Świat

Miłość nie jest mięsem – LGBTQ w Rosji

Niedawno minęły cztery lata od wprowadzenia w Rosji ustawy o zakazie propagowania homoseksualizmu wśród nieletnich.

Miłość nie jest mięsem, ale może być czymś krwawym, zwłaszcza, jeśli żyje się w kraju, w którym orientację inną od heteroseksualnej określa się jako „nietradycyjną”, a na straży konserwatywnych wartości stoi nie tylko cerkiew prawosławna, ale i rząd. Jak to możliwe, że w kraju, w którym niemalże czci się twórczość homoseksualnego Czajkowskiego czy biseksualnej Cwietajewej, tak powszechne jest okazywanie pogardy i nienawiści wobec społeczności LGBT?

Trudno określić rzeczywisty początek i prawdziwe źródło homofobicznych nastrojów, jakie panują obecnie w Rosji. Rażącym niedopowiedzeniem byłoby ograniczenie się do przywołania daty 30 czerwca 2013 r., kiedy to w Rosji weszła w życie ustawa o zakazie „propagowania homoseksualizmu” wśród nieletnich. Za kontakty seksualne i związki z osobą tej samej płci można było zostać ukaranym także w czasach ZSRR, a polityczny wymiar owego „przestępstwa” podkreślała komunistyczna inteligencja, skandująca za Maksimem Gorkim hasło: „Niszcząc homoseksualizm – zwalczycie faszyzm!”.

W latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku radzieccy politycy podkreślali, że homoseksualizm należy traktować jako efekt uboczny rozkładu rosyjskiej burżuazji, skazę na „zdrowym” komunistycznym społeczeństwie. Od tego czasu minęło wiele lat i choć sytuacja społeczna i polityczna w Rosji pod tym względem (teoretycznie) się zmieniła, to społeczność LGBT wciąż zmaga się z problemami, o których nawet nie śniło się obywatelom państw Europy Zachodniej; trudno bowiem również zrozumieć, jak to możliwe, że w dzisiejszych czasach postawa homofobiczna może być nie tylko legalna, ale wręcz przez prawo narzucana.

Dwa tygodnie temu minęły cztery lata od wprowadzenia w Rosji ustawy o zakazie propagowania homoseksualizmu wśród nieletnich. Dokument ten w znaczny sposób wpłynął na mentalność młodego pokolenia Rosjan, zamieniając w piekło życie wielu spośród z nich.

Fot. Deti-404, Facebook.com

Władysław Tornowoj zginął w wieku 23 lat. Został zamordowany przez swoich kolegów, bo w chwili szczerości, w przypływie odwagi spowodowanej wypitym piwem wyjawił im swoją najskrytszą tajemnicę – przyznał, że jest gejem. Sprawcy zostali schwytani po kilku dniach od tragicznego zdarzenia. Jeden z nich usprawiedliwiał się mówiąc, że Władysław zranił jego uczucia patriotyczne.

Do podobnych zbrodni dochodzi w całej Rosji. Osoby, często tłumaczące swoje zachowanie „misją oczyszczania społeczeństwa”, znajdują swoje ofiary w internecie lub poprzez aplikacje społecznościowe. Nie wszystkich zabijają, niektórych okradają, dręczą, torturują. Grożą przez wiele lat wyjawieniem ich tajemnicy. Straszą zrujnowaniem kariery. Ofiary zwierzają się czasem swoim najbliższym: rodzinie, przyjaciołom, ale trudno im uzyskać wsparcie lub pomoc. Nikt przecież nie chce rozmawiać o „takich rzeczach”. Nikt nie chce przyznać się, że ma geja w rodzinie.

Absurdalne rosyjskie przepisy o homopropagandzie utrudniają gejom i lesbijkom uzyskanie pomocy, a wszystkim gotowym ich wesprzeć – jej udzielenia. Przekonała się o tym, m.in. Lena Klimowa, twórczyni projektu „Dzieci – 404” (Дети-404). Jego celem było zgromadzenie homoseksualnych nastolatków i umożliwienie im wymianę myśli, obaw, doświadczeń oraz otrzymanie pomocy psychologicznej. Do kobiety zwracały się dzieci dopiero odkrywające swoją seksualność, zaczynające rozumieć odmienność swojej orientacji, ogarnięte strachem, gotowe popełnić samobójstwo. Klimowa podejmowała z nimi dialog, pomagała w poznaniu rówieśników, zmagających się z podobnymi rozterkami. Nie spodobało się to jednak rosyjskiej władzy, która natychmiast uznala, że Klimowa łamie obowiązujący przepis i angażuje się w propagowanie homoseksualizmu wśród nieletnich. Została więc ukarana mandatem w wysokości 50 000 rubli (około 3 tysięcy złotych).

Fot. Deti-404, Facebook.com

Lena Klimowa nie jest oczywiście jedyną osobą, którą pozbawiono możliwości działania. Co prawda, Klimowa akurat stąpała po „niepewnym gruncie”, angażując się w problemy społeczności LGBT, ale w Rosji wystarczy po prostu być zadeklarowanym gejem lub lesbijką, by stracić pracę, która zupełnie nie jest związana z jakąkolwiek „homopropagandą”. Trzy lata temu w Rosji głośno było o przypadku nauczycielki muzyki, prowadzącej zajęcia w jednej z petersburskich szkół. Kobieta nie kryła się ze swoją orientacją, wstawiając do sieci zdjęcia ze swoją partnerką. Zauważyli to miejscowi „aktywiści”, walczący z gejami i lesbijkami, którzy tak długo nękali dyrektora szkoły listami o treści:
„W pańskiej szkole pracuje chora kobieta, przejawiająca niezdrowe, odbiegające od normy cechy. Jest lesbijką, o czym wiemy na podstawie zamieszczanych przez nią zdjęć, na jednym z portali społecznościowych. Pozostaje w związku z równie nienormalną i amoralną kobietą”, że zdecydował się ją zwolnić.

Przepis o homopropagandzie wykorzystywany jest również w celach marketingowych przez bezwzględnych biznesmenów. Znany przedsiębiorca Sterligow otworzył w Petersburgu, Moskwie i Kirowie piekarnie, znane ze swojego oznakowania. Na drzwiach każdej z nich wisi bowiem tabliczka z hasłem „Pedałom wstęp wzbroniony”. W Rosji fukcjonuje również sieć Central Barbershop, znana z tego, że nie świadczy usług osobom homoseksualnym. Jej właściciel uznał, że gejów i lesbijek jest w społeczeństwie zbyt wielu. Telewizja Cargrad oznajmiła, że chętnie kupi bilet do Kalifornii każdemu, kto ma „nietradycyjną” orientację seksualną. A wszystko to pod hasłem „Szczęśliwej drogi zboczeńcy!”.

To tylko kilka przykładów jawnej dyskryminacji, z którą społeczność LGBT zmaga się w Rosji każdego dnia. Ograniczenie możliwości, poniżanie, zmuszanie do życia w ciągłym strachu i niepewności – wydawać by się mogło, że to najgorsze formy wykluczenia, które z pewnością mogłyby zamienić życie w prawdziwe piekło na ziemi. Później przypominamy sobie jednak o tajnych czeczeńskich więzieniach, o zabójstwie w obronie honoru rodziny i o dwudziestotrzyletnim Władysławie Tornowoju, który chciał jedynie akceptacji i uświadamiamy sobie, że to piekło naprawdę istnieje i jest bliżej, niż mogłoby się wydawać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wiktoria Bieliaszyn
Wiktoria Bieliaszyn
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, specjalizuje się w Europie Wschodniej. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, OKO.press, Die Welt, La Repubblica i Meduzie.
Zamknij