Jest rok 2050. Udało nam się ograniczyć emisje gazów o połowę w ciągu każdej kolejnej dekady, począwszy od 2020 roku. Zmierzamy w kierunku świata, którego temperatura do 2100 roku wzrośnie najwyżej o 1,5 stopnia Celsjusza.
W większości miejsc na Ziemi powietrze jest wilgotne i rześkie, nawet w aglomeracjach miejskich. Czujecie się tak, jakbyście spacerowali w lesie, niewykluczone zresztą, że właśnie to robicie. Powietrze jest nawet czystsze niż przed rewolucją przemysłową.
Zawdzięczamy to drzewom. A te rosną wszędzie.
Masowe sadzenie drzew nie było jedynym koniecznym rozwiązaniem, ale dzięki niemu zyskaliśmy na czasie, by skutecznie walczyć z emisją dwutlenku węgla. Dzięki wykorzystaniu funduszy publicznych i przy wsparciu finansowym ze strony korporacji zorganizowano największą kampanię na rzecz sadzenia drzew w historii. Z początku traktowaliśmy to jako praktyczne działanie, pewnego rodzaju strategię walki ze zmianami klimatycznymi poprzez „przeniesienie” węgla: drzewa wchłaniały dwutlenek węgla z powietrza, uwalniały tlen, a węgiel trafiał na powrót tam, gdzie jego miejsce, czyli do gleby. To oczywiście pomogło zniwelować zmiany klimatu, okazało się jednak, że korzyści są znacznie większe. Na poziomie zmysłów znów doświadczamy, zwłaszcza w miastach, kojących uczuć związanych z życiem w miejscu, które na powrót stało się zieloną planetą, co przekuwa się na rzeczywiste zmiany. Nigdy wcześniej nie były one tak przyjaznym miejscem do życia.
Większa liczba drzew i znaczne ograniczenie liczby samochodów sprawiły, że możliwe stało się odzyskanie całych ulic pod uprawę miejską i zapewnienie dzieciom przestrzeni do zabawy.
Ponownie wykorzystano każdą niezabudowaną działkę, wszystkie brudne, niezagospodarowane aleje, i przemieniono je w cieniste zagajniki. Na dachach powstały ogródki warzywne lub kwiatowe. Budynki bez okien, niegdyś pomazane graffiti, teraz porastają dywanami mieniących się zielenią winorośli.
Ruch na rzecz zazieleniania w Hiszpanii zainicjowano, by walczyć z rosnącymi temperaturami. Ze względu na swoje położenie Madryt jest jednym z najsuchszych miejsc w Europie. I choć obecnie miasto zapanowało nad emisją gazów, wcześniej groziło mu zamienienie się w pustynię. Przez efekt „miejskich wysp ciepła” budynki zatrzymują ciepło, a ciemne, wybrukowane powierzchnie absorbują światło słoneczne – temperatury w Madrycie, będącym domem dla ponad 6 milionów ludzi, były o wiele wyższe niż na jego obrzeżach, często oddalonych o zaledwie kilkanaście kilometrów.
Co więcej, zanieczyszczenie powietrza prowadziło do wzrostu liczby przedwczesnych porodów, a wysokie wskaźniki śmiertelności były skutkiem chorób układu krążenia i dróg oddechowych. System opieki zdrowotnej, już przeciążony pojawieniem się chorób tropikalnych, takich jak denga czy malaria, sprawił, że przedstawiciele rządu, obywatele i obywatelki połączyli siły. Madryt dołożył wszelkich starań, by ograniczyć liczbę pojazdów w mieście, a wokół niego stworzyć „zieloną strefę” z jej chłodzącymi, dotleniającymi i oczyszczającymi powietrze właściwościami.
Popkiewicz: Polska musi przestać trzymać się zębami węglowej futryny
czytaj także
Skwery wyłożono chłonnymi materiałami, by absorbowały deszczówkę, wszystkie czarne dachy przemalowano na biało, a wolne przestrzenie wypełniono roślinnością. Rośliny tłumiły hałas, produkowały tlen, osłaniały południowe ściany budynków, ocieniały chodniki i uwalniały do powietrza parującą wodę. Ten ogromny wysiłek okazał się niezwykle skuteczny; wkrótce podobne rozwiązania stosowano na całym świecie.
Gospodarka Madrytu wystrzeliła w górę, ponieważ wiedza ekspercka mieszkańców ulokowała miasto w czołówce znawców nowego przemysłu.
*
W wielu miastach dostrzeżono, że niższe temperatury poprawiają jakość życia. Wciąż istnieją dzielnice biedy, ale w większości miejsc drzewa przeciwdziałające wzrostowi temperatur sprawiły, że wszystkim żyje się o niebo znośniej.
Zredefiniowanie i zmiana struktury dużych skupisk miejskich były konieczne do rozwiązania zagadki zmian klimatu. Niezbędne były jednak również dalsze kroki, co oznaczało, że działaniami mającymi na celu odbudowę środowiska przyrodniczego musiały zostać objęte tereny sięgające daleko poza aglomeracje miejskie. Obecnie lasy pokrywają 50 procent powierzchni Ziemi, a rolnictwo ewoluowało w kierunku sadownictwa. W rezultacie wiele krajów jest nie do odróżnienia – w dobrym znaczeniu tego słowa. Chyba nikt nie tęskni za rozległymi równinami i monokulturami. Teraz porastają je cieniste zagajniki drzew orzechowych i owocowych oraz obszary leśne poszatkowane ciągnącymi się kilometrami pastwiskami i parkami, nowymi rajskimi ogrodami dla zregenerowanych populacji zapylaczy.
Szczęśliwie dla 75 procent ludności zamieszkującej tereny miejskie pejzaże interioru przecinają trakcje nowych elektrycznych kolei. W Stanach Zjednoczonych sieć ekspresowych połączeń kolejowych na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu w dużej mierze wyparła wewnętrzne połączenia lotnicze i udostępniono trasy ze Wschodniego Wybrzeża do Atlanty i Chicago.
Ponieważ czas lotów się wydłużył ze względu na ograniczenia zużycia paliwa, błyskawiczne jak pociski pociągi pasażerskie docierają do celu nie tylko szybciej, ale też całkowicie bezemisyjnie. Inicjatywa na rzecz Kolei w Stanach Zjednoczonych stanowiła ogromny projekt publiczny, który przez dekadę mocno stymulował gospodarkę kraju. Dzięki zastępowaniu setek kilometrów autostrad międzystanowych nowym systemem transportu powstały miliony stanowisk pracy – dla ekspertów i ekspertek od technologii kolei, inżynierów i inżynierek oraz budowniczych, którzy zaprojektowali i wznieśli biegnące nad ziemią trakcje kolejowe omijające tereny zalewowe. Ten ogromny projekt pomógł przekwalifikować i zatrudnić wiele osób zmuszonych do zmiany miejsca zamieszkania ze względu na upadającą gospodarkę opartą na paliwach kopalnych. Dla młodszych pokoleń pracownic i pracowników oznaczało to ekscytujące i zupełnie nowe doświadczenia zawodowe w obszarze nowej gospodarki klimatycznej.
Bal na Titanicu, czyli jak Bełchatów odchodzi od węgla (choć jeszcze o tym nie wie)
czytaj także
*
Równolegle do nakładów pracy i wysiłku sektora publicznego trwał coraz odważniejszy wyścig, by wykorzystać potencjał odnawialnych źródeł energii. Główny element zmiany w kierunku zerowych emisji gazów cieplarnianych stanowiła koncentracja na elektryczności; osiągnięcie tego celu wymagało nie tylko kompleksowych napraw istniejącej infrastruktury, ale również zmian strukturalnych.
Do pewnego stopnia rozmontowanie sieci elektrycznej i decentralizacja energii okazały się łatwe. Nie spalamy już paliw kopalnych. W niektórych krajach, wystarczająco bogatych, by mogły sobie pozwolić na drogie technologie, istnieją elektrownie jądrowe, ale w większości przypadków pozyskujemy dziś energię ze źródeł odnawialnych opartych na wietrze, promieniach słonecznych, geotermalnych i wodnych rozwiązaniach.
Wszystkie domy i budynki produkują elektryczność na własny użytek – każdą wolną powierzchnię pokrywa farba solarna zawierająca miliony nanocząsteczek, które zbierają energię ze światła słonecznego, a każdy wietrzny punkt posiada zainstalowaną turbinę wiatrową. Jeśli mieszkacie na szczególnie słonecznym lub wietrznym wzgórzu, wasz dom może produkować więcej energii, niż jesteście w stanie zużyć. Wówczas nadprogramowa energia odprowadzana jest do małej sieci elektrycznej. Ponieważ koszty spalania nie istnieją, energia jest darmowa. Jest jej też zdecydowanie więcej i wykorzystujemy ją efektywniej niż kiedykolwiek w przeszłości.
Inteligentne technologie zapobiegają niepotrzebnemu zużyciu energii, a mechanizmy wyposażone w sztuczną inteligencję wyłączają nieużywane urządzenia i maszyny. Wydajność systemu przekłada się, być może z kilkoma wyjątkami, na jakość naszego życia – ona nie tylko nie ucierpiała, ale w wielu obszarach się podniosła.
Dla państw rozwiniętych zakrojone na szeroką skalę przejście na energię odnawialną było niekiedy niewygodne, ponieważ często obejmowało modernizację starej infrastruktury i wypracowanie nowych nawyków. Ale dla krajów rozwijających się był to początek nowej ery. Większość urządzeń koniecznych do rozwoju gospodarczego i walki z ubóstwem została wybudowana zgodnie z nowymi standardami, takimi jak niska emisja węgla i duża wytrzymałość. Miliard mieszkańców obszarów peryferyjnych, w których na początku XXI wieku nie było dostępu do elektryczności, teraz korzysta z własnych zasobów energii produkowanej przez panele słoneczne umieszczone na dachu domu lub generowane przez wiatr i pochodzące z minisieci danej społeczności.
Ta nowa zmiana stała się zalążkiem wielu, wielu innych. Całe populacje doświadczyły ogromnego postępu wraz z polepszeniem warunków sanitarnych, dostępem do edukacji i ochrony zdrowia. Ludzie, którzy kiedyś mierzyli się z brakiem dostępu do czystej wody, są teraz w stanie zapewnić ją swoim rodzinom. Dzieci mogą się uczyć po zmierzchu. Kliniki zaś mogą sprawnie funkcjonować.
Czystsze powietrze, tańsza energia i lepszy klimat to kwestia woli politycznej
czytaj także
Domy i budynki na całym świecie są oparte na zrównoważonym modelu, a ich zasoby energii zdecydowanie przekraczają zapotrzebowanie. Dla przykładu: wszystkie domostwa zbierają obecnie deszczówkę i same rozporządzają zużyciem wody. Odnawialne źródła energii elektrycznej umożliwiły lokalne odsalanie wód, co oznacza, że czysta woda pitna może być teraz produkowana na żądanie w każdym zakątku świata. Wykorzystujemy ją również do nawadniania ogrodów hydroponicznych, w toaletach i pod prysznicem.
Ogólnie rzecz ujmując, udało nam się odbudować, zreorganizować i zrestrukturyzować nasze otoczenie w taki sposób, aby możliwe było życie na bardziej lokalnym poziomie. Choć ceny prądu znacząco spadły, przedkładamy rozwiązania bardziej nastawione na lokalność nad długie dojazdy w odleglejsze miejsca. Dzięki lepszej łączności wiele osób pracuje zdalnie, co pozwala na większą elastyczność pracy, zyskujemy też czas dla siebie.
*
Wzmacniamy lokalne społeczności. W dzieciństwie znaliście sąsiadów tylko z widzenia. Obecnie, by uczynić życie tańszym, czystszym i bardziej zrównoważonym, skupiacie się na bardziej lokalnych rozwiązaniach. Czynności niegdyś wykonywane indywidualnie, takie jak sadzenie warzyw, gromadzenie deszczówki czy kompostowanie, teraz stanowią wspólną sprawę.
Dzielimy się zasobami i odpowiedzialnością za nie. Z początku stawialiśmy opór tej w s p ó l n o t o w o ś c i – przywykliśmy przecież do działania w pojedynkę i w zaciszu swojego domu. Ale dość szybko poczucie koleżeństwa i zupełnie nieoczekiwana sieć wzajemnego wsparcia zaczęły być czymś, co cieszy, czymś godnym pochwały. Dla większości nowe okoliczności okazały się receptą na szczęście.
Produkcja żywności i zaopatrzenie stanowią ważną część wspólnotowego wysiłku. Kiedy stało się jasne, że musimy zrewolucjonizować uprzemysłowione rolnictwo, szybko przestawiliśmy się na regeneracyjne metody upraw, mieszanie roślin wieloletnich, zrównoważony wypas i większy płodozmian w wielkich gospodarstwach oraz coraz częstsze poleganie wspólnot na małych gospodarstwach rolnych. Zamiast w wielkopowierzchniowych sklepach spożywczych, zaopatrywanych w żywność transportowaną z miejsc oddalonych o setki lub nawet tysiące kilometrów, nabywacie większość produktów z małych, lokalnych farm i od lokalnych producentów.
„Czy po nas już tylko czarna dziura zostanie?” Rolnicy patrzą w przyszłość
czytaj także
Wspólnoty mieszkaniowe, sąsiedzi, a nawet bliższe i dalsze rodziny tworzą kooperatywy spożywcze – w ten sposób w żywność zaopatruje się dziś większość ludzi. Jako jednostka organizacyjna zapisują się na cotygodniowy odbiór, a następnie dystrybuują produkty wśród członków i członkiń swojej grupy. Dystrybucja, koordynacja i zarządzanie są obowiązkami wszystkich zrzeszonych, co oznacza, że w jednym tygodniu możecie zostać przypisani do rozwożenia jedzenia z sąsiadką z dołu, a w następnym z sąsiadem mieszkającym piętro wyżej.
Choć wspólnotowe podejście do produkcji żywności stanowi bardziej zrównoważone rozwiązanie, jedzenie jest wciąż drogie i pochłania około 30 procent budżetu domowego, dlatego koniecznością jest prowadzenie własnego ogródka warzywnego. Można odnieść wrażenie, że jedzenie rośnie teraz wszędzie – w ogrodach społecznych, na dachach, w szkołach, a nawet na zwisających z balkonów pionowych grządkach.
Kiedy zaczęliśmy sadzić własne warzywa i owoce, uświadomiliśmy sobie, że żywność jest kosztowna, ponieważ taka powinna być – w końcu jej uprawa pochłania cenne zasoby: wodę, glebę, naszą energię, czas. Z tego powodu wymagająca największej ilości zasobów żywność – białko zwierzęce i nabiał – niemalże zniknęła z naszej diety. Ale jej odpowiedniki pochodzenia roślinnego są tak smaczne, że wielu z nas nawet nie zauważa nieobecności mięsa i nabiału w naszych codziennych posiłkach. Większość dzieci nie może wręcz uwierzyć, że kiedyś zabijaliśmy zwierzęta, by je jeść. Ryby są wciąż dostępne, ale wyłącznie hodowlane, a ich odławianiem zarządza się znacznie sprawniej dzięki lepszym technologiom. […]
Nie znamy prawdziwej wartości jedzenia. Kupujemy dużo i tanio [rozmowa]
czytaj także
*
Duch czasu zmienił się całkowicie, w naszym podejściu do świata zaszła głęboka przemiana. Nieoczekiwanie ewoluowała też nasza empatia wobec innych.
Kiedy w 2020 roku dzwony zaczęły bić na alarm, w dużej mierze dzięki ruchom młodych ludzi, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że cierpieliśmy na nadmierny konsumpcjonizm, współzawodnictwo i chciwe dbanie wyłącznie o własne interesy.
Przywiązanie do tych „wartości”, pogoń za zyskiem i statusem doprowadziły do tego, że doszczętnie zdewastowaliśmy nasze środowisko. Jako gatunek pozostawaliśmy poza jakąkolwiek kontrolą i niemalże doprowadziło to do upadku świata. Dłużej jednak nie mogliśmy nie dostrzegać – w bardzo materialnym, geofizycznym wymiarze – że pogarda dla regeneracji, współpracy i wspólnotowości prowadzi do nieuchronnej katastrofy.
Wyplątanie się z tej spirali samozniszczenia byłoby niemożliwe, gdybyśmy nie zmienili swojego podejścia i nie ustawili inaczej priorytetów, gdybyśmy nie zdali sobie sprawy z tego, że to, co służy ludzkości, idzie w parze z tym, co służy Ziemi. Najgłębszą i najbardziej fundamentalną zmianą było to, że wspólnie – jako obywatele i obywatelki, firmy, korporacje i rządy – zaczęliśmy stosować się do nowej zasady: „Czy jest to dobre dla ludzkości, niezależnie od tego, czy przynosi zyski, czy nie?”.
Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!
czytaj także
Kryzys spowodowany zmianami klimatu na początku wieku wybił nas ze stuporu. Kiedy ciężko pracowaliśmy, by odbudować naturalne środowisko i odpowiednio o nie zadbać, naturalną konsekwencją było też traktowanie siebie nawzajem z większą uważnością i dbałością. Zrozumieliśmy, że podtrzymanie naszej ciągłości gatunkowej polega na czymś więcej niż tylko na próbach uchronienia nas przed ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Chodzi przede wszystkim o życzliwe podejście, dbałość o planetę i o siebie nawzajem. Kiedy rozpoczynaliśmy walkę o losy ludzkości, myśleliśmy wyłącznie o przetrwaniu gatunku, w pewnym momencie jednak uświadomiliśmy sobie, że chodzi tu też o miarę n a s z e g o c z ł o w i e c z e ń s t w a.
Wyszliśmy z kryzysu klimatycznego jako dojrzalsi członkowie wspólnoty życia, zdolni nie tylko do odbudowy ekosystemów, ale też do rozwoju drzemiącego w nas potencjału ludzkiej siły i umiejętności rozpoznania. Ludzkość była skazana na wyginięcie w takim stopniu, w jakim w ten scenariusz wierzyła.
Naszym największym osiągnięciem jest przezwyciężenie przekonania, że nic nie można było z tym zrobić.
*
Fragment książki Christiany Figueres i Toma Rivetta-Carnaca, współprowadzących negocjacje podczas historycznego porozumienia paryskiego w 2015 roku, Przyszłość zależy od nas. Przewodnik po kryzysie klimatycznym dla niepoprawnych optymistów, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej w przekładzie Aleksandry Szymczyk. Pominięto przypisy.
Piszemy o kryzysie klimatycznym:
Christiana Figueres – polityczka z 35-letnim doświadczeniem w zakresie polityki krajowej, międzynarodowej i negocjacji wielostronnych. W latach 2010–2016 pełniła funkcję Sekretarz Wykonawczej Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. Jest córką trzykrotnego prezydenta Kostaryki.
Tom Rivett-Carnac – ekspert w dziedzinie międzynarodowej dyplomacji, polityki energetycznej i zmian klimatu.