Świat

Haiti – krótka historia postkolonialnej tragedii

W kolonii nieco mniejszej od dzisiejszej Belgii produkowano więcej kawy i cukru niż we wszystkich angielskich posiadłościach Indii Zachodnich. Buntujących się niewolników na sąsiednich wyspach straszono, że trafią na targ na Saint-Domingue, bo francuskie plantacje słynęły z wyjątkowego bestialstwa.

Według Claude’a Josepha, byłego ministra spraw zagranicznych Haiti, jego kraj umiera – zajmuje 11. miejsce w rankingu państw upadłych, gdzie wyprzedzają je tylko takie państwa jak Somalia, Afganistan czy Birma. W jaki sposób jedna z najbogatszych kolonii Nowego Świata stała się najbiedniejszym państwem zachodniej półkuli?

Kraj pod mafijnym zarządem powierniczym

Dzisiejszy kryzys rozwijał się od połowy 2018 roku, kiedy to Haitańczycy wyszli na ulice, domagając się ustąpienia prezydenta Jovenela Moïse. Zamieszki spowodowała korupcja na najwyższych szczeblach władzy, rzekome oszustwa wyborcze i pięćdziesięcioprocentowa podwyżka cen paliw. Tę ostatnią wywołał kryzys gospodarczy w Wenezueli, która została zmuszona do zakończenia programu Petrocaribe, polegającego na poszerzaniu wpływów w rejonie Morza Karaibskiego przez sprzedaż paliw sąsiednim państwom po zaniżonych cenach.

Ulica w Port-au-Prince. Fot. André Mellagi/flickr.com

W związku z długami za wenezuelską ropę i z fatalnym ogólnym stanem haitańskich finansów rząd zdecydował się na przyjęcie proponowanego przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy pakietu reform. Te doprowadziły do nagłego wzrostu cen energii i stały się zarzewiem ogólnokrajowych protestów. Od tego czasu kraj coraz mocniej pogrąża się w chaosie.

Biały zawsze był panem. Dzieje biedy w Ameryce Łacińskiej

7 lipca 2021 roku kolumbijscy najemnicy na usługach haitańskich gangów zamordowali prezydenta Jovenela Moïse. Dziś 60 proc. powierzchni stolicy Port-au-Prince znajduje się pod kontrolą zbrojnych organizacji przestępczych wszelkiej maści. Według wysłanników Organizacji Narodów Zjednoczonych od stycznia do czerwca 2022 roku z rąk członków gangów zginęło w stolicy ponad tysiąc osób. Nie funkcjonuje parlament, którego siedziba znajduje się w okupowanej przez mafię „strefie zakazanej”. Nie działa system sądowniczy, gdyż przekupieni lub zastraszeni sędziowie nie wydają wyroków. Ze względu na problemy z dostępem do paliw szpitale nie przyjmują pacjentów. Na ulicach szerzy się gwałt, przemoc i bezprawie.

W kraju funkcjonuje około 200 grup przestępczych, z czego połowa działa w stolicy. Istnieje gang – Baz Pilate, złożony z byłych lub obecnych policjantów, którzy w biały dzień porywają ludzi dla okupu – wciągając ich do służbowych radiowozów.

Najpotężniejsza organizacja, której przewodzi były policjant Jimmy „Barbecue” Cherizier – G9, przez dwa miesiące kontrolowała terminal paliwowy w stołecznym porcie, blokując dostawy surowca i pomoc humanitarną, co doprowadziło do wybuchu kolejnych fal przemocy. Rządy USA i Kanady obłożyły sankcjami grupę haitańskich polityków i biznesmenów powiązanych z gangami, a przewodniczącego senatu Josepha Lamberta za współpracę z mafią, lecz szeroko pojęta społeczność międzynarodowa konsekwentnie stara się nie brać odpowiedzialności za organizację jakiejkolwiek misji stabilizacyjnej.

Jeśli my nie damy rady, przyjdą ekstremiści

Choć dramatyczne wydarzenia, które obecnie rozgrywają się na wyspie, mają określone ramy czasowe oraz konkretne przyczyny, to korzeni politycznej niestabilności, która od wielu lat targa tym niewielkim krajem, należy szukać u samych źródeł haitańskiej państwowości. W jaki sposób kolonializm i jego następstwa ukształtowały dzisiejszy obraz tego kraju?

Perła Antyli

8 grudnia 1492 roku Krzysztof Kolumb włączył Hispaniolę, dzisiejszą Dominikanę, w poczet hiszpańskiego imperium. 200 lat później zachodnia część wyspy została przekazana Francuzom, którzy uczynili z niej swoją najbogatszą zamorską kolonię – Saint-Domingue odpowiadała za blisko połowę ówczesnego PKB Francji. Na terytorium wielkości dzisiejszej Belgii produkowano 40 proc. cukru i 60 proc. kawy spożywanej w Europie XVIII wieku, więcej niż we wszystkich angielskich koloniach Indii Zachodnich razem wziętych. Jednak było to okupione ogromnym kosztem.

Według cenzusu z 1788 roku francuską część wyspy zamieszkiwało 25 tysięcy białych Europejczyków, 22 tysiące wolnych „kolorowych” i ponad 700 tysięcy czarnych niewolników pochodzących z zachodniej Afryki. Dla porównania, populacja francuskiej Kanady nie przekraczała w tym czasie 65 tysięcy osób.

Ulica w Port-au-Prince po przejściu huraganu. Fot. UN Photo/Logan Abassi

Saint-Domingue pochłaniała blisko trzecią część wszystkich Afrykanów przewożonych do Nowego Świata. Tropikalne choroby i legendarne wręcz bestialstwo właścicieli cukrowych plantacji sprawiały, że wyspę trawił nieprzerwany głód nowych rąk do przymusowej, katorżniczej pracy. Francuska kolonia słynęła w karaibskim świecie z przemocy i okrucieństwa – sprzedażą na Saint-Domingue straszono krnąbrnych niewolników na sąsiednich wyspach, którzy nie chcieli podporządkować się swoim panom.

„Halka” na Haiti [rozmowa]

Rewolucja francuska z 1789 roku oraz zwycięska wojna o niepodległość 13 brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej sprawiły, że tysiące czarnych niewolników postanowiło zrzucić okowy, chwycić za broń i walczyć o wolność. W 1791 roku rozpoczęła się wielka niewolnicza rewolta, która w ciągu kilku następnych lat ogarnęła całą zachodnią część wyspy.

W 1802 roku Napoleon wysłał na Saint-Domingue wojskowy korpus ekspedycyjny, którego celem była pacyfikacja buntowników, jednak powstańcy nie złożyli broni. Jak pisał Tadeusz Łepkowski w monografii o historii Haiti, „w listopadzie 1803 roku prawie cała kolonia, kraj ten dawniej kwitnący, była jednym wielkim cmentarzyskiem pełnym popiołów i zgliszcz”. Ostatecznie francuskie wojska, w skład których wchodzili także polscy legioniści Bonapartego (którzy w większości zdezerterowali i dołączyli do walki po stronie powstańców), wycofały się z wyspy, a Jean-Jacques Dessalinas, dowódca niewolniczej armii, ustanowił siebie 1 stycznia 1804 roku cesarzem niepodległego państwa Haiti.

Neokolonialny dług

Kolonialne imperia nie uznały wyrosłej z rebelii, „dzikiej” państwowości Haiti. W całym Nowym Świecie, wciąż bazującym na niewolniczej pracy, bano się złego przykładu, który mógłby stamtąd popłynąć. W obawie przed antyniewolniczą i antykolonialną retoryką zwycięskich rewolucjonistów europejskie floty odcięły wyspę od świata zewnętrznego. Blokada miała zepchnąć nowo powstałe państwo na skraj politycznej, społecznej i gospodarczej zapaści.

W celu poprawy dramatycznej sytuacji ekonomicznej agrarne elity Haiti postawiły na tymczasowe wznowienie produkcji na plantacjach trzciny cukrowej. Niestety, jedynym znanym wzorcem, który gwarantował sukces w rolnictwie, była praca niewolnicza. Wszystkich „wolnych” chłopów ponownie zagoniono siłą do pracy w systemie przypominającym pańszczyznę.

Bicz białego pana zastąpiła kolba policyjnego karabinu. Spowodowało to ucieczkę tysięcy chłopów z żyznych, plantacyjnych nizin w odległe rejony wyspy, gdzie nie sięgała ręka królewskiego bezprawia. Ceną, jaką haitańskie masy zapłaciły za swoją wolność, było życie na poziomie minimum egzystencji – biedne chaty, nieurodzajna, górska gleba, drobne działki dzielone między kolejne pokolenia – spirala biedy, w którą wpędzili ich dawni towarzysze walki o wolność.

Po 21 latach morskiej blokady Francja zgodziła się uznać niepodległość byłej kolonii. Zażądała jednak od haitańskiego rządu zapłaty za własność, którą francuscy przedsiębiorcy utracili w wyniku niepodległościowej rebelii. Zadośćuczynienie miało dotyczyć nie tylko sprzętu i nieruchomości, lecz także „żywego inwentarza” w postaci setek tysięcy niewolników, którzy musieli zapłacić odszkodowanie za wolność swoim dawnym panom. Traktat opiewający na bajońską sumę 150 milionów franków – dzisiejsze 21 miliardów dolarów – podpisano w obecności 14 okrętów francuskiej marynarki wojennej i 528 armat wycelowanych w stołeczne Port-au-Prince. Haitański okup niepodległościowy jest dziś uznawany za jeden z najbardziej niegodziwych długów w historii współczesnego świata.

Dług poważnie zahamował rozwój gospodarczy Haiti, ograniczając w ogromnym stopniu wykorzystywanie krajowych funduszy na rozwój infrastruktury czy usług publicznych mogących poprawić sytuację życiową mieszkańców wyspy. Jego pierwsza transza z 1825 roku wynosiła pięciokrotność haitańskiego rocznego przychodu. Natychmiast zmusiło to rząd do zaciągnięcia kredytu we francuskich bankach.

Największa kradzież w historii, czyli jak Francja wycisnęła miliony od Haiti

W 1880 roku francuski bank Credit Industriel et Commercial założył pierwszy Narodowy Bank Haiti. Pozwoliło to Francuzom w pełni kontrolować haitańskie finanse. Wyspiarski rząd nie mógł w żaden sposób operować własnymi zasobami bez uprzedniej spłaty kolejnej raty, wynoszącej w tym czasie około 80 proc. rocznego budżetu – dbały o to francuskie okręty wojenne czujnie stacjonujące w pobliżu. W 1888 roku oficjalnie spłacono ostatnią transzę francuskiego zadłużenia, lecz by to uczynić, haitański rząd musiał zaciągnąć serię kolejnych, ogromnych pożyczek w 1874, 1875, 1896 i 1910 roku, głównie w amerykańskich instytucjach finansowych. Koszmar wcale się nie skończył – wierzyciel mówił teraz po angielsku.

Handel w Port-au-Prince. Fot. Russell Watkins/Department for International Development

W 1915 roku na Haiti wybuchła rewolta, w trakcie której zginął haitański prezydent. W celu ochrony amerykańskich interesów i dopilnowania spłaty długów zaciągniętych w rodzimych bankach prezydent Woodrow Wilson nakazał przeprowadzenie inwazji na sąsiada z południa. Amerykanie zmienili haitańską konstytucję i na 19 lat przejęli kontrolę nad handlem, administracją, bankami i skarbcem Haiti, przeznaczając 40 proc. budżetu okupowanego kraju na spłatę zadłużenia, które od 1922 roku w całości obsługiwały banki z USA. Okup za wolność oficjalnie spłacono w 1947 roku – 122 lata po zakończeniu niepodległościowego zrywu, który mógł kosztować życie nawet 350 tysięcy niewolników.

Co jest martwe, nie może umrzeć

Spłata niegodziwego neokolonialnego długu nie zakończyła okresu podporządkowania wyspy zachodnim imperializmom. W 1957 roku władzę nad Haiti przejęła niesławna dynastia Duvalierów. François „Papa Doc” i jego syn – Jean-Claude „Baby Doc” Duvalier przez niemal 30 lat niepodzielnie rządzili krajem. Totalitarny reżim, mający na sumieniu życie od 30 do 60 tys. Haitańczyków, przez lata napędzany był szerokim strumieniem pieniędzy i wojskowego sprzętu pochodzącymi z ogarniętych zimną wojną Stanów Zjednoczonych.

Amerykanie nie szczędzili środków służących utrzymaniu krwawej dyktatury tak długo, jak kraj pozostawał w antykomunistycznej strefie ich wpływów. Świadomość, że wysyłane „wsparcie” służy finansowaniu szwadronów śmierci Tontons Macoutes czy budowie kolejnych pałaców dyktatorskiej elity, nie przeszkodziła Bankowi Światowemu i Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu zadłużyć kraju na ponad 844 miliony dolarów.

W rasizmie chodzi o zarządzanie różnicą, niekoniecznie o kolor skóry [rozmowa]

„Ten kraj, tyle razy skąpany we krwi przez kolejne karne wojskowe ekspedycje, zrodził się na ruinach i nigdy już nie odzyskał sił – dziś jest najbiedniejszy w całej Ameryce Łacińskiej” – tak o Haiti pisze Eduardo Galeano, jeden z najwybitniejszych myślicieli latynoamerykańskich. Kolejne narzucone przemocą długi spowodowały niedorozwój kraju skutkujący ubóstwem ponad 87 proc. mieszkańców wyspy. Haiti zajmuje obecnie 170. miejsce na 177 pod względem obliczanego przez ONZ wskaźnika rozwoju społecznego państw świata i jest najbiedniejszym krajem całej zachodniej półkuli.

Zajęcia sportowe dla dzieci w Port-au-Prince. Fot. UN Photo/Logan Abassi

W 2003 roku haitański prezydent Jean-Bertrand Aristide zwrócił się do rządu Francji o reparacje w związku z narzuconym przemocą, kolonialnym długiem. Rok później krnąbrny polityk utracił władzę w wyniku zamachu stanu. Jak przyznali później francuscy i haitańscy oficjele, francuski rząd bał się złego przykładu, który mógłby trafić w świat, m.in. do innych byłych francuskich kolonii.

Niestety, historia lubi się powtarzać. Zwłaszcza fragmenty dotyczące kolonialnego podporządkowania i biedy, która jest jego nieodłącznym skutkiem.

**
Daniel Brusiło – fotograf, antropolog kulturowy, podróżnik. Zafascynowany krajami Ameryki Łacińskiej i relacją, która łączy teraźniejszość z ich przeszłością.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij