Sztuki wizualne

Rycharski: Krzyż jest dla mnie symbolem wyzwolenia z więzów religii

rycharski-strachy

Jako osoby homoseksualne nie jesteśmy akceptowani w Kościele katolickim, nie jesteśmy częścią tej wspólnoty. Niektórym przez gardło nie przechodzi nawet fragment katechizmu mówiący o szacunku do osób takich jak my – mówi Daniel Rycharski w rozmowie z Jakubem Majmurkiem.

Jakub Majmurek: Artysta wiejski, queerowy i katolicki – te trzy określenia często wracają w dyskusjach o twojej sztuce. Pasują ci te etykiety?

Daniel Rycharski: Tą wystawą chciałem się dowiedzieć, co to znaczy być chrześcijaninem LGBT, jakie są granice przynależności do wspólnoty wiary. Ostatnie dwa lata mojego życia to okres poszukiwań duchowych. W ciągu tych dwóch lat okazało się, że nie bardzo mogę być katolikiem. Że nie będzie w tym dla mnie miejsca. Z katolicyzmem jestem dalej silnie związany, ale ostatnie dwa lata to był okres poszukiwań odpowiedzi na bezdomność duchową LGBT.

Straciłeś wiarę?

Pogodziłem się z tym, że jestem na marginesie tej wspólnoty. Przestałem uczestniczyć w praktykach. Zacząłem szukać dla siebie miejsca poza religią zorganizowaną. Z katolicyzmem łączy mnie chrzest, rodzina, kultura. Ale teologia, jaka mnie porusza, jest raczej ewangelicka niż katolicka. Szczególnie ważna okazała się dla mnie teologia niemieckiego pastora Dietricha Bonhoeffera, który zginął w 1945 roku z osobistego rozkazu Hitlera. Jest to autor bardzo ważnego dla mnie konceptu bezreligijnego chrześcijaństwa. Projekt ten próbuję realizować teraz w swojej sztuce. Na wystawie teologia jest może trochę zgaszona – przesłania ją wieś, przesłania moja seksualność – ale w wywiadach tym chętniej podkreślam jej rolę. Nie jestem teologiem, ale zbudowałem dla siebie myśl religijną, w której czuję się dobrze, bez wyrzutów sumienia.

Jednocześnie zależy mi na dialogu ze środowiskami, z którym pracuję jako artysta: księżmi, inteligencją katolicką, takimi grupami jak Wiara i Tęcza – organizacja zrzeszająca katolickie osoby LGBT.

Dobrowolski: Jako gej nie czuję się wyrzucany z Kościoła

Na wystawie widzimy działania, w których próbujesz podejmować taki dialog z Kościołem, jeszcze jako homoseksualny katolik, na przykład tablicę z cytatem z Katechizmu Kościoła katolickiego nakazującym traktowanie osób homoseksualnych z szacunkiem. Próbowałeś umieścić ją w kościele – nie udało się?

To było bardzo ciekawe doświadczenie. Uświadomiło mi, że także ten Kościół, który jest teoretycznie „otwarty” i powinien być oazą dla wierzących osób LGBT, jak przychodzi co do czego, też tak naprawdę jest zamknięty. Kiedy przyszedłem z tablicą – podkreślmy: wyłącznie z fragmentem katechizmu – pod dominikański kościół św. Jacka w Warszawie, od razu zostałem z niego wyrzucony. Jeden z braci zakonnych groził mi policją, a pewna osoba, która przyszła pod kościół, nawet śmiercią. To był jakiś przypadkowy człowiek, któremu nie podobało się, że tam stoję z tym cytatem.

Materialność przedmiotu i działanie artystyczne obnażyły rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Jako osoby homoseksualne nie jesteśmy po prostu akceptowani w Kościele katolickim, nie jesteśmy częścią tej wspólnoty. Niektórym przez gardło nie przechodzi nawet fragment katechizmu mówiący o szacunku do osób takich jak my.

Rycharski-tablica

Próbowałeś w innych miejscach?

Jako osoby homoseksualne nie jesteśmy po prostu akceptowani w Kościele katolickim, nie jesteśmy częścią tej wspólnoty.

Po tej akcji pod kościołem na Freta napisałem do przeora dominikanów. Prosiłem o możliwość umieszczenia tablicy w kościele – okazało się to niemożliwe. Chciałem się spotkać z kimś z władz zakonu – także na to nie było zgody. Wtedy straciłem wiarę, że może się udać. Tablicą chciała się wtedy zająć Wiara i Tęcza. Na własną rękę zaczęli szukać jakiegoś księdza, kościoła, w którym tablica mogłaby zawisnąć. Ale też nic z tego nie wyszło.

Podobną historię nieudanego dialogu pokazuje drewniany krzyż.

Tak, zrobiłem go z drzewa, przy którym dwie osoby LGBT popełniły samobójstwo – ich związek był nieakceptowany przez otoczenie.

Krzyż powstał w celu zorganizowania drogi krzyżowej w intencji ofiar homofobii. Włączyć się miały różne środowiska katolickie: Wiara i Tęcza, „Więź”, „Tygodnik Powszechny”. Ostatecznie okazało się, że sama Wiara i Tęcza nie jest gotowa do takiego działania, które miałoby być także pokutą Kościoła. Kilku liderów organizacji zablokowało projekt. Cała ta sytuacja potwornie mnie sfrustrowała. Praca nad krzyżem sporo mnie kosztowała psychicznie. Gdy powstawał, nie mogłem być zbyt blisko tego obiektu, miałem dziwne sny, różne psychozy.

Znak pokoju nie dla pedałów. I tak pójdą do piekła

W końcu zabrałeś krzyż pod pałac prezydencki.

Tak, pewnego dnia frustracja tak we mnie wezbrała, że wstałem rano, wziąłem go z wystawy Późna polskość, gdzie był pokazywany, i poszedłem na Krakowskie Przedmieście – był to czerwiec 2017 roku.

Po co tam poszedłeś?

By krzyż, który kiedyś tam stał – mówiący o tragedii narodowej w Smoleńsku – zastąpić innym. Także mówiącym o tragedii narodowej, jaką jest homofobia.

Jakie były reakcje ludzi pod pałacem?

Różne. Ktoś mi robił później zarzut z tego, że nie ubrałem się w tęczowy dres albo nie założyłem na krzyż tęczowej flagi. Faktycznie, część ludzi nie wiedziała, o co mi chodzi. Myśleli, że jestem z tzw. sekty smoleńskiej. Podchodzili i gratulowali, że postawiłem tu znowu krzyż. Za każdym razem starałem się opowiadać historię „mojego” krzyża. Co ciekawe, nie spotkałem się z nienawiścią czy agresją. Gdybym ubrał krzyż w tęczę, automatycznie zamknąłbym przestrzeń na dyskusję.

Być może więc twoja sztuka może mimo wszystko stać się platformą dialogu Polski wielkomiejskiej i lewicowo-liberalnej z konserwatywną?

Pochodzę z Kurówka. To typowa, tradycyjna mazowiecka wieś, oparta na drobnych rolnikach, położona 30 km na północ od Płocka. Prawie połowa jej mieszkańców to moja bliższa lub dalsza rodzina. Konserwatywną Polskę znam więc od dziecka. Dopiero potem poznałem wielkie miasto, które do dziś jest mi obce. Po studiach w Krakowie wróciłem do Kurówka. Znałem mieszkających tam ludzi, oni znali mnie, dali mi duży kredyt zaufania. Tam możemy mówić o dialogu. Choć osoba z zewnątrz z pewnością nie mogłaby sobie tam pozwolić na tyle co ja. Ten konserwatyzm prowincji to też tylko pewne wyobrażenie. Myślę, że nie da się przełożyć tego, co miasto nazywa konserwatyzmem, na styl życia mieszkańców Kurówka.

Cieplak: Nie wszyscy mają w dupie małe miasteczka

Jak jednak wygląda ten dialog poza twoim rodzinnym Kurówkiem? Liczysz, że wystawa Strachy dotrze do liderów konserwatywnej opinii publicznej?

Gdy zaczynaliśmy pracę nad nią, miała być w założeniu wystawą o dialogu. To się trochę zmieniło, bo od tego czasu wiele rzeczy się w Polsce zmieniło. Na samym początku współpracowałem z szeregiem osób związanych z Kościołem: Dawidem Gospodarkiem z Katolickiej Agencji Informacyjnej, z Pawłem Dobrowolskim z Centrum Myśli Jana Pawła II, projekt konsultowałem z księdzem Lutrem.

To chyba nie do końca kościelna prawica.

Były też takie osoby. Wiem, że tym, co robię, interesowali się Paweł Rojek czy Michał Łuczewski. Tylko potem zmieniło się wiele rzeczy. Także we mnie. Zacząłem zauważać, że robię projekt, który jest utopią. Że pewne rzeczy się nie wydarzą, nie zmienią. Dialog, nad którym pracowałem, okazał się trudniejszy, niż myślałem.

Jak skomentujesz reakcję na wystawę resortu kultury? Minister Gliński zażądał od MSN wyjaśnień, czy nie obraża ona uczuć religijnych. To kolejny dowód na niemożliwość dialogu?

Niestety w dzisiejszej sytuacji, gdy dwie siły polityczne tak mocno zawłaszczają sferę publiczną, taki trzeci głos, którym ja chciałem wypowiedzieć nie tylko moją sytuację, automatycznie jest ściągany przez media do jednej lub drugiej grupy. Raz jako dowód na ciemnotę polskiego katolicyzmu, raz jako przykład atakowania w wulgarny sposób świętości.

Uważam, że krzyż, jeżeli chcemy podejść na poważnie do tego symbolu, należy do wszystkich, którzy chcą poprzez odwołanie się do niego powiedzieć coś o świecie, w którym żyją. Ja widzę swoją pracę jako zadawanie podstawowych pytań, również w interesie religii i wspólnoty Kościoła. Wspomniany na wystawie krzyż wskazuje na ciemną stronę religii, która nie działa prawidłowo, jeżeli nie zabezpiecza nas przed homofobią. Krzyż wskazuje równocześnie na fakt, że to w wierze chcę szukać oparcia, z pomocą tego świata wartości możliwe wydaje mi się rozszerzenie akceptacji i poszanowania praw.

Egzorcyzmy i piłka nożna nie zmienią orientacji seksualnej

A ministerstwo wykonuje swoją pracę i w trybie normalnym pyta muzeum. To jeszcze nie znaczy, że poważnie traktuje satyryczne programy z telewizji publicznej, które manipulują opinią publiczną i działają tylko po to, aby wywołać skandal.

Chciałbym teraz spytać o drugi ważny dla ciebie temat – wieś. Na wystawie pokazywane są dwie szczególnie istotne prace, które go podejmują: brama z okazji rocznicy zniesienia pańszczyzny w zaborze rosyjskim oraz Pomnik chłopa – figura umieszczona na przyczepie ciągnika, podróżująca po Polsce wraz z różnymi rolniczymi protestami. Jakie były artystyczne i polityczne stawki tych projektów?

Pomysł na Pomnik chłopa narodził się między lutym a czerwcem 2015 roku, gdy przyjeżdżałem pod kancelarię premiera w Warszawie, gdzie przez kilka miesięcy trwał wyjątkowo długi rolniczy protest. Rozmawiałem z działaczami, głównie z rolniczej Solidarności. Nie tylko o rolnictwie, ale też o polityce, ogólnej sytuacji gospodarczej, wsi. Idea Pomnika chłopa była moja, ale to oni podpowiedzieli, jak on właściwie ma wyglądać. To, że pomnik jest czarny, że jest na przyczepce z gnojem, że jest tam polskie godło (było do czasu odsłonięcia pomnika w Sierpcu), łańcuchy i widły – to wszystko był wkład rolników.

Rycharski-Pomnik-Chlopa
Daniel Rycharski, Pomnik chłopa

Myślę, że gdybym się dziś z nimi spotkał, nasza rozmowa wyglądałaby trochę inaczej. Oni już są dobrze zorientowani, że zrobiłem coming out, jaką sztukę robię. Nie wiem, czy dziś dialog by się wydarzył. Jakieś pół roku temu przestali mi przysyłać raporty ze spotkań rolniczej Solidarności – zapisali mnie do niej trzy lata temu.

A o co mi chodzi z tematyką chłopską? O widoczność wsi. Wieś i sztuka chłopska nie pojawiają się w przestrzeni sztuki współczesnej. Nie ma instytucji sztuki skupionych na wsi. Gdy robię projekty w Kurówku, finansowania muszę szukać w wielkomiejskich instytucjach. A one nie uważają wsi za swoją publiczność – warszawski MSN jest wyjątkiem.

Klekot: Jakub Szela podoba się miastowym

Wieś interesuje się sztuką współczesną?

Z mojego doświadczenia wynika, że tak. W wielu miejscach na wsi zupełnie nic się nie dzieje, przez to każda inicjatywa kulturalna jest atrakcyjna dla mieszkańców. W Kurówku każdy mój kolejny projekt budził większe zainteresowanie. W końcu nawet mój ojciec nauczył się języka sztuki współczesnej – na przykład tego, że sztuka nie musi być piękna.

Wróćmy do bramy z okazji zniesienia pańszczyzny.

Projekt powstał w 2014 roku, w 150. rocznicę zniesienia pańszczyzny przez cara Aleksandra II. W środowiskach naukowych, prasie, dużych miastach toczy się debata na ten temat. W tym samym roku ukazuje się Prześniona rewolucja Ledera. Ciekawiło mnie, co na to wszystko wieś. Czy wie o tej rocznicy? Czy pamięta? Czy jest dla niej ważna?

I co się okazało?

Że nie pamięta. Ale nie pamięta dlatego, że nie chce pamiętać.

Kurówko było wsią pańską?

Tak, i moja rodzina zawsze pracowała u pana. Wieś nie chce jednak o tym wiedzieć. Dopiero później sołtys Kurówka Adam Pezda zainteresował się sprawą i razem z księdzem przeszukiwał archiwa, by się dowiedzieć czegoś więcej. Myślę, że Pomnik chłopa dobrze pokazuje, że dla wsi ważne jest to, co jest teraz. Z kolei dla miasta wygodne jest przenoszenie wsi sto pięćdziesiąt lat wstecz – to bardzo bezpieczne.

(Nie)pamięć pańszczyzny: Bartecka / Leder / Lubomirski / Sutowski

W jaki sposób wieś postrzega ciebie jako osobę i artystę LGBT?

Moje prace z ostatnich kilku lat próbują oswoić moją tożsamość jako osoby queer w Kurówku. Na przykład tytułowa praca z wystawy, Strachy. To krzyże ubrane w odzież osób LGBT, ustawione na polach w Kurówku, by odstraszać dziki od pastwisk.

Skąd pomysł na tę pracę?

Kiedy rozmawiałem z kierownikiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Kurówku, przedstawiłem mu pomysł, by do wsi przywieźć grupę Wiara i Tęcza. On odpowiedział, że wieś nie jest na to gotowa i nie chce, by tu przyjechała grupa zorganizowanych homoseksualistów. Dobrze, powiedziałem wtedy, to może niech przyjadą ich ubrania? Na ubrania wieś się zgodziła.

Projekt ten przyzwyczaja mieszkańców wsi do obecności tożsamości LGBT. Staje się alternatywną, wiejską paradą równości. Kluczowe jest tu to, że ubrania osób homoseksualnych chronią pastwiska mieszkańców, w czymś realnie im pomagając. „Oni oddali swoje ubrania, by wam pomóc” – tak to przedstawiałem sąsiadom.

Krzyże stanęły na polach?

Tak, na dwa miesiące. Teraz są na wystawie, ale wrócą. Na stałe. Przez trzy miesiące, gdy budowałem krzyże, one znajdowały się na publicznym widoku przy wiejskiej drodze. Oswajało to mieszkańców z tymi obiektami. Sąsiedzi przychodzili do mnie i dawali praktyczne, techniczne rady typu: jak to ma być na dziki, to musisz niżej dać drut kolczasty, tak żeby dzik się o niego ocierał.

Bartecka: Jestem dumną wieśniaczką

Nie było sprzeciwów?

Niektóre osoby mówiły mi: „Nie mów, że to są strachy, to przecież krzyże”. Ale w końcu przywykli. Tak jak moja rodzina przywykła do mojej orientacji. Ja przez kilka lat, nawet niepytany, mówiłem w rozmowach z rodzicami i dziadkami, że jestem gejem, że chciałbym mieć faceta i przywieźć go tu, do Kurówka. W końcu stało się to całkowicie normalnym, niewywołującym emocji tematem rozmowy.

Myślisz, że teraz wieś byłaby gotowa przyjąć Wiarę i Tęczę?

Nie wiem, czy chcę tam teraz zawozić akurat Wiarę i Tęczę. Ale może w następnym projekcie przywiozę do wsi osoby LGBT. Na pewno jest teraz na to lepiej przygotowana.

Weźmy ślub

Czy można powiedzieć, że mieszkańców wsi i osoby LGBT łączy podobne doświadczenie marginalizacji we współczesnej Polsce? Wystawa wydaje się to sugerować, zwłaszcza sztandary, które uszyłeś dla rolniczej Solidarności.

Ja od początku pracuję z różnymi grupami osób wykluczonych, z osobami LGBT i mieszkańcami wsi. Zawsze marzyłem o sojuszach między nimi. By w ogóle myśleć o takim sojuszu, musiałem najpierw sam dokonać coming outu i zrobić kilka bardzo osobistych prac – tak do kości. Wiedziałem, że jako artysta muszę się zabezpieczyć przed krytyką. Takim zabezpieczeniem była na przykład identyfikacja jako osoba wierząca. Dla osób z Kurówka to oznacza, że nie można mnie za bardzo krytykować.

To znaczy?

Podam przykład. Na wystawie jest praca, gdzie w stare łóżko wbiłem kamienny krzyż. Ja zawsze realizuję swoje projekty, korzystając z gościnności ludzi z Kurówka. Nie mam stałej pracowni, do różnych prac potrzebuję różnych narzędzi i pomocy innych. Gdy ludzie usłyszeli, jak ma wyglądać praca, nie chcieli się zgodzić, bym u nich pracował. By nie zostawić mnie z niczym, skierowali mnie na dno wyschniętego jeziora, do sąsiadującego z Kurówkiem Smorzewa. Zgodnie z lokalną legendą było tam kiedyś bagno, w które zapadł się miejscowy kościół. Skończona praca została w tym miejscu. Dwa dni później kilka kobiet ze wsi zniszczyło ten obiekt. Jednak potem przyszły przeprosić. Powiedziały, że nie wiedziały, że ja to robię o wierze, teraz wszystko sobie wytłumaczyły i bardzo przepraszają. Nikt już potem nie niszczył pracy.

Po tym wszystkim, co zrobiłem przy Strachach, nie wyobrażam sobie, co by się musiało stać z wsią, bym przestał być dla niej akceptowalny. Czuję, że mogę tam sobie pozwolić na więcej niż niejeden artysta w przestrzeni publicznej miasta.

Majmurek: Czy ładnie mi w sukmanie?

Masz jakieś reakcje na wystawę ze strony środowisk osób wierzących?

Czytałem niedawno tekst z kręgów lewicy chrześcijańskiej zarzucający mi wręcz profanację krzyża na tej wystawie. Pojawiła się jednak recenzja w „Magazynie Kontakt”, która nazywa ten projekt „teologią ratowniczą”. Przychylnie odnosi się też do wystawy „Tygodnik Powszechny”, ale wiem, że to specyficzne miejsca otwartej debaty w Kościele.

Krzyż pojawia się w wielu pracach.

W prawie każdej. Dla mnie on służy tu jako symbol wyzwolenia się z niewoli religii, rozumianej jako zestaw rytuałów, który zwalania nas z myślenia. Jako wezwanie do prawdziwej świeckości. Do życia w prawdziwej wierze, bez opresji i niewoli religii. Cytując Mariusza Szczygła: osoby LGBT dostają sygnał, że ten krzyż jest również ich.
Z kolei parafrazując Bonhoeffera: wierzę, że tylko zanurzając się w świat bez Boga, można odbudować relacje z Chrystusem. Tą wystawą podejmuje również próbę przywrócenia symbolu krzyża dla osób LGBT.

A jak twój projekt odbierają niereligijne środowiska LGBT?

Z ciekawością, ale też pewną nieufnością. Są mną często zdziwieni. Pytają: „Po co to wszystko robisz? To przecież nie ma nic wspólnego z kulturą gejowską”. „Po co się w ogóle męczysz z Kościołem?” Ale jest też wiele pozytywnych głosów. Na pewno nie chcę nikogo tą wystawą nawracać ani namawiać na Chrystusa, czy nawet na bezreligijne chrześcijaństwo. Gdy zaczynałem pracę nad wystawą, postawiłem sobie dwa pytania: „czym jest dla mnie dziś chrześcijaństwo?” i „kim jest dla mnie Chrystus?”. Starałem się odpowiedzieć na nie przez swoje prace. Mam jednak świadomość, jak opresyjna bywa religia, i że są osoby, które mogą czuć się zaszczute przez Kościół katolicki. Niektórym Kościół po prostu zrujnował życie. Rozumiem więc odruch osób LGBT: „jeszcze tu, w MSN, Kościoła brakowało”.

Homofobia zabija po cichu

czytaj także

Homofobia zabija po cichu

Cecylia Jakubczak

Ale poprzez wystawę chcę powiedzieć, że istotą chrześcijaństwa jest sekularyzacja, wzięcie na poważnie przez osoby świeckie kształtowania religii. Duża instytucja sztuki zamienia się w rodzaj nowego kościoła, przejmując wiele obiektów, które Kościół katolicki odrzucił. To jest dla mnie fajna metafora chrześcijaństwa jako świeckości. Miejsce instytucji kościelnych przejmują świeckie. Tak być powinno, z tym się trzeba pogodzić. Sztuka zrobiła przecież więcej dobrego niż religia.

*
Daniel Rycharski  – artysta wizualny, aktywista. Zajmuje się działaniami artystycznymi w przestrzeni wsi, jest twórcą wiejskiego street artu. Laureat Paszportu Polityki 2016. Jego indywidualna wystawa Daniel Rycharski. Strachy jest prezentowana w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej do 22 kwietnia 2019.

Każdy ma potrzeby duchowe (rozmowa z Danielem Rycharskim)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij