Świat

Czy protesty wystarczą, żeby osłabić G20?

7 lipca musimy zająć ulice Hamburga z konkretną koncepcją pokazującą, jak chcemy, żeby wyglądał świat – pisze Srećko Horvat.

Według niedawnego sondażu co trzecia osoba mieszkająca w Hamburgu chce opuścić miasto na czas szczytu G20 między 7 a 8 Lipca. Ich decyzja nie zaskakuje: kto jest wystarczająco szalony, żeby przebywać w tym samym mieście co Trump, Erdogan, Putin, Merkel, Saudyjczycy, 20 tysięcy policjantów i najprawdopodobniej 100 tysięcy ludzi protestujących na ulicach?

Gdy ostatni szczyt G20 miał miejsce w Hangzhou – mieście z ponad sześcioma milionami mieszkańców – Chiny znalazły idealne rozwiązanie tego problemu. Wiele tygodni przed szczytem G20, podczas którego Chiny ogłosiły swoją decyzję o ratyfikowaniu paryskiego porozumienia klimatycznego, chiński rząd ogłosił tygodniowy urlop i zachęcał mieszkańców do opuszczenia miasta.

Po bezproblemowym szczycie w Chinach, osoba, która wskazała palcem na mapę Niemiec i powiedziała: „Zorganizujemy kolejny szczyt G20 w Hamburgu!”, nie była szczególnie mądra. Mający długą lewicową tradycję oraz silną kulturę aktywistyczną Hamburg jest najmniej odpowiednim miastem na organizowanie równie bezproblemowego szczytu, jak ten w Hangzhou.

Pomijając niechętny stosunek lokalnej ludności, istnieje inny dobry powód, dla którego nadchodzący szczyt G20 będzie najważniejszym międzynarodowym politycznym wydarzeniem tego roku. Kilka powodów.

Po pierwsze, po decyzji Donalda Trumpa o wycofaniu Stanów Zjednoczonych z paryskiego porozumienia klimatycznego, trudne i nieprzewidywalne negocjacje będą musiały się odbyć podczas tegorocznego szczytu.

Jak robotnicy z Polski pracowali dla Donalda Trumpa

czytaj także

Po drugie, po londyńskim ataku terrorystycznym, brytyjska premier, Theresa May, zaapelowała o globalne regulacje dotyczące internetu, a Angela Merkel oraz Emmanuel Macron szybko poszli za jej przykładem. Trójka „przywódców wolnego świata”, znana również jako „MMM”, z pewnością chce wykorzystać G20 w celu nałożenia dodatkowych ograniczeń na wolność w internecie.

Po trzecie, Saudyjczycy również będą uczestniczyć w tym szczycie i najprawdopodobniej doprowadzą do końca parę umów zbrojeniowych.

Ostatnim, lecz nie mniej ważnym powodem, jest niemałe prawdopodobieństwo, że Państwo Islamskie również da świadectwo swojej obecności. Nic dziwnego, że Niemcy przywróciły kontrolę graniczną przed szczytem G20, a Stany Zjednoczone planują umieścić w mieście drony (Predator), które zwykle są wykorzystywane w strefach działań wojennych.

Brexit. Czy to się jeszcze da odkręcić?

Jeśli więc Hamburg stanie się swojego rodzaju strefą wojenną, zmilitaryzowanym miastem postawionym w stan gotowości, pytaniem, które każda osoba o progresywnych poglądach musi sobie zadać jest: „Co – tym razem – możemy zrobić inaczej?”

Jeżeli cokolwiek jest pewne przed szczytem G20 w Hamburgu – dzięki doświadczeniu zdobytemu przez mobilizacje i protesty – to świadomość, że podstawowe sposoby sprzeciwu są już niewystarczające.

Jeżeli cokolwiek jest pewne przed szczytem G20 w Hamburgu to świadomość, że podstawowe sposoby sprzeciwu są już niewystarczające.

Model alternatywnych-szczytów (z ang. „alter-summits”), zainspirowany przez Światowe Forum Społeczne, jest wciąż potrzebny, aby gromadzić i wymieniać się doświadczeniami oraz ideami (co przedsiębiorcy nazwaliby „networkingiem”), lecz niestety nie ma on potencjału zmiany G20. Innymi słowy, alterszczyty są niezbędne, ale nie mają one siły, żeby zaburzyć przebieg G20 oraz przeszkodzić finalizacji negocjacji, które światowe mocarstwa będą miały okazję prowadzić podczas szczytu.

Model masowych demonstracji jest równie potrzebny, aby pokazać ogólne niezadowolenie z dzisiejszej sytuacji. Jednak, nawet jeśli 150 tysięcy osób zgromadzi się na ulicach, to masowa mobilizacja nie przyniesie żadnej konkretnej zmiany.

Jeśli demonstracje przeciw inwazji Iraku, te z 2003 toku, te, w których brało udział ponad 10 milionów ludzi w 600 miastach, nie były w stanie zatrzymać wojny, to dlaczego masowy protest w Hamburgu miałby coś zmienić? Szare eminencje dzisiejszego świata, które spowodowały wybuch paru wojen i przyczyniły się do powstania ISIS, będą obecne w Hamburgu – Theresa May, Donald Trump oraz Saudyjczycy. Jednak wojny, na nasze nieszczęście, nie zostaną powstrzymane poprzez kolejne protesty przeciw tym, którzy je prowadzą – niezależnie czy pokojowe czy agresywne.

Nawet, jeśli protesty czy masowe powstania są w stanie obalić system polityczny narzucający politykę oszczędnościową oraz wojny, to prawdziwym pytaniem jest: co robić następnego dnia? Jak zarządzać gospodarką i organizować codzienne życie? Nasz stosunek wobec G20 nie powinien opierać się wyłącznie na społecznym nieposłuszeństwie. Powinien również proponować realną alternatywę na „następny dzień”.

To jest powód, dla którego poza nieposłuszeństwem potrzebujemy czegoś, co w pro-europejskim ruchu demokratów, DiEM25, nazywamy „konstruktywnym nieposłuszeństwem”. Nie wystarczy powiedzieć: „nie” czy protestować. Nie wystarczy też spotykać się i dyskutować, krytykować, czy sprzeciwiać używając przemocy.

Żeby nieposłuszeństwo było postępowe i konstruktywne, musi iść ono w parze z kontr-propozycjami całkowicie określającymi alternatywną politykę w stosunku do tej, której się sprzeciwiamy.

Co to dokładnie oznacza w kontekście nadchodzącego szczytu G20 w Hamburgu? Wystarczy wziąć pod uwagę trzy główne pola walki: zmianę klimatu, internet oraz handel bronią.

Naszym rozwiązaniem kwestii zmiany klimatu nie byłoby potępianie Trumpa za wycofanie się z Paryskiego Porozumienia Klimatycznego, gdyż samo porozumienie nie wprowadza w życie żadnych poważnych zmian. Naszym rozwiązaniem byłoby żądanie całkowitego ograniczenia nieuzasadnionej produkcji dwutlenku węgla, a więc przekierowanie dalszych inwestycji energetycznych z nietrwałych paliw kopalnych do energii odnawialnej dostępnej dla każdego mieszkańca Europy. Robiąc to poszlibyśmy za przykładem „buntowniczych miast”, takich jak Barcelona czy Neapol, i zrobilibyśmy krok naprzód w kierunku demokratyzacji zarządzania energią, co pozwoliłoby obywatelom europejskim bezpośrednio decydować o sposobie dysponowania zasobami energetycznymi.

Z uwagi na fakt, że internet jest już panoptykonem inwigilacyjnego kapitalizmu, będącym własnością oligarchów z korporacji Doliny Krzemowej oraz z uwagi na trwające zagrożenie naszej cyfrowej obywatelskiej wolności w imię walki z terroryzmem, nasza „konstruktywna” propozycja powinna być podstawą do stworzenia niepaństwowej inicjatywy stojącej na straży internetu oraz broniącej praw człowieka i „cyfrowej wspólnoty”.

Jeśli chodzi o sprzedaż broni represyjnym reżimom – co konsekwentnie ułatwia funkcjonowanie organizacjom terrorystycznym – to „konstruktywna” propozycja powinna być wzorowana na niedawno ogłoszonym Manifeście Partii Pracy, który wyraźnie mówi o uniemożliwieniu sprzedaży broni do Arabii Saudyjskiej.

W końcu, w celu osiągnięcia pozytywnego nieposłuszeństwa, musimy stworzyć nowy Ruch Państw Niezaangażowanych, który miałby na celu implementację konstruktywnych planów politycznych. Wraz z wielce prawdopodobnym scenariuszem odrzucenia tych propozycji przez państwa G20 przyjdzie czas na stanowcze nieposłuszeństwo.

Jeśli nasze konstruktywne propozycje napotkają na znane już stwierdzenie „nie ma alternatywy” (ang. TINA, There is no alternative), wtedy będzie trzeba konkretnie wyrazić swój sprzeciw. G20 już w tej chwili cierpi z powodu znacznego podziału – z czego powinniśmy skorzystać. Przede wszystkim powinniśmy być zjednoczeni w postulowaniu o wprowadzenie rzeczywistej alternatywy.

Tekst ukazał się na łamach Al Jazeery. Przełożył Wojciech Wieczorek

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij