Lorenc: Wyciągnąć to, co się chowa pod powierzchnią

Badania przeprowadzone na zwierzętach pozwalają oszacować, że po zjedzeniu 20 kg łysiczki lancetowatej ryzyko zgonu wynosi ok. 50 proc. A spożycie takiej ilości jest de facto niemożliwe.
Maciej Lorenc. Fot. Jakub Szafrański. Ilustracja: Masia Dębska

Wielu psychiatrów, którzy są zainteresowani terapią z użyciem psychodelików, opiera ją na przekonaniu, że istnieje tzw. inner healer, czyli wewnętrzny uzdrowiciel. Mniej poetycko to po prostu pewien mechanizm samoregulacji, który ma każde z nas – mówi Maciej Lorenc, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego, autor książek „Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny” i „Czy psychodeliki uratują świat?”.

Dawid Krawczyk: Wyobraźmy sobie taką sytuację: choruję na depresję lekooporną, od dobrych kilku lat nic mi nie pomaga. Kolejne leki, które dostaję od psychiatrów, okazują się nieskuteczne. W internecie znajduję artykuł, w którym czytam o obiecujących wynikach badań nad wykorzystaniem psylocybiny w leczeniu depresji. Chciałbym tego spróbować. Mogę to zrobić gdzieś w Polsce?

Maciej Lorenc: Legalnie i bezpiecznie? Nie. Terapia z wykorzystaniem psychodelików nie jest obecnie w Polsce dostępna, ale badania nad ich potencjałem leczniczym trwają, a wyniki są całkiem obiecujące. Mógłbyś natomiast podjąć terapię z użyciem esketaminy. Nie jest to typowy psychodelik, ale Polska jest jednym z niewielu krajów, które zdecydowały się refundować taką terapię pacjentom z depresją lekooporną. Używa się jej w depresji lekoopornej, czyli takiej, która nie osłabła po bezowocnych próbach leczenia co najmniej dwoma konwencjonalnymi lekami (np. z grupy SSRI).

A gdzie prowadzone są te obiecujące badania nad psychodelikami?

Przede wszystkim na Johns Hopkins University w USA i Imperial College London w Wielkiej Brytanii, ale też w wielu innych krajach, zwłaszcza Szwajcarii, Kanadzie czy Australii. Prowadzi się je również tuż za naszą zachodnią granicą – w Niemczech i Republice Czeskiej.

Psychodeliki nie działają jak leki, do których się przyzwyczailiśmy

To może tam bym mógł się zapisać jako uczestnik takich eksperymentalnych badań.

Obawiam się, że to mało prawdopodobne. Nabór uczestników badań klinicznych nad psychodelikami przeważnie polega na tym, że psychiatrzy rekrutują ich spośród dostępnych pacjentów, którzy spełniają określone kryteria i wyrażają zainteresowanie eksperymentalną kuracją. Raczej nie szuka się ich poprzez ogólnodostępne formularze zgłoszeniowe. Legalnie z psychodelików poza kontekstem badawczym można jednak korzystać chociażby w Holandii, gdzie psylocybina jest dozwolona w formie sklerocjum – czyli przetrwalnikowej formy niektórych grzybów. Po drugiej stronie oceanu, w stanie Oregon w USA, przyjęto natomiast regulacje prawne, które pozwalają na funkcjonowanie ośrodków oferujących sesje z psylocybiną, nadzorowane przez licencjonowanych opiekunów. Aby wziąć w nich udział, nie trzeba mieć zdiagnozowanego żadnego zaburzenia. To pierwsze miejsce na świecie, które zdecydowało się na takie prawo. Niedługo dołączy do niego stan Kolorado i prowincja Alberta w Kanadzie. Oprócz tego od lipca tego roku psychiatrzy w Australii mogą przepisywać psylocybinę pacjentom z depresją lekooporną.

Ale na pewno w Polsce działa jakaś szara strefa, w której mógłbym umówić się na sesję terapeutyczną po grzybach. W końcu zawód psychologa jest zupełnie nieuregulowany prawnie.

Takie miejsca działają, ale warto pamiętać, że z uwagi na swój nieoficjalny charakter mogą stwarzać przestrzeń dla potencjalnych nadużyć. Poczynając od finansowych, na emocjonalnych i seksualnych kończąc.

Wróćmy do tego potencjalnego pacjenta, o którym wspomniałeś na samym początku. Wyobrażam sobie, że ktoś taki może być zdesperowany i gotów jest podjąć każdą terapię, która da choć cień szansy na wyleczenie z ciągnącej się latami depresji. Terapeuta podający substancję psychoaktywną poza jakąkolwiek kontrolą stawia się w pozycji ogromnej władzy nad pacjentem. Zdesperowaną osobę łatwiej też naciągnąć i zaproponować jej nawet kilkukrotnie zawyżoną cenę takiej usługi.

Do Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego zgłaszali się pacjenci poszkodowani w takich nielegalnych terapiach z użyciem psychodelików?

Nie mieliśmy takich zgłoszeń, co pozwala sądzić, że nie jest to proceder o dużej skali. Docierały do nas co najwyżej plotki o takich sytuacjach. Warto przy okazji wspomnieć, że w przypadku psylocybiny mówimy o bardzo znikomym ryzyku jakichkolwiek szkód fizycznych. Bardzo trudno byłoby ją przedawkować.

Najbardziej niebezpieczny narkotyk? „Nie wiem, co zażyłem”

W książce Grzybobranie. Kulturowa historia psylocybiny wyliczasz, że osoba ważąca 70 kg musiałaby zjeść ok. 20 kg łysiczki lancetowatej, żeby umrzeć. To chyba fizycznie niemożliwe, prawda?

Badania przeprowadzone na zwierzętach pozwalają oszacować, że po zjedzeniu tych 20 kg surowych grzybów ryzyko zgonu wynosi ok. 50 proc. A spożycie takiej ilości jest de facto niemożliwe.

Skoro to ustaliliśmy, to powiedz mi, proszę, jak wygląda taka porządna, legalna sesja terapeutyczna z użyciem psylocybiny.

Każdy z zespołów badawczych ma trochę inny protokół, ale co do zasady proces kuracji psychodelicznej można podzielić na trzy kluczowe etapy. Pierwszy to przygotowanie, drugi to sesja psychoterapeutyczna, a trzeci to integracja. W czasie przygotowania najważniejsze jest odsianie osób, którym przyjęcie psychodelików mogłoby zaszkodzić.

Czyli kogo?

Chodzi głównie o osoby z zaburzeniami psychotycznymi albo z predyspozycjami do zaburzeń psychotycznych. Jeżeli w rodzinie były przypadki schizofrenii, to jest powód, żeby wykluczyć potencjalnego pacjenta z takiego badania. Podobnie jest z chorobą afektywną dwubiegunową (CHAD), chociaż warto odnotować, że ruszyły również eksperymentalne badania nad wykorzystaniem psychodelików w terapii osób z CHAD. Zaburzenia osobowości, takie jak borderline, też są przeciwwskazaniem do wzięcia udziału w tego typu sesji. Oprócz tego jest nim niewydolność jakiegokolwiek narządu, np. wątroby czy nerek.

Co nauka mówi o psychodelikach?

To cały etap przygotowania?

Nie. Po wstępnej kwalifikacji na badanie klient lub klientka są informowani, jakiego rodzaju doświadczenia mogą pojawić się po przyjęciu psylocybiny. To może być np. zanik granic własnego ciała. Pacjenci często doznają rozpuszczenia swojego codziennego „ja”. Niektórzy odczuwają to jako zjednoczenie z całym wszechświatem, naturą, innymi ludźmi. Dla innych to samo uczucie skutkuje silnym lękiem przed zniknięciem. Doświadczenie tego, że tracimy tę codzienną tożsamość, potrafi wywołać dyskomfort. Dlatego tak ważne jest, żeby pacjenci byli zawczasu poinformowani, czego mogą doświadczyć pod wpływem substancji psychodelicznej.

Jak rozpoczyna się etap sesji?

Pacjent pod opieką dwojga terapeutów przyjmuje psychodelik – w większości współczesnych badań jest to syntetyczna psylocybina w kapsułkach, ale w ośrodkach w Oregonie używa się wysuszonych i sproszkowanych grzybów. Zakłada się opaskę na oczy, a na uszy słuchawki ze spokojną muzyką. W pomieszczeniu powinno być cicho, wygodnie, powinien być zapewniony dostęp do toalety. Terapeuci zachęcają, żeby ograniczyć komunikację werbalną i skierować uwagę do swojego wnętrza.

A w zasadzie to dlaczego?

Wielu psychiatrów, którzy są zainteresowani terapią z użyciem psychodelików, opiera ją na przekonaniu, że istnieje tzw. inner healer, czyli wewnętrzny uzdrowiciel. Mniej poetycko to po prostu pewien mechanizm samoregulacji, który ma każdy z nas. Psychodeliki mają za zadanie zapewnić odpowiednie warunki do działania temu mechanizmowi. Z kolei zadaniem terapeutów jest doglądanie pacjenta i zadbanie o to, żeby te kilka godzin przebiegło bezpiecznie.

Jak nie zrobić sobie krzywdy narkotykami? Zajrzyj do podręcznika

Co dzieje się po tych kilku godzinach?

Najlepiej byłoby, jakby pacjenta lub pacjentkę odebrała bliska osoba. Następnych kilka tygodni to regularne sesje terapeutyczne, które mają za zadanie zintegrować to, co ukazało się pacjentowi lub pacjentce po przyjęciu psychodelików.

A co mogło się ukazać?

Pacjent może na przykład dojść do wniosku, że jest nieszczęśliwy w swoim małżeństwie albo w życiu zawodowym. Wcześniej nie dopuszczał do siebie tej myśli, bo była zbyt trudna do przyjęcia. Psychiatrzy zajmujący się terapią z użyciem psychodelików zalecają, żeby przez kilka miesięcy po przyjęciu substancji nie podejmować żadnych istotnych decyzji życiowych. Ludzie w czasie sesji mogą doznać bardzo głębokich wglądów w siebie, dostrzec coś, co im wcześniej umykało. To z kolei może być impuls do działania: rozstania, rzucenia pracy czy wyprzedania całego majątku i ruszenia w podróż dookoła świata. Nie zawsze taki radykalny krok jest właściwy – po to właśnie są spotkania mające na celu integrację doświadczenia psychodelicznego.

Wytłumacz mi, jak to działa, że ktoś jest w nieszczęśliwym małżeństwie, nie dostrzega tego wcale, idzie na sesję terapeutyczną, przyjmuje psylocybinę i nagle myśl, że małżeństwo nie działa, staje się oczywista?

Nie ma jednej prostej odpowiedzi na to pytanie. Badacze psychodelików wskazują często na to, że po przyjęciu psylocybiny łatwiej nam zmienić perspektywę, ponieważ dochodzi do konkretnych zmian w mózgu, a dokładniej do obniżenia aktywności tzw. default mode network, która w dużym uproszczeniu odpowiada za konsolidowanie poczucia „ja”.

Nie tylko reklamy. Oznaczenia „alkohol tylko dla dorosłych” też muszą zniknąć

Chodzi o to, że jak wstaję z łóżka, to wiem, jak się nazywam, skąd pochodzę, z kim jestem w relacji, kim są moi rodzice?

Między innymi o to. Dzięki tej sieci wiesz również, co robiłeś w ostatni weekend oraz co planujesz w najbliższych dniach. Przyjęcie psychodelików tymczasowo osłabia to poczucie, przez kilka godzin jesteśmy znacznie mniej osadzeni w swojej codziennej tożsamości. A w efekcie dysponujemy większą elastycznością psychologiczną. Możemy przyjrzeć się swoim myślom, emocjom i zachowaniom z większego dystansu i z większą wyrozumiałością.

Czyli jakbym był w tym nieszczęśliwym małżeństwie, to możliwe, że na co dzień wypierałbym myśli o tym, że nie daje mi ono szczęścia, bo uderzałyby one w moje poczucie tożsamości. A jak wprowadzę się w stan rozmycia tożsamości, to wtedy te trudne myśli znajdą drogę do mojej świadomości, tak?

Mniej więcej. Z tym zastrzeżeniem, że przyjęcie psychodelików nie daje gwarancji zwiększenia elastyczności psychologicznej i na pewno nie jest jedynym sposobem, który na to pozwala – można zwiększyć ją np. dzięki medytacji.

Co poza zwiększeniem elastyczności dają psychodeliki?

Pacjenci, którzy przeszli takie terapie, wskazywali na większe poczucie więzi – nie tylko z innymi osobami, ale również z samym sobą. Ludzie mają poczucie, że docierają do jakiejś cząstki siebie, do której na co dzień nie mieli dostępu, np. do jakiegoś żalu, gniewu albo poczucia wdzięczności. Często terapia z użyciem psychodelików pomaga w pełniejszym dopuszczeniu do siebie uczuć, również tych trudnych. Prowadzi się badania nad ich wpływem chociażby na żałobę po śmierci bliskiej osoby.

Chyba trudno byłoby znaleźć problem, który współcześnie jest bardziej wypierany. Czas, który dajemy sobie na przeżycie żałoby, jest coraz krótszy.

Myślę, że w ogóle tak podchodzimy do negatywnych emocji – pełno jest sposobów na odciągnięcie uwagi od smutku czy rozpaczy. W terapii z użyciem psychodelików chodzi o to, żeby na wierzch wyciągnąć to, co się chowa gdzieś pod powierzchnią.

Czy Ameryka zbombarduje meksykańskie kartele?

czytaj także

Czyli nie działają tak jak większość leków, które za zadanie mają dać ulgę pacjentowi.

I tak, i nie. Długofalowo na horyzoncie też jest ulga – negatywne emocje, które wychodzą w trakcie sesji, to materiał do pracy w czasie psychoterapii. Jednak nie każdy doświadczy negatywnych emocji pod wpływem psychodelików. Są pacjenci, którzy czują się wręcz euforycznie. Powoli zaczynamy rozumieć, jak ogromny wpływ na ludzką psychikę może mieć traumatyczne doświadczenie, ale chyba zapominamy o mocy tych pozytywnych. One też mogą mieć transformujące znaczenie.

Chodzi o to, że jeśli ktoś boryka się z depresją od kilku lat i wreszcie pod wpływem psychodelików może poczuć nadzieję, że w ogóle jest zdolny do pozytywnych uczuć?

Na to wygląda. Z eksperymentalnych badań wynika, że wykorzystanie psychodelików w ramach terapii wywołuje szybki efekt antydepresyjny. On stopniowo słabnie, natomiast wielu badanych twierdziło, że za sprawą przyjęcia psychodelików pierwszy raz od dłuższego czasu poczuli się dobrze. Poczuli nadzieję, że będą mogli jeszcze cieszyć się pięknem świata czy relacjami z bliskimi.

To już wszystkie potencjalne korzyści wynikające z terapii wykorzystujących psychodeliki?

Sporo badaczy wskazuje jeszcze na to, że psychodeliki mogą zwiększyć neuroplastyczność. To zdolność układu nerwowego do reorganizacji i tworzenia nowych połączeń między neuronami. Zwykle opisuje się to jako pozytywny skutek, chociaż jest w gruncie rzeczy neutralny. Neuroplastyczność może bowiem sprzyjać również utrwalaniu się negatywnych nawyków, między innymi różnych uzależnień. Warto jednak zaznaczyć, że depresja i przewlekły stres niszczą połączenia między neuronami w niektórych częściach mózgu, więc pobudzenie neuroplastyczności za pomocą odpowiednich substancji może pomóc w ich odtworzeniu, a jednocześnie pomóc we wprowadzeniu pożądanych zmian w życiu.

Rosyjska kontrola nad polityką narkotykową słabnie

Kiedy w takim razie będę mógł skorzystać z terapii psychodelikami w Polsce?

Raczej nieprędko. W krajach zachodnich wciąż trwają badania kliniczne nad psylocybiną – ostatnio rozpoczęła się ich trzecia, ostatnia faza. Niedawno zakończyły się badania nad wykorzystaniem MDMA w leczeniu traum i za około dwóch lat psychiatrzy w Stanach będą mogli legalnie używać tej substancji do leczenia pacjentów. Zasadniczo w Polsce nie mamy tradycji badań nad psychodelikami. Na dobrą sprawę dopiero Polskie Towarzystwo Psychodeliczne, którego jestem współzałożycielem, stara się taką tradycję budować. Nie spodziewałbym się jednak ani zmian prawnych, ani wprowadzenia psychodelików do użytku klinicznego, dopóki nie będziemy mieć w Polsce ekspertów w dziedzinie zdrowia psychicznego, którzy będą umieli obchodzić się z nimi w ramach terapii i mieć rozległą wiedzę na ten temat. Pod względem działania psychodeliki różnią się od standardowych leków psychiatrycznych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij