80 proc. Afgańczyków powyżej 18. roku życia ma jakąś formę niepełnosprawności – fizycznej lub psychicznej. A niemal połowa badanych nigdy nie używała takich akcesoriów jak okulary czy chodziki, ponieważ nie wiedziała, że istnieją. Jagoda Grondecka pisze z Kabulu.
Pamiętam, że kiedy oglądałam irański film Kandahar, skądinąd bardzo kiepski, którego akcja toczyła się w Afganistanie, niezwykle rozśmieszyła mnie pewna scena. Przedstawiała ona namiot jednej z organizacji pozarządowych gdzieś pośrodku pustyni. Do rzeczonego namiotu przychodzili Afgańczycy, by przymierzać protezy. W pewnym momencie zjawiła się „dostawa” – nad pustynię nadleciał samolot i zrzucił na niewielkich spadochronach protezy, ku radości gromady jednonogich Afgańczyków. Ci, w wybitnej scenie zbiorowej, kuśtykali o kulach (zadziwiająco zresztą sprawnie) przez pustynię, by pochwycić dary z nieba.
Bawiło mnie to tak długo, aż nie spostrzegłam, ilu Afgańczyków w istocie ma tylko jedną nogę. Według ponurej anegdoty jest ich tak wielu, że skarpetki bywają sprzedawane nie w parach, ale na sztuki. Lata konfliktów sprawiły, że afgańska populacja ma jeden z najwyższych odsetków osób z niepełnosprawnościami na świecie. Human Rights Watch podaje, że w co najmniej jednym na pięć afgańskich gospodarstw domowych żyje osoba z fizyczną, sensoryczną, intelektualną lub psychiczną niepełnosprawnością. Jeszcze bardziej zatrważający jest najnowszy raport Niezależnej Komisji ds. Praw Człowieka w Afganistanie, który podaje, że aż 41,7 proc. Afgańczyków utraciło pełnosprawność w wyniku wojny.
Aszifullah ma 49 lat i także tylko jedną dolną kończynę. Drugą stracił tak jak wielu jego rodaków. Po kilku dekadach wojen Afganistan stanął na najwyższym stopniu podium w ponurym konkursie o miano najbardziej zaminowanego państwa świata. Choć od lat trwają wysiłki, by pozbyć się min, wiele dróg wciąż pozostaje niebezpiecznych.
Aszifullah podpalił się 5 kwietnia w Szar-e Naw, centrum Kabulu, podczas protestu osób z niepełnosprawnościami. Natychmiast został zabrany do pobliskiego Emergency Surgical Centre for War Victims, które od lat za darmo ratuje i leczy Afgańczyków, którzy ucierpieli wskutek działań wojennych. Stamtąd z ciężkimi obrażeniami, w tym głowy, przetransportowano go do szpitala Esteghlal. Rozmawialiśmy po drodze.
– Podpaliłem się, bo nie widziałem już innego wyjścia – powiedział. – Rząd od lat nie wypłaca należnych nam zasiłków. Mam sześcioosobową rodzinę, której nie mam z czego utrzymać. Gdzie się podziały te wszystkie pieniądze, które dały nam organizacje międzynarodowe? Zabrali je skorumpowani politycy, my ich nawet nie zobaczyliśmy.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej. – Musimy jechać – pospieszali ratownicy.
czytaj także
Kiedy Aszifullah leżał w szpitalu, jego koledzy (nie widziałam w tłumie ani jednej protestującej kobiety) mówili z grubsza to samo co on.
– Od lat domagamy się od rządu zmian w prawie – mówi Baszir Dira, wiceprzewodniczący Kabulskiej Rady ds. Męczenników, Niepełnosprawnych i Potomków Męczenników. – Protestujemy od ponad czterech miesięcy, ale nasze problemy wciąż nie zostały rozwiązane. W grudniu prezydent obiecał nam zmianę prawa dotyczącego osób z niepełnosprawnościami, ale do dziś tego nie zrobił. Brakuje nam w rządzie naszego przedstawicielstwa, rzecznika, który wstawiałby się za nami.
W 2012 roku Afganistan ratyfikował konwencję ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami. Rok później parlament przyjął ustawę dotyczącą praw i przywilejów osób z niepełnosprawnościami, która miała zapewnić wszystkim tym osobom możliwość aktywnego uczestniczenia we wszystkich sferach życia publicznego. Jak jednak czytamy w raporcie Disability Is Not Weakness. Discrimination and Barriers Facing Women and Girls with Disabilities in Afghanistan organizacji Human Rights Watch: „Gwałtowne zmiany, długie okresy kontestowania władzy państwowej, długotrwała bieda, szerzące się bezprawie, brak bezpieczeństwa i przemoc niwelują nawet najmniejsze wysiłki kolejnych rządów, żeby stworzyć, przyjąć, zaadaptować czy wdrożyć polityki odpowiadające na potrzeby osób z niepełnosprawnościami, mimo że liczba tych osób ciągle się zwiększa”.
Według badania przeprowadzonego przez Asia Foundation w latach 2019–2020 aż 80 proc. Afgańczyków powyżej 18. roku życia zmaga się z jakąś formą niepełnosprawności – fizycznej lub psychicznej, które często zresztą idą ze sobą w parze.
Pozostałe wyniki badania są nie mniej przygnębiające. Prawie połowa ankietowanych Afgańczyków nie używała takich akcesoriów jak okulary, chodziki czy inne, ponieważ… nie wiedzieli, że istnieją. Aż trudno uwierzyć, że to możliwe w XXI wieku, w państwie, któremu Zachód asystuje od przeszło 20 lat. Czytając wyniki badania, uświadomiłam sobie, że w istocie może raz czy dwa widziałam na kabulskich ulicach wózek inwalidzki. Wielokrotnie natomiast widywałam osoby bez obu nóg, które poruszały się na czymś w rodzaju drewnianej deskorolki, odpychając się rękoma od ziemi.
Baszir Dira mówi także, że osoby z niepełnosprawnościami nie mogą liczyć na równe traktowanie. – Ci z nas, którzy są niepełnosprawni od urodzenia, są dyskryminowani względem tych, którzy zostali niepełnosprawni przez wojnę. Nie mamy zapewnionego żadnego leczenia, za wszystko musimy płacić z własnej kieszeni. Państwo nie wypłaca nam zasiłków lub wypłaca je w niepełnej kwocie. Mieliśmy też obiecane kilka tysięcy wózków, by ci z nas, którzy są w stanie pracować, mogli prowadzić swój mały biznes, sprzedawać warzywa czy owoce. Ich także nie zobaczyliśmy.
Rzecznik Ministerstwa ds. Męczenników i Niepełnosprawnych Ziaulhaq Fazli twierdzi, że protesty osób z niepełnosprawnościami zaczęły się po tym, jak rząd zabrał z ulic wózki i obciął pomoc finansową tym, którzy niepełnosprawnych tylko udawali, posługując się fałszywymi dokumentami. Zarzuty o brak dostępu do edukacji czy opieki zdrowotnej nazwał „bezpodstawnymi”.
Poza tak podstawowymi sprawami jak dostosowana do ich potrzeb infrastruktura czy dostęp do opieki medycznej osoby z niepełnosprawnościami dodatkowo mierzą się w Afganistanie z dyskryminacją i społecznym tabu. W Dari, afgańskiej odmianie języka perskiego, na określenie osoby z niepełnosprawnością istnieją dwa słowa – majub, czyli osoba niepełnosprawna od urodzenia, i malul, czyli taka, która „nabyła” niepełnosprawność w trakcie życia. Jeśli mielibyśmy jakoś opisać dystynkcję między nimi, majub oznaczałoby raczej pełne ciało, którego pewna część nie działa sprawnie, malul natomiast ciało, któremu czegoś brakuje.
W przypadku tych pierwszych niepełnosprawność bywa postrzegana jako kara od Boga i jako taka zostaje poddana stygmatyzacji. Zdarza się, że działa to w przeciwną stronę – osoby niewidzące są niekiedy utożsamiane z quri – mędrcem, osobą znającą Koran, często na pamięć, i umiejącą odpowiednio go recytować. Ślepota staje się wtedy przymiotem, choć pozostają problemy z ożenkiem czy zamążpójściem oraz zatrudnieniem. Równie często jednak jest postrzegana jako kara z niebios i piętnowana. Jedna z kobiet ankietowanych w badaniu przeprowadzonym na zlecenie UNICEF przyznaje, że nie lubi chodzić na wesela, bo jako matka dwójki niewidzących dzieci jest określana mianem modar-e kur – matki ślepych, a one same są traktowane z pogardą.
czytaj także
Obecność tych uprzedzeń w afgańskim społeczeństwie znajduje odbicie w raporcie AHRIC. Badanie wykazało, że 38,1 proc. ankietowanych osób z niepełnosprawnościami doświadczyło jakiejś formy przemocy w domu i swojej społeczności ze względu na niepełnosprawność. 2,4 proc. osób doświadczyło przemocy fizycznej, 22,2 proc. werbalnej, 3,1 proc. nie mogło uczestniczyć w zgromadzeniach czy w ogóle odwiedzać miejsc publicznych, a 4 proc. podróżować ani spotykać się z rodziną czy krewnymi. Aż 68,2 proc. badanych nie miało wsparcia członków rodziny, innych członków społeczności oraz państwa.
Afgańskim niepełnosprawnym brakuje w zasadzie wszystkiego. Zatłoczone ulice Kabulu, ruch drogowy, w którym próżno szukać nie tylko zasad, ale też jakiejkolwiek logiki, chodniki najeżone przeszkodami, wysokie krawężniki – to wszystko codzienne utrudnienia dla osób z niepełnosprawnościami. Brakuje miejsc dostosowanych do ich potrzeb, w których mogliby uczyć się lub pracować. Wiele placówek edukacyjnych nie jest w żadnym stopniu dostosowanych do przyjmowania dzieci z niepełnosprawnościami, wskutek czego często zwyczajnie nie uczęszczają do szkoły. Niekiedy szkoła jest zbyt daleko, nawet dla dzieci w pełni zdrowych. Niepełnosprawność uniemożliwia lub utrudnia także ożenek czy zamążpójście, skazując osoby na łaskę i niełaskę tej samej rodziny, która często wstydzi się ich i je stygmatyzuje.
„Mamy dość tego państwa. Rząd dba o talibów bardziej niż o nas” – krzyczał jeden z protestujących.