Znajdujemy się na dobrej drodze do przekroczenia tzw. punktów krytycznych dla klimatu. – W efekcie zmieni się nie tylko jakość naszego życia. Poważnie zagrożone będzie także nasze bezpieczeństwo – mówi nam prof. Zbigniew Karaczun.
Scenariusze o końcu świata częściej przypominają uderzenie wielkiego meteorytu w Ziemię niż powolną agonię. To błąd, bo katastrofa klimatyczna, która dzieje się na naszych oczach, będzie rozciągnięta w czasie na wiele dekad. Niektóre towarzyszące jej konsekwencje mogą jednak wydarzyć się szybciej, niż dotychczas sądzono, dlatego użyta w tytule tego tekstu parafraza jednej z najbardziej boomersko-nostalgicznych wierszopiosenek w polskiej poezji tak dobrze pasuje do tego, co dzieje się z planetą.
czytaj także
Zwrot, po którym nie ma odwrotu
Jak wskazuje najnowsza analiza międzynarodowego zespołu ekspertów i ekspertek współpracujących w ramach Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych, prawdopodobieństwo, że w obecnym stuleciu ze względu na zmianę klimatu dojdzie do wydarzeń, które na zawsze zmienią warunki umożliwiające życie na Ziemi i je drastycznie ograniczą, rośnie z każdą kolejną dziesiątą stopnia Celsjusza w stosunku do wartości odnotowywanych przed epoką industrialną osiąganą na globalnym termometrze.
Chodzi o tzw. punkty krytyczne w ziemskim systemie klimatycznym (z ang. climate tipping points), czyli granice, których przekroczenie spowoduje „nagłe, niebezpieczne i nieodwracalne skutki” dla ludzkości. Świat nauki określił w sumie 16 groźnych dla planety momentów zwrotnych oraz przybliżone progi temperatury, przy których mogą zostać one wyzwolone.
Na tej liście znajdują się m.in. utrata zielonych płuc Ziemi, czyli lasów deszczowych w Amazonii, topnienie wiecznej zmarzliny, destabilizacja indyjskich i zachodnioafrykańskich monsunów czy zanik tajgi. Wszystkie mają znaczenie globalne, ale mogą odznaczać się siłą rażenia widoczną w poszczególnych regionach.
Prof. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej oraz wykładowca SGGW, wyjaśnia nam, że przykładowo zmiana zasięgu lub ilości opadów w Afryce jeszcze bardziej ograniczy możliwości produkcji żywności i pogłębi problem głodu w tym rejonie świata, ale także nasili presję migracyjną. Będzie to także miało tragiczne skutki dla różnorodności biologicznej i kluczowego dla niej kontynentu. Rozmarzanie wiecznej zmarzliny uniemożliwi dalsze prowadzenie wielu rodzajów działalności gospodarczej, a także stworzy ryzyko wystąpienia zagrożenia epidemiologicznego i nasilenia zmiany klimatu, wynikającej ze zwiększonej emisji metanu.
Do tej pory groźba zaburzenia większości procesów uznanych za krytyczne wydawała się odległą perspektywą. Jednak zaktualizowana wiedza na ten temat, zaprezentowana na łamach czasopisma „Science”, udowadnia, że podgrzanie planety o ponad 1 st. C, które mamy już za sobą, stanowi powód do niepokoju. I dobry argument za tym, by cele określone w porozumieniu paryskim, czyli ścięcie emisji w taki sposób, by 1,5 st. C był najwyższym osiągniętym wskaźnikiem, zacząć traktować śmiertelnie poważnie.
Niestety, jak zauważył profesor Johan Rockström, dyrektor Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu i jeden z autorów nowego badania, w tej chwili „świat zmierza w kierunku globalnego ocieplenia o 2, a nawet 3 st. C”. To martwi, zwłaszcza gdy spojrzymy na emisję gazów cieplarnianych za 2021 rok, które uplasowały się na niemal rekordowym, o 4,8 proc. wyższym niż w 2020 roku poziomie.
czytaj także
Nie jest dobrze
Temperaturowy bufor nie jest żadną gwarancją tego, że krytyczne progi pozostaną poza naszym zasięgiem. Przeciwnie – pięć z nich może stać się naszym udziałem jeszcze w tym wieku.
– Choć debata dotycząca punktów krytycznych trwa dopiero od kilku dekad, badania nad nimi są prowadzone od 200 lat i wskazują jasno, że stabilność warunków klimatycznych w skali globalnej jest uzależniona od tego, jak blisko wskazanych progów się znajdziemy. Jednak do tych wyników trzeba podchodzić z pewnym dystansem. Nie jest bowiem tak, że jeżeli temperatura wzrośnie o 1,5 st. C, to na pewno punkty krytyczne zostaną przekroczone. Naukowcy szacują prawdopodobieństwo, które za sprawą globalnego ocieplenia zwyczajnie się zwiększa i może przynieść skutki, nad którymi nie będziemy mieć żadnej kontroli – mówi nam prof. Zbigniew Karaczun.
Najbardziej przerażające jest to, że tak naprawdę wystarczy przekroczenie jednego punktu, by uruchomić kolejne niebezpieczne zjawiska, co przypomina efekt kuli śnieżnej. Choć biorąc pod uwagę fakt, że wśród punktów krytycznych, które są blisko, znajduje się topnienie lodowców, to porównanie może wydać się mało fortunne. Użyjmy więc innego: reakcja łańcuchowa.
– Cztery z pięciu wskazywanych przez badaczy progów są związane z zanikaniem lodowców i pokrywy lodowej oraz zapadaniem się lądolodu, przede wszystkim na Grenlandii. Poza tym do bezpowrotnych strat może dojść także w przypadku rafy koralowej, której śmierć w warunkach ocieplenia od 1,5 do 2 st. C. wydaje się nieunikniona – dodaje nasz rozmówca.
Przewiduje się, że przy ociepleniu o 2 st. C, zakwaszeniu oceanów i ich zanieczyszczeniu utraconych zostanie oszałamiające 99 proc. koralowców tropikalnych, a wraz z nimi – bioróżnorodność morska i zasoby potrzebne do życia sporej części ludzkości.
Kolejne przykłady reakcji łańcuchowych? Choćby sytuacja na Grenlandii, która przyczynia się do ogromnego wzrostu poziomu morza, topnienia wiecznej zmarzliny na Syberii, ale także załamania się kluczowego prądu na północnym Atlantyku oraz zmiany w częstotliwościach opadów deszczu, od których zależy obfitość plonów rolniczych i dostęp ludzkości do pożywienia.
– Coraz częściej to odczuwamy, przebieg zjawisk meteorologicznych jest bowiem bardzo burzliwy i nieprzewidywalny. Sytuacja może się pogarszać, a zmiany przybierać na sile, to znaczy – powodować, że przekroczenie jednego punktu krytycznego wywoła kaskadę kolejnych negatywnie oddziałujących na ludzkość i planetę procesów. W momencie gdy – na przykład – rozmarza bogata w węgiel wieczna zmarzlina, w jej miejsce pojawiają się woda i jeziorka, które mają znacznie mniejsze albedo niż lód. A to może przyspieszyć dalsze ocieplanie się klimatu – zaznacza prof. Karaczun.
Przy klimatycznej gorączce wysiadają termometry i giną ludzie. „Ale przecież kiedyś też było ciepło”
czytaj także
Wciąż można działać
Z kolei dr David Armstrong McKay z University of Exeter, jeden z głównych badaczy najnowszej analizy punktów krytycznych, podkreśla, że choć odkrycia jego zespołu są „naprawdę niepokojące i dają powody do żalu, jednocześnie dają pewne nadzieje” na przyspieszenie działań transformacyjnych w zakresie energetyki i innych emisyjnych sektorów. „Każdy ułamek stopnia, który zatrzymamy, zmniejsza prawdopodobieństwo trafienia w więcej punktów krytycznych” – przekonują naukowcy.
Kluczowe jest to, by zyskać na czasie i stworzyć plan adaptacji do zmian, które nadejdą – na przykład, biorąc pod uwagę topnienie lodowców i podnoszenie się poziomu wód, przesiedlając duże skupiska ludności z nisko położonych obszarów w miejsca niezagrożone zalaniem.
Powodzie w Pakistanie: 23 miliony dzieci nie pójdzie do szkoły
czytaj także
– Nie ulega wątpliwości, że najważniejszym wnioskiem płynącym z tych badań jest konieczność powstrzymania wzrostu globalnej temperatury na poziomie 1,5–2 st. C. Powyżej tego poziomu czeka nas fala negatywnych zjawisk, których wielkość, częstotliwość i tempo występowania będą się znacznie różnić od dotychczasowych prognoz. Zmiana klimatu i jej skutki dotykają wszystkich obszarów życia. To nie jest tylko kwestia wpływu na jego jakość i funkcjonowanie ekosystemu. Stawką jest nasze bezpieczeństwo, również żywnościowe – mówi prof. Karaczun, który jest współautorem ważnego raportu na ten temat.
Publikację omawialiśmy w 2020 roku, pisząc, że od stabilności warunków klimatycznych zależy przyszłość rolnictwa, zwłaszcza tego w najgęściej zaludnionych obszarach świata, odpowiedzialnego za dostarczanie nie tylko ekskluzywnych czy egzotycznych składników diety, ale także jej podstawowych elementów, jak zboża, rośliny okopowe i pastewne. W analizie Wpływ zmiany klimatu na bezpieczeństwo żywnościowe Polski prof. Zbigniew Karaczun oraz dr hab. Jerzy Kozyra tłumaczą, że „wprawdzie problem z dostępnością pierwszej z wymienionych wyżej grup produktów wpłynie jedynie na jakościowy aspekt bezpieczeństwa żywnościowego, ale już braki pszenicy czy ziemniaków mogą decydować o ludzkim zdrowiu i życiu”.
Tak też jest z punktami krytycznymi, które powinny wywoływać alarmistyczną atmosferę wśród decydentów i być cały czas monitorowane, aktualizowane i badane coraz nowocześniejszym i dokładniejszym zestawem narzędzi. Wystąpienie zjawiska, które uznawano za spekulację, staje się coraz wyraźniej zarysowującą się rzeczywistością.