Świat

Stokfiszewski: Przygnębiająca historia niemieckiej SPD

Socjaldemokracja przestała być czymś, z czym można się utożsamić, nie będąc jej działaczem.

Krótko po ubiegłorocznych wyborach do niemieckiego Bundestagu, które po raz trzeci wygrali chadecy z niebagatelną przewagą głosów nad socjaldemokratami, przedłużając tym samym mandat kanclerski Angeli Merkel o kolejne cztery lata, na półki naszych księgarń trafił tom SPD. Z historii niemieckiej socjaldemokracji autorstwa Franza Waltera – opisujący 150-letnie dzieje jednej z najbardziej utytułowanych i niezwykłych partii na świecie.

Czy to ze względu na okoliczności – czyli trzecią z rzędu wyborczą klęskę Socjaldemokratycznej Partii Niemiec – lektura tej „biografii” (jak głosi podtytuł niemieckiego oryginału) wprawia w przygnębienie? Nie tylko. W historii SPD jak w soczewce skupiają się ogólne procesy: rozkład idei i funkcji partii politycznych, wyparowywanie ich programowej esencji, rozpad więzi ze społeczną bazą, postępująca alienacja partyjnych szeregów, a w konsekwencji – kryzys politycznej reprezentacji i podmywanie fundamentów demokracji parlamentarnej.

Socjaldemokratyczna Partia Niemiec wyłoniła się z ukształtowanego w połowie XIX w. ruchu robotników, który został zinstytucjonalizowany przez Ferdinanda Lassalle’a w postaci Powszechnego Niemieckiego Związku Robotniczego. Od tamtej pory socjaldemokraci miewali momenty tryumfów (jak podczas trzynastoletniej dominacji na politycznej scenie Niemiec za kanclerstwa Willy’ego Brandta i Helmuta Schmidta) i okresy zapaści (gdy ich rywale z CDU rządzili RFN przez niemal dwadzieścia powojennych lat), przeżywali chwile trudne (jak okres obowiązywania ustaw antysocjalistycznych wprowadzonych przez Ottona von Bismarcka, które de facto delegalizowały partię) i prawdziwie tragiczne (jak mordowanie działaczy partyjnych i ich zwolenników przez nazistów). Wraz ze swym elektoratem socjaldemokraci podlegali przemianom społecznym – od sklejenia z klasą robotników przemysłowych po luźne relacje z nowym centrum niemieckiego mieszczaństwa – i związanymi z tymi przemianami turbulencjom wewnętrznym – jak w latach 70., gdy do szusującej w stronę politycznego centrum formacji wszedł radykalnie marksistowski narybek buntów studenckich roku 1968 i zachwiał programową stabilnością partyjnych szeregów.

Niejednokrotnie SPD znajdowała się w rozkroku – po I wojnie światowej przypadła jej w udziale obrona nowo powstałej republiki przed wycieńczonym militarną klęską elektoratem, tęsknie spoglądającym w stronę dyktatury, podczas dekady terroru RAF zaś budowanie państwa policyjnego i tłumienie lewicowych protestów. Zdarzało się socjaldemokratom wyprzedzać ducha epoki i rekonfigurować całą europejską scenę polityczną: zwrot Willy’ego Brandta w stronę państw zza żelaznej kurtyny przełamał powojenny impas w stosunkach między zachodnią i wschodnią Europą, a jego moralny wymiar, mający na celu pojednanie Niemców m.in. z polskimi sąsiadami, dał Brandtowi pokojową nagrodę Nobla. Zdarzało się im również ducha epoki kompletnie prześlepiać, choćby na początku lat 90., gdy kierownictwo SPD postanowiło zignorować zjednoczenie Niemiec jako temat niewarty podjęcia w kampanii wyborczej – rzecz jasna sromotnie przegranej.

W tle pieczołowicie zrekonstruowanych przez Waltera zawirowań historii socjaldemokracji rysuje się wyrazista narracja o dryfowaniu SPD w stronę partii centrum, która, izolując się od obywateli, zamienia się w elitarny klub, adresujący swoje działania do mediów oraz wąskich kręgów decyzyjnych ponadnarodowej polityki i finansjery.

Biografia Gerharda Schrödera – ostatniego kanclerza wywodzącego się z SPD – jest gwoździem do trumny tej formacji jako partii politycznej w tradycyjnym (czy też jedynym sensownym) rozumieniu tego określenia. Schröder zamienił kanclerski stołek na fotel w radzie nadzorczej konsorcjum Nord Stream, z którym – jeszcze jako szef rządu – podpisał kontrakt na budowę gazociągu Rosja-Niemcy po dnie Morza Bałtyckiego. Wdrapanie się po plecach obywateli na najwyższy urząd w państwie i potraktowanie go jako przepustki do świata wielkiego biznesu – tak można by zarysować polityczny testament Gerharda Schrödera, który pozostawił swoim kolegom i koleżankom socjaldemokratom. Ferdinand Lassalle przewraca się w grobie.

Książka Franza Waltera odpowiada na pytanie, jako doszło do degradacji SPD i polityki partyjnej w ogóle, udzielając jednocześnie wskazówek, w jaki sposób socjaldemokratom udało się stworzyć największą masową organizację polityczną w Niemczech, która przez szereg dziesięcioleci realnie oddziaływała na realizację postulatów, a tym samym polepszenie bytu ludzi, których miała za zadanie reprezentować.

Przede wszystkim aż do lat 90. XX w. partia zachowywała autonomię względem frakcji parlamentarnej. Organizacja stała po stronie swojej bazy społecznej, z nią pozostawała w relacjach, na niej fundowała swój program, z nią – w pierwszej kolejności – współdziałała. Parlament był pojmowany jako przestrzeń kompromisu, zawierania sojuszy na rzecz realizacji choćby części społeczno-politycznych postulatów, pozwalających przybliżyć się do projektowanego przez SPD społeczeństwa.

Dopiero przełom wieku XX i XXI podporządkował partię walkom parlamentarnym i sprawił, że masowa SPD stała się grupą działaczy nieprzerwanej kampanii wyborczej kandydatów na kanclerzy.

Do lat 90. ubiegłego wieku partia utożsamiała się z ruchem społecznym (wpierw robotniczym, potem także pacyfistycznym czy ekologicznym). Dlatego robiła wszystko, by absorbować energię tego typu inicjatyw, a kolejne grupy aktywistów i sprzyjających im obywateli wcielać do partii. Siłę upatrywała w liczebności. W najlepszych okresach swojej historii miewała ponad milion członków, dopiero w połowie lat 80. zaszła poniżej tej liczby. Dziś około 400 tysięcy Niemców należy do SPD, co wciąż sytuuje socjaldemokrację na czele partii Republiki Federalnej i wśród największych formacji politycznych na świecie. Ale żywotność tego organizmu jest niewielka.

Brakuje wyobraźni pozwalającej pielęgnować oddolne inicjatywy i podtrzymywać związki z obywatelami. Nie funkcjonują okołopartyjne kluby kulturalne, towarzystwa sportowe, placówki kształceniowe, zamarła współpraca ze związkami zawodowymi i innymi organizacjami o profilu społecznym. Partia nie tworzy warunków dla rozwoju niższych warstw ani produkcji filozoficzno-politycznego dyskursu. Nie pielęgnuje się już wspólnej tożsamości społecznej, która formułowałaby etos, będący fundamentem programu partii. Socjaldemokracja przestała być czymś, z czym można by się utożsamić, jeśli nie jest się jej sztabowym funkcjonariuszem.

SPD przez dziesięciolecia nastawiona była na długie trwanie tradycji socjaldemokratycznej i konsekwentne pielęgnowanie wynikającego z niej projektu społecznego. Zwrot pragmatyczny, który cechuje całą sferę polityczną, sprawił, że i socjaldemokraci skłonili się w stronę krótkiego oddechu, „jakby wybory odbywały się co tydzień” i stanowiły jedyną wykładnię sensowności lub bezsensowności istnienia partii. Z trzech liter będących skrótem nazwy już chyba tylko „D” jak „Deutschlands” ma zaczepienie w rzeczywistości, skoro partia wciąż zarejestrowana jest w Niemczech, natomiast jej socjalny i demokratyczny charakter gdzieś wyparował.

Franz Walter zauważa: „Partie środka tracą (…) jednoznaczność, programową ostrość i substancję. (…) Przez to (…) tracą aurę, osłabiają emocjonalną więź ze zwolennikami. (…) Partie środka bez mocnego fundamentu wartości i stabilnej lojalności swoich członków szybko wpadają w spiralę utraty wyborców. Tak to bywa: kto nie znajduje sensu własnego działania, temu szybko zaczyna brakować charyzmy, aby przekonująco propagować swoją organizację. Sens jest punktem wyjścia i paliwem każdego zaangażowania społecznego”.

Jakkolwiek powyższe zdania brzmieć mogą jak zbiór frazesów, we frazesach tych zawarta jest prawda o niezbędnych krokach, jakie SPD i inne partie polityczne winny podjąć, jeśli pragną wyjść z impasu społecznej niefunkcjonalności i kryzysu demokracji parlamentarnej: program oparty na mocnym fundamencie wartości, wynikający z ambitnej wizji społeczeństwa, dla realizacji którego motorem jest organiczne poczucie sensu istnienia i działania na rzecz warstwy społecznej, którą się zrzesza, to jest – realnie reprezentuje.

Czy jednak partyjni politycy, nie tylko z niemieckiej SPD, zechcą raz jeszcze zdobyć się na odwagę uprawiania rozumianej po obywatelsku polityki? Czy już na zawsze pozostaną zapleczem dla rady nadzorczej Nord Stream?

Franz Walter, „SPD. Z historii niemieckiej socjaldemokracji”, przełożył Michał Sutowski, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2013.

  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Igor Stokfiszewski
Igor Stokfiszewski
Krytyk literacki
Badacz, aktywista, dramaturg. Współpracował m.in. z Teatrem Łaźnia Nowa, Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, Rimini Protokoll z artystami – Arturem Żmijewskim, Pawłem Althamerem i Jaśminą Wójcik. Był członkiem zespołu 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2012). Autor książek „Zwrot polityczny” (2009), „Prawo do kultury” (2018).
Zamknij