji, wymagają od służb i sądów nowych umiejętności. Osoba pokrzywdzona powinna być przesłuchiwana tylko raz i to przez sąd, a nie przez policję. Mundurowi sporządzają jedynie krótką notatkę. Fundacja STER przeprowadziła wywiady z prokuratorami oraz policjantami i policjantkami w ramach projektu Przełamać tabu – prawa ofiar przemocy seksualnej.
– Skarżyli się, że gdy sprawca nie jest znany, terminy przesłuchań są przeważnie odległe – wówczas pewne szczegóły mogą zacierać się w pamięci pokrzywdzonych. Dodatkowo, sędzia nie zawsze wie, o co pytać, ponieważ nie prowadzi postępowania przygotowawczego – wyjaśnia Grzybek. Do tego dochodzą problemy organizacyjne, np. brak odpowiednich pomieszczeń do prowadzenia przesłuchań. – Tutaj dużą rolę do odegrania ma państwo, które odpowiada za infrastrukturę, wyposażenie sądów i stworzenie odpowiednich warunków pracy dla sędziów – komentuje Grzybek.
Parlament za, posłowie V4 są podzieleni
Europosłowie z regionu są wobec konwencji sceptyczni, najbardziej – Polacy. Europarlament poparł w lipcu tego roku przystąpienie Wspólnoty do konwencji 489 głosami do 114 (73 proc.). Polscy posłowie jako jedyni ze wszystkich europejskich delegacji w większości (29 z 51) głosowali przeciwko akcesji, za opowiedziało się 19. Sprzeciw wyrazili wszyscy obecni na sali posłowie ECR (wybrani z list PiS). W sumie na 74 posłów ECR przeciwko zagłosowało 28 – z czego 19 stanowili właśnie Polacy.
W całym EPP jedynie 16 proc. posłów głosowało przeciwko Konwencji, w polskiej delegacji głos taki oddało więcej niż jedna czwarta deputowanych (6 na 22). Oprócz tego trzech polskich posłów EPP nie oddało głosu ani za, ani przeciw: Krzysztof Hetman (PSL) wstrzymał się, Michał Boni (PO) nie przyszedł na głosowanie, a Elżbieta Łukacijewska (PO) była na sali obrad, ale nie głosowała.
Tylko w S&D nie było różnic między stanowiskiem Polaków a całej frakcji – jedynym z 189 socjalistycznych posłów, który głosował przeciw, był Łotysz Andrejs Mamikins.
W 20-osobowej delegacji węgierskiej czterech posłów poparło Konwencję, jeden głosował przeciwko, większość (11) się wstrzymała lub była nieobecna. Wśród tych, którzy nie zajęli stanowiska znalazła się wybrana z list Jobbiku Krisztina Morvai, była przedstawicielka Węgier w Komitecie ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet, członkini komisji FEMM, była aktywistka w organizacjach kobiecych oraz prawniczka zajmująca się przemocą domową.
Spośród 13 słowackich europosłów akcesję poparło siedmiu. Zdecydowanie za byli Czesi – 17 na 21. Przeciw głosowali wyłącznie chrześcijańscy konserwatyści z KDU-ČSL (część frakcji EPP).
W polskiej delegacji w debatach nad prawami kobiet najbardziej aktywni byli wybrani z list PiS Marek Jurek i Jadwiga Wiśniewska – zdecydowani krytycy konwencji.
– Wszyscy jesteśmy przeciwni przemocy względem kobiet i wobec cierpienia kobiet nie wolno nam przechodzić obojętnie. Jednak nie wolno nam jeszcze jednego – udawać, że ten koszmar zakończy ideologiczna konwencja stambulska. Przystąpienie do niej przez Unię doprowadzi do tego, że we wszystkich państwach członkowskich definicje przestępstw objętych konwencją skazi ideologia gender – mówiła Wiśniewska podczas pierwszej debaty nad przystąpieniem UE do konwencji w listopadzie 2016 r.
Jurek, oprócz krytyki koncepcji gender, w swoich wypowiedziach zwracał uwagę na fakt, że konwencja całkowicie pomija pewne formy przemocy wobec kobiet (np. pornografię) a jako „przestrzeń przemocy” wskazuje zamiast tego rodzinę. Przestrzegał także przed przyznawaniem Unii Europejskiej kolejnych instrumentów ingerencji w politykę państw członkowskich.
Podobne argumenty przedstawił Słowak Branislav Škripek (ECR). Jego zdaniem konwencja zawiera „szereg niechcianych propozycji, które podważają fundamenty Unii Europejskiej.” – Jestem szczególnie rozczarowany postawą Parlamentu Europejskiego, który zdecydowanie wychodzi poza swoje kompetencje – mówił Škripek. Podobnie do Jurka i Wiśniewskiej protestował też przeciwko propagowaniu „ideologii gender”.
czytaj także
Jurek i słowacka europosłanka Anna Záborská (EPP, SK) zgłosili dwie opinie mniejszościowe do rezolucji o przystąpieniu UE do konwencji. Záborská stwierdziła, że „Przystąpienie UE do tej konwencji stanowiłoby zarówno naruszenie traktatów, jak i podstawowych praw człowieka obywateli UE, takich jak prawo rodziców jako głównych wychowawców swych dzieci oraz prawo do wolności wyznania.” Jurek powtórzył swoje argumenty formalne, w których podważał kompetencje UE do zajmowania się problemem przemocy domowej.
Spośród polskich posłów, oprócz członków ECR, w czasie trzech omawianych debat głos zabierał jedynie Adam Szejnfeld (EPP, PO), który podkreślał rolę edukacji w pracy na rzecz równości kobiet i mężczyzn. Przystąpienie UE do konwencji pisemnie poparli: posłanka Lidia Geringer de Oedenberg (S&D, SLD) oraz Tadeusz Zwiefka (EPP, PO), który przestrzegał przed przypisywaniem zapisom konwencji „podtekstów ideologicznych”. – Pomoc ofiarom przestępstw na tle seksualnym, ściganie sprawców oraz edukacja i działania przeciwdziałające przemocy to kompleksowe rozwiązania, które daje konwencja i które zostały uznane na forum ONZ jako złote zasady polityki antyprzemocowej – napisał Zwiefka.
Nowe węgierskie podręczniki uczą dokładnie tego, czego nie chcecie uczyć swoich dzieci
czytaj także
Traktaty pozwalają Unii ustanawiać normy karne dla przestępstw o „ponadgranicznym charakterze”. W tej chwili w UE obowiązują dyrektywy o handlu ludźmi i przestępstwach seksualnych wobec dzieci. W 2012 r. w życie weszła również dyrektywa, która zawiera zapisy o ochronie ofiar przestępstw motywowanych płcią (ang. gender-based violence).
Ratyfikacja konwencji przez UE mogłaby ułatwić stworzenie podobnych przepisów chroniących szczególnie ofiary przemocy domowej i przestępstw seksualnych lub stanowić wyznacznik do interpretacji obowiązujących już przepisów.
Przemoc wobec kobiet w V4
Według badań Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej (FRA) w Europie Wschodniej, a w Polsce w szczególności, kobiety doświadczają przemocy fizycznej i seksualnej rzadziej niż na zachodzie kontynentu i w krajach skandynawskich. We Francji, Szwecji i Finlandii blisko połowa respondentek stwierdziła, że przynajmniej raz po ukończeniu 15. roku życia doświadczyły przemocy. W Polsce ten odsetek wynosi 19 proc. Pozostałe państwa w regionie wypadają gorzej, ale i tak lepiej niż sąsiedzi z zachodu i północy. Na Węgrzech „tak” odpowiedziało 28 proc. zapytanych, w Słowacji – 34 proc., w Czechach – 32 proc.
Organizacje zajmujące się przemocą wobec kobiet kwestionują wyniki FRA. Zdaniem autorek raportu Fundacji STER z 2016 r. niemal dziewięć na dziesięć kobiet doświadcza molestowania seksualnego (od nieprzyzwoitych dowcipów po próby wymuszania stosunku groźbami). Gwałtu doświadczyło 100 na 447 przebadanych kobiet (22,4 proc.).
– Przemoc seksualna jest zjawiskiem ukrytym – komentuje Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn w latach 2011-2014, obecnie europosłanka, członkini komisji praw kobiet w Parlamencie Europejskim. – Świadomość ma duży wpływ na zgłaszalność. To, że w Polsce mniej osób zgłasza lub deklaruje, że było ofiarami przemocy, nie znaczy, że w Polsce jest jej mniej, tylko że jest zjawiskiem bardziej ukrytym niż w innych krajach. Jeśli chodzi o przemoc seksualną, szacuje się, że tylko 4 proc. zdarzeń jest komukolwiek komunikowane – twierdzi posłanka.
Co mówią statystyki o przemocy domowej? W 2016 r. sądy stwierdziły 15 tys. przypadków fizycznego lub psychicznego znęcania się nad domownikami, a służby założyły 76 tys. tzw. niebieskich kart.
Kartę może założyć pracownik socjalny, policjant, nauczyciel lub lekarz, gdy podejrzewa, że w danej rodzinie dochodzi do przemocy domowej. Po uruchomieniu procedury dzielnicowy ma siedem dni, aby skontaktować się z daną rodziną i rozpoznać sytuację. Później jest odpowiedzialny za systematyczne monitorowanie oraz udzielania pomocy w trakcie comiesięcznych wizyt.
W 2016 r. najwięcej kart służby założyły w Olsztynie (prawie siedem i pół tysiąca). Dla porównania – w Warszawie wypełniono ponad połowę mniej kart – trzy i pół tysiąca. Czy to znaczy, że w dwumilionowej Warszawie jest dwa razy mniej przemocy niż w niespełna dwustutysięcznym Olsztynie? Raczej nie, statystyki odzwierciedlają strategie lokalnych policji i innych instytucji na rzecz walki z przemocą.
czytaj także
Olsztyńscy policjanci są stale szkoleni ze stosowania procedury niebieskiej karty. – Skargi i konkretne zdarzenia interwencje wykorzystujemy jako studium przypadku w doskonaleniu zawodowym policjantów – wyjaśnia sierż. szt. Izabela Kołpakowska, oficer prasowy komendy. – W trakcie szkoleń przypominamy też między innymi zalecenia dotyczące zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej wynikające z konwencji – dodaje.
PiS bagatelizuje problem
Dane i opinie ekspertów nie przekonują polityków PiS, że sprawa przemocy domowej wymaga interwencji. W październiku na antenie Radia TOK FM europoseł Bolesław Piecha przekonywał, że w Polsce „problem molestowania seksualnego ma mniejsze znaczenie”, bo Polacy nie są „tak frywolni i bezmyślni jak Francuzi”.
W Parlamencie Europejskim wspomniane wcześniej badania FRA przywoływała Jadwiga Wiśniewska, dowodząc, że polskie podejście do problemu przemocy wobec kobiet przewyższa zachodnie.
W grudniu 2016 r. portal oko.press podawał, że w ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej toczą się prace nad wystąpieniem Polski z konwencji antyprzemocowej. Na doniesienia zareagował Rzecznik Praw Obywatelskich, który zwrócił się do resortu o wyjaśnienia. Resort odpowiedział, że rzeczywiście takie prace się toczyły, ale zostały zaniechane.
Tymczasem jedną z pierwszych decyzji, które podjął Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości, było cofnięcie środków przekazywanych na zapobieganie przemocy domowej dla organizacji kobiecych z wieloletnim doświadczeniem.
W lutym 2017 r. prezydent Andrzej Duda, zapytany przez Jana Pospieszalskiego, czy Polska powinna wymówić konwencję, odparł: – Przede wszystkim nie stosować.
– U nas ta regulacja dotycząca przemocy jest bardzo dobra, funkcjonuje, jest egzekwowana – tłumaczył prezydent. – Przyjmowanie dodatkowych regulacji jest niepotrzebne, bo w Polsce to działa. W związku z tym, my nie musimy się już dodatkowo do niczego zobowiązywać – podsumował.
Ale Polska nie będzie rozliczana z wyników badań i statystyk policyjnych. Sygnatariuszy konwencji stambulskiej nie rozlicza się z efektów, które są często niemierzalne, ale z tzw. należytej staranności (ang. due diligence), czyli m.in. wprowadzania konkretnych rozwiązań prawnych mających zapobiegać przemocy domowej, chronić jej ofiary i karać sprawców. Statystyki pokazujące niski poziom przemocy domowej nie wystarczą, państwo musi jeszcze pokazać, że podejmuje działania, żeby z przemocą domową walczyć.
czytaj także
Proces ewaluacji, przeprowadzi GREVIO (Group of Experts on Action against Violence against Women and Domestic Violence) niezależne ciało powołane do monitorowania stron konwencji. Do grudnia 2018 r. Polska musi przesłać raport z implementacji konwencji. Następnie do lipca 2019 r. będą trwały rozmowy z GREVIO, a w 2020 r. instytucja opublikuje swój własny raport wraz ze wskazaniami dla Polski.
Polityka ważniejsza od ofiar
Dyskusja nad konwencją w krajach wyszehradzkich ma często charakter ideologiczny. Politycy spierają się, czy role płciowe są społecznie konstruowane czy biologicznie uwarunkowane, a nie o konkretne rozwiązania, które mają chronić kobiety. Wielu konserwatystów nie tylko podważa teoretyczne podstawy dokumentu (gender), ale również kwestionuje wagę problemu przemocy twierdząc, że jest rzadkim zjawiskiem. Dyskusja nad konwencją toczy się obok samego dokumentu i porusza kwestie, których on nie reguluje, jak m.in związki partnerskie.
Pod względem dostosowania prawa do wymogów konwencji Polska i kraje wyszehradzkie nie radzą sobie najgorzej. Dodatkowo resort sprawiedliwości w tym roku podwyższył kary za przestępstwa seksualne i przestępstwa wobec dzieci. Zmiany w przepisach to ważny krok, ale jednoczesne bagatelizowanie problemu przez polityków wpływa na zachowanie służb, potęguje poczucie bezsilności ofiar i bezkarności sprawców.
Tekst ukazał się w serwisie MamPrawoWiedziec.pl