Świat

Aleppo. Nic się nie da zrobić?

13 grudnia 2016 roku ludność Aleppo prosi ONZ o możliwość ewakuowania ostatnich pozostałych cywilów.

W Muzeum Historii Bośni i Hercegowiny jest wystawa o oblężonym Sarajewie. Widzowie mogą zobaczyć całkiem nowe jeszcze eksponaty z ponad trzyletniej gehenny mieszkanek i mieszkańców miasta okrążonego przez Serbów i jugosłowiańską armię od kwietnia 1993 roku do jesieni 1996 – amerykańskie puszki z jedzeniem z darów, baniaki na wodę (po którą stało się w kolejkach i stojąc ryzykowało kulę ze snajperskiego karabinu), piecyki kozy ogrzewające ostrzeliwane mieszkania, dziecięce rysunki. Zdjęcia ostrzelanej szkoły, do której chodziły dzieci, rówieśnicy tych od rysunków. Miały wtedy pewnie jakieś 5 albo 7 lat, czyli w sumie tyle, co i ja wtedy, czyli tyle, ile ludzie, którzy wojny bałkańskiej i oblężenia Sarajewa nie pamiętają nawet z telewizji.

Oglądając te przedmioty i rzeczy, listy czy kartki pisane dziecięcą ręką i paskudną, nieznośną, niewyobrażalną codzienność ich rodziców walczących o pozory normalności, jakie chcieli dzieciom zapewnić, nachodziła mnie jedna myśl. Jak to możliwe, że ludzie wtedy – czyli pewnie pokolenie moich rodziców – nie zrobili nic przez 1000 dni, że oglądali bezczynnie, jak po „końcu historii” historia kpi sobie z tego wszystkiego w okrutny sposób, jak w pod koniec XX wieku w Europie giną cywile, a świat żyje czym innym? Tyle że, zdałem sobie sprawę, my właśnie robimy, pokolenie później, to samo.

Kiedy oglądałem wystawę w Sarajewie, oblężenie syryjskiego Aleppo też trwało tak samo długo – niecałe 1500 dni. Oczywiście, nie było tak, że społeczność międzynarodowa nie kiwnęła nawet palcem przez całe oblężenie Sarajewa. Dziennikarze i reporterki zjeżdżali się do stolicy Bośni autokarami, nierzadko inwestując też własne pieniądze w pomoc cywilom, dzieciom, wdowom. Narody, które zawsze hojnie zrzucały się na innych, i tym razem uruchomiły strumień darów. Z Polski ruszył konwój humanitarny do Sarajewa. W 1993 roku do miasta przyjechała Susan Sontag, aby z Bośniakami i Bośniaczkami wystawić Czekając na Godota. Pierwsze zdanie tej sztuki brzmi dokładnie jak morał, który za cenę krwi cywili i postronnych, mieli zrozumieć wszyscy: „Nic się nie da zrobić”. W mniejszym lub większym stopniu wojna w Europie Europy ani nie nawróciła ani nie zmieniła, ani nie przyniosła trwałych lekcji – naiwnością być może byłoby zresztą sądzić, że nawróci, zmieni i nauczy.

Kiedy oglądałem wystawę w Sarajewie, oblężenie syryjskiego Aleppo też trwało tak samo długo – niecałe 1500 dni.

I tak, jak w 1996, w roku 2016 oglądamy nie „koniec historii”, ale jej kolejną iterację, jak zacięty VHS z poprzedniej wojny, który po drodze stracił ziarno, a zyskał jakość HD. Możemy go sobie obejrzeć na Facebooku, a nie w „Wiadomościach” czy innym BBC. W sumie więc nie musimy pamiętać z telewizji, ani wcale pamiętać, mamy to samo i na żywca. W połowie najntisów gadające głowy ekscytowały się, że oglądamy bombardowanie live, w 2016 eksperci od social mediów nie ustają w zachwytach, że atak na Mosul był transmitowany na Facebooku, i to w technologii 360. Mogliśmy na żywo dawać lajka po każdym wystrzale amerykańskiego działa, wow. Jak ta technologia idzie do przodu. Tylko reakcje pozostają jakoś podobne.

Oczywiście, robimy to samo „nic”, co dziennikarze i reporterki, organizacje humanitarne i Susan Sontag 20 lat temu. Jedni starają się pisać i mówić – choć to naprawdę śmiertelnie niebezpieczne – inni nielegalnie przekraczają turecką granicę, by do Aleppo zawieźć jedzenie i pluszaki dla dzieci. I hełmy i gogle, które pomagają zawiązanym przez mieszkańców organizacjom pomocowym – w rodzaju „oddolnie” nominowanych do Nobla Białych Hełmów – wyciągać ludzi spod gruzów w realiach bombardowań i ostrzału.

Organizacje międzynarodowe apelują do tych samych imperiów – Rosji i Stanów – żeby albo zainterweniowały w obronie cywilów, albo przynajmniej, do cholery, przestały pomagać ich zabijać. Imperia chyba jako jedyne zmodyfikowały swoje postępowanie od tych 20 lat – dziś są o tyle mądrzejsze, żeby wiedzieć, że ceny za słuchanie się kogokolwiek płacić się nie kalkuluje. Po co – jak Clintonowie i Jelcynowie – mają cokolwiek robić? Ceną za zrobienie czegoś są dolary i głosy, ceną za niezrobienie tylko cywilna krew.

13 grudnia 2016 roku ludność Aleppo prosi ONZ o możliwość ewakuowania ostatnich pozostałych cywilów, którzy pozostali w strefie atakowanej przez rządowe siły ze wsparciem rosyjskim. Żegnają się z bliskimi za pomocą mediów społecznościowych, wysyłając wiadomość światu. Można czytać na żywo.

Reszta świata zaś, jak w tym Brodskim:

W chwili, gdy strzepujesz pyłek,
jesz posiłek, sadzasz tyłek
na kanapie, łykasz wino –
ludzie giną.

W miastach o dziwacznych nazwach
grad ołowiu, grzmot żelaza:
nieświadomi, co ich winą,
ludzie giną.

W wioskach, których nie wyśledzi
wzrok – bez krzyku, bez spowiedzi,
bez żegnania się z rodziną
ludzie giną.

Ludzie giną, gdy do urny
wrzucasz głos na nowych durni
z ich nie nową już doktryną:
„Nie tu giną”. […]

Josif Brodski Piosenka o Bośni

(przekł. Stanisław Barańczak)

 

**Dziennik Opinii nr 347/2016 (1547)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij