Świat

Stiglitz: Kryptowaluta Facebooka? Nie lubię

Facebookowi wystarczyło kilka lat, by stracić zaufanie użytkowników. Mając do wyboru zarabianie większej ilości pieniędzy lub dotrzymywanie złożonych obietnic, Facebook raz po raz rzucał się na pieniądze. Dziś trzeba być głupcem, by powierzyć Facebookowi dorobek życia.

NOWY JORK. Facebook do spółki z kilkoma korporacyjnymi partnerami doszedł do wniosku, że tym, czego świat potrzebuje najbardziej, jest jeszcze jedna kryptowaluta, a jej wprowadzenie to najlepszy sposób wykorzystania talentów jego programistów. I już sam fakt, że Facebook tak właśnie uznał, obnaża wiele problemów z amerykańskim kapitalizmem XXI wieku.


Dziwny to moment na wprowadzenie alternatywnego pieniądza. W przeszłości bowiem za najpoważniejszą wadę tradycyjnych walut uważano ich niestabilność – wysoką i nieprzewidywalną stopę inflacji, która sprawia, że słabo się sprawdzają jako rezerwuar wartości. Jednak ostatnimi czasy dolar, euro, jen i juan zachowują się nadzwyczaj stabilnie. Dziś więc zmartwieniem wydaje się raczej deflacja nie inflacja pieniądza.

Świat uczynił też spore postępy na polu jawności przepływów finansowych – po to, by utrudnić wykorzystywanie banków do prania brudnych pieniędzy i innych machinacji. Rozwój technologii umożliwił zaś szybkie realizowanie transakcji, przesyłanie pieniędzy z konta klienta na konto sklepu w ułamki sekund i zaskakująco skuteczną ochronę przed oszustwami. Ostatnie, czego nam teraz potrzeba, to nowe narzędzie ułatwiające wszelkiego rodzaju podejrzane interesy i pranie płynących z nich zysków – a niemal bez wątpienia tym właśnie okaże się kolejna kryptowaluta.

Mark zbawia świat. W dzisiejszym odcinku: Koparka kryptowaluty

Rzeczywisty problem z rynkiem finansowym i walutami służącymi za środki płatnicze, jak i środki przechowywania wartości polega na niedostatecznym uregulowaniu działalności firm, które obsługują transakcje finansowe, i na braku konkurencji między nimi. W efekcie klienci – szczególnie w Stanach Zjednoczonych – płacą za takie transakcje wielokrotnie więcej, niż powinny one kosztować, a firmy takie jak Visa, Mastercard, American Express oraz banki zyskują na tym dziesiątki miliardów dolarów rocznie. To tzw. renta, czyli rażąco wysokie i nieusprawiedliwione zyski. Niestety, poprawka Durbina do amerykańskiej ustawy Dodda-Franka z 2010 roku reformującej system finansowy tylko w niewielkim stopniu ograniczyła słone opłaty od transakcji kartami debetowymi i w ogóle nie złagodziła dużo poważniejszego problemu nadmiernych kosztów używania kart kredytowych.

W innych krajach, jak choćby w Australii, poradzono sobie z tym znacznie lepiej, między innymi zakazując operatorom kart kredytowych stosowania w umowach klauzul faktycznie ograniczających konkurencję. Natomiast w USA Sąd Najwyższy stosunkiem głosów 5 do 4 uznał za stosowne udać, że ich antykonkurencyjnego charakteru nie zauważa. Jednak nawet jeśli Stany Zjednoczone godzą się na niekonkurencyjny system finansowy drugiego sortu, to jeszcze nie znaczy, że reszta świata powinna brać z nich przykład. Bo wbrew temu, co niedawno dawał do zrozumienia Trump, krytykując europejską komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, wspieranie konkurencji nie jest „antyamerykańskie”.

Należałoby więc zapytać: na czym właściwie polega model biznesowy Facebooka i dlaczego jego nowe przedsięwzięcie budzi tak wielkie zainteresowanie? Możliwe, że Facebook chce zaczerpnąć ze strumienia zysków, który generują platformy przetwarzania płatności. Przy czym firma najwyraźniej nie obawia się, że zwiększona konkurencja na tym rynku spowoduje nagły spadek tych zysków. Świadczy to jedynie o tym, jak potężna jest siła rynkowa sektora finansów i jak wiele znaczą wpływy polityczne, które gwarantują, że amerykański rząd nie wkroczy, by ukrócić jego ekscesy.

Odkąd Sąd Najwyższy USA kolejnym już wyrokiem opowiedział się przeciwko demokracji w Ameryce, Facebook i jego partnerzy biznesowi mogą być przekonani, że nie mają powodu do obaw. Urzędy regulacyjne – które mają przecież dbać nie tylko o stabilność, ale i konkurencyjność na rynku usług finansowych – powinny tu jednak zainterweniować. Tym bardziej, że na innych kontynentach nie ma zbyt wielkiego entuzjazmu dla technologicznej dominacji i antykonkurencyjnych praktyk amerykańskich koncernów.

Rozum i Godność Człowieka, proszę przyjechać na Facebooka

Nowa waluta, libra, ma być wyceniana w relacji do globalnego koszyka walut i w stu procentach zabezpieczona – najprawdopodobniej zestawem obligacji skarbowych. Oto więc inne potencjalne źródło dochodów: Facebook nie będzie w ten sposób płacił odsetek od „depozytów” (w tradycyjnych walutach wymienionych na librę), za to sam może otrzymywać od nich oprocentowanie. Tylko z jakiej racji ktokolwiek miałby zdeponować u Facebooka realne pieniądze bez oprocentowania, skoro może za nie kupić bezpieczniejsze amerykańskie obligacje skarbowe lub udziały w funduszu rynku pieniężnego? Zaznaczmy jeszcze, że istotną przeszkodą dla całego planu wydaje się konieczność zgłaszania kapitałowych zysków i strat przy każdej transakcji wymiany libry na walutę lokalną, a także podatki pobierane od tych operacji. Chyba że Facebook zamierza ignorować lub obchodzić prawo podatkowe tak samo, jak ignoruje i obchodzi prawo do prywatności użytkowników i przepisy antymonopolowe.

Z jakiej racji ktokolwiek miałby zdeponować u Facebooka realne pieniądze bez oprocentowania?

Na pytanie o model biznesowy tego koncernu nasuwają się dwie oczywiste odpowiedzi: jedna, że ci, którzy zarabiają na ciemnych interesach (kto wie, może nawet urzędujący amerykański prezydent), chętnie zapłacą przyzwoity grosz za to, by ich machlojki – korupcja, unikanie podatków, handel narkotykami, terroryzm – nie ujrzały światła dziennego. Skoro jednak uczyniono już tyle, aby meandry systemu finansowego nie mogły być przykrywką dla działalności przestępczej, dlaczego ktokolwiek, a w szczególności rządy państw i nadzorcy rynków finansowych, miałby tolerować wynalazek Facebooka, tylko dlatego, że przyklejono mu etykietkę „nowoczesna technologia”?

Jeśli na tym rzeczywiście miałby polegać model biznesowy libry, rządy państw powinny ją natychmiast zlikwidować, a przynajmniej zażądać od libry takiej samej jawności, jakiej podlega reszta sektora finansowego. Wtedy jednak libra nie byłaby już kryptowalutą.

Libra – to będzie krach, jakiego świat nie widział

Inna możliwość – i druga odpowiedź na pytanie o model biznesowy – jest taka, że transakcje dokonywane przy użyciu libry byłyby kopalnią danych, jak wszystko inne, co robią użytkownicy Facebooka. Gromadząc i wykorzystując te dane, Facebook umacniałby swoją pozycję na rynku, czerpał dodatkowe zyski i jeszcze skuteczniej odbierał nam resztki bezpieczeństwa i prywatności. Facebook (lub korporacja Libra) może obiecać, że nie będzie tego robić, ale kto miałby w to uwierzyć?

Pozostaje jeszcze ogólniejsza kwestia zaufania. Każda waluta bazuje na zaufaniu, że ciężko zarobione i „zdeponowane” w niej pieniądze będzie można w każdej chwili wycofać. Prywatny sektor bankowy od dawna dowodzi, że nie można mu w tej mierze ufać – dlatego konieczne były nowe regulacje.

Darmowe wieżowce banków oraz ich kapitały wytworzone z niczego

czytaj także

Darmowe wieżowce banków oraz ich kapitały wytworzone z niczego

Jacek Chołoniewski, Mateusz Siekierski, Paweł Górnik

O ile jednak banki długo pracowały na utratę zaufania mas swoich klientów – o tyle Facebookowi udało się to samo w kilka lat. Raz po raz kierownictwo Facebooka, mając do wyboru zarabiać więcej pieniędzy lub dotrzymać złożonych użytkownikom obietnic, rzucało się na pieniądze. A o co innego mogłoby chodzić w tworzeniu nowej waluty, jak nie o pieniądze? Trzeba być głupcem, by powierzyć Facebookowi dorobek życia. Ale może właśnie w tym sęk: dysponując osobistymi danymi 2,4 miliarda aktywnych użytkowników, Facebook wie lepiej niż ktokolwiek inny, ilu głupców chodzi po świecie.

 

**
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joseph E. Stiglitz
Joseph E. Stiglitz
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii
Ekonomista, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001. Profesor Columbia University. Był szefem Zespołu Doradców Ekonomicznych Prezydenta Stanów Zjednoczonych i głównym ekonomistą Banku Światowego.
Zamknij