Unia Europejska

Cypr: jedna wyspa, dwa bieguny

Kto zaczął? Grecja. Kto wyrządził więcej szkód? Turcja. Kto ma rację? Nieważne, musimy już o tym zapomnieć – reportaż Julii Aleksiejewej z Cypru.

Południowa część Cypru to niepodległa republika, państwo członkowskie Unii Europejskiej. Część północna jest państwem nieuznanym. Oficjalnie jej nie ma.

Zaczęło się w 1960 roku, kiedy Cypr uzyskał niepodległość od Wielkiej Brytanii. W tym samym roku przyjęto nową konstytucję państwa, która ogłosiła istnienie dwóch wspólnot: greckiej (80% ludności wyspy) i tureckiej (18%). Nierówność kwot etnicznych przewidzianych w głównym dokumencie państwa natychmiast wywołała niezadowolenie społeczności tureckiej.


W latach 1963–1964 konflikt między greckimi a tureckimi Cypryjczykami osiągnął apogeum, a w 1974 roku, po zamachu stanu wspartym przez rząd grecki, na Cypr wkroczyło tureckie wojsko i wyspę podzielono. 15 listopada 1983 roku jedna trzecia kraju ogłosiła niepodległość jako Turecka Republika Cypru Północnego. Od tej pory przez mapę wyspy przechodzi kreska.

Lefkosia i Lefkosza

Kiedyś murem podzielony był Berlin, dziś to samo można zobaczyć w Nikozji. Na  wyspie jest osiem przejść granicznych, trzy z nich znajdują się w samej stolicy. Dopiero od 2003 roku można przejść na drugą stronę, jednak i tu są wyjątki, bo nie każdy ma do tego prawo.

Stary konflikt jeszcze śpi. Problem cypryjski

Dwie części wyspy oddziela strefa buforowa – Zielona Linia, kontrolowana przez wojska ONZ. Niedawno zaczęły się negocjacje o zjednoczeniu, ale toczą się bardzo powoli. Żadna ze stron nie jest skłonna do kompromisu. Na budynkach urzędowych można zobaczyć po dwie flagi: na Południu flagę Republiki Cypryjskiej i grecką, na Północy – północnocypryjską i turecką.

Do tureckiego Cypru można przylecieć samolotem z Turcji albo przejść przez bramki z południowej strony. W tym drugim przypadku przeciętnemu turyście wystarczy stosować się do jednej zasady – nie mówić o tym, że chce tam pojechać. To może skutkować zakazem wjazdu do Republiki Cypryjskiej.

Do Nikozji, stolicy obu Cyprów, dotarłam nocą. Telefon się rozładował, wiedziałam tylko, że muszę wyjść na ulicę Ledra. To ulica handlowa w samym centrum miasta, pełna sklepów dla turystów i wielkich sieciówek, McDonaldów i Starbucksów. A na samym końcu tej ulicy znajduje się punkt kontroli granicznej.

Warufakis: Czarne skrzynki Europy

Podchodzę do budki wciśniętej między dwa budynki. Przez okienko podaję swój paszport.

– Przyleciała pani dzisiaj, tak?

– Tak, zgadza się – odpowiadam. Czy to miało znaczenie, nie wiem. Oglądam wiszące obok plakaty – to jakieś poradniki z informacją od ONZ, które przypominają, dokąd idę i co może to oznaczać.

Po przejściu kontroli jestem na neutralnej ziemi, w strefie buforowej. Kilka metrów dalej stoi następna buda, już turecka. Między budynkami jest wąskie przejście, na ścianach co jakiś czas pojawiają się namalowane sprejem tagi „One Cyprus” – jeden Cypr.

Następnego dnia zaczynam zwiedzać miasto. Północna część ulicy Ledra jest nie mniej tłoczna, tylko że klimat wydaje się inny. Tutaj wąsaci mężczyźni handlują podrobionymi torbami znanych marek i częstują kawą po turecku. Jeżdżą starsze samochody. Kwitnie sztuka graffiti, w większości z pacyfistyczną treścią. Przychodzą tu wycieczki turystyczne, bo akurat w tureckiej części została większość zabytków Nikozji.

Fot. Julia Aleksiejewa

Tu są i stare bazary, i domy gościnne, i średniowieczne kościoły, które Imperium Osmańskie przekształciło w meczety. Mieszkańcy wyznają islam, ale tylko formalnie. Tuż obok gotyckiego meczetu Selimiye znajduje się bar, gdzie wieczorami odbywają się głośne imprezy.

Zrujnowane budynki, w których jeszcze mieszkają ludzie, przypominają o wojnie. To najwyraźniej można zobaczyć w Warosii, tuż obok Famagusty, mieście opuszczonym po ostrzałach wojennych. Po tych wszystkich latach stoją tam tylko wysokie puste bloki, które jakby miały wciąż przypominać o tym, co ludzie tracą w konfliktach zbrojnych.

W podobny sposób można porównać inne miasta na wyspie, leżące po dwóch stronach granicy – Famagustę i Larnakę, Pafos i Kirenię. Tutaj zbierają się turyści, którzy odwiedzają kurorty, oraz emeryci z Wielkiej Brytanii czy Europy Wschodniej kupujący nieruchomości nad morzem. Podobnie jak Nikozja miasta te różnią się tylko napisami na ulicach i obecnością znanych marek.

Turecka Republika Cypru Północnego – co to jest?

Cypr Północny ma swój rząd, sąd, media – wszystko, co ma każdy inny kraj. Tyle że nowe państwo uznaje wyłącznie Turcja, która wspiera je finansowo.

W każdym mieście stoi pomnik Mustafy Kemala, znanego jako Atatürk, ojciec narodu tureckiego. Na zboczu góry niedaleko Nikozji widnieje flaga Cypru Północnego, ułożona z białych i czerwonych kamieni. Jest tak duża, że widać ją z południowej części wyspy.

Turcja: Tu nie chodzi o islamizm i świeckość

Po jednostronnym ogłoszeniu niepodległości w 1983 roku na Cypr Północny – TRCP – nałożono surowe embargo, wspierane przez ONZ i Unię Europejską. Dotyczy ono nie tylko handlu i logistyki, ale także sportu i kultury. Eksport towarów i loty z północnego Cypru muszą się odbywać przez Turcję. Jako waluty TRCP używa tureckiej liry. Cypryjscy sportowcy z północy nie mogą uczestniczyć w międzynarodowych zawodach, chyba że reprezentują inny kraj, a niektórzy zagraniczni wykonawcy muzyczni odwołują koncerty na nieuznawanym terytorium.

Społeczność turecka twierdzi, że Republika Cypryjska wykorzystała swoją międzynarodową pozycję do upośledzenia stosunków gospodarczych między TRCP a resztą świata. To jeden z głównych wątków ideologii Cypru tureckiego.

Christos, artysta

Mam na imię Christos, jestem artystą graffiti. Urodziłem się w Nikozji, moja matka jest uchodźczynią z Cypru Północnego. Po zakończeniu wojny przeprowadziła się do południowego Cypru na stałe.

Christos. Fot. Julia Aleksiejewa

Byłem na drugiej części wyspy trzy razy. Teraz nie wolno mi tam wejść, bo zostałem wpisany na czarną listę za niektóre graffiti o prezydencie Turcji, które tam zrobiłem. Namalowałem portret, na którym było twarzy Erdoğana i pół Hitlera, i drugi – z Erdoğanem w postaci małej dziewczynki skaczącej przez skakankę.

Mam dużo przyjaciół wśród tureckich Cypryjczyków. To tacy sami ludzie jak ja, jak inni Cypryjczycy. Chcemy być znowu razem, żyć razem, pracować razem, ale politycy, niestety, chcą trzymać nas oddzielnie. Nie ma między nami wielu różnic, więcej nas łączy, niż dzieli.

Mamy po dwie flagi, bo nasze narody wciąż szukają swojej tożsamości. Wciąż wierzymy, że w Grecji czy Turcji mamy swoje „ojczyzny”. Ale naszą prawdziwą ideą jest to, że Cypr jest wyspą Cypryjczyków, ze wszystkimi różnymi religiami, a nie wyspą Greków czy Turków. Cypr jest dla wszystkich, którzy chcą tu mieszkać. Te flagi tylko niszczą Cypr.

Przeciwieństwem nacjonalizmu nie jest kosmopolityzm, tylko codzienne życie

Najgorszy jest nacjonalizm. Po obu stronach wywołuje dużo konfliktów, ale to jest tylko marginalna grupa. W kilka pierwszych lat po wojnie było dużo zamieszek pomiędzy tureckimi a greckimi Cypryjczykami.

Uważam, że żadna ze stron nie ma racji. Obie strony popełniają błędy. To wszystko ma na celu utrzymanie podziałów. Turcy robią źle, Grecy robią źle. Każdy jest winny, każdy chce mieć kontrolę. Ale wierzę, że się połączymy. Dużo ruchów społecznych działa, żeby w końcu to się stało. Mam nadzieję, że to się wydarzy w ciągu najbliższych sześciu, siedmiu lat.

Czy Cypr będzie zjednoczony?

Ostatnie wielkie spotkanie rządów obu Cyprów odbyło się w sierpniu 2017 roku w Crans-Montana, gdzie skończyła się trzecia runda negocjacji. Przedtem obie strony nie rozmawiały ze sobą ponad rok. Spotkanie trwało około trzech miesięcy, a skończyło się tym, że strony nie znalazły wspólnej podstawy do zawarcia pokoju. Na przeszkodzie stanęły dwie sporne kwestie.

„Turcy robią źle, Grecy robią źle. Każdy jest winny, każdy chce mieć kontrolę”.

Pierwsza to 30 tysięcy żołnierzy z Turcji, którzy stacjonują w tureckiej części Cypru. Grecy cypryjscy mówią, że już nie ma potrzeby, aby armia turecka wciąż znajdowała się na wyspie. Cypryjczycy tureccy przypominają wtedy, co się wydarzyło ze społecznością muzułmańską w Bośni i Hercegowinie. Nie mają zaufania do UE, bo wiedzą, że ta będzie w każdej sprawie wspierać Republikę Cypryjską.

Cypryjczycy z północy nie ufają południowym na tyle, by wierzyć, że po zjednoczeniu byliby bezpieczni pod ochroną Unii Europejskiej. Ten argument nie wystarcza tureckim Cypryjczykom pamiętającym brutalne działania Narodowej Organizacji Bojowników Cypryjskich (EOKA). Będąc w mniejszości, cypryjscy Turcy boją się wchłonięcia przez Greków. Zgadzają się, że obecność Turcji na wyspie trzeba ograniczyć, ale na razie to ona gwarantuje im bezpieczeństwo.

Fot. Julia Aleksiejewa

Drugi punkt sporny to żądania cypryjskich Turków, którzy domagają się równej reprezentacji w możliwej federacji. Społeczność Grecka liczy milion osób, turecka – trzy tysiące. Ostatni argumentują swoje potrzeby tym, że Republika Cypru nie ma tyle ludności co Niemcy, a mimo to ma równe prawa w unijnych instytucjach. Grecy obawiają się Turcji, która mogłaby wpływać na losy Cypru poprzez swoich osadników.

Jeszcze w 2004 roku z inicjatywy ONZ podjęto próbę rozwiązania problemu cypryjskiego. 24 kwietnia odbyło się referendum, w którym 75% Greków wypowiedziało się przeciwko tak zwanemu planowi Annana, który został przygotowany przez brytyjską dyplomację, wierząc, że „legitymizuje skutki tureckiej agresji i utrwala turecką okupację”. 65% tureckiej społeczności poparło ten plan.

Grecy cypryjscy nie zaakceptowali faktu, że plan nie zobowiązywał strony tureckiej do wycofania wojsk z Cypru, a imigrantom z Turcji pozwalał zamieszkać na wyspie. Podważało to możliwość powrotu greckich uchodźców do własnych domów zajmowanych przez tureckich osadników. Chociaż Turcy z północy twierdzą, że Grecy to samo zrobili z ich domami, które zostały w części południowej.

Z tego powodu Cypr południowy zwracał się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Sąd uznał, że Turcja ma obowiązek wypłacić 90 mln euro zadośćuczynienia. Ankara oświadczyła, że nie będzie płacić.

Tak więc cały czas obie strony obwiniają się wzajemnie. Turcy Greków, bo bez politycznej równości nie ma mowy o federacji. A jeżeli powstanie państwo unitarne, Turcy będą w nim mniejszością. Grecy obwiniają Turków, bo pamiętają, ilu ich pobratymców zginęło na wojnie.

Przez czterdzieści lat sytuacja na wyspie niewiele się zmieniła. Razem ze starszym pokoleniem powoli odchodzi pamięć o tym, co łączyło dwa narody. Nowe pokolenie wyrasta z nacjonalistycznymi poglądami, wpajanymi już w szkole czy w wojsku (po obu stronach służba jest obowiązkowa). Inni po prostu się przyzwyczaili i coraz mniej wierzą, że sytuacja może się zmienić.

Tureccy osadnicy

Około połowę wszystkich mieszkańców części północnej stanowią obecnie osadnicy z Turcji. Większość z nich urodziła się już na Cyprze. Wielu tureckich osadników zerwało kontakt z Turcją. Ich dzieci uważają Cypr za swoją ojczyznę.

Prawie jedna trzecia tureckich osadników otrzymała obywatelstwo TRCP od władz państwa. Republika Cypryjska uważa, że jest to naruszenie konwencji genewskiej z 1977 roku, ponieważ ONZ uznała turecką okupację za nielegalną.

Polityka osiedlania Turków na Cyprze rozpoczęła się zaraz po inwazji. Z początku na wyspie pozostawali tureccy żołnierze. Później TRCP i Turcja podpisały umowę, zgodnie z którą przesiedlali się tu pracownicy rolni. Północny Cypr przyciągnął wtedy sporo ludzi, którzy w czasie kryzysu gospodarczego w Turcji szukali lepszych warunków życia.

Balcer: Erdoğana od władzy „odpiłować” może już chyba tylko śmierć. Albo rewolucja

Po przybyciu na wyspę osadników początkowo kwaterowano na krótko w pustych schroniskach lub szkołach, następnie przenoszono do wiosek greckich Cypryjczyków. Rodzinom losowo przydzielono opuszczone domy.

Prawo Republiki Cypryjskiej pozwala tureckim osadnikom wchodzić na jej terytorium pod warunkiem, że oboje ich rodzice urodzili się na wyspie. Jeżeli przynajmniej jeden rodzic przyjechał z innego kraju, wstęp na południową część wyspy jest zakazany.

Ramazan, dziennikarz

Mam na imię Ramazan. Zazwyczaj nie opowiadam, kim jestem, bo nie wierzę w narody. Zwykle mówię, że jestem z Cypru Północnego. Jeżeli chcą, żebym powiedział więcej, mówię, że jestem Cypryjczykiem, ale moja rodzina pochodzi z Turcji. Rodzice przeprowadzili się tutaj z powodu kryzysu ekonomicznego w kraju, bo tu byli potrzebni pracownicy.

Ramazan. Fot. Julia Aleksiejewa

Według prawa Republiki Cypryjskiej przebywam na wyspie nielegalnie, dlatego nigdy nie widziałem jej południowej części. Dla mnie łamaniem praw człowieka jest akurat to, że chociaż tu się urodziłem, nigdy nie miałem prawa przejść na drugą stronę. Ale to jest i mój dom.

Spotykałem ludzi z południa, ale niedużo. Zazwyczaj w barze, do którego chodzą turyści. Trudno nawiązać z nimi rozmowę, bo uważają, że to jest ziemia nielegalnych ludzi. Dla nich tu jest tanio.

Wyobraź sobie krewnego, którego nie widziałaś nigdy w życiu – tak samo ja mam z drugą częścią. Dużo słyszałem, ale nie będę wierzyć, zanim nie zobaczę na własne oczy. W naszej gazecie mamy strony poświęcone południowemu Cyprowi, gdzie piszemy o tym, co ważnego tam się dzieje. Często tematy są wspólne. Na przykład w tym roku była powódź, razem tego doświadczyliśmy. U nich infrastruktura jest nowocześniejsza, ale wciąż wszystko się wydarza. Ludzie z północy często spotykają się z nacjonalizmem. Zdarzały się ataki na samochody z rejestracją Cypru Północnego.

Nie wywołujmy wilka z lasu

Kto zaczął? Grecja. Kto wyrządził więcej szkód? Turcja. Kto ma rację? Nie obchodzi mnie, musimy już o tym zapomnieć. W tym momencie nie jesteśmy przygotowani na nagłą zmianę. Musimy się przede wszystkim poznać. Nie będzie pokoju bez komunikacji. Kiedy ktoś z jednej strony zaatakuje kogoś z drugiej, wszystko zacznie się od nowa. Po oby stronach granicy uczą nacjonalistycznej historii. Tak, wiele się zdarzyło, ale musimy już o tym zapomnieć. To wymaga czasu. Nam przeszkadza izolacja. Mój kolega chce być reżyserem, a tu nie ma takiej możliwości. Na mój uniwersytet miał przyjechać profesor z Japonii, ale zatrzymali go na granicy. To jest nielegalna strefa. Dlaczego otworzyli przejścia? Niech je znowu zamkną lub niech dadzą możliwość edukacji i komunikacji, bo inaczej zobaczą ludzi nieskorych do zjednoczenia.

Fot. Julia Aleksiejewa

20 lipca na Cyprze Północnym świętowano Dzień Pokoju i Wolności. W tym dniu w 1974 roku Turcja interweniowała na wyspie w ramach „akcji pokojowej”. Wtedy wyspa została podzielona. Ten dzień obchodzi się paradami we wszystkich większych miastach TRCP.

Od tego czasu kraj jest silnie uzależniony od Ankary. Chociaż TRCP stopniowo liberalizuje gospodarkę i próbuje przyciągnąć zagranicznych inwestorów, jej główną gałęzią pozostaje turystyka.

Gdula: Cypryjska lekcja

„Turecka zależność” stała się bardziej odczuwalna w ostatnich latach, kiedy się okazało, że TRCP nie otrzymywała finansowania z Ankary przez rok. Oficjalnie mówiono, że było to spowodowane przejściem Turcji na system prezydencki. Administracja Cypru Północnego łączy to z presją polityczną: rzekomo Turcja nie jest zbyt zadowolona z obecnego rządu TRCP.

Czy północny Cypr pogodzi się kiedyś z oczekiwaniami południowego? Na razie narody po obu stronach mogą tylko wyobrażać sobie życie bez granicy, która przecina ich wyspę.

**
Julia Aleksiejewa – reporterka i dokumentalistka.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij