Świat

Jagodziński: Havel nie występował przeciwko Romom

Fundamentem filozofii politycznej Havla był wstręt do wszelkich przejawów dyskryminacji.

W internetowym wydaniu „Dziennika Opinii – Krytyki Politycznej” przeczytałem rozmowę Roberta Kowalskiego ze Zbigniewem Liberą (z 6.04.2013) na temat Czechów i czeskości. Moim zdaniem to niestety częsty u nas przejaw poczucia wyższości i pewnej pogardy wobec innych, ale oczywiście każdy ma prawo głosić własne poglądy, także niezbyt mądre i pozbawione uzasadnienia. Opinie Zbigniewa Libery, będące dziwną mieszanką „prawd obiegowych”, półprawd, banalnych stereotypów i absurdalnych uogólnień, nie byłyby warte mojej polemiki, gdyby nie fragmenty „demitologizujące” Vaclava Havla, a zwłaszcza fragment, który pozwalam sobie poniżej zacytować:

„No i teraz wreszcie dochodzimy do Vaclava Havla, który podczas jednej z konferencji prasowych poświęconych obozowi w Letach spytany o to, dlaczego tego pomnika w ogóle nie można znaleźć – bo on jest w lesie i nie ma tam żadnej drogi – odpowiedział, że rząd czeski wybudował pomnik, a Cyganie niech sobie sami zbudują drogę. A dalej pytany o stosunek do Cyganów powiedział, że to jest naród bez żadnej kultury, który nie przyczynił się niczym do wzbogacenia chwalebnego dziedzictwa ludzkości i on nie zamierza dla nich niczego specjalnie robić. Wiem to wszystko od Polansky’ego, bo to on właśnie był na konferencji prasowej prezydenta Havla i zadawał te pytania”.

Nie aspiruję do roli samozwańczego strażnika pamięci Vaclava Havla, ale znałem go na tyle długo i dobrze, a także przetłumaczyłem (i przeczytałem) tyle jego książek, aby z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że to, co Libera mówi o stosunku Havla do czeskich Romów jest zwykłą nieprawdą.

To właśnie Havel był jednym z inicjatorów i gorących orędowników zbudowania pomnika w miejscu dawnego, romskiego obozu koncentracyjnego w miejscowości Lety, to on osobiście 13 maja 1995 roku ten pomnik odsłaniał i to on przy tej okazji wygłosił niezwykle poruszające przemówienie potępiające czeską współwinę (pełny tekst jest dostępny na stronie www.vaclavhavel.cz – niestety tylko po czesku). To wreszcie on wiele razy protestował przeciw niespełnieniu obietnicy czeskiego rządu, że wykupi od prywatnego właściciela farmę świń, utworzoną w pobliżu dawnego obozu (tyle tylko mógł zrobić, ponieważ realizacja takiego zobowiązania nie leżała w kompetencji prezydenta).

Wystarczy też choć przekartkować któryś z dostępnych po polsku wyborów esejów Havla (rozumiem, że ich przeczytanie jest zapewne dla niektórych zbyt trudną pracą umysłową), żeby wiedzieć, że dla autora tego po prostu wstrętne były wszelkie przejawy dyskryminacji (nie mówiąc już o prześladowaniu) każdej mniejszości narodowej czy etnicznej i że to właśnie stanowiło fundament jego filozofii politycznej, na pierwszym planie stawiającej prawa (każdego) człowieka. A już zarzut, że Havel „owszem był bardzo fajny, ale tylko jeśli chodzi o, powiedzmy, 'rasowych europejczyków’, natomiast już pewną mniejszość narodową w swoim kraju nie bardzo cenił. Myślę tu o Romach oczywiście”, to po prostu bezmyślne pomówienie i Zbigniewa Liberę usprawiedliwiać może jedynie fakt, że chyba zdecydowanie lepiej posługuje się wyobraźnią wizualną niż językiem polskim lub logiką (czy „rasowymi Europejczykami” są Kubańczycy, Chińczycy, Wietnamczycy lub Birmańczycy, o prawa których Havel tysiąckrotnie się upominał?; i czy mógłbym poznać choć jeden autentyczny cytat z Havla na poparcie tej sensacyjnej tezy Libery?).

Dodam jeszcze, że jako stały korespondent „Gazety Wyborczej” w Pradze do końca 1995 roku (a więc w okresie, w którym trwała najgorętsza debata na temat obozu w Letach) uczestniczyłem we wszystkich konferencjach prasowych prezydenta Havla i nigdy nie słyszałem słów, o których wspomina Libera (w ustach Havla brzmiałyby tak nieprawdopodobnie szokująco, że z całą pewnością do dziś bym je pamiętał). Nie przypominam też sobie obecności Paula Polanskiego (a z widzenia go znałem) na którejś z konferencji i na ile mi wiadomo, nie miał on nigdy statusu korespondenta zagranicznego, a wspomniane konferencje były otwarte wyłącznie dla dziennikarzy (przy całym luzie prezydenta Havla był to jednak najważniejszy urząd państwowy, do którego na brifingi wpuszczano tylko posiadaczy aktualnych legitymacji prasowych) – ale tu jestem już mniej stanowczy. Ponieważ ani Libery, ani jego informatora absolutnie nie podejrzewam o wymyślenie tej historii, to przychodzą mi do głowy tylko trzy możliwe wytłumaczenia: albo Paul Polansky (człowiek rzeczywiście bardzo zasłużony dla sprawy czeskich Romów, choć opowieści o tym, że w obawie przed czeskimi skinami musiał nieustannie zmieniać wygląd należy włożyć między bajki) nie był na żadnej konferencji, tylko został przez kogoś (świadomie bądź nieświadomie) wprowadzony w błąd, albo na tyle niedoskonale znał czeski, że nie zrozumiał wypowiedzi Havla (konferencje prasowe na Hradzie odbywały się po czesku), albo Libera pomylił Havla z jego następcą – we wspominanym czasie czeskim premierem – czyli Vaclavem Klausem. Od razu powiem, że też nie znam takich słów Klausa, ale pamiętam jego wypowiedzi bagatelizujące czeskie winy i usprawiedliwiające strażników, którzy pilnowali romskich więźniów w Letach czy wypowiedzi nazywające to miejsce „obozem dla osób nieprzystosowanych i uporczywie uchylających się od pracy”.

Vaclav Havel na pewno nie był człowiekiem bez wad, jego wszystkie wypowiedzi i działania oczywiście powinny być poddane krytycznej ocenie, ale jednak przy zachowaniu elementarnego szacunku dla faktów i z pewną, choć podstawową wiedzą o tym, o czym się chce mówić.

Prosiłbym więc Zbigniewa Liberę, aby korzystając z własnej wolności słowa – w imię zwykłej przyzwoitości, na której chyba powinno mu zależeć – zechciał zachowywać większą ostrożność w cytowaniu zasłyszanych i nieudokumentowanych opinii, ponieważ mimowolnie można komuś wyrządzić ogromną krzywdę. Jest to szczególnie przykre, gdy dotyczy osób, które już nie mogą się bronić. A generalnie chyba najlepiej wyrabiać sobie opinie na czyjś temat na podstawie osobiście usłyszanych wypowiedzi czy na podstawie tekstów tej osoby, a nie na podstawie plotek, pogłosek i opowieści typu „jedna pani drugiej pani…”.

Andrzej S. Jagodziński – tłumacz literatury czeskiej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij