W wielu przekazach historycznych pojawia się informacja, że Żydzi śmierdzieli. W literaturze. We wspomnieniach. We współczesnych przekonaniach.
W wielu przekazach historycznych pojawia się informacja, że Żydzi śmierdzieli. Prawdę mówiąc, pojawia się we wszystkich możliwych rodzajach przekazów. W literaturze. Wspomnieniach. Współczesnych przekonaniach.
Jeśli chodzi o wspomnienia o śmierdzących Żydach, to świetne przykłady można znaleźć na wystawie Kolonia Robotnicza – historia mówiona, którą do końca maja można było zobaczyć na Rynku w Ostrowcu, a nadal można obejrzeć w internecie w nieco rozszerzonej wersji. Na wystawie cytowane są wypowiedzi Kolonistów – autochtonów z lat 20. – i Nabytków, czyli ludzi, którzy wprowadzili się później. Założenie jest takie, że prezentuje ona historię mówioną, czyli wspomnienia i opowieści, bez historycznego czy socjologicznego komentarza. No to ja dodam komentarz do kwestii smrodu.
Szkoła
I tak Kolonista II mówi:
W klasie był jeden rząd dla Żydów, no bo byli bardzo brudni, zaniedbani i zawszeni. Pielęgniarki musiały co dzień sprawdzać włosy i bieliznę. A smród w klasie był niesamowity. Jadło to cebulę smażoną na smalcu. Przyniósł taką kromę podwójną nasmarowaną szmalcem z cebulą, no to później gazowało. Nie do wytrzymania było. Nauczycielka musiała sobie szalikiem nos okręcać, bo nie była w stanie prowadzić lekcji. A dzieciarnia aż płakała. W lecie tośmy okna otwierali, no ale w zimie to można było na pięć minut i trzeba było zamykać. Z Polaków nikt się z nimi nie stowarzyszał.
Cóż. Pamiętam własną podstawówę. I my mieliśmy śmierdziuchów i śmierdzieli, z którymi nikt się nie chciał bawić, którym przypisywano w klasie każdego puszczonego bąka. Należało krzyczeć: „Fuuuuu! Ale smród! Smród, syf, glut! Nie dotykaj go”. I choć pewnie wiele z nas czasem śmierdziało – kuchnią, w której odrabialiśmy lekcje, potem – to tylko niektóre dzieciaki za smród trwale wykluczano, smród uważano za niezbywalną ich cechę. Sprawiała ona, że z takimi dziećmi niebezpiecznie było się zadawać, żeby nie przejść tym smrodem. Żeby nie zostać zaliczonym do grupy wykluczonych, niedotykalnych klasowych pariasów, śmierdziuchów, glutów, syfów. Ta zła zabawa nie miała wiele wspólnego z rzeczywistym zapachem, a za to bardzo dużo ‒ z piętnowaniem dzieciaka biednego albo ze wsi.
Ul. Zasrana
Ze wspomnień publikowanych na wystawie o Kolonii Robotniczej wynika, że śmierdział nie tylko cały żydowski rząd ławek w szkole, ale też cała żydowska część miasta. Kolonistka III mówi, że ul. Starokunowską, gdzie mieszkali Żydzi, nazywano ulicą Zasraną. Nabytek III dodaje nieco bardziej rozumiejąco:
Mieszkali w takich miejscach, gdzie nie było możliwości utrzymać czystości, no bo nie było kanalizacji. Nieczystości wylewali do rynsztoka. Okolice Starokunowskiej, to tamtędy się przejść nie dało. Taki smród był w mieście. Tam było dużo ciasnych uliczek, tu gdzie stoją bloki na skarpie i tu jak Młyńska, od Młyńskiej do placu Wolności na skarpie. Tam były uliczki wąziutkie, że samochód żaden by nie wjechał, takie zaułki, tam pełno było tych klitek żydowskich. Najgorsze miejsce.
Jestem pewna, że w wielu polskich domach również nie było kanalizacji. Za wiele ostrowieckich domów bez kanalizacji pamiętam z własnego dzieciństwa w latach dziewięćdziesiątych, żeby wierzyć, że to tylko Żydzi byli tak kanalizacyjnie zapóźnieni.
Dlaczego śmierdzieli?
Ze wspomnień wynika, że Żydzi śmierdzieli czosnkiem i cebulą, a ich dzielnica śmierdziała gównem i brudem. A Polacy? Cóż, Polacy sami siebie nie czuli, tak samo jak nie wiemy, jaki jest zapach naszego własnego domu i dopiero po długiej nieobecności, wchodząc, potrafimy go wywąchać. Jestem pewna, że Polacy również nie byli bez zapachu jak młode jelonki (podobno jelonki przez pewien czas po urodzeniu są pozbawione zapachu – inaczej zostałyby zeżarte przez leśne drapieżniki).
Smród jest do pewnego stopnia klasowy. Jest klasowy o tyle, o ile chodzi rzeczywiście o dostęp do wody i kanalizacji. Jak ktoś jest biedny, to trudniej mu utrzymać higienę. Po równo – choć pewnie inaczej – śmierdzieli więc polscy robotnicy czy chłopi i żydowska biedota. I ośmielam się twierdzić, że polskie dzieci w szkolnych ławkach też „gazowały”.
Ale w pewnym stopniu smród jest też rasowy. Rasowy o tyle, o ile w podziale na rasy chodzi o wykluczanie. A smród świetnie się do wykluczania nadaje. Taki smród nie jest już fizyczną cechą, tylko syndromem nielubianej inności czy po prostu obcości. Ci, którzy nie są nasi, śmierdzą. Jeśli tak jest, to także Polacy śmierdzieli Żydom.
I rzeczywiście. Taki obrazek znalazłam w Kasrylewce Szołema Alejchema, pisarza tworzącego w języku jidysz. Oto Żydzi z miasteczka Kasrylewka, które strawił ogień, jadą do dużego miasta, Jehupca, zbierać jałmużnę na odbudowę. W pociągu muszą wsiąść do wagonu wypełnionego nieżydowskimi robotnikami:
Trafili do wagonu, który, gdyby nie siedzieli w nim ludzie, można by uznać za przeznaczony dla świń. Straszliwy brud, gęsto i czarno od dymu, że tylko siekierę powiesić, smród nie do zniesienia. Nasi kasrylewianie, aczkolwiek nie należeli do zbyt rozpieszczonych i delikatnych, poczuli, że się dławią, że mdleją. A cóż dopiero mówić o ciasnocie. Głowa przy głowie. Pasażerowie – sami prości ludzie. Robotnicy z dziwnie jakoś pachnącymi torbami na plecach i z jeszcze bardziej osobliwie cuchnącymi łapciami na nogach. Bez przerwy kurzyli jakieś obrzydlistwo. Dymem z niego można się było udławić. Miejsc siedzących nie było.
Zresztą w końcu znajduje się jedno miejsce obok osobnika zalanego w sztok, który jak zacięta płyta powtarza kilka wersów piosenki, przygrywając sobie na harmonii. Pewnie dodaje alkoholowy ton do opisanego zapachu.
A zatem nie tylko Żydzi śmierdzieli Polakom, ale także goje – Polacy czy Ukraińcy, bo w Kasrylewce rzecz dzieje się na kresach – śmierdzieli Żydom? Chodzi o wzajemną obcość zapachów? Mamy do czynienia z wzajemnością wykluczenia, obopólną niechęcią?
Tak, ale nie do końca. To nie była bowiem wzajemność symetryczna. Polacy byli uprzywilejowani, a Żydzi wykluczani, na przykład mieli ograniczony dostęp do wysokich stanowisk. „Smród” żydowski służył do uprawomocnienia wykluczania Żydów. Zaś „smród” Polaków… cóż, mógł co najwyżej poprawić samopoczucie Żydom. „Co za świnie” – mogli pomyśleć sobie w pociągu ubodzy pogorzelcy z Kasrylewki.
No to czym śmierdzieli Żydzi? Biedą, obcością i byciem gorszym śmierdzieli. I niechęcią, którą czuli do nich Polacy.
Tekst ukazał się na Blogu w budowie prowadzonym przez Monikę Pastuszko.
Czytaj także:
Kolonia robotnicza: historia mówiona ‒ o projekcie opowiadają Wojtek Mazan, Katarzyna Mazan i Monika Pastuszko.