Ze skazanym za podpalenie drzwi siedziby FSB rosyjskim artystą Piotrem Pawlenskim rozmawia Paweł Pieniążek.
Paweł Pieniążek: Jak wygląda wolność po siedmiu miesiącach w więzieniu?
Piotr Pawlenski: Nie czuję jakiejś znaczącej różnicy. Na pewno jest dużo więcej przestrzeni, po której można się poruszać, ale za to mniej czasu, bo tracisz go właśnie na przemieszczanie się. Dziwne było dla mnie to, że gdy spotkałem się z moimi przyjaciółmi i znajomymi, nie miałem poczucia, że dawno ich nie widziałem. Raczej czułem, jakbyśmy rozstali się wczoraj.
To znaczy nie było takiej rzeczy, która naprawdę cię zaskoczyła po wyjściu z więzienia?
Od samego początku powtarzałem, że jestem bardzo sceptyczny wobec podejścia, że można tak łatwo i ostro oddzielić więzienie od wolności. Czegoś takiego nie ma. Jest natomiast coś takiego jak więzienie codzienności. W areszcie jest ono bardziej skoncentrowane i intensywne. Lepiej je widać, ale po wyjściu z niego nie mogę powiedzieć, że znalazłem się w zupełnie innym świecie.
Co masz na myśli, mówiąc o więzieniu codzienności?
Chodzi mi o pewną umowność. Przecież nasze codzienne życie to nie jest żadna wolność. Ludzie żyją podporządkowani przeróżnym prawom i regulaminom. Codziennie przemierzają te same trasy, widzą te same podobne twarze, robią te same rzeczy. Rutyna. Można zmienić swoje życie w słowach, ale w rzeczywistości rzadko się to nie udaje. Każdy następny dzień jest całkowicie przewidywalny. Tak właśnie, tylko w większej intensywności, jest w więzieniu.
Chciałeś, aby sądzono cię nie za wandalizm, tylko za terroryzm. Dlaczego?
Chciałem zmusić organy ścigania i sąd, aby przestrzegały swojej logiki. Dwaj obywatele Ukrainy – reżyser Ołeh Sencow i anarchista Ołeksandr Kołczenko zostali skazani w Rosji za rzekome podpalenie drzwi partii Jedna Rosja na Krymie [dostali – odpowiednio – dwanaście i dziesięć lat kolonii – przyp. red.], więc ta logika przewiduje, że podpalenie czegoś tak błahego jak drzwi, okno czy śmietnik administracyjnego budynku może być pretekstem do działań Federalnej Służby Bezpieczeństwa, w rezultacie których ludzie dostają wieloletnie wyroki i są traktowani jak terroryści.
Organy ścigania robią to po to, aby zgadzały się statystki. Oni muszą wyrobić swoją normę. Jeśli nie będzie dostatecznie dużo spraw związanych z „zagrożeniem terrorystycznym”, to odpowiedni funkcjonariusze przestaną być potrzebni i służby zostaną rozwiązane. Myślę, że w więzieniach jest mnóstwo ludzi, którzy znaleźli się tam właśnie z takich powodów.
Co by zmieniła inna kwalifikacja twojego czynu?
Sąd miał wybór. Mógł być konsekwentny, podążać za swoją logiką i skazać mnie za terroryzm. Albo – co uważam za słuszne, bo nie wiem, za co siedziałem te siedem miesięcy – uczciwie przyznać, że żadnego przestępstwa nie było. Chciałem, aby przestali ukrywać się pod maską fałszywego humanizmu i pokazali prawdziwe, zwierzęce oblicze systemu.
Nie skazano ciebie na pozbawienie wolności, ale dostałeś pięćset tysięcy rubli mandatu (prawie trzydzieści tysięcy złotych)…
…i kolejne pięćset tysięcy kosztów sprawy, czyli razem milion.
Powiedziałeś, że nie zamierzasz zapłacić tej kwoty.
Po pierwsze, nie mam tylu pieniędzy. Po drugie, nie chcę tego robić. Dla zasady. Sąd zachowuje się, jakbyśmy nawiązali jakieś relacje handlowe. Obiektem, który ma zostać sprzedany, jest moja akcja, a targ polega na tym, że trzeba ustalić, za ile powinienem ją wykupić. Nie zgadzam się.
Po akcji Fiksacja, gdy przybiłeś sobie mosznę do bruku Kremla, mówiłeś mi, że obojętność i bierność są straszniejsze niż areszt. Po siedmiu miesiącach w więzieniu dalej tak uważasz?
Jak najbardziej, wciąż to powtarzam. Indyferencja jest straszna wszędzie, niezależnie od tego, czy jest to więzienie, czy społeczeństwo.
Czego brakowało ci w więzieniu?
Seksu. Jeśli lubisz uprawiać go z kobietami, to tam na to nie licz.
I to wszystko?
Są też pewne ograniczenia techniczne – np. trudno tam o internet. Można się komunikować, ale to wymaga więcej czasu i innego rytmu, bo piszesz tradycyjne listy. Więc jeśli bardzo ci zależy, aby się z kimś skontaktować, to uda ci się to zrobić, ale to nie będzie takie szybkie i łatwe jak tu.
Miałeś poczucie, że twoje słowa wpływają na przebieg procesu, że mogą zmienić decyzję sądu?
Wszystko miało znaczenie – moja słowa, wsparcie ludzi… Jestem co do tego przekonany, bo od samego początku traktuję sąd jako pewną umowną konwencję. Z jednej strony to wszystko do złudzenia przypomina teatr. Z drugiej jednak nim nie jest. To coś więcej niż po prostu spektakl. Ludy pierwotne mają swoje wyobrażenie bóstwa, które otaczają kultem, to jest idola. Przynoszą mu wszystko, chociaż on nie istnieje, jest niematerialny. To fantazja czy fantom. Robi się jednak wszystko, aby ten fantom stał się materialny – na przykład przynosi mu się prawdziwe ofiary z ludzi. Z idolem wiąże się czyjeś życie i śmierć, czyjaś wolność lub jej brak. Idol ma swoich sługusów.
W tym przypadku taki sługusami są policja, sędziowie i prokuratura. Codziennie przynoszą idolowi kolejne ofiary. Im więcej go będą karmić, tym większy i bardziej zmaterializowany będzie. Z tym wszystkim wiążą się określone rytuały – dokumenty, podpisy, chwile, kiedy trzeba stać i takie, gdy trzeba się odwrócić we właściwym kierunku, wreszcie usiąść i tak dalej. Jest określony ciąg działań i wyznaczone role. Taki proces to wielki kult biurokracji.
W jakimś sensie próbowałeś ten kult zniszczyć, na przykład przyprowadziłeś do sądu prostytutki, aby zeznawały jako świadkowie obrony.
Dlatego, że ten sąd to dekoracja. Tymczasem ja w swoich akcjach i sztuce politycznej raczej zwracam się ku rzeczywistości. Chcę, aby została ona odarta z dekoracji i abym mógł samemu ją zobaczyć, a w miarę możliwości pokazać też innym. Warstwy dekoracji, którymi obrasta rzeczywistość, nie powstają same. To właśnie zasługa sługusów i zainteresowanych przedstawicieli aparatu.
Czy to znaczy, że przyprowadzenie prostytutek miało być jakimś żartem z sądu?
Ja nie wiedziałem, co one będą mówić. One były opłacone zgodnie z ich stawkami za to, żeby po prostu przyszły i powiedziały, co myślą o moich akcjach, które wcześniej pokazano im w internecie. Nikt nie dawał im żadnych instrukcji, jakie wnioski mają z nich wyciągnąć. Szczerze mówiąc, byłem zdziwiony, że występowały tak kategorycznie przeciwko mnie. Nie wiem, czy naprawdę tak myślały, czy tylko robiły to na pokaz.
W każdym razie okazało się to mieć jeszcze więcej sensu. Ich wypowiedzi pokazały, że są takie same jak sędziowie, prokuratorzy, urzędnicy, nauczyciele, dyrektorzy, sprzątacze czy śledczy. To bardzo ciekawe, że nauczycielka i prostytutka mają takie same opinie i mówią tak samo. Nie ma żadnych różnic ani hierarchii społecznej – góra jest taka sama jak dół. Wszyscy są takimi samymi niewolnikami. To pokazuje, że polityczny konflikt toczy się w zupełnie innym miejscu.
Wiele osób sądzi, że im wyżej człowiek jest w tej hierachii, tym bardziej jest wolny. Czy to, co mówisz, znaczy, że człowiek w ogóle nie może być wolny?
Może, ale trzeba zacząć od wewnętrznej wolności. O nią trzeba codziennie walczyć i starać się, aby było jej coraz więcej wokół ciebie. Wówczas będziesz wolny – i na tak zwanej wolności, i w więzieniu.
**
Piotr Pawlenski – akcjonista i performer. 8 czerwca 2016 został wypuszczony z aresztu, w którym oczekiwał na wyrok za akcję artystyczną Zagrożenie, w trakcie której podpalił drzwi siedziby FSB na moskiewskiej Łubiance.
Czytaj także
Roman Pawłowski, Zadrutowana wolność
**Dziennik Opinii nr 168/2016 (1368)