Rosnące stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze powoduje pożary, a te uwalniają do atmosfery jeszcze więcej gazów. W ten sposób zmiana klimatu sama się napędza i nieustannie przyspiesza.
To był ponury rekord. 20 czerwca 2020 roku słupek rtęci w Wierchojańsku na Syberii pokazał 38 stopni Celsjusza. Nigdy dotąd nie notowano w Arktyce tak wysokiej temperatury. Z falami ciepła nadeszły pożary. W początkach sierpnia codziennie wykrywano ich aż 600. Część pożarów, która wybuchła w drugim tygodniu czerwca, wciąż trwała na początku września.
Według naukowców z Kopernikańskiego Ośrodka Monitorowania Atmosfery emisje dwutlenku węgla z tych pożarów wzrosły o ponad jedną trzecią w porównaniu z 2019 rokiem. Ocenia się, że między styczniem a sierpniem uwolniły do atmosfery 244 megatony CO₂. A przecież już ubiegłoroczne lato przyniosło w Arktyce rekordowe temperatury i pożary. Fakt, że w tym roku skala zjawisk jest jeszcze większa, przysparza naukowcom zmartwień. Co to oznacza dla Arktyki, dla zmiany klimatu i dla świata?
Wcześniej, niż się spodziewaliśmy?
Nawet jeśli uwzględnimy zmiany klimatu, to tak silna fala letnich upałów, z jaką mieliśmy do czynienia w 2020 roku, powinna zdarzać się średnio rzadziej niż raz na 130 lat. Do połowy lat 90. nie prowadzono właściwie systematycznych obserwacji pożarów w Arktyce; nie ma jednak żadnych dowodów na to, by pożary tak silne jak obecne występowały przed wprowadzeniem stałego monitorowania.
Wyższe temperatury na całym świecie prawdopodobnie przyczyniają się do tego, że pożary lasów wybuchają częściej i trwają dłużej. Jednak modelowanie występowania, przebiegu i czasu trwania takich pożarów nastręcza trudności.
Naukowcy pracujący z tymi modelami koncentrują się na próbach przewidzenia warunków sprzyjających takim ekstremalnym zjawiskom – na przykład wysokich temperatur i silnych wiatrów. Z używanych obecnie modeli klimatycznych wynika, że tak ekstremalne temperatury lata, jakie obserwowano w bieżącym roku w Arktyce, były mało prawdopodobne w pierwszej połowie XXI wieku. Oznaczałoby to, że tempo zmian wyprzedza przewidywania nauki o całe dziesięciolecia.
Chociaż więc modele klimatyczne rzeczywiście przewidują nasilanie się wysokich temperatur i częstsze występowanie warunków sprzyjających pożarom, alarmujące jest to, że już teraz pożary są tak potężne, że nawiedzają ten sam obszar drugi rok z rzędu oraz że są pochodną warunków, których spodziewaliśmy się dopiero w dość odległej przyszłości.
Sprzężenie zwrotne
Co zatem powoduje tak szybkie zmiany? W ostatnich dziesięcioleciach na większości północnych obszarów globu temperatury rosną szybciej niż gdziekolwiek indziej na Ziemi. Obszar okołobiegunowy ogrzewa się w tempie ponad dwukrotnie większym od średniej planetarnej. Szczególnie gorące i wysuszone stają się obszary oddalone i słabo zaludnione, tundry i torfowiska, gdzie ogień ma pod dostatkiem paliwa.
Te ekstremalne zjawiska są również głęboko niepokojącym dowodem na działanie klimatycznej pętli sprzężenia zwrotnego – błędnego koła, którego powstanie wraz z ocieplaniem się klimatu przewidywaliśmy. Rosnące stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze przyczynia się do zjawisk – takich jak właśnie pożary – które uwalniają do atmosfery jeszcze więcej tychże gazów. W ten sposób zmiana klimatu sama się napędza i nieustannie przyspiesza.
czytaj także
Rekordowe emisje CO₂ uwolnione w tegorocznych pożarach Arktyki sprawią, że w przyszłości będzie jeszcze goręcej. Popiół i inne pyły z tych pożarów osiądą w końcu na śniegu i lodzie – a te, pokryte ciemniejszą warstwą, silniej pochłaniającą światło słoneczne, będą jeszcze łatwiej topnieć.
Zmiana klimatu nie jest bezpośrednią przyczyną tegorocznych pożarów tundry, ale przyczynia się do stworzenia warunków, w których te pożary stają się bardziej prawdopodobne. Bez wywołanej przez człowieka zmiany klimatu tak ekstremalne temperatury i pożary, z jakimi mamy do czynienia w bieżącym roku w Arktyce, byłyby niemal niemożliwe. Te zjawiska wzmacniają się wzajemnie.
Klimatyczna linia frontu
Słowo „Arktyka” nie przywodzi nam na myśl pożarów tundry i fal upałów – raczej bezkresny śnieg i długie, bezlitosne zimy. Ta Arktyka zmienia się na naszych oczach. Za wcześnie jeszcze, by stwierdzić, czy letnie upały w bieżącym i ubiegłym roku zostaną z nami na stałe i czy w Arktyce będzie trwać nieustanny „alert pożarowy”. To mogą ustalić jedynie obserwacje w znacznie większej skali czasu.
czytaj także
Te bezprecedensowe zjawiska pokazują jednak już dzisiaj, że wywołane działalnością człowieka zmiany nadchodzą szybciej, niż zakładaliśmy. Skoro modele klimatyczne przewidują, że już dziś gorące i podatne na pożary obszary planety będą stawać się jeszcze gorętsze, to z tegorocznych rekordów temperatur płyną niepokojące wnioski.
Arktyka jest dziś klimatyczną linią frontu. Zjawiska, które obserwujemy tu po raz pierwszy, należą do najszybszych i najgwałtowniejszych efektów zmiany klimatu. Ich druzgocące skutki – od rekordowych emisji dwutlenku węgla, doszczętnie spalonych lasów i wypalonej ziemi, po topniejącą wieczną zmarzlinę – mogą zapowiadać, co czeka całą planetę.
***
Christopher J. White jest wykładowcą inżynierii środowiskowa na Uniwersytecie Strathclyde.
**
Tekst ukazał się na stronie The Conversation, na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.