Świat

Trump buduje dystopię

Jest wulgarny i okrutny. Imigrantów nazywa kryminalistami i gwałcicielami. Wycofał USA z paryskiego porozumienia klimatycznego i eskaluje konflikt z Iranem. Toczy wojnę ze wszystkimi zdobyczami państwa opiekuńczego. Hołubi zwolenników wyższości białej rasy. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze – uważa Joseph Stiglitz.

NOWY JORK. Wymuszona rezygnacja Kirstjen Nielsen ze stanowiska amerykańskiej sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego wcale nie powinna nas cieszyć. Bezsprzecznie to właśnie ona nadzorowała przymusowe rozdzielanie rodzin na granicy z Meksykiem, kiedy odebrane rodzicom dzieci umieszczano w boksach otoczonych drucianą siatką. A jednak odejście Nielsen niewiele zmieni, ponieważ prezydent Donald Trump chce zastąpić ją kimś, kto jeszcze bezwzględniej będzie realizował jego politykę zwalczania imigracji.


Polityka imigracyjna Trumpa jest oburzająca pod niemal każdym względem. Jednak nawet ona prawdopodobnie nie jest najgorszą stroną jego administracji. Wskazywanie najbardziej odrażających aspektów rządów Trumpa stało się w Ameryce popularną grą towarzyską. Tak, nazwał imigrantów kryminalistami, gwałcicielami i zwierzętami. Ale co powiecie na jego głęboko zakorzenioną mizoginię i nieskończoną wręcz wulgarność i okrucieństwo? A puszczanie oka do białych suprematystów? A to, że wycofał Stany z paryskiego porozumienia w sprawie klimatu, z porozumienia w sprawie broni jądrowej z Iranem i z traktatu INF, czyli układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu? Która z tych rzeczy najgorzej wróży? A nie wspomnieliśmy jeszcze o wojnie przeciw ochronie środowiska, służbie zdrowia i opartemu na wspólnych zasadach międzynarodowemu systemowi.

Donald Trump zerwał się ze smyczy

Ta chora gra nigdy się nie kończy, bo nowi pretendenci do tytułu „najgorszego” pojawiają się niemal co dzień. Trump sieje zamęt, a po jego odejściu będziemy się pewnie zastanawiać, jak to się w ogóle mogło stać, że ktoś tak pomylony i moralnie wynaturzony został wybrany prezydentem najpotężniejszego państwa świata.

Wskazywanie najbardziej odrażających aspektów rządów Trumpa stało się w Ameryce popularną grą towarzyską.

To, co mnie osobiście niepokoi najbardziej, to działania Trumpa wobec instytucji, które są niezbędne dla funkcjonowania społeczeństwa. Forsowany przez Trumpa projekt „MAGA” (Make America Great Again, „Przywróćmy Ameryce wielkość”) nie polega oczywiście na przywróceniu moralnego przywództwa Stanów Zjednoczonych. To ucieleśnienie i uświęcenie nieskrępowanego egoizmu i skupienia na własnym pępku. MAGA dotyczy w zasadzie gospodarki. To jednak każe postawić pytanie: co stanowi podstawę amerykańskiego bogactwa?

Adam Smith próbował na to pytanie odpowiedzieć w swoim klasycznym dziele z 1776 roku, Bogactwie narodów. Przez setki lat, zauważył Smith, poziom życia się nie zmieniał. Dopiero pod koniec XVIII wieku dochody ludzi zaczęły szybko rosnąć. Dlaczego?

Smith był jednym z głównych myślicieli wielkiego intelektualnego ruchu zwanego szkockim oświeceniem. Podważenie ustanowionych form władzy, które nastąpiło po reformacji w Europie, zmusiło społeczeństwo do zadania sobie pytań: jak poznajemy prawdę? Jak możemy poznać świat, który nas otacza? Jak można i jak powinno się zorganizować społeczeństwo?

Hurra! Dwa lata z papą Trumpem

Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania przyniosło nową epistemologię, opartą na naukowym empiryzmie i sceptycyzmie, które ostatecznie przezwyciężyły wpływy religii, tradycji i przesądów. Z biegiem czasu powstały uniwersytety i inne instytucje badawcze, które miały nam pomóc w rozpoznawaniu prawdy i odkrywaniu natury świata. Wiele z tego, co dziś uznajemy za oczywiste – elektryczność, tranzystory, komputery, lasery, nowoczesna medycyna i smartfony – jest wynikiem tego nowego nastawienia, opartego na fundamentalnych badaniach naukowych (w większości finansowanych z budżetów państw).

Brak królewskiej bądź kościelnej władzy, która dyktowałaby społeczeństwu, jak ma się organizować, żeby wszystko dobrze działało (albo po prostu: działało), oznacza, że społeczeństwo musiało samo to dla siebie określić. Wymyślenie instytucji zapewniających dobre funkcjonowanie społeczeństwa było rzeczą bardziej skomplikowaną niż odkrycie praw natury. W tym przypadku przecież nie dało się przeprowadzić kontrolowanych eksperymentów.

Można było jednak prześledzić wcześniejsze doświadczenia i wyciągnąć z nich wnioski. Trzeba było w tym celu polegać na rozumowaniu i wymianie argumentów– czyli na uznaniu, że żadna jednostka nie ma monopolu na poznanie jedynie słusznych zasad organizacji społecznej. W tym procesie wyłoniło się przekonanie, że instytucje oparte na prawie, należycie przestrzeganych procedurach, wzajemnej kontroli oraz na podstawowych wartościach – takich jak wolność jednostki i powszechna sprawiedliwość – będą lepiej sprzyjać podejmowaniu słusznych i sprawiedliwych decyzji. Te instytucje może nie są doskonałe, ale zostały stworzone w taki sposób, by ich wady można było wykryć i prędzej czy później skorygować.

Proces eksperymentowania, uczenia się i adaptowania wymaga jednak zaangażowania w dochodzenie do prawdy. Amerykanie zawdzięczają dużą część swojego sukcesu gospodarczego wielu instytucjom, których zadaniem jest mówienie, odkrywanie i weryfikowanie prawdy. Głównymi spośród nich są cieszące się niezależnością i swobodą wypowiedzi media. Dziennikarze, jak wszyscy inni, popełniają błędy, ale w ramach rozbudowanego systemu patrzenia na ręce tym, którzy sprawują władzę, stanowili do tej pory kluczową grupę działającą w interesie publicznym.

Klęska Wielkiego Negocjatora

Od czasów Smitha wykazywano wielokrotnie, że bogactwo narodu zależy od kreatywności i produktywności tworzących go ludzi, a te można rozwijać tylko poprzez wspieranie ducha naukowych odkryć i technicznych innowacji. Bogactwo to zależy także od stałej poprawy organizacji społecznej, politycznej i gospodarczej, dokonywanej poprzez racjonalny dyskurs publiczny.

To, że Trump i jego administracja atakują wszystkie filary amerykańskiego społeczeństwa – a zwłaszcza fakt, że agresywnie wręcz oczerniają instytucje służące ustalaniu prawdy – stanowi zagrożenie dla dalszego dobrobytu tego społeczeństwa i jego zdolności do funkcjonowania jako demokracja. Nie widać także żadnego systemu kontroli nad próbami przejęcia tych instytucji przez wielkie korporacje – żadne sądy, organy ustawodawcze, agencje stojące na straży prawa ani żadne z wielkich mediów nie wydają się zapobiegać wykorzystywaniu pracowników i konsumentów.

Donald Trump jest „pierd… kłamcą”

Dystopia, którą wcześniej wyobrażali sobie jedynie pisarze science fiction, materializuje się już na naszych oczach. Zimny pot powinien oblewać nas na myśl o tym, kto będzie „zwycięzcą” w takim świecie oraz kim lub czym możemy stać się my sami, próbując w nim przetrwać.

**
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joseph E. Stiglitz
Joseph E. Stiglitz
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii
Ekonomista, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001. Profesor Columbia University. Był szefem Zespołu Doradców Ekonomicznych Prezydenta Stanów Zjednoczonych i głównym ekonomistą Banku Światowego.
Zamknij