Świat

Amerykanie odkryli istnienie imigrantów bez dokumentów

Huragan Harvey nie jest wyjątkowy dlatego, że po raz pierwszy ofiarami są osoby bez papierów. Harvey jest wyjątkowy, ponieważ nie można już dłużej tych ofiar ignorować.

Przeglądając amerykańskie media można odnieść wrażenie, że w USA odkryto nowy rodzaj ofiary kataklizmu: nieudokumentowanych imigrantów. Ani przy okazji huraganu Katrina, ani w kontekście huraganu Sandy nie wspominano tyle o osobach bez papierów, choć to niemożliwe, by nie było ich wśród ofiar. Tym razem lewicowe Democracy Now!, centrowy „New York Times”, czy nawet nieco bardziej na prawo (ale wciąż cywilizowane) usytuowany „Washington Post” opublikowały materiały specjalnie poświęcone nieudokumentowanym imigrantom.

Chwila refleksji jednak powinna nam uzmysłowić, że tematu nieudokumentowanych imigrantów w kontekście Harveya po prostu nie da się uniknąć.

Nastroje w Teksasie

Powód prozaiczny to silne antyimigranckie nastroje w Teksasie i generalnie w USA. Od czasu objęcia urzędu przez Donalda Trumpa amerykańskie służby imigracyjne agresywnie wyłapywały nieudokumentowanych imigrantów. Te same służby imigracyjne zapowiedziały, że nie zamkną swoich posterunków na terytorium Teksasu, dopóki drogi będą przejezdne.

Do tego Teksas na własną rękę przyjął drakońskie prawo wymierzone w miasta sanktuaria i zobowiązywał lokalnych stróżów prawa do współpracy z federalnymi służbami imigracyjnymi. Prawo to miało wejść w życie pierwszego września, ale zostało tymczasowo zawieszone przez sąd federalny. Mimo to nie było jasne, czy policja, straż graniczna i służby celne nie będą wykorzystywać trudnych warunków spowodowanych przez huragan do wyłapywania imigrantów. Choć agencje federalne i gubernator Teksasu jasno stwierdziły, że banki żywności i noclegownie dla poszkodowanych nie staną się celami nalotów, część imigrantów bez papierów bała się zgłaszać po pomoc.

Nie wspominając już o zachowaniu prezydenta Donalda Trumpa, który już podczas trwania kataklizmu po raz kolejny zagroził doprowadzeniem do tzw. government shutdown, jeśli Kongres nie sfinansuje jego wymarzonego muru na granicy z Meksykiem. Pierwszego września co prawda się z tego wycofał, ale jedynie tymczasowo, co oznacza, że temat powróci, gdy tylko Harvey zniknie z pierwszych stron gazet.

Tania siła robocza

Nie można zapominać, że USA czerpią korzyści z nieudokumentowanej pracy imigrantów i bardzo jej potrzebują w tzw. normalnych czasach. Huragan Harvey spowodował, że będą jej potrzebować jeszcze bardziej.

Nawet za czasów niewolnictwa Stany Zjednoczone polegały na importowanej taniej sile roboczej. Fakt, że pracowników-imigrantów łatwo było się pozbyć, był szalenie istotny, bo pozwalał na czerpanie zysków z ich pracy bez jakichkolwiek zobowiązań ze strony amerykańskiego państwa bądź społeczeństwa.

W skali makro, z jednej strony pozwalało to na łatanie braków siły roboczej w momentach dobrej koniunktury gospodarczej pracownikami z zagranicy. Dodatkowo, imigranci godzili się na pracę w warunkach, w których obywatele USA nie chcieli pracować (fatalne płace i jeszcze gorsze warunki pracy). Z drugiej, w czasach zapaści ekonomicznych stawali się doskonałymi kozłami ofiarnymi, co pozwalało na łatwe przekierowywanie ekonomicznego gniewu białych klas niższych i wykorzystywanie antyimigranckiej retoryki i polityki jako wentylu bezpieczeństwa rozładowującego potencjalnie niebezpieczny gniew klasowy. W skali mikro, ich status prawny dawał pracodawcom możliwości wyzysku, jakich nie mieli w przypadku zatrudniania obywateli USA, a w razie czego zawsze mogli się pracowników-imigrantów pozbywać.

Przypadek imigrantów z Chin

Tak było w przypadku imigrantów z Chin, którzy w czasach boomu gospodarczego byli wykorzystywani do budowy wielkich projektów infrastrukturalnych, takich jak kolej transkontynentalna, czy do pracy w kopalniach złota w Kalifornii. Chińczycy byli dużo gorzej opłacani i godzili się na pracę w dużo gorszych warunkach. Mówi się, że podczas budowy kolei transkontynentalnej zginęło 1200 chińskich robotników.

Gdy dobre czasy się skończyły, Chińczycy stali się kozłami ofiarnymi zabierającymi pracę obywatelom USA. Rezultatem był haniebny Chinese Exclusion Act z 1882, który zabraniał jakimkolwiek przedstawicielom „rasy chińskiej lub mongolskiej” wjazdu na terytorium USA, a tym, którzy mieszkali już w Stanach, uniemożliwiał uzyskanie obywatelstwa (Chinese Exclusion Act i kilka innych ustaw, które to prawo zaostrzały, zostały uznane za konstytucyjne i utrzymywały się w mocy do 1943 roku, gdy zostały zniesione przez Magnuson Act).

Jak robotnicy z Polski pracowali dla Donalda Trumpa

czytaj także

Sytuacja nieudokumentowanych imigrantów z Meksyku i innych krajów Ameryki Łacińskiej jest w pewnym sensie podobna do sytuacji Chińczyków po 1882 roku. Otwarcie rasistowskie prawa, takie jak Chinese Exclusion Act, są niedopuszczalne (albo raczej tak się wydawało do czasu próby przepchnięcia przez Trumpa tzw. muslim ban, który tylko częściowo został zakwestionowany przez Sąd Najwyższy), więc analogiczną funkcję pełni tzw. brak papierów. Nielegalny status pozwala na daleko idący wyzysk i nie obarcza pracodawców żadną odpowiedzialnością.

Pracodawcy i działacze na rzecz praw imigrantów

Oczywiście, najbardziej zyskują pracodawcy zatrudniający nieudokumentowanych imigrantów, ponieważ to oni przywłaszczają sobie wypracowaną przez nich wartość dodatkową. Trzeba jednak wspomnieć, że tzw. „wszyscy” (czyli większość obywateli od wyższych warstw klasy robotniczej przez wszystkie warstwy klasy średniej po klasę wyższą) na tym korzystają, ponieważ nieudokumentowani imigranci wykonują prace, których obywatele nie chcą wykonywać za stawki, których obywatele nie chcą akceptować, utrzymując ceny usług i produktów na niższym poziomie.

(Wynikiem tego są nieraz dziwne koalicje. Działacze na rzecz praw imigrantów często znajdują się po tej samej stronie barykady podczas potyczek ze zwolennikami masowych deportacji co stowarzyszenia pracodawców, którzy korzystają z taniej siły roboczej. I jednym, i drugim zależy na tym, aby nieudokumentowani imigranci mogli pozostać w USA, choć w sposób oczywisty z całkiem odmiennych powodów).

Efekt skali

Specyficzne warunki Teksasu powodują, że nieudokumentowani imigranci są jeszcze istotniejsi. Szacunki mówią, że nieudokumentowana siła robocza w całym Teksasie to około 1,2 miliona osób. W samym Houston, metropolii liczącej trochę ponad 6 milionów mieszkańców, liczbę nieudokumentowanych imigrantów szacuje się na niemal 600 tys. osób. To osiem proc. całej populacji metropolii i dwa razy więcej niż średnia w skali kraju. Dla porównania, na całej Florydzie populację nieudokumentowanych imigrantów szacuje się na niewiele ponad 600 tys. Sama skala nie pozwala na zignorowanie tematu.

Do tego dochodzi gospodarcze znaczenie Teksasu i Houston. Teksas produkuje około 20 proc. Amerykańskiej ropy, Harvey tę produkcję w sporej części wstrzymał. Już pojawiają się informacje o rosnących cenach benzyny, a to może się przełożyć na wzrost cen transportu, co w efekcie może poskutkować generalnym wzrostem cen. Houston jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarczo metropolii w USA z największym portem w kraju, której PKB jest porównywalne z PKB całej Szwecji.

Brak szybkiej odbudowy miasta i infrastruktury do produkcji ropy naftowej, od której całe Stany Zjednoczone są uzależnione, z konieczności odbije się na gospodarce całych Stanów.

Harvey nie jest wyjątkowy dlatego, że po raz pierwszy ofiarami są osoby bez papierów. Harvey jest wyjątkowy, ponieważ nie można już dłużej tych ofiar ignorować. Nieudokumentowana siła robocza będzie niezbędna, bo to z niej rekrutują się pracownicy wykonujący głównie prace ogrodnicze i konstrukcyjne. Mówiąc wprost, praca nieudokumentowanych imigrantów przy odbudowie zniszczeń po huraganie będzie pracą na rzecz całej gospodarki amerykańskiej.

Będzie to praca ludzi, wobec których państwo amerykańskie nie ma żadnych zobowiązań, nie kwalifikują się oni bowiem do jakichkolwiek programów pomocowych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij