Film

Czwarta władza walczy o sławę i wolność słowa

Czwarta władza

Film Stevena Spielberga to tęsknota za jakościowym dziennikarstwem, może pogoń za mitem o nim; to historia wyścigu mediów walczących o newsa i sławę, to opowieść, w której centrum jest kobieta stająca do walki z prezydentem USA.

W czasach, kiedy mediów nie stać na dziennikarstwo śledcze, kiedy prasa zdycha a fake newsy rządzą, nie ma nic bardziej kojącego niż powspominanie, jak to dawniej bywało. Czwarta władza Stevena Spielberga to film oparty na tym sentymencie. Na wspomnieniu o latach, kiedy gazety zmieniały bieg wydarzeń politycznych. Nieważne, ile te sentymenty mają wspólnego z rzeczywistością – wiadomo przecież, że odnosimy się do pewnego mitu, a mit ten mówi: jakościowe dziennikarstwo jest wartością, która zostanie doceniona przez czytelników, media mają do spełnienia misję, a misja tą jest patrzenie władzy na ręce (stąd pewnie polskie tłumaczenie angielskiego tytułu The Post) i przekazywanie informacji.

 

Czwarta władza jest w zasadzie prequelem klasyka Wszyscy ludzie prezydenta. I swoistym hołdem złożonym tamtemu filmowi. Jesteśmy w Waszyngtonie na początku lat 70., Stanami rządzi Richard Nixon. „Washington Post” ściga się z „The New York Timesem”. Stawką w tym wyścigu jest uwaga czytelników, ale też dotarcie do tajemnic skrywanych przez władzę. Czwarta władza kończy się w momencie, kiedy zaczynają się Wszyscy ludzie prezydenta, w chwili włamania do Watergate. Pamiętamy śledztwo dziennikarskie, na którym skupiał się film Alana Pakuli. Robert Redford i Dustin Hofmann wykonywali setki telefonów, zapełniali kolejne kartki notatkami, które były najcenniejszym źródłem (fraza „mam to w notatkach” znaczyła tyle, co dzisiejsze „mam to nagrane”). Czwarta władza, choć chronologicznie dotyczy lat poprzedzających wydarzenia opowiedziane we Wszystkich ludziach prezydenta, to jeśli chodzi o cykl wydawniczy, skupia się na momencie późniejszym niż ten, który drobiazgowo sportretował Pakula. Film Spielberga z detalami pokazuje moment decyzji redaktora naczelnego i wydawców dotyczący tego, co zrobić z przygotowanym przez dziennikarzy materiałem – publikować czy nie, teraz czy później.

„Washington Post” poznajemy w Czwartej władzy w momencie, kiedy gazeta szykuje się do wejścia na giełdę. Kierująca biznesem Katharine Graham (Meryl Streep) ćwiczy odpowiedzi na pytania, które może usłyszeć w związku z planem sprzedaży akcji gazety. Wejście na giełdę to ryzyko, ale i szansa. Jednym z argumentów, którym Katharine chce przekonywać do „Posta”, jest właśnie jakość dziennikarstwa. Katharine nie wypada zbyt przekonująco w roli twardej bizneswoman. Nigdy zresztą się do niej nie rwała. Kierowanie gazetą przypadło jej po śmierci męża. Nie przypadkiem jej ojciec gazetę przekazał nie jej, tylko zięciowi, uznając zapewne, że prowadzenie biznesu to zadanie dla faceta.

Kiedy „Washington Post” przygotowuje się do wejścia na giełdę, „New York Times” przygotowuje się do publikacji serii tekstów opartych na informacjach pochodzących z tajnych dokumentów Pentagonu (Pentagon Papers). Dziennikarze „NYT” dotarli do dokumentów pokazujących, że władze USA kłamią w sprawie wojny w Wietnamie. Stany wojnę przegrywają, ale administracja państwowa oczywiście nic o tym nie mówi.

„Washington Post” rywalizuje z „NYT”. Jest to zresztą wątek, który pojawiał się też we Wszystkich ludziach prezydenta. Dziennikarze zawsze, kiedy ścigają się z czasem, tak naprawdę ścigają się z konkurencją. W Czwartej władzy redaktor niepokoi się, że dawno nie widział jednego z kluczowych dziennikarzy „NYT”, a to najpewniej znaczy, że konkurencja pracuje nad czymś dużym. Intuicja go nie myli.

 

W „NYT” pojawia się pierwszy tekst o tajnych dokumentach Pentagonu. „Washington Post” może go tylko omówić, bo sam nie dotarł do źródeł. Zaczyna się więc gorączkowe poszukiwanie sposobów dotarcia do tych materiałów. Nie będę się rozwodzić nad tym, jak te gorączkowe poszukiwania przebiegają, bo prawda jest taka, że ostatecznie materiały spadają trochę z nieba. No ale, jak wspomniałam, to nie jest film o tym, jak przebiega śledztwo dziennikarskie, to jest film o tym, co po śledztwie.

Kiedy tylko „NYT” publikuje swoje artykuły, do gry wkracza Biały Dom i na dziennikarzy nałożony zostaje zakaz drukowania kolejnych tekstów bazujących na tajnych materiałach, bo to – jak twierdzą władze – zagraża bezpieczeństwu państwa.

Kiedy więc „Post” dotrze wreszcie do dokumentów Pentagonu, stanie przed dylematem: publikować i złamać federalny zakaz czy na razie się wstrzymać? Publikować w momencie, kiedy gazeta wchodzi na giełdę i powinna być stabilna i przewidywalna, czy iść na wojnę z władzą? Publikować, bo po to robi się gazetę, żeby przekazywać w niej informacje, do których się dotarło, czy nie publikować, bo informacje te oczerniają przedstawicieli władzy, z którymi wydawczyni i redaktor się znają, kolegują, czasem piją szampana? A najważniejsze, publikować od razu, nawet, jeśli na przygotowanie materiału był jeden dzień („NYT” szykował się tygodniami) i móc się cieszyć z przegonienia konkurencji, czy poczekać i mieć więcej czasu na research i napisanie artykułu.

I tu właśnie kluczowe role odgrywają Katharine Graham (Meryl Streep) i Ben Bradlee (Tom Hanks). Fakt, że gazetą zarządza kobieta, jest w Czwartej władzy jednym z kluczowych wątków. Katharine, jak już wspomniałam, nie rwała się do swojej roboty. Wie dobrze, że nie zawsze jest traktowana poważnie przez współpracowników. Nie raz przypominają oni, że ojciec przekazał gazetę nie jej, a jej mężowi. Sama czuje się niepewnie, bo też skąd niby ma czerpać pewność, skoro świat wokół próbuje ją przekonać, że znalazła się tam, gdzie się znalazła, przypadkiem.

Widać, że Czwarta władza to film nowych czasów i innego Hollywood niż Wszyscy ludzie prezydenta. To nie przypadek, że tym razem decyzje podejmuje kobieta. I jako kobieta Graham musi się starać bardziej. Jeśli złą decyzje podjąłby jej ojciec czy mąż, byłaby to decyzja zła, ale odważna, czyli męska. Jeśli złą decyzję podejmie ona, będzie to po prostu zła decyzja. Zdecydowanie czy stanowczość nie będą grać na korzyść Graham.

Przywołuję często Wszystkich ludzi prezydenta, bo porównanie z tamtym filmem nasuwa się od razu. Ta sama redakcja, te same kartki z czerwoną linią na brzegach, na których piszą dziennikarze, ten sam newsroom (u Pakuli oglądaliśmy głównie pokój dziennikarzy, którzy prowadzili śledztwo, u Spielberga pokój naczelnego, gdzie zapadają decyzje). Wreszcie w obu filmach pojawia się ta sama władza polityczna, której nie podoba się to, że media ją prześwietlają, i która mediom chce nałożyć kaganiec.

Spielberg niewątpliwie składa hołd filmowi Pakuli. Prawdziwą przyjemnością jest patrzenie na to, jak Czwarta władza dialoguje z Wszystkimi ludźmi prezydenta, jak nawiązuje do nich ujęciami, odniesieniami. Widać też jednak, jak wiele się zmieniło.

Wszyscy ludzie prezydenta powstali tuż po aferze Watergate. Film wszedł na ekrany w roku 1976 i rozliczał się ze świeżą sprawą. Skupiając się na śledztwie, drobiazgowym zbieraniu informacji i na tym, kto w administracji ma coś za uszami, koncentrował się na pokazaniu skorumpowania rządzących – od średniego szczebla po prezydenta. Przy czym prezydenta w zasadzie nie widzimy. To, że afera dotyczy najwyższej władzy w kraju, w filmie Pakuli pokazane zostaje w ostatnich minutach. W Czwartej władzy jest inaczej. Nixon bardzo szybko staje się bohaterem. Widzimy zarys jego sylwetki i słyszymy rozmowy, jakie prowadzi przez telefon, siedząc z gabinecie Białego Domu. Wszyscy ludzie prezydenta walczyli ze skorumpowaną administracją, Czwarta władza walczy z prezydentem. Obraz Spielberga to film Ameryki Donalda Trumpa.

Krawczyk: Sygnalistki

To również film o dziennikarstwie, które zmienili sygnaliści. Kiedyś informacje przekazywał „Głębokie gardło”, dziś Edward Snowden. W Czwartej władzy gazeta pracuje na tajnych materiałach Pentagonu. Dziennikarze muszą je przejrzeć i zdecydować, o czym poinformują czytelników, o czym nie. „NYT” czy „Washington Post” są tu jak „Guardian” w filmie o Snowdenie Citizenfour, a nie jak Wikileaks. Selekcja materiału to też decyzje i odpowiedzialność. Pamiętajmy, że cały czas toczy się wojna w Wietnamie. Czy opublikowanie tajnych informacji dotyczących tej wojny nie zagrozi życiu amerykańskich żołnierzy?

Poitras: Jestem na kafkowskiej liście podejrzanych

czytaj także

Wszystkie te dylematy rozstrzygnąć muszą w pierwszej kolejności dziennikarze, ale zaraz po nich redaktor naczelny i wydawczyni. Jeśli pamiętacie film Zawód: dziennikarz z Michaelem Keatonem i Glen Close, to w nim właśnie w sposób najprostszy pokazano konflikt między redakcją a wydawcą. Tak, tamten film nie był może zbyt mądry, ale czytelnie wyjaśniał, że ostatecznie najważniejsze jest, kto decyduje o naciśnięciu zielonego guzika w drukarni. (Maszyny drukarskie w obu filmach znajdują się pod redakcją, więc kiedy około północy zaczynają drukować jutrzejsze wydanie dziennika, szklanki na biurkach się trzęsą. Takie tam drobiazgi z filmów o gazetach).

Redaktor naczelny i wydawczyni sportretowani w Czwartej władzy to osoby wpływowe. Ich decyzje dotyczące publikacji materiałów nieprzychylnych władzy to decyzje dotyczące etosu dziennikarskiego, ale też biznesu i powiązań towarzyskich. Czy możesz opublikować coś, co krytykuje prezydenta, jeśli na twoim kominku stoi twoje zdjęcie z nim? Czy czwarta władza może spełniać swoją rolę, kiedy się brata z trzema innymi władzami? Każdy, kto oglądał wywiad Danuty Holeckiej z Jarosławem Kaczyńskim, zna oczywiście odpowiedź na to pytanie.

Czwarta władza to tęsknota za jakościowym dziennikarstwem, może pogoń za mitem o nim; to historia wyścigu mediów walczących o newsa, a tym samym o sławę swojego tytułu; to przypomnienie, jak ważna jest wolność mediów, wolność słowa; to opowieść, w której centrum jest kobieta stająca do walki z prezydentem USA. To hołd dla klasyki, jaką są Wszyscy ludzie prezydenta, ale też hollywoodzki film zrobiony ku pokrzepieniu liberalnych amerykańskich serc. Moje również pokrzepił.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij