„Kary cielesne nie przynoszą efektów w wychowaniu. Wywołują poczucie zdrady, niechęć do nauki, strach i utratę zaufania do opiekuna. Kara cielesna zwiększa również prawdopodobieństwo agresji”. To o wychowywaniu psów.
W poniedziałek rano czterdziestoletni mężczyzna został spoliczkowany w tramwaju przez innego mężczyznę, który przedstawił się jako Karel. Pan Karel oznajmił zaatakowanemu, że uderzył go za to, że głośno rozmawiał przez telefon. Uderzony mężczyzna oświadczył policjantom, że nie przeszkadza mu ten policzek, bo wie, za co go dostał.
Kobieta na przystanku w Trzyńcu dostała kilka razy po głowie od męża. Zeznała później, że kilka ciosów jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jej mąż skomentował to następująco: „Żałuję, że nie zawsze trafiałem”. Pośmiali się z tego oboje i ruszyli na zakupy.
czytaj także
W Krnovie pewien starszy mężczyzna zarzekał się u lekarza, że regularnie bierze przepisane leki. Lekarz bez namysłu wymierzył mu kilka klapsów, bo nie można kłamać.
Pracownicy fabryki w Jesenicy zostali kilkakrotnie spoliczkowani, bo nie posprzątali po sobie narzędzi, mimo że pracodawca przypominał im o tym. Przyznali później, że sami sobie na to zasłużyli, a pracodawca nadmienił, że tę metodę zarządzania stosuje się w rodzinnej firmie od pokoleń.
Chociaż to dziwne, to z podobnymi wydarzeniami nie spotykamy się zbyt często. A tymczasem tak właśnie wyglądają główne argumenty dorosłych, którzy bronią stosowania kar cielesnych wobec swoich dzieci. Jeśli wiele osób twierdzi dziś, że kary cielesne im nie zaszkodziły, to nie jest to prawda. Już sam fakt, że przy nich obstają, dowodzi, że wyrządzono im krzywdę. Wymierzania kar cielesnych nie da się wytłumaczyć inaczej niż osobistymi doświadczeniami. Badania na tym polu są bowiem całkowicie jednoznaczne.
Pan bije, pani bije
Czechy są obecnie jedynym obok Wielkiej Brytanii krajem Unii Europejskiej, w którym kary cielesne nie są wyraźnie zabronione i nie planuje się wprowadzenia żadnych restrykcji w tej kwestii. Na przykład w 2013 roku czeski rząd wolał napisać dziesięciostronicowy dokument, w którym argumentował, dlaczego nie ma sensu czegokolwiek z tym robić.
czytaj także
Na początku listopada na portalach społecznościowych masowo udostępniano wyniki badań, w których 63 procent ankietowanych dopuściło stosowanie kar cielesnych przynajmniej w wyjątkowych przypadkach. Jednak chodziło jedynie o badania internetowe, których nie można rozciągać na całe społeczeństwo. Problematyczne jest również wrzucanie do jednego worka opinii rodziców i osób bezdzietnych albo umieszczanie w ankiecie twierdzeń typu „kary cielesne są lepsze od psychicznego znęcania się nad dzieckiem”.
Jednak nawet poważne badania przeprowadzone przez Median w 2012 roku nie przyniosły wesołych wyników: 72 procent respondentów za stosowną karę uznało klapsy w pupę, a 65 procent – uderzenie w głowę. 48 procent rodziców przyznało, że ich dziecko dostaje po głowie często lub dość często. Z pewnością nie chodzi też o żadną czeską osobliwość – podobne statystyki znajdziemy na przykład w Stanach Zjednoczonych.
Mówi się, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, a nawet że tylko oni wiedzą, co dla ich dziecka najlepsze. Załóżmy więc, że to prawda i że powodem przytoczonych wyżej postaw są tylko niewiedza, nieporozumienie oraz deprywacja we wczesnym dzieciństwie.
Nie ma wymówki
Na podstawie dotychczasowego stanu wiedzy można stwierdzić, że w procesie wychowania kary cielesne są w najlepszym przypadku bezużyteczne, ponieważ nie można udowodnić żadnego ich pozytywnego efektu. W pozostałych przypadkach powodują jedynie problemy. Metaanaliza z 2016 roku na temat wyników badań dotyczących kar cielesnych prowadzonych w ostatnich pięćdziesięciu latach zajmowała się „jedynie” dawaniem klapsów na pupę, uznawanym w Czechach za całkowicie akceptowalne, aby je odróżnić od bardziej surowych kar czy znęcania się nad dziećmi. Wyniki są dramatyczne.
Z wychowawczego punktu widzenia klapsy na pupę nie dają zupełnie nic. Nie podnoszą posłuszeństwa dzieci, a to jest główny powód ich stosowania. Z drugiej strony lista problemów, które wywołują (lub mogą wywołać) klapsy, jest przerażająca: niedostateczna internalizacja moralna, agresja, zachowania antyspołeczne, problemy wychowawcze, problemy ze zdrowiem psychicznym, zła relacja z rodzicami, osłabienie zdolności poznawczych i niskie poczucie własnej wartości. A wciąż mówimy o badaniach, które zajmowały się „jedynie” klapsami na pupę, a nie uderzaniem w głowę, policzkowaniem i innymi agresywnymi metodami wychowania.
Wszystkie dzieci są na swój sposób samotne [rozmowa z Agnetą Pleijel]
czytaj także
W tym samym czasie, kiedy wspomniana ankieta wywołała w Czechach debatę, Amerykańska Akademia Pediatryczna opublikowała oświadczenie, w którym potępiła kary cielesne, argumentując, że szkodzą dzieciom, nie poprawiają ich zachowania i sprawiają, że w późniejszym życiu są bardziej agresywne. Te problemy pojawiają się również w przyszłych związkach bitych dzieci. Czy naprawdę uważamy kary cielesne za tak niezbędne, że będziemy to wszystko ignorować ze spokojnym sumieniem?
Biją, bo ich bito
Za psychologiem Noamem Shpancerem powinniśmy przyznać, że cała debata o klapsach i karach cielesnych w ogóle dobiega po prostu końca. Psycholog w swoim tekście stwierdza, że podczas gdy wciąż przybywa badań podających w wątpliwość skuteczność „klapsów na pupę”, wciąż nie istnieją żadne badania, które by tę metodę wychowawczą wspierały.
Mamy dzisiaj pewność, że kary cielesne nie uczą dzieci lepszego zachowania, za to niewątpliwie uczą je, że przemoc jest akceptowalną formą rozwiązywania konfliktów. Ten model wychowania przenosi się z pokolenia na pokolenie. Rodzicielstwo jest wymagające i wyczerpujące, dzieci potrafią zadręczyć, a rodzic pod presją reaguje tak, jak jest nauczony. Więc jeśli w dzieciństwie rodzice cię policzkowali, dawali ci po głowie, bili cię albo „jedynie” dawali klapsy, prawdopodobnie ty też to będziesz robić. A pomoże ci w tym atmosfera społeczna – skoro wszyscy robią to, nie może w tym być nic złego.
czytaj także
Absurdalność karania dzieci nie polega tylko na tym, że wszystkie empiryczne dowody obalają ich skuteczność. Istnieje jeszcze wymiar moralny. Shpancer nadmienia, że nie wolno bić więźniów, przestępców, czy nawet bankierów z Wall Street, a mimo to większość dorosłych niemal na całym świecie uważa, że można bić małe, bezbronne dzieci. Jak to wszystko wytłumaczyć? I po co?
Nie żałuj, że nie trafiłeś
Jedyną drogą naprzód, obok potrzebnych dyskusji i kampanii o tym, że ręka jest do głaskania, a nie do bicia, jest prawny zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci. Również w Szwecji, która była pierwszym krajem, gdzie go wprowadzono, uważano ten krok za radykalny. Jednak było to w 1979 roku, a od tamtej pory zakaz skutecznie rozpowszechnił się też w innych krajach. Po czterdziestu latach my również moglibyśmy spróbować tego eksperymentu.
Kiedy ktoś w tramwaju wlepi ci policzek, możesz pójść na policję. A dziecko jest po prostu dzieckiem i nie ma dokąd pójść. Dlatego państwo powinno jednoznacznie uznać takie zachowanie za niedopuszczalne. Policzkowanie czy uderzenie w głowę w ten sposób nie znikną, ale przynajmniej nikt nie będzie mógł się tłumaczyć, że to jest przecież normalne. Nie jest.
W porządku jest, kiedy ktoś przyzna, że uderzył dziecko, bo puściły mu nerwy i że jest mu z tego powodu przykro. Ale nie jest w porządku, jeśli z takim samym wyjaśnieniem czy wymówką robi to dalej. A już zupełnie nie ma usprawiedliwienia dla racjonalizowania kar cielesnych wariacjami na temat: „Mnie też karali i wyszło mi to na dobre”. Nie jest to prawdą i nie można tego bronić, bo to jest nie do obrony. Sam fakt, że ktoś tak twierdzi, świadczy o smutnych konsekwencjach takich kar.
Nie wolno żałować chybionych uderzeń. Żałować należy tych celnych. Kiedy ktoś stosuje kary wobec dziecka, są to jedynie kary, które nie służą niczyjemu dobru, ani nikomu nie pomagają – co najwyżej osobie, która da upust swojej wściekłości, frustracji czy przyjemności z zadawania bólu. Osobnym problemem jest bardziej ukryte znęcanie się psychiczne, które często potrafi być jeszcze gorsze niż przemoc fizyczna, a którego podobne debaty w ogóle nie poruszają.
Cały czas mówimy o konsekwencjach przemocy dla jednostek. Ale te jednostki tworzą społeczeństwo, w którym żyjemy. A dla większości naszego społeczeństwa przemoc ze strony najbliższych była i jest częścią procesu wychowania.
Nie wiesz, co robić? Wychowuj dziecko jak psa
Zaskakujące jest, że to, czego rodzice nie chcą uznać w przypadku wychowywania dzieci, potrafią (przynajmniej niektórzy) zrozumieć, gdy chodzi o psy. Przeglądając fora kynologiczne, można zauważyć, że stosowanie kar cielesnych w wychowywaniu psów jest bardzo żywym tematem, a przeważająca opinia jest mu przeciwna.
Każdy psiarz, który zabierze się za to poważnie, szybko natknie się na następujące rady: „Kary fizyczne jakiegokolwiek rodzaju nie przynoszą efektów w wychowaniu psa, ich rezultatem jest poczucie zdrady, niechęć do nauki i strach przed opiekunem. Kara fizyczna zwiększa również brak zaufania do ludzi oraz prawdopodobieństwo pozornie bezpodstawnego ataku i pogryzienia”.
Premierka na macierzyńskim, czyli Jacinda Ardern zmienia oblicze zawodowej polityki
czytaj także
„Unikajmy kar, nie skąpmy pochwał i zasłużonych łakoci. W tym wieku szczenię bywa jeszcze roztargnione, nie potrafi skupić się dłużej na jednej rzeczy. A ponieważ w tym okresie życia ma jeszcze dużo czasu na opanowanie ćwiczeń posłuszeństwa, przeprowadzajmy trening powoli i stopniowo, zgodnie z umiejętnościami szczeniaka oraz naszymi doświadczeniami. Szczenię powinno przede wszystkim wykonywać ćwiczenia z chęcią i radością.”
Takie rady spotykają się z zaskakująco szerokim zrozumieniem. Najprawdopodobniej dlatego, że szczeniaka nie wychowuje się przez niemal dwadzieścia lat, więc skutki błędów wychowawczych widać o wiele wcześniej. Szybko się też okazuje, że zazwyczaj są one nieodwracalne. Nikt nie chce mieć w domu wystraszonego, lękliwego, niepewnego siebie, a zarazem agresywnego zwierzaka. Więc dlaczego chcesz mieć takie dzieci?
**
Stanislav Biler jest publicystą i socjologiem.
Artykuł ukazał się na stronie a2larm.cz. Z czeskiego przełożyła Olga Słowik.