Ujawnienie zbrodni popełnionych przez rosyjskich żołnierzy zmieniło stosunek Zachodu do trwającej wojny. To właśnie w podkijowskich miejscowościach takich jak Bucza, Irpień, Borodzianka i Hostomel można najlepiej zrozumieć gwałtowną potrzebę odcięcia się od wszystkiego, co rosyjskie.
Miesiąc po wyzwoleniu obwodu kijowskiego spod rosyjskiej okupacji stolica Ukrainy wraca do życia, poszukując nowej tożsamości. Wraz z kolejnymi zbrodniami perspektywa pokoju oddala się, a w ukraińskiej „przestrzeni duchowej” – parafrazując poprzedzające wojnę orędzie rosyjskiego prezydenta – jest coraz mniej miejsca dla wszystkiego, co wiąże się z Rosją.
Kultura po apokalipsie
– Czytasz Dostojewskiego i idziesz do Buczy mordować cywilów – mówi Ilja, reżyser operowy, podpalając tom dzieł zebranych rosyjskiego pisarza na dziedzińcu Związku Kompozytorów Ukrainy przy ulicy Puszkina.
Młody mężczyzna do Kijowa wrócił trzy tygodnie temu, gdy stało się jasne, że próba szturmu na ukraińską stolicę zakończyła się porażką.
– Wśród proponowanych nam przez współczesną kulturę metodologii czytania imperialnych i szowinistycznych tekstów najbardziej odpowiednie wydaje się podejście transmedialne – kontynuuje, rozdając zapalniczki kolegom muzykom.
Stos płonących książek powiększa się wraz z kolejnymi tytułami: Zbrodnia i kara, Bracia Karamazow, Idiota, Notatki z podziemia…
– Rosyjska kultura to zaklęty krąg przemocy. To czytelnik i bohater Dostojewskiego zgwałcił niemieckie kobiety w 1945 roku, zniszczył czeczeńskie wsie w latach 90. i zabił ukraińskie dzieci w Irpieniu w 2022 roku – kwituje Ilja.
Kijów jest pozornie spokojny. Ulicami w centrum miasta, przez które zawsze przetaczały się niekończące się strumienie samochodów, spacerują nieliczni przechodnie. Grupa mężczyzn pije piwo w kawiarnianym ogródku. Obok Związku Kompozytorów członkowie Prawego Sektora rozpakowują ciężarówkę.
czytaj także
Ilja i jego towarzysz Roman, współzałożyciele laboratorium Opera Aperta, prowadzą próby opery Chernobyldorf, w której ludzkość po fali wywołanych przez siebie katastrof buduje postapokaliptyczną osadę na ruinach elektrowni atomowej. Jak mówią, celem rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie jest również zniszczenie jej kultury, dlatego działalność artystyczna jest teraz ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Sąsiadka otwiera okno i pyta, co się dzieje. – Palimy kulturę okupanta, może chce pani coś dorzucić? – odpowiada Ilja. Zmieszana kobieta mówi, że dym widać na ulicy Puszkina. – Ma być teraz przemianowana na Europejską, nie słyszała pani? – dodaje Ilja.
Sterta książek pali się powoli. Zebrani wokół niej muzycy żartują, że przed nimi duża praca do wykonania. Dywagacje o rusofobii i rusofili, przemocy symbolicznej, kolonializmie oraz źródłach rosyjskiego szowinizmu nie trwają jednak długo, po kilku kwadransach dyskusja przechodzi na bardziej palące tematy: Dlaczego Chersoń padł tak szybko? Czy Rosjanie są w stanie sparaliżować dostawy zachodniej broni? Jak wysoki wzrost cen zdoła przeboleć Europa? Jak długo może trwać bitwa o Donbas?
czytaj także
Gdy pomocnik reżysera, Wołodia, przekonuje, że wojna nie skończy się, dopóki Rosja nie pożegna się z mitem Wielkiej Rusi, a kontrabasista Timur ripostuje, mówiąc, że świadomość historyczna Rosjan jest dziś nie dłuższa niż filmik na TikToku, w centrum miasta rozlegają się dwie głośne eksplozje.
Wszyscy wyjmują telefony – na razie brak oficjalnych informacji. Wołodia dostaje od dziewczyny wiadomość ze zdjęciem wybitych przez falę uderzeniową okien w ich mieszkaniu. Spotkanie kończy się, zebrani wracają do domów. Nazajutrz okaże się, że rosyjskie rakiety zamiast w fabrykę pocisków trafiły w budynek mieszkalny, zabijając dziennikarkę Radia Swoboda.
Puszkinopad
W końcu kwietnia władze Kijowa zdecydowały się zdemontować górujący nad Dnieprem pomnik Przyjaźni Narodów. Głowa ośmiometrowego rosyjskiego robotnika potoczyła się z hukiem po kamiennych płytach i zatrzymała u stóp granitowego Bogdana Chmielnickiego, umieszczonego tutaj dla uczczenia ugody perejasławskiej, na mocy której Ukraina została poddana władzy cara. Po sowieckim pomniku pozostaje tylko piedestał i górujący nad nim Łuk Przyjaźni Narodów, przez miejscowych od dawna ironicznie określany jako „jarzmo”.
Nadzorujący akcję mer Kijowa Witalij Kliczko zapowiedział demontaż około 60 pomników, rzeźb i płaskorzeźb. Zmienione mają zostać też nazwy ponad 460 ulic związanych z Rosją, Białorusią i Związkiem Radzieckim. W głosowaniu online mieszkańcy stolicy mogą już wybierać nowe nazwy dla pięciu stacji metra. Kliczko proponuje, by w geście wdzięczności dla Polaków stacja Mińska, w której mieszkańcy dzielnicy Obolon jeszcze niedawno chronili się przed rosyjskimi ostrzałami, przemianowana została na Warszawską.
Oddolna „derusyfikacja” przestrzeni publicznej ruszyła w całym kraju. W Tarnopolu i Mukaczewie zdemontowano pomniki Puszkina, w Charkowie – marszałka Żukowa, w Czernihowie – pomnik bohaterki ZSRR Zoi Kosmodiemjanskiej, który stał w podwórzu ostrzelanej przez rosyjskie wojska szkoły podstawowej. Lista jest znacznie dłuższa i niemal codziennie pojawiają się na niej nowe pozycje. W całym kraju ulice Bohaterów Wołonwachy, Czernihowa i Mariupola zastępują ulice Lermontowa, Tołstoja czy Mendelejewa. W Sołonce pod Lwowem i Fontance pod Odessą swoje ulice będzie miał Boris Johnson.
czytaj także
W ukraińskich mediach dominuje przekonanie, że trwający obecnie „puszkinopad” jest logiczną konsekwencją „leninopadu” – masowego usuwania pomników bolszewickiego przywódcy, które zaczęło się po Euromajdanie. Demontaż 1200 Leninów w kraju odrzucającym sowiecki imperializm dobiegł już w zasadzie końca. Czy ich los podzielić powinien również Puszkin, nadworny poeta cara Mikołaja I? I kto ma o tym decydować?
Po konferencji poświęconej wojnie informacyjnej ubrany w zieloną bluzę minister kultury Ołeksandr Tkaczenko mówi, że o tym, co jest wyłącznie „znacznikiem rosyjskiego imperializmu”, a co częścią „ukraińskiego dziedzictwa”, decydować będą lokalne społeczności. Według najnowszych sondaży likwidacje wszystkich związanych z Rosją i Związkiem Radzieckim pomników popiera ponad 70 proc. Ukraińców. Jak mówi minister, w parlamencie zespół historyków i urbanistów przygotowuje wytyczne dla władz regionalnych, dzięki którym zagwarantowany ma zostać szacunek dla regionalnej różnorodności kraju oraz to, by „pomniki nie były niszczone, tylko zastępowane”.
Pomniki i ulice to jednak tylko czubek góry lodowej. W ministerstwie edukacji pracuje już grupa ekspertów, która ma zdecydować, którzy z rosyjskich autorów mogą zostać w programie literatury zagranicznej i na jakich ideologicznych warunkach. Czy ukraińscy uczniowie powinni czytać Dostojewskiego? – Jest wielu ukraińskich twórców i to oni powinni być na pierwszym planie – mówi Tkaczenko.
Zmagania Ukraińców z rosyjskim imperializmem nie zaczęły się 24 lutego – przeciwnie, wpisane są w samą ich tożsamość. Stąd powszechne poczucie, że obecna wojna jest wojną przeszłości z przyszłością, w której czas skazuje Rosję i jej „imperium” na przegraną. Z jednej strony jest starzejący się Putin, bombardujący „nazistowską” Ukrainę radzieckimi rakietami, z drugiej Zełenski, 44-letni, rosyjskojęzyczny Ukrainiec żydowskiego pochodzenia, który samą swoją obecnością pozbawia kremlowską ideologię sensu.
Cień rosyjskiego imperium nie zniknie jednak – jak chcieliby autorzy ukraińskiego hymnu – „jak rosa na słońcu”. Dlatego gdy rosyjskie wojska, próbując ustanowić kontrolę nad okupowanymi terytoriami na wschodzie i południu kraju, deportują cywili (w tym dzieci), wywożą zboże i maszyny, próbują narzucić swoją walutę i odcinają dostęp do informacji, Ukraińcy dążą do odrzucenia wszelkich śladów symbolicznej dominacji rosyjskiej kultury. Czy to odpowiedni moment dla radykalnych zmian? Minister kultury Tkaczenko nie ma wątpliwości. – W niektórych przypadkach po prostu konieczny – mówi.
Requiem dla Buczy
Ujawnienie zbrodni popełnionych przez rosyjskich żołnierzy w północnej części obwodu kijowskiego zmieniło stosunek Zachodu do trwającej wojny. To właśnie w podkijowskich miejscowościach takich jak Bucza, Irpień, Borodzianka i Hostomel najlepiej zrozumieć można gwałtowną potrzebę odcięcia się od wszystkiego, co rosyjskie.
Gdy w końcu marca ukraińscy żołnierze oswobodzili Buczę, na ulicach leżały setki ciał. Po miesiącu w opustoszałym mieście wciąż trwa identyfikacja ofiar. Wokół białych namiotów, rozstawionych przed miejscowym szpitalem, na ławkach siedzą rodziny zmarłych. Ze łzami w oczach opowiadają przed kamerami o tym, kogo stracili.
Bucza jest cicha, pogrążona w żałobie. W mieście widać spalone domy i mieszkania, wybite szyby, namalowane na podziurawionych kulami płotach napisy „Pokojowi obywatele”. Na wysypisku na obrzeżach miasta piętrzą się spalone czołgi i samochody z literami „Z” i „V”.
czytaj także
Do miasta trafiamy razem ze wspomnianym wcześniej kontrabasistą Timurem. Muzycy z Narodowego Domu Muzyki Organowej i Kameralnej Ukrainy zorganizowali koncert dla uczczenia zmarłych. Orkiestra i chór grają w cerkwi pod wezwaniem św. Andrzeja i Wszystkich Świętych, której zdjęcia obiegły światowe media z powodu wykopanej obok 14-metrowej mogiły. – Cały świat musi wiedzieć o okrucieństwach popełnianych przez Rosjan w Ukrainie i uczcić pamięć poległych. Mamy nadzieję, że dzięki muzyce znajdziemy ukojenie i wiarę w przyszłość oraz nasze wspólne zwycięstwo dobra nad złem – mówią organizatorzy.
W pustym białym wnętrzu świątyni, która przed wojną nie była jeszcze dokończona, zebrali się mieszkańcy miasta, świadkowie zbiorowych egzekucji, porwań, tortur i gwałtów. Muzycy wykonują kompozycje ukraińskich kompozytorów: Jewhena Stankowycza, Hanny Hawrylec, Ihora Tylyka, Jurija Szewczenki i Jewhena Petrychenki. W cerkwi nie ma jeszcze krzyży, obrazów i ozdób. Zamiast nich rozstawione są fotografie ofiar: ludzi w kałużach krwi, ludzi ze związanymi rękami leżących na ulicach, ludzi w plastikowych workach.
Wiosna nie przyniosła Ukrainie pokoju. W przededniu radzieckiego Dnia Zwycięstwa Rosjanie prowadzą ostatnie próby zaplanowanej w Moskwie parady. W Kijowie z pomnika miast-bohaterów przy ulicy Zwycięstwa usunięte zostały tablice poświęcone rosyjskim i białoruskim miastom. Na ich miejscu pojawiły się Charków, Chersoń, Czernihów, Mikołajów, Wołnowacha, Ochtyrka, Bucza, Irpień, Hostomel i Mariupol.
czytaj także
W tych wszystkich miastach Putin, rosyjskie wojsko i Rosjanie popierający wojnę, zderusyfikowali Ukrainę. Kraje pozostaną jednak sąsiadami, związki pomiędzy ich mieszkańcami nie znikną. Broniąc się przed fizyczną agresją i odrzucając symboliczną dominację Ukraińcy, wykonują pierwszy krok na długiej drodze, którą przejść będą musieli z nimi Rosjanie, by wyjść z zaklętego kręgu przemocy.
**
Aleksander Palikot – dziennikarz zajmujący się polityką, historią i kulturą w Europie Środkowo-Wschodniej, wcześniej pracował m.in. w BBC Monitoring Kyiv, forum.eu.
Maria Tymoshchuk – facylitatorka w organizacji społecznej Insha Osvita, była korespondentka Radia Swoboda i Hromadskie w Odessie.