Kultura

Syndrom sztokholmski [polemika]

Gdyby zamiast artystów do argumentacji Załęskiego wsadzić górników, nauczycieli etc., otrzymalibyśmy wypowiedź, którą można by przypisać niejednemu entuzjaście Nowoczesnej.

Tekst Stefana Załęskiego jest dla mnie przykładem, jak mając dobre intencje (czego autorowi nie potrafię odmówić), można być jednocześnie zakładnikiem najciemniejszych neoliberalnych stereotypów. Mimo bojowego języka i ambicji przełamywania „neoliberalnego prania mózgów” otrzymujemy zestaw dość zaskakujących treści.

Całkowicie zgadzam się z autorem w jego rozpoznaniu niskiej świadomości mechanizmów fiskalnych wśród społeczeństwa. Jest to materia na tyle złożona, że niezwykłe łatwo w niej o demagogiczne interwencje, które, jak się okazuje, dotyczą ludzi lokujących sympatie po obu stronach spektrum politycznego.

Fałszywa świadomość podatników kultury

czytaj także

Po pierwsze obydwie rekomendacje opisane w jego tekście powstały podczas prac różnych stolików Kongresu Kultury, które pracowały w zdecydowanie zróżnicowanych składach osobowych. Stolik dotyczący ubezpieczeń społecznych artystów prowadziłem ja wspólnie z Kasią Górną, natomiast za stolik „Kultura i biznes” odpowiedzialny był Piotr Voelkel, którego wspierali Jerzy Hausner i Piotr Czarnecki (prezes Raiffeisen Polbank). To podczas tego drugiego padł przywoływany przez Stefana Załęskiego postulat przekazywania 1% CIT na kulturę.

Sam pomysł wydaje się raczej chwytem marketingowym niż realnym wsparciem dla instytucji. Kojarzy się z postulatem Obywateli Kultury przeznaczenia na kulturę 1% PKB – w retorycznej warstwie trudno od razu zauważyć, że różnica między tymi kwotami jest przepastna. Otóż w 2015 roku z tytułu podatku CIT budżet uzyskał wpływ wielkości ok. 24 mld zł. 1% z tej kwoty to jakieś 240 mln – to tylko trochę więcej niż rokrocznie z tytułu ustawowego odpisu jest przekazywane na Programy MKiDN przez Totalizator Sportowy. W przeciwieństwie do tych pieniędzy odpis z CIT przekazywany przez przedsiębiorców powodowałby spore zamieszanie w funkcjonowaniu wielu instytucji, które zabiegając o ten rodzaj wsparcia, ulegałyby procesowi korporatyzacji, dostosowując się do wyobrażeń o gustach sponsorów i ich sugestii. Czyli za relatywnie niewiele oddany zostałby spory fragment niezależności programowej.

Zgadzam się z Załęskim, że podatek CIT powinien być w Polsce wyższy, powinien być również progresywny. W przeciwieństwo do niego nie uważam jednak, że jego wysokość powinna skutkować zdecydowanie wyższymi wpływami. Jedna z istotnych funkcji podatku od osób prawnych polega bowiem na stymulowaniu wydatków przez podmioty zmotywowane koniecznością jego zapłacenia. Budżet nie zyskuje na tym bezpośrednio, a dla kultury rzecz jest całkowicie przeźroczysta. To temat na zdecydowanie inną dyskusję.

Z większym niepokojem natomiast przyglądam się podjętej przez Stefana Załęskiego próbie zdyskredytowania pomysłu stworzenia systemu dedykowanych ubezpieczeń dla twórców. Wspólnie z pracownikami sztuki i Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej dobijamy się z tym tematem do wielu decydenckich i medialnych drzwi od prawie 4 lat. Przez ten czas udało nam się zbudować całkiem przekonującą argumentację, opartą m.in. na rezolucjach Parlamentu Europejskiego i praktykach stosowanych w wielu krajach europejskich. Wielokrotnie pisałem o tym również na stronie Krytyki Politycznej.

Iwański: Jak wyjaśnić postulaty artystów zblazowanym ministrom?

Stefan Załęski uważa, że zamiast walczyć o de facto przywrócenie i urealnienie rozwiązań z zakresu ubezpieczeń społecznych dla twórców należy przebudować horyzontalnie cały system fiskalny. Posługuje się przy tym retoryką walki z przywilejami podatkowymi i ubezpieczeniowymi, która niepokojąco przypomina język liberalnej i prawicowej części sceny politycznej. Gdyby zamiast artystów do jego argumentacji wsadzić górników, nauczycieli etc., otrzymalibyśmy wypowiedź, którą można by przypisać niejednemu entuzjaście Nowoczesnej. Nie wiem, czy w imię deklarowanej walki z neoliberalizmem warto zapuszczać się aż tak daleko na pole przeciwnika? Ryczałtowe naliczanie 50% kosztów uzysku nie jest jakimś wielkim przywilejem, ale sposobem na rozliczenie kosztów, które inaczej nie mogłyby zostać ujęte. Kwestia ich nadużywania przez osoby niezwiązane ze sferą kultury jest tylko dowodem na nieudolność organów kontroli fiskalnej. Z tego samego odpisu w podatku dochodowym w trakcie roku akademickiego korzystają pracownicy naukowi, co tez nie stanowi o jakimś szczególnym ich uprzywilejowaniu, jeśli do porównania dodamy wysokość ich pensji brutto. Naprawdę nie tędy droga.

Górna: Artyści na emeryturze będą zależeć od pomocy społecznej

Przywilejem jest np. system emerytur mundurowych, o którym Stefan Załęski w ogóle nie wspomina, w którym wiele kluczowych preferencji (emerytura po 15 latach służby, brak składek emerytalnych) – jest motywowanych czysto politycznie. Przemilczenie tego wątku i jednoczesne wskazywanie artystów jako rzekomych beneficjentów obecnych rozwiązań jest grubym nadużyciem.

Czy w imię deklarowanej walki z neoliberalizmem warto zapuszczać się aż tak daleko na pole przeciwnika?

Nasza argumentacja przedstawiona podczas Kongresu obejmowała szersze rozumienie solidaryzmu niż nieco utopijna wizja emerytury obywatelskiej autora jej krytyki. System emerytalny jest niezwykle złożonym organizmem uwzględniającym specyfikę wielu branż i jest to naturalny stan rzeczy. Można oczywiście dyskutować o zasadności konkretnych rozwiązań, ale generalna zasada jest trudna do podważenia. Postulaty, które od dawna podejmujemy, opierają się na założeniu, że sposób oskładkowania powinien być dostosowany do sposobu uzyskiwania przychodów. Jest to całkowicie zbieżne z rozwiązaniami działającymi w wielu krajach europejskich.

Społecznie odpowiedzialne instytucje kultury

czytaj także

Argument o konieczności wprowadzenia emerytury obywatelskiej jest obecnie forsowany m.in. przez ekspertów z Centrum im. Adama Smitha, niestety w bardzo podobnej wersji jaką szkicuje Stefan Załęski. Likwidacja lub znaczne obniżenie obowiązku składkowego (dostępność emerytury dla zatrudnionych na umowach śmieciowych) byłaby zatem kolejnym transferem w stronę kapitału i finalnie osłabiałaby pozycję pracujących. Wszelkie propozycje emerytury obywatelskiej w formie innej niż renta socjalna wiążą się z tego typu zagrożeniem, przed którym chciałbym zdecydowanie przestrzec.

Bardzo trudno też racjonalnie ustosunkować się do założenia, że kultura jest w Polsce finansowana głównie z opodatkowania pracy, a nie kapitału. Oczywiście zgadzam się, że ciężary podatkowe są rozłożone bardzo nierównomiernie zarówno od strony regulacji fiskalnych, jak i samej praktyki ich egzekwowania. To jednak temat na zupełnie inną rozmowę, która wymagałaby chociażby pobieżnego przeanalizowania struktury wpływów budżetowych. Jest tam kilka rezerw, ale wykorzystaniu ich na pewno nie pomoże retoryka dzielenia i oskarżania o korzystanie z nadmiernych przywilejów przez ludzi sytuujących się w dolnych kwantylach dochodowych. Budowa i powielanie opartych na przykrych stereotypach podziałów doskonale za to może przyczynić się do rozbijania atmosfery solidarności pracowniczej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mikołaj Iwański
Mikołaj Iwański
Ekonomista
Mikołaj Iwański – doktor nauk ekonomicznych, absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Prorektor ds artystyczno-naukowych Akademii Sztuki w Szczecinie.
Zamknij