Świat

Co się dzieje, kiedy obywatele nie ufają państwu: ukraińska panika wokół koronawirusa

Ukraina ewakuacja z Wuhan

Blokowanie dróg, modlitwy, histeria w sieciach społecznościowych – Ukraińcy, którzy wcześniej narzekali na brak ewakuacji współobywateli z Wuhan, są teraz gotowi do walki z policją, by uniemożliwić im powrót do domu. Oprócz ludzkiej ignorancji i hipokryzji panika wokół koronawirusa pokazuje, co jest największym problemem Ukrainy – sześć lat po zwycięstwie Euromajdanu Ukraińcy nadal nie wierzą w swoje państwo. Pisze Olena Babakova.

W obwodzie tarnopolskim ludzie modlili się w intencji ochrony przed Ukraińcami, którzy powrócili z Chin. Nie, to nie ASZdziennik, to nagłówki ukraińskich wiadomości z ostatnich dni.

Wieczór 19 lutego, wieś Mikulińce pod Tarnopolem, sanatorium Medobory. Przy wejściu do ośrodka stoi niedawno zbudowana barykada. Mimo deszczu dziesiątki ludzi wraz z księdzem śpiewają: „Najświętsza Maryjo Panno, ocal nas”. Uczestnicy zgromadzenia odpowiadają dziennikarzom, że przyszli tu, aby uniemożliwić władzom umieszczenie w sanatorium Ukraińców, których rząd ewakuował z chińskiej prowincji Wuhan. – Bóg jest z nami i modlimy się, aby nas zbawił od tego wszystkiego – mówi jedna z seniorek przy barykadzie.

Chociaż wirus COVID-19 szaleje w Chinach już od początku roku, 77 tysięcy osób zostało zainfekowanych, a 2,5 tysiąca zmarło, Ukraina wciąż odkładała ewakuację obywateli z najbardziej dotkniętych epidemią obszarów. Potencjalna dymisja rządu oraz liczne afery w otoczeniu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego przyćmiły tę sprawę.

Prezydent z serialu bierze wszystko w wyborach parlamentarnych

18 lutego rząd ogłosił ewakuację, a 19 lutego samolot linii SkyUp ruszył do Wuhan, by odebrać stamtąd kilkadziesiąt osób. W nocy z 19 na 20 lutego z Chin wyleciało 45 obywateli Ukrainy oraz 27 obywateli Izraela, Norwegii, Białorusi, Argentyny i innych krajów Ameryki Łacińskiej. Niektórzy Ukraińcy zrezygnowali z rządowej propozycji: jedna pani nie otrzymała pozwolenia na zabranie ze sobą pieska Miszy, inna – postanowiła zostać, ponieważ bała się, że w domu spotka ją szczucie i hejt.

Nie pomyliła się – na tych, którzy wrócili, czekały otwarte bramy piekieł.

To nie jest kraj dla swoich ludzi

Kijów pochwalił się ewakuacją, ale nie ogłosił, gdzie ewakuowani przejdą 14-dniową kwarantannę. Ministerstwo Zdrowia nakazało niektórym szpitalom i sanatoriom w całym kraju czekać w pogotowiu, przeprowadzić ćwiczenia personelu i zaostrzyć procedury sanitarne. Na liście znalazło się m.in. sanatorium w Mikulińcach i szpital w miasteczku Winniki w obwodzie lwowskim, gdzie w środę rano przeprowadzono szkolenia dla personelu i ewakuowano niektórych pacjentów. To wystarczyło, aby wywołać panikę.

Jemy więcej mięsa, handlujemy żywymi zwierzętami, a to zwiększa ryzyko epidemii

Już po południu miejscowi zbudowali w Winnikach barykadę z opon samochodowych pod szpitalem, by zablokować ewentualny przyjazd ewakuowanych Ukraińcy z Wuhanu. Do zdenerwowanych mieszkańców dołączyło nawet kilku lekarzy (!). I chociaż zastępca szefa lwowskiej administracji obwodowej Iwan Sobko oraz mer Lwowa Andrij Sadowy szybko oświadczyli, że to tylko ćwiczenia, a ludzie z Wuhan nie przyjadą na teren obwodu, emocje rozlały się w mediach społecznościowych.

Internet eksplodował plotkami i teoriami spiskowymi typu: Zełenski specjalnie wysyła nosicieli śmiertelnego wirusa na zachód kraju, ponieważ tam zdobył mniej głosów w wyborach. Albo: nienawidzi patriotów tak bardzo, że postanowił zorganizować ludobójstwo na mieszkańcach Galicji.

Kiedy w wieczornych wiadomościach pojawiły się zdjęcia nabożeństwa pod Tarnopolem, hejt wylał się z kolei na mieszkańców Galicji: obnoszą się ze swoją religijnością, lecz gdy nadszedł czas dla chrześcijańskiej miłości do bliźniego, wykazali się straszną hipokryzją.

Mieszkańcy centralnej Ukrainy nie cieszyli się jednak długo moralną wyższością. Po południu 20 lutego samolot z ewakuowanymi z Wuhan wylądował w Charkowie. Stamtąd pasażerów i całą załogę przewieziono wieczorem autobusami do sanatorium Gwardii Narodowej w miasteczku Nowe Sanżary w obwodzie połtawskim. Miejscowi powitali podróżnych nie chlebem i solą, lecz płonącymi oponami i barykadami.

– Reakcja naszych ludzi na samolot z Ukraińcami, którzy przybyli z Chin, przypomina reakcję znacznej części Polaków i ich władz na propozycję przyjęcia uchodźców z Syrii – skomentował na Facebooku pisarz i tłumacz Andrij Bondar. – Jest tylko jedna różnica: w Polsce nie chcieli przyjąć obcych, a my nie chcemy przyjąć nawet swoich.

Niedokończona rewolucja godności

Chociaż na Ukrainie już dawno istnieje problem z gruźlicą, a ostatnio państwo zalicza niechlubne rekordy zachorowalności na odrę, to właśnie przyjazd ludzi z „kraju obcej zarazy” doprowadził do starć z policją w Nowych Sanżarach. Na miejsce w czwartek po południu przybyli minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow i gubernator obwodu połtawskiego Ołeh Syniehubow. Ten ostatni prosił protestujących o „pozostanie ludźmi”.

Mem krążący w mediach społecznościowych. „Ludzie z gruźlicą w miejscach publicznych”. „Dzieci nieszczepione na odrę w przedszkolach”. „Ewakuowanych z Chin przywieźli do sanatorium”.

Natomiast po stronie protestujących opowiedzieli się deputowani miejscowej rady wiejskiej: stwierdzili, że kategorycznie sprzeciwiają się umieszczeniu osób ewakuowanych z Wuhan w miejscowym szpitalu, ponieważ „nie ma tam warunków do kwarantanny, brakuje izolatorów, skrzynek, odpowiedniego systemu wentylacji”.

Transmisję z Nowych Sanżarów, którą widziałam na YouTube wieczorem 20 lutego, oglądało ze mną ponad 100 tysięcy osób. Dokładnie sześć lat temu Ukraińcy również nerwowo oglądali zdjęcia w internecie – wszystkie oczy skierowane były na kijowski Majdan. 20 lutego 2014 był punktem kulminacyjnym starć pomiędzy uczestnikami rewolucji godności a policją i jednostkami specjalnymi.

Rewolucja godności opowiadała się za integracją europejską i szeroko zakrojoną demokratyczną transformacją na Ukrainie. Aby obronić tę przyszłość, sześć lat temu w centrum Kijowa pod flagami Unii Europejskiej zginęło prawie 80 osób. Na placu, który znam od dzieciństwa z hucznych imprez, jedna po drugiej wystawiano trumny z ciałami młodych mężczyzn. Wierzyłam, że po tym w kraju wszystko się zmieni. Bo niby po co zginęli ci ludzie?

Ukraina, owszem, od tego czasu się zmieniła. Podpisała stowarzyszenie z UE, jej gospodarka uniezależniła się od Rosji, rozpoczęto reformy ochrony zdrowia, edukacji, sądów, policji, samorządu lokalnego. Wciąż jednak brak wyraźnych postępów w walce z korupcją, politycy dalej wolą patos od pracy, nie rezygnują z układów, zaniedbują komunikację z obywatelami i edukację obywatelską. Tylko 9% Ukraińców ufa instytucjom państwowym. Zmęczeni aferami politycznymi i partyjną wojną wszystkich przeciwko wszystkim Ukraińcy wierzą, że władze mogą zakończyć wojnę na wschodzie. Ale nie wierzą w ich kompetencje w czasie pokoju.

Znamienne, że emocjonalne reakcje mieszkańców zachodniej Ukrainy przypominały obawy mieszkańców Donbasu przed rzekomą inwazją nacjonalistów w regionie wiosną 2014 roku. Swoją drogą, to właśnie uciekinierzy z Donbasu jako pierwsi przyszli pod ośrodek w Nowych Sanżarach ze wsparciem dla ewakuowanych.

W oceanie masowej histerii – podobnie jak w 2014 roku – są też wyspy normalności. Linia lotnicza SkyUp jasno wytłumaczyła na Facebooku, kogo ewakuuje, jak została dobrana i przygotowana załoga lotu, w jaki sposób samolot zostanie zdezynfekowany. A właściciele prywatnych hoteli zaproponowali, by ewakuowanych tymczasowo umieścić u nich.

Chociaż poparcie dla prezydenta Zełeńskiego jeszcze niedawno przekraczało 50%, sympatia stopniała jak śnieg w słońcu, gdy zaistniała sytuacja, w której liczy się wiarygodność instytucji i dotrzymywanie procedur. Ludzie boją się o swoje bezpieczeństwo, bo nie mają pewności, że lekarze są dobrze przeszkoleni, technika medyczna sprawna, a informacja o dobrym stanie pobliskiego szpitala nie jest wynikiem łapówki wręczonej przez kierownika w czasie ostatniej kontroli.

Ukraińcy stoją dziś wciąż przed tym samym pytaniem, co sześć lat temu na Majdanie: jak po wszystkich poniesionych wyrzeczeniach i złożonych ofiarach zbudować państwo, któremu możemy zaufać?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olena Babakova
Olena Babakova
Dziennikarka
Olena Babakova – absolwentka Wydziału Historii Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii Uniwersytetu w Białymstoku. W latach 2011–2016 dziennikarka Polskiego Radia dla Zagranicy, od 2017 roku koordynatorka projektów w Fundacji WOT. Współpracuje z polskimi i ukraińskimi mediami, m.in. „Europejską Prawdą”, „Nowoje Wriemia”, „Aspen Review”, Kennan Focus on Ukraine. Pisze o relacjach polsko-ukraińskich i ukraińskiej migracji do Polski i UE.
Zamknij