Prawo w Polsce, Rosji i Turcji fundamentalnie różni się od przepisów dotyczących pamięci historycznej w Europie Zachodniej, ponieważ aktywnie chroni pamięć sprawców, a nie ofiar zbrodni.
Kontrowersyjna ustawa wprowadzona ostatnio przez Prawo i Sprawiedliwość przyciągnęła wiele uwagi na całym świecie. Ustawa ta wprowadza kary za użycie sformułowań takich jak „polskie obozy śmierci”, lecz przepisy te mają być w zamierzeniu polskich władz czymś więcej niż tylko narzędziem, dzięki któremu ludzie będą uważali na to, co mówią.
Ustawa stwierdza, że za publiczne i sprzeczne z faktami przypisywanie narodowi polskiemu bądź rządowi odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie czy „inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, przeciwko ludzkości bądź zbrodnie wojenne”, będzie groziła grzywna bądź kara pozbawienia wolności do trzech lat.
To prawda, „zbrodnie nazistowskie” popełnili naziści, a Polaków nie należy za nie obwiniać. Podobnie, pomimo że nazistowskie obozy zagłady znajdowały się w Polsce, żadną miarą nie były polskie. To zapis o „innych przestępstwach” powinien nas niepokoić.
Chcieliście polskich obozów koncentracyjnych, no to je macie
czytaj także
Prawda jest taka, że w wielu miejscach Europy Wschodniej nadejście niemieckich wojsk podczas drugiej wojny światowej stało się sygnałem do natychmiastowego wybuchu morderczego antysemityzmu. Wielu Żydów zginęło z rąk sąsiadów bądź miejscowej policji, tylko niekiedy działając na rozkaz Niemców. Owszem, nazizm był katalizatorem tych zabójstw – w tym pogromów, które przetoczyły się przez całą kontrolowaną przez Niemców Europę, a zwłaszcza jej wschodnią część – jednak czy w związku z tym tylko Niemców należy za nie winić?
Rząd PiS w Polsce nie jest pierwszym, który wprowadza „ustawę o pamięci”, która ma przekształcić sposoby, w jakie opowiadamy historię poprzez delegalizację pewnych stwierdzeń dotyczących przeszłości. Takie przepisy obowiązują w około trzydziestu europejskich państwach, podobnie jak w Izraelu, Rosji, Rwandzie i Turcji.
Przepisy dotyczące karania za zaprzeczanie Holokaustowi bądź innym zbrodniom przeciwko ludzkości są najpowszechniejszym typem ustaw o pamięci i zostały wprowadzone po raz pierwszy w latach 80. i 90. w tych demokracjach Europy Zachodniej, które w takich zbrodniach uczestniczyły: w Austrii, Francji i Niemczech. Niezależnie od tego, czy warto w ten sposób stosować prawo karne, intencje ludzi, którzy taki wysiłek podjęli, nie ulegają wątpliwości – chcieli chronić pamięć ofiar, jednocześnie przyjmując współodpowiedzialność i wyrażając skruchę za popełnione w przeszłości nadużycia.
Niektóre z państw Europy Wschodniej również zabroniły zaprzeczania zagładzie Żydów, jednocześnie jednak wprowadziły przepisy o pamięci służące zasadniczo odmiennemu celowi – wybieleniu narodowej historii i całkowitemu przeniesieniu odpowiedzialności za historyczne zbrodnie na innych: czy to hitlerowskie Niemcy, czy stalinowski Związek Radziecki. Polska takie przepisy wprowadziła w roku 1998. Podobne uregulowania obowiązują w Czechach, na Węgrzech, Łotwie i Litwie.
Tymczasem przepisy zacierające rolę, jaką miejscowa ludność odegrała w zbrodniach zarówno nazistowskich, jak i komunistycznych, wspierają propagowanie narodowościowych sposobów opowiadania historii, co może okazać się bardzo na rękę politykom szukającym poparcia mas. PiS już raz udało się zgromadzić spore poparcie wyborców po części dzięki wykorzystaniu tragedii z przeszłości do celów politycznych.
czytaj także
Istnieją znane przypadki takiej polityki historycznej są nawet bardziej skrajne niż Polska. Wprowadzona w 2014 r. w Rosji ustawa zabrania krytykowania polityki Stalina podczas drugiej wojny światowej. W Turcji ustawa z 2005 r. zakazuje nazywania ludobójstwem eksterminacji Ormian w Imperium Osmańskim. Ustawy te fundamentalnie różnią się od przepisów dotyczących pamięci historycznej w Europie Zachodniej, ponieważ aktywnie chroni pamięć sprawców, a nie ofiar zbrodni.
Oczywiście Turcji, a już z pewnością Rosji, nie można uznać za państwa demokratyczne, a żadna z nich nie jest członkiem Unii Europejskiej. Ale Polska jest, a obecnie jej rząd aktywnie chroni pamięć sprawców zbrodni przeciwko ludzkości, pomimo że byli to pojedynczy obywatele, a nie przedstawiciele państwa działający w jego imieniu.
J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu
czytaj także
Nie po raz pierwszy PiS podjęło próbę przeforsowania takiej ustawy. Przypomnijmy, że w 2008 r. PiS zaproponowało ustawę wprowadzającą kary za „znieważenie narodu polskiego”, w tym za oskarżanie Polaków o udział w zbrodniach nazistowskich i komunistycznych. Poprzedni Trybunał Konstytucyjny ustawę wówczas unieważnił z powodów proceduralnych.
Przepisy o pamięci wyłoniły się w starych demokracjach Europy Zachodniej jako narzędzie propagowania prawdy, pokoju i pojednania. A jednak starając się zapobiec przyszłym tragediom, państwa te być może dopuściły do groźnego precedensu. Teraz takie przepisy stały się jednym z ulubionych narzędzi nacjonalistycznych populistów, starających się skonsolidować własną władzę oraz doprowadzić do powstania skrajnie ksenofobicznego nacjonalizmu, który kiedyś stał się żyznym podłożem dla Holokaustu.
**
Nikołaj Koposow, profesor wizytujący Studiów nad Rosją i Europą Wschodnią na Uniwersytecie Emory. Jest autorem książki Memory Laws, Memory Wars: The Politics of the Past in Europe and Russia.
Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org