13 marca rozpoczął się w Szwecji nowy ruch antyrasistowski. Tak pisze prasa. Może to zbyt pospieszny i optymistyczny wniosek, ale coś jest na rzeczy.
Najwyższy czas, bo w kraju, w którym od paru lat w parlamencie zasiada wrogo nastawiona do imigrantów partia Sverigedemokraterna, rasizm jest wyraźnie obecny, choć poważnie dyskutuje się o nim od niedawna.
„Wymieńmy się ciałami na 24 godziny”, napisał na łamach dziennika „Dagens Nyheter” młody pisarz w liście do minister sprawiedliwości i w mediach społecznych rozpoczęło się szaleństwo.
Pisarz nazywa się Jonas Hassen Khemiri. Jest jednym z najbardziej uznanych i obsypywanych nagrodami szwedzkich literatów młodego pokolenia. Wykształcony w Sztokholmie i w Paryżu, po licznych stypendiach, m.in. w USA i w Niemczech, okrzyknięty objawieniem już po opublikowaniu debiutanckiej powieści Czerwone oko (Ett öga rött); jego sztuki wystawiały najlepsze teatry Szwecji, odniósł spory sukces w Nowym Jorku. Jest dumą i nadzieją szwedzkiej literatury – i, co kluczowe w tej historii, czarnowłosym synem Szwedki i Tunezyjczyka.
Pani minister nazywa się Beatrice Ask, zbliża się do sześćdziesiątki, ma blond włosy i niebieskie oczy, co w tej akurat opowieści jest informacją istotną. Polityką zawodowo zajmuje się od wczesnej młodości. W ostatnim czasie wsławiła się tym, że jest bezpośrednio odpowiedzialna za wcielenie w życie kontrowersyjnego programu o nazwie „Reva”. Ma on na celu umożliwienie sprawnej deportacji ze Szwecji jak największej liczby nielegalnych imigrantów (ocenia się, że w Szwecji żyje dziś od 10 do 35 tysięcy osób bez prawa pobytu).
W ramach programu szwedzcy policjanci zatrzymywali w metrze ludzi o ciemnym kolorze skóry, prosząc o pokazanie im paszportu lub innego dokumentu potwierdzającego prawo do pobytu w Szwecji. Zatrzymywani w ten sposób podróżni okazywali się prawie zawsze osobami urodzonymi w Szwecji albo mieli od lat szwedzkie obywatelstwo.
Przeciwko łapankom protestowali dziennikarze, prawnicy i naukowcy. W Sztokholmie odbywały się demonstracje i nawet sam minister ds. integracji Erik Ullenhag określił metody policji mianem karygodnych, ale dopiero list pisarza autentycznie poruszył całe społeczeństwo. W dniu publikacji tylko na stronie internetowej „Dagens Nyheter” przeczytało go 250 tysięcy osób. Stał się najczęściej polecanym na Facebooku i Twitterze artykułem w historii szwedzkich mediów, rozpoczął debatę, poruszył tłumy.
„Najpierw ja pochodzę w pani ciele, żeby zobaczyć, jakie to uczucie być kobietą w patriarchalnym świecie polityki. Potem pani pożyczy sobie moją skórę, aby zrozumieć, jakie wspomnienia budzą się, kiedy idąc po ulicy, wchodząc do metra czy będąc w galerii handlowej, widzi się policjantów, którzy reprezentują Prawo i którym wolno do ciebie podejść i zażądać, byś udowodnił im swoją niewinność”.
Opowieść Khemiriego to historia dzieciństwa i dojrzewania w kraju, w którym ludzie o ciemnych włosach i ciemniejszej karnacji są a priori podejrzani, z założenia wzbudzają niepokój, są „zawczasu osądzeni”; kraju, w którym dzieci ciemnych ojców słyszą od nich od wczesnego dzieciństwa: „Kiedy ma się wygląd taki jak my, trzeba być tysiąc razy lepszym od wszystkich innych, aby nie być odrzuconym”.
Mały Khemiri bardzo się stara. Mając dziewięć lat postanawia, że będzie najlepszym i najgrzeczniejszym uczniem w klasie. Udaje mu się to, ale kiedy do klasy przychodzi na zastępstwo nowa nauczycielka, od razu zakłada, że ten czarniawy jest na pewno klasowym łobuzem. Tak właśnie funkcjonuje codzienny rasizm, którego pełno także w filmach i komiksach, gdzie tylko ciemni mężczyźni gwałcą i zabijają.
W swoim liście Khemiri opowiada, jak to jest, gdy w wieku dziesięciu lat jest się po raz pierwszy ściganym przez skinheadów, i jak czuje się młody chłopak, kiedy wchodzi z podobnymi do siebie kolegami do sklepu z płytami CD i od progu ma wokół siebie „krążących jak rekiny ochroniarzy”, którzy zakładają, że ci ciemnowłosi na pewno przyszli coś ukraść.
Jednym z najbardziej poruszających fragmentów listu jest ten o wspólnym podróżowaniu z tunezyjskim ojcem: „Mieć sześć lat i wylądować na Arlandzie, w naszej wspólnej ojczyźnie. Idziemy w stronę kontroli celnej, z tatą, któremu pocą się ręce, który odkasłuje, poprawia włosy i wyciera w spodnie pod kolanami buty, żeby bardziej lśniły. Dwa razy sprawdza, czy szwedzki paszport jest we właściwej kieszeni. Wszyscy ludzie o różowych twarzach zostają przepuszczeni. Ale nasz tata zostaje zatrzymany. Myślimy: to pewnie przypadek. Mieć dziesięć lat i przeżyć ponownie dokładnie tę samą scenę. Może chodziło o to, że ma akcent. Mieć dwanaście lat i znowu na to patrzeć. Może to przez tę jego wymiętą torbę z zepsutym zamkiem. Mieć czternaście, szesnaście, osiemnaście lat”.
Khemiri pisze też o wysłuchiwaniu niezliczonych historii kolegów, którzy zostali brutalnie potraktowani przez policję, o obserwowaniu rzeczywistości, w której „zawsze ci o arabskich nazwiskach mają najmniej władzy”, o byciu legitymowanym bez powodu,a także aresztowanym i przetrzymywanym w policyjnej suce zupełnie bez przyczyny. „Siedziałem tam sam. Napotykałem wzrok przechodniów i próbowałem im zasygnalizować, że nie jestem winny, że ja tylko stałem w pewnym miejscu i wyglądałem w określony sposób. Jednak siedząc na tylnym siedzeniu policyjnego busa, trudno jest przekonywać o swojej niewinności. Jest też niemożliwe, by być częścią wspólnoty, kiedy Władza nieustannie zakłada, że jest się Odmieńcem”. Pisarz podkreśla, że projekt „Reva” to kolejny przejaw strukturalnego rasizmu, który będzie trwać bez końca, jeśli nie zmieni się skostniała definicja tego, czym jest szwedzki naród i kto może do niego przynależeć.
Beatrice Ask nadal nie przyznała, że program „Reva” nie jest możliwy do zaakceptowania w demokratycznym kraju. Podkreśla za to, że ma dużą wiedzę na temat rasizmu, ponieważ w latach 70 XX w. była na stypendium w USA i mieszkała wtedy u czarnoskórej rodziny. Jej reakcja była jednak dość odosobniona. List chwalili dziennikarze, inni pisarze, zwykli ludzie i politycy. „Kiedy Jonas Hassen Khemiri […] opisuje, jak to jest być ściganym z powodu swojego koloru skóry, wyraża to, co czuje wielu z nas”, pisał Rami Al-khamisi reprezentujący działającą na imigranckich przedmieściach organizację Megafon.
Sam Khemiri w wywiadzie udzielonym szwedzkiemu radiu sukces tekstu tłumaczy w najprostszy z możliwych sposobów: „Myślę, że po prostu bardzo wielu ludzi ma za sobą przeżycia podobne do moich. Powracającym motywem w reakcjach na mój list było stwierdzenie, że ludzie czują się dzięki niemu mniej samotni w swoich doświadczeniach”.
Rzeczywiście, żeby walczyć z dyskryminacją, trzeba mieć wiedzę o tym, że jest ona częścią rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, i znaleźć język dla opisania swoich przeżyć. Wygląda na to, że Khemiri dał go wielu ludziom. Zrobił przy tym kolejny krok w kierunku odmitologizowania Szwecji, która, jak każdy inny kraj, nie zawsze jest otwarta i solidarna. 13 marca, kiedy list został opublikowany w „Dagens Nyheter”, pisarz zamienił się ciałem nie tylko z jego adresatką, ale także z tysiącami czytelników, którzy nagle poczuli i zrozumieli, że we współczesnej Szwecji nie jest łatwo mieć inny odcień karnacji niż Emil ze Smalandii.
Masowe poparcie Szwedów dla listu Khemiriego budzi nadzieję. Być może pisarze naprawdę mogą wywoływać rewolucje, a siła języka literackiego jest większa, niż nam się czasem zdaje? Warto w to uwierzyć, choć znajomość literatury podpowiada, że to tylko romantyczny fantazmat…
PS. Pięć dni po publikacji listu Khemiriego szwedzki minister ds. migracji, Tobias Billström, w wywiadzie dla „Dagens Nyheter” powiedział, że nie wszyscy ludzie, którzy pomagają nielegalnym imigrantom, to miłe szwedzkie staruszki. Najczęściej nielegalni „mieszkają u swoich rodaków, którzy wcale nie są tacy blond i niebieskoocy”. Słowa te wywołały falę protestów i krytyki. Minister przeprosił za niefortunną wypowiedź, ale pomimo jej rasistowskiego charakteru nie został usunięty z rządu, tylko, jak to określił jeden z komentatorów, dostał od premiera Reinfeldta „żółtą kartkę”. Profil na Facebooku o nazwie „Tobias Billström musi odejść” w ciągu dwóch dni zebrał ponad trzy tysiące sympatyków. Dyskusja o rasizmie w Szwecji trwa.
Katarzyna Tubylewicz – publicystka i tłumaczka, od trzynastu lat mieszka w Szwecji; w latach 2006–2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Strona internetowa autorki: www.katarzynatubylewicz.pl.
Czytaj też: Dziewięciolatka kontra obrońcy literatury