Koniec wakacji to taki mały Nowy Rok: czas na mocne postanowienia i ambitne plany. Zregenerowani przystępujemy do działania, a jest co robić. Wiosną mieliśmy nadzieję, że kilka pilnych spraw załatwi za nas koronawirus, który przejął kontrolę nad światem.
Czuliśmy wtedy, że stoimy na progu nowej epoki, że SARS-CoV2 zmieni oblicze tej ziemi. I co? I nic. Samo się nic nie zrobi. W czasie koronawakacji gładko weszliśmy z pierwszej w drugą falę epidemii i wiemy już, że w kwestii naprawy świata na koronawirusa raczej liczyć nie możemy. Oto pięć spraw niezałatwionych przez COVID-19.
1. Koronawirus nie obalił żadnego krwawego reżimu ani nawet jednego niebezpiecznego prawicowego populisty
W marcu Władimir Putin spotkał się – bez maseczki i bez rękawiczek – z dyrektorem moskiewskiego szpitala, gdzie leczono chorych na COVID-19. Parę dni później okazało się, że dyrektor sam jest zakażony. Niejedna osoba w Rosji i poza nią wstrzymała oddech. Putin jednak jak trwał, tak trwa nadal, a przyjęte w czasie pandemii poprawki do rosyjskiej konstytucji pozwalają mu zostać u władzy przez kolejne dwie długie kadencje.
W kwietniu przez dwa tygodnie Kim Dzong nie pojawiał się publicznie i parę azjatyckich mediów nie oparło się pokusie, by postawić na nim krzyżyk. Wyczekiwano, że na horyzoncie pojawi się jego siostra Kim Jo Dzong i obejmie stery Korei Północnej. W końcu jednak Kim Dzong Un wrócił do świata żywych, cały i zdrowy.
Rosja po epidemii stanie się biedniejsza, ale i bardziej opresyjna
czytaj także
Koronawirus łaskawie traktuje covid-dysydentów – Donalda Trumpa i Jaira Bolsonaro. Ta dwójka spotkała się nawet wiosną, a po spotkaniu w gronie towarzyszących im współpracowników wykryto kilka przypadków infekcji koronawirusem. Oficjalnie jednak ani prezydent USA, ani prezydent Brazylii nie chorowali. Trump i Bolsonaro w powagę sytuacji nie wierzą, ale niestety ich prywatny pogląd na kwestię COVID-19 przekłada się na politykę państwa w obliczu epidemii. To właśnie Stany Zjednoczone i Brazylia biją niechlubne rekordy zachorowań i śmierci spowodowanych wirusem. Mimo to prognozy przed jesiennymi wyborami prezydenckimi w USA nie są jednoznaczne i nie wykluczają kolejnej wygranej Trumpa. A Bolsonaro nawet nie jest w połowie kadencji.
Chyba tylko w przypadku Białorusi istnieje prosty związek między epidemią koronawirusa i niespotykaną dotychczas mobilizacją całego społeczeństwa przeciwko Aleksandrowi Łukaszence. On także nie uwierzył, że COVID-19 to groźna choroba, w ramach profilaktyki zalecał wódkę, banię i traktor, a do tego nabijał się chamsko z ludzi, którzy zmarli z powodu zakażenia. A dzisiaj nie wychodzi z domu bez karabinu.
2. Koronawirus nie ochłodził globalnego ocieplenia
Wiosną szerowaliśmy filmiki z dzikimi zwierzęta spacerującymi po ulicach miast i cieszyliśmy się, że dzięki pandemii przyroda łapie oddech. W duchu eschatologiczno-posthumanistycznym tłumaczyliśmy sobie, że przyroda ukarała nas koronawirusem za to, jak podle obchodzimy się od kilku dekad z planetą, że Matka Ziemia przyszła po swoje.
Oddech był jednak krótki, a część z tych optymistycznych filmików okazała się ordynarnym fejkiem, jak ten o delfinach pływających w kanałach Wenecji. Przez kilka tygodni lockdownu stan planety nie poprawił się ani znacząco, ani trwale. Ziemia nie wystygła od pandemii. Lato znowu przyniosło nam dotkliwą suszę, Syberia płonie, Arktyka wciąż topnieje. Za to nasze proekologiczne postawy i drobne codzienne działania, wypracowywane z takim mozołem, uległy degradacji. Do łask wróciły wszelakiej maści jednorazówki, bo zdrowie jest najważniejsze. Boimy się zbiorkomu, więc na wakacje pojechaliśmy samochodem. I chyba zapomnieliśmy już nawet, jak wygląda ta szwedzka nastolatka, która z troski o klimat jeździ wszędzie pociągami. Klimatyczni aktywiści przegrupowują teraz siły, bo przyroda pod postacią koronawirusa okazała się marnym sojusznikiem.
3. Koronawirus nie cofnął globalizacji
Sprawdźcie, proszę, gdzie wyprodukowano wasze maseczki. W Chinach, aha. Pandemia obnażyła szaleńczą skalę globalizacji i jeśli wcześniej się nad tym nie zastanawialiśmy, to wiosną dotarło do nas, jak wiele towarów krąży bez przerwy po świecie w milionach metalowych kontenerów. W słowniku pojawiło się wyrażenie „globalne łańcuchy dostaw”, które z dnia na dzień zostały zerwane. Koronawirus miał dokonać niemożliwego, zawrócić kijem Wisłę. Miał zatrzymać, a nawet cofnąć procesy globalizacji. Za sprawą pandemii mieliśmy zwrócić się ku lokalnym produktom i wytwórcom, ale fabryki w Azji Wschodniej nie przestały produkować, a my nie przestaliśmy kupować, więc kontenery nadal płyną.
Wbrew przewidywaniom ekspertów epidemia, która przyszła z Wuhan, nie zachwiała poważnie ani wizerunkiem Chin, ani ich handlową potęgą, teraz rozszerzoną o produkcję i eksport maseczek, przyłbic i testów na Sars-CoV-2. Koronawirus nie skłonił też wcale chińskich partnerów w Europie i Azji do wycofania się z inicjatywy Jednego Pasa Jednej Drogi, która sprawia, że kontenery już nie tylko płyną, ale i jadą pociągami, bo tak jest nawet szybciej.
Na razie ludzie mają większe problemy z przemieszczaniem się po świecie niż towary, ruch lotniczy między wieloma państwami jest wciąż wstrzymany. Nie wygląda jednak na to, by pandemia trwale opanowała ten wykwit epoki globalizacji, jakim jest masowa turystyka. Doświadczenie wakacji w Polsce z tradycyjnymi tłumami na plażach i górskich szlakach pokazuje, że w kwestiach podróży jesteśmy jak kłębiąca się lawa. Na razie zamknięta wewnątrz wulkanu, ale gdy tylko przyjdzie ten moment i wulkan wybuchnie, rozlejemy się szeroko po całym świecie.
4. Koronawirus nie obalił kapitalizmu
Pandemia nie doprowadziła do upadku neoliberalnej mutacji kapitalizmu, choć niejeden miał na to wiosną nadzieję. Doprowadziła za to do upadku tysiące mniejszych i większych firm, a lockdown pozbawił tysiące ludzi w Polsce, a miliony na świecie źródła dochodu.
W marcu byliśmy jeszcze skłonni sądzić, że doświadczenie kwarantanny wpłynie na ucywilizowanie się form zatrudnienia, by już nigdy więcej globalna siła wyższa nie pozbawiła ludzi bezpieczeństwa socjalnego. Ale wygląda na to, że rację mieli ci, którzy mówili, że po pandemii będzie tak samo, tylko gorzej. Zamiast pożegnania śmieciówek mamy jeszcze bardziej elastyczne formy pracy, czyli pracę zdalną. Często za obniżoną w ramach tarczy antykryzysowej stawkę. Praca w domu, o której niejedna marzyła przed pandemią, nabiera rumieńców wtedy, gdy towarzyszą nam dzieci pozbawione opieki w szkole lub przedszkolu.
Jeśli wierzyć ekonomistom, to prawdziwy kryzys ekonomiczny wciąż przed nami i na razie nikt nam nie proponuje innego sposobu na wyjście z niego niż jeszcze więcej chciwości i jeszcze więcej konsumpcji. A wszystko to pomnożone przez jeszcze większą skalę cyfrowego uwikłania i cyfrowej kontroli, bo koronawirus najwyraźniej kumpluje się z mogulami z Doliny Krzemowej. Sektor IT dostał dzięki pandemii turbodoładowania, a świat z serialu Black Mirror stał się jeszcze bliższy.
czytaj także
5. Koronawirus nie sprawił, że staliśmy się lepszą wersją siebie
Jak wyglądał wasz dzień w czasie lockdownu? Na pewno tak: Rano joga z trenerką przez instagramowy live. Potem zdrowe, smaczne i pożywne śniadanie, na które przepis pokazywał popularny portal. Po śniadaniu kurs online, udostępniony za darmo przez jeden z czołowych uniwersytetów świata. Potem zajęcia z języka obcego z native speakerem, który przeżywa podobne chwile co wy, tylko gdzieś po drugiej stronie oceanu. Obiad zamówiony przez apkę z jednej z tych knajpek, na przetrwaniu której wam bardzo zależy. Po południu spacer po parku i przy okazji szybkie zakupy w masce i rękawiczkach. Po powrocie do domu chwila na medytację i wyciszenie, transmisja baletu z teatru Bolszoj albo jakaś online-debata o sprawach ważnych, a wieczorem winko przez Zooma z koleżankami. Lekka kolacja i Netflix na dobranoc.
Jeśli wasz dzień wiosną 2020 roku jednak tak nie wyglądał, to sami macie odpowiedź na pytanie, dlaczego koronawirus nie sprawił, że staliście się lepszą wersją siebie. Ktoś nam wkręcił, że czas przymusowej kwarantanny to takie domowe wakacje, bezmiar wolnego czasu, który musimy wykorzystać produktywnie i z korzyścią dla własnego rozwoju. Ten czas wspominamy dzisiaj z pewnym zażenowaniem, bo okazało się, że większość z nas po prostu musiała pracować, niekoniecznie zdalnie, i cieszyć się, że w ogóle praca jest. Ci, którzy zostali w domach, często wychodzili z nich w maju z depresją, stanami lękowymi i bólem kręgosłupa.