Świat

Chile: „Zmiana leży na ulicy, nie w pałacu Moneda”

Rośnie liczba Chilijczyków, którzy nie liczą na zmiany w zablokowanym systemie politycznym.

Chilijska scena polityczna zdecydowanie wychyliła się w lewo. 18 listopada Michelle Bachelet, kandydatka centrolewicowego bloku Nueva Mayoria (Nowa Większość – szeroka koalicja skupiająca liberałów, chadeków, komunistów i trzy partie socjalistyczne różnych odcieni) omal nie zdobyła bezwzględnej większości w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Jej przewaga nad główną rywalką, Evelyn Matthei z prawicowego bloku Sojusz dla Chile, jest tak przytłaczająca (47% wobec 25%), że zwycięstwo w nadchodzącej drugiej turze wydaje się zagwarantowane. Jednocześnie Nueva Mayoria zwyciężyła także w wyborach do Izby Deputowanych (w warunkach chilijskich „zdecydowane wychylenie na lewo” oznacza, że blok prawicowy stracił 11 mandatów, centrolewicowy zaś zyskał 10).

„Prezydentem będzie kobieta”

W Chile można usłyszeć, że wynik wyborów i tak jest z góry znany – następna głowa państwa na pewno będzie kobietą. Scena polityczna, na której oba dominujące bloki do walki o prezydenturę wystawiły kobiety, może robić wrażenie mocno sfeminizowanej. Zadecydował o tym jednak przede wszystkim aktualny układ sił.

Bachelet była popularną prezydentką w latach 2006-2010 i nie ubiegała się o kolejną kadencję jedynie dlatego, że konstytucja zakazuje bezpośredniej reelekcji głowy państwa.

Było jednak od dawna pewne, że wróci do gry, gdy tylko skończy się niepopularna prezydentura jej następcy, konserwatysty Sebastiana Pińery. Natomiast Matthei, choć sprawowała dotąd urząd ministerialny, jest kandydatką dość przypadkową, która pojawiła się na skutek wycofania się aż trzech poprzednich kandydatów prawicy.

W przeciwieństwie do wielobarwnej Nueva Mayoria, rozciągającej się od komunistów po chadeków, Sojusz dla Chile (Alianza por Chile) składa się jedynie z dwóch głównych partii – konserwatywnej RN i skrajnie prawicowej UDI. Jednak to właśnie prawica zafundowała Chilijczykom niekończącą się „telenowelę przedwyborczą”. Przez długi czas jej naturalnym kandydatem wydawał się Laurence Goldborne. Uwięzienie pod ziemią 33 górników w 2010 roku nie tylko skierowało na Chile uwagę światowych mediów, ale też umieściło w centrum wydarzeń kierującego akcją ratunkową Goldborne’a, dotąd anonimowego ministra górnictwa z UDI. Cieszący się powszechną sympatią społeczną medialny i przystojny kandydat miał być decydującą bronią prawicy w starciu z Bachelet. Jako człowiek z niezamożnej rodziny, który doszedł do stanowiska dyrektora Cencosud (sieci supermarketów i jednego z największych koncernów chilijskich), doskonale pasował też do prorynkowej retoryki administracji Pińery i całej Alianzy. Jednak kiedy sąd, orzekając w sprawie nieprawidłowości w Cencosud, uznał Goldborne’a winnym przestępstw gospodarczych, jego kariera zakończyła się równie gwałtownie, jak się zaczęła.

W tej sytuacji prawica musiała wyłonić nowego kandydata w drodze prawyborów. Zakończyły się one niewielkim zwycięstwem Pablo Longueiry, ministra gospodarki z UDI, nad Andresem Allemandem, ministrem obrony z RN. Wynik prawyborów, zamiast zakończyć polityczną niepewność, doprowadził do otwartej wojny pomiędzy partiami, grożącej rozpadem Alianzy. W rezultacie Longueira wycofał swoją kandydaturę z powodów zdrowotnych, a urażony Allemand odrzucił możliwość kandydowania na prezydenta i zapowiedział samodzielny start do Senatu. Efektem było nominowanie bez większego entuzjazmu minister pracy Evelyn Matthei.

Matthei, która w wyniku konfliktu przeszła niegdyś z RN do UDI, nie ma oddanych sojuszników w żadnej z partii, za to jest silnie kojarzona z popierającym ją i coraz bardziej niepopularnym prezydentem Pińerą. W takim układzie sił kandydatka Alianzy nie miała żadnych atutów w starciu z Bachelet, co wyraźnie oddaje wynik pierwszej tury.

Wystawienie przez prawicę Matthei przeciw Bachelet dodało kampanii prezydenckiej dodatkowego, symbolicznego wymiaru. Obie kandydatki są córkami generałów chilijskich sił powietrznych, którzy po puczu Pinocheta przeciw rządowi Salvadora Allende znaleźli się w przeciwnych obozach.

Generał Alberto Bachelet, wierny obalonemu rządowi, został zamordowany w sali tortur junty na terenie Akademii Sił Powietrznych, której komendantem był wówczas generał Fernando Matthei.

Ponure dziedzictwo junty Pinocheta nieustannie ciąży nad chilijską polityką. W dniu wyborów tysiące Chilijczyków za granicą oddało symboliczne głosy. Symboliczne, ponieważ napisana w czasach dyktatury konstytucja nie dopuszcza udziału w wyborach i referendach poza granicami kraju. Centrolewica postuluje zagwarantowanie prawa głosu każdemu posiadaczowi chilijskiego paszportu, jednak na przeszkodzie stoi brak większości konstytucyjnej w parlamencie. Jej zdobycie utrudnia kolejny spadek po Pinochecie: napisana w ostatnich dniach dyktatury ordynacja wyborcza. Miała ona gwarantować, że „transformacja demokratyczna” nie będzie oznaczać przejęcia całości władzy przez opozycję. Służy temu unikatowy system wyboru deputowanych – ordynacja większościowa w ramach okręgów dwumandatowych. Taki system skazuje oczywiście Chile na zablokowanie sceny politycznej oraz podział parlamentu na dwa równoważące się bloki, z których żaden nie ma większości pozwalającej na reformę ordynacji (72 głosy) ani tym bardziej większości konstytucyjnej (co najmniej 80 głosów). Obecne zwycięstwo Nueva Mayoria, uważane za stosunkowo wysokie, przyniosło jej jedynie 68 deputowanych.

Gdzie (nie) leży droga do zmiany?

Inną pozostałością po poprzednim ustroju jest skrajnie zdecentralizowany system edukacji na wszystkich szczeblach, złożony z niedofinansowanych szkół publicznych i drogich uczelni prywatnych oraz instytucji finansowych udzielających kredytów studenckich. Jego rynkowy i nieegalitarny charakter był przyczyną trwających w ciągu ostatnich dwóch lat gwałtownych protestów uczniowskich i studenckich.

Część ich liderów postanowiła wykorzystać wielotysięczne manifestacje jako bazę dla stworzenia ruchu politycznego na rzecz reformy edukacji i wprowadzić go do parlamentu. Jednak w warunkach dwubiegunowego systemu oznacza to albo nierówną walkę z kartelem politycznym, albo zostanie jego częścią.

Camila Vallejo, charyzmatyczna liderka FECh (organizacji studenckiej na stołecznym uniwersytecie) i niekwestionowana twarz protestów studenckich, nigdy nie ukrywała swoich związków z młodzieżówką Partii Komunistycznej Chile i wystartowała z jej poparciem jako jedna z dwójki kandydatów Nueva Mayoria. W rezultacie z łatwością zdobyła mandat w Santiago, podobnie jak jej towarzyszka partyjna i przewodnicząca organizacji studenckiej na uniwersytecie w Concepcion Karol Cariola, startująca z poparciem komunistów w innym okręgu stołecznym.

Kandydowanie do parlamentu z ramienia jednego z dwóch głównych bloków politycznych wywoływało gwałtowny sprzeciw części ruchu studenckiego. Gorgio Jackson, przedstawiciel radykalnego skrzydła, zapowiedział samodzielny start w jednej z dzielnic Santiago przeciw kandydatom wszystkich partii, z ramienia założonej przez siebie Rewolucji Demokratycznej. Jednak w czasie kampanii wyborczej obaj urzędujący lokalni deputowani Nueva Mayoria, zachęcani przez samą Michelle Bachelet, ogłosili wycofanie się z walki o reelekcję, aby umożliwić Jacksonowi wejście do parlamentu. W rezultacie radykalny lider ruchu studenckiego wystąpił na zaskakującej konferencji prasowej, podczas której zwracał się po imieniu do polityków centrolewicy zapewniających o poparciu dla jego kandydatury. Ostatecznie bez trudności zdobył mandat w lewicującym okręgu, towarzyszyły temu jednak głośne szyderstwa z metamorfozy „kandydata ulicy” w „kandydata salonów”.

Tymczasem Gabriel Boric, następca Vallejo na stanowisku przewodniczącego FECh, który od początku krytykował Vallejo i innych działaczy ruchu za związki z politycznym mainstreamem, wystartował w dalekim okręgu w prowincji Magallanes z ramienia niszowej Lewicy Autonomicznej i samodzielnie zdobył mandat, pokonując m.in. jednego z dwóch kandydatów Nueva Mayoria.

Bilans udziału działaczy studenckich w wyborach jest niejednoznaczny. Z jednej strony stali się oni jednym z głównych tematów kampanii wyborczej, z drugiej kosztem trudnych kompromisów zdobyli jedynie cztery mandaty. Co gorsza, pomimo ich obecności w parlamencie brak większości konstytucyjnej w którymkolwiek z bloków najpewniej uniemożliwi przeprowadzenie istotnych zmian w edukacji.

Trudno się więc dziwić, że rośnie grupa Chilijczyków, którzy nie mają nadziei na zmiany w zablokowanym systemie politycznym. Wyraziła to m.in. Melissa Sepulveda, obecna przewodnicząca FECh, która wezwała stołecznych studentów do absencji wyborczej i zignorowania kandydatur Vallejo, Carioli czy Jacksona, ponieważ „szansa na zmiany nie leży w Kongresie”.

Z kolei w dniu wyborów grupa studentów zademonstrowała brak zaufania dla obietnic centrolewicy, okupując sztab wyborczy Bachelet pod hasłem „Zmiana leży na ulicy, nie w pałacu Moneda”.

Być może najważniejszą cechą tych wyborów była rekordowo niska frekwencja – zaledwie 49% (zazwyczaj bierze w nich udział ponad 70% wyborców). Co charakterystyczne, aż 51% Chilijczyków popiera całkowitą zmianę konstytucji i ordynacji wyborczej, jednak nawet przy tak masowym poparciu dla reformy szanse na jej przeprowadzenie są nikłe. Podobnie 70% Chilijczyków popiera wprowadzenie w pełni darmowej edukacji, a ponad 80% – całkowitą nacjonalizację przemysłu górniczego. Jednak wciąż nie udaje się wskazać, gdzie leży – tyle razy przywoływana w kampanii wyborczej – droga do zmiany.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij