Film

„Żonaty? To do uśpienia!” Serial o Borewiczu nie był tak staroświecki, jak go pamiętamy

Nie znam innego serialu z tamtych czasów, który pokazywałby równie ciekawy wachlarz postaci kobiecych i tak silnie podkreślałby ich indywidualność i podmiotowość. W „07 zgłoś się” zamiast galerii kur domowych oglądamy kobiety aktywne, silne i otwarcie mówiące o emancypacji. A styl podrywu Borewicza? I tak lepszy od przeciętnej, wtedy i dzisiaj – pisze Joanna Jędrusik.

Przy okazji śmierci Bronisława Cieślaka, odtwórcy głównej roli w serialu 07 zgłoś się, pojawiło się sporo tekstów o poruczniku Borewiczu. W wielu wspomina się go jako niepoprawnego playboya, polskiego Jamesa Bonda, kobieciarza i maczo; podkreśla się jego seksizm i mizoginię i przypomina, że zmieniał partnerki jak rękawiczki.

Od czasu studiów jestem fanką 07 zgłoś się i już wiele lat temu zaobserwowałam ciekawe zjawisko: osoby z mojego pokolenia i młodsze często kojarzą porucznika Borewicza głównie z parodii, w której pod sceny z serialu ktoś podłożył inne dialogi. Filmik zaczynający się od słów „Siemasz, Borewicz, ty w każdym odcinku wyrywasz jakąś dupę” oglądała cała Polska, a fragmenty z dialogów weszły na stałe do użycia, żeby wymienić chociażby słynne „gacie po tacie” czy „polskiego w szkole nie miałaś?”. Parodia kipi od seksistowskiego i przemocowego humoru.

Do czego dążę? Masa osób zakodowała sobie porucznika Borewicza jako obleśnego typa właśnie przez ten pojedynczy wykwit popkultury.

Byli też tacy, którzy uznali, że obejrzą przynajmniej jeden odcinek, żeby mieć pojęcie, o co chodzi. Odpalili i rzeczywiście, trochę szok: główny bohater grany przez Cieślaka wychodzi z więzienia i robi interesy z mafiozami handlującymi nielegalną krempliną. Znajduje też dziewczynę, którą traktuje byle jak i którą wykorzystuje, żeby mieć u niej metę. Pod koniec odcinka okazuje się, że porucznik Borewicz jest w rzeczywistości miłym gościem z klasą, a odgrywanie brutala po wyroku było częścią roli, w którą się wcielił, żeby zinfiltrować środowisko przestępcze. Trzeba przyznać, wcielał się bardzo wiarygodnie.

„07 zgłoś się” jest dokumentem epoki

Łączenie postaci Borewicza z seksizmem i mizoginią wiąże się też z naturalnym kojarzeniem 07 zgłoś się z agentem 007. James Bond jest faktycznie seksistą i mizoginem pierwszej wody, a zwłaszcza ten z czasów Connery’ego i Moore’a był momentami obrzydliwy. Nie stronił od podstępów, kłamstw i przemocy, również seksualnej, a dziewczyny traktował jak zabawki, czego zupełnie nie ukrywał.

Bohater 07 zgłoś się jest zdecydowanie inny. Chciałam przynajmniej do pewnego stopnia zrehabilitować Krzysztofa Szmagiera, twórcę serialu, i jego bohatera – porucznika Borewicza.

Szmagier w latach 1976–1989 nakręcił 21 odcinków serialu. Fabułę czerpał ze specyficznego zjawiska PRL-owskiej popkultury – powieści milicyjnych i opowiadań kryminalnych publikowanych w granatowych zeszytach z serii Ewa wzywa 07. Specyficzność polegała na tym, że nawet te najpopularniejsze tytuły opierały się prawie zawsze na płytkich, jednowymiarowych historiach o walce dobra ze złem. W roli dobra występowała oczywiście socjalistyczna ojczyzna, w roli zła – badylarze, zagraniczni agenci, przemytnicy dzieł sztuki i porywacze. Władza ludowa nie ukrywała, że traktuje powieści milicyjne jako narzędzie propagandy – wiele tytułów, w nakładach rzędu setek tysięcy egzemplarzy, wydawało Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Bohaterami byli sympatyczni i sprytni funkcjonariusze milicji wzorowo pełniący swoje obowiązki. Po drugiej stronie był półświatek – najczęściej karykaturalny, przerysowany, nieautentyczny i zaludniony przez wyłącznie głupich i nikczemnych ludzi, bardzo często zachodnich agentów czy pracujących dla nich rodzimych przestępców. Zachód i kapitalizm były w powieściach milicyjnych nie mniejszym wrogiem niż przestępcy. Czasem ktoś popijał coca-colę albo nosił modne jeansy, ale jeśli do kompletu miał jeszcze długie włosy, to spora szansa, że miał coś na sumieniu.

Co z tym zrobił Szmagier? Zachował wątek kryminalny, za to pominął toporne propagandowe historyjki o milicjancie bez skazy i zastąpił go gliniarzem bad boyem, który pije, pali, przeklina i podrywa dziewczyny. Zamiast typowych dla powieści milicyjnych pochwał socjalizmu w 07 zgłoś się znajdziemy całkiem niezłą gamę niekoniecznie fajnych przedstawicieli władzy ludowej i usłyszymy całą masę kpin i krytyki pod adresem państwa. Dla równowagi pooglądamy luksusowe domy badylarzy, hotele, restauracje, dancingi, pokazy mody, zagraniczne samochody i świat, w którym Zachód i jego fetysze stają się obiektami pożądania, a nie metaforą zepsucia i degeneracji. Jako fanka powieści milicyjnych mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Szmagier tchnął w nie życie, uautentycznił je, zniuansował i mocno unowocześnił. 07 zgłoś się było najnowocześniejszym serialem lat 70. i 80., przynajmniej jeśli chodzi o kwestie obyczajowe, na czele z kwestią kobiecą.

Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy przy oglądaniu „Borewiczów” – nie da się nie zauważyć, że praktycznie w każdym odcinku 07 zgłoś się oglądamy goliznę, najczęściej kobiece piersi. Czasem Szmagier tworzy specjalne ujęcia tylko po to, żeby je wyeksponować. Jasne, możemy mówić o tym jako o modelowym ukazywaniu świata za pomocą male gaze, ale możemy też dzieło Szmagiera porównywać z innymi serialami i filmami epoki. „Borewicz” ukazuje się w telewizji na dwa lata przed wydaniem Sztuki kochania Wisłockiej. Nagość na ekranie jest ważna z dwóch powodów – po pierwsze, jest elementem powoli oswajanej za Gierka zachodniej kultury. Szmagier uznał, że jej nieodłączną częścią są plakaty z gołymi kobietami (całkiem spory wisi u Borewicza w mieszkaniu) czy strip-tease, który pojawia się w wielu odcinkach.

Historia seksualności może nam wiele powiedzieć o społeczeństwie

Po drugie, seksualność pojawia się nie tylko w kontekście romansów Borewicza. W powieściach milicyjnych seksu praktycznie nie było, była za to tona pruderii. Temat prostytucji pojawiał się bardzo rzadko – w końcu w socjalistycznej ojczyźnie oficjalnie nie było takich rzeczy. Samo pokazanie nagości i seksu, z męskiej perspektywy czy nie, było aktem pewnej odwagi i naruszeniem tabu. Na tle oglądanych wtedy Stawki większej niż życie, Czterech pancernych, Czterdziestolatka czy Daleko od szosy serial Szmagiera był naprawdę odważny.

Główny bohater 07 zgłoś się, porucznik Sławomir Borewicz, jest twardym gliną, ale jego męskość nie jest zero-jedynkowa. Facet, który cytuje Grechutę albo czyta kolegom z pracy Colasa Breugnona, trochę nie pasuje do modelu macho. Jest taka scena, w której na randce porucznik opowiada z emfazą o wspaniałym deserze, jakim uraczono go za granicą. Słuchająca go dziewczyna kwituje to słowami: „A ty w ogóle jesteś chłop?”. Szmagier zupełnie celowo tworzy takie rysy na portrecie twardziela.

Borewicz umyka stereotypom, ale dzięki temu nabiera ludzkiego wymiaru, zwłaszcza zestawiony z porucznikami Zubkiem i Jaszczukiem. Niesympatyczni (zwłaszcza Jaszczuk), purytańscy służbiści wypadają przy Borewiczu wręcz karykaturalnie. Wszystko, czego Szmagier nie lubił i nie szanował, uosobił w postaci tych dwóch milicjantów. Zubek, pod każdym względem człowiek starego porządku, regularnie docina Borewiczowi, że ten powinien się w końcu ożenić. Krytykuje jego styl życia (padają wspaniałe kwestie w rodzaju „porządny mężczyzna nie powinien spać poza domem”), wyraża niechęć do barów, dancingów i prostytutek, nie ma za grosz luzu ani poczucia humoru, nawet ubranie – szare płaszcze i kapelusze – ma w stylu poprzedniej epoki. Pięknie kontrastuje z zadziornym Borewiczem w modnych sztruksach, amerykańskiej wojskowej kurtce. Jego następca jest jeszcze bardziej niesympatyczny niż Zubek, który przynajmniej czasem wzbudzał sympatię swoją naiwnością.

Pielęgniarki nie były jedyną grupą dotkniętą zarzutami o seksualną rozwiązłość

A jak z tym seksizmem i mizoginią? Oczywiście, że są, ale prezentują je właśnie, aż do przerysowania, Jaszczuk i Zubek, chociaż spore zasługi mają w tej materii także bohaterowie drugoplanowi i przestępcy. Borewicz odnosi się przyzwoicie, a zwykle nawet z dozą szacunku, do kobiet z półświatka. Sam fakt, że często zwraca się do nich per „pani”, jest wymowny. Poziom galanterii, z jaką rozmawia z pojawiającymi się w toku śledztwa kobietami, jest imponujący. Dla swoich współpracownic Borewicz jest fantastyczny – wspiera, chwali i słucha, co mają do powiedzenia. Kiedy okazuje się, że sierżant Sikora jest w ciąży, dyskretnie pyta, czy nie potrzebuje pomocy, a kiedy sierżant Olszańska zostaje ranna w akcji, porucznik wręcz wychodzi ze skóry. Jednocześnie Borewicz flirtuje z prawie każdą napotkaną kobietą (młodsze, starsze, bez znaczenia, nasz porucznik nie dyskryminuje)… chyba że ona najpierw flirtuje z nim, co wcale nie zdarza się rzadko.

Dochodzimy do tego, jak Szmagier pokazywał kobiety. Nie ma odcinka, w którym nie odgrywałyby ważnej roli. Po obu stronach barykady zdarzają się panie na wysokich stanowiskach albo wręcz na takich zarezerwowanych dla mężczyzn. Pojawia się pani kapitan z wydziału zabójstw, pani prokurator, pilotka wojskowego helikoptera, poza tym cała galeria lekarek, biznesmenek, badylarek (tak właśnie: nie żon badylarzy, tylko kobiet, które same prowadzą interes), historyczka sztuki i, last but not least, płatna zabójczyni. Na 21 odcinków sprawczyniami trzech zabójstw są kobiety (w dwóch przypadkach to zbrodnie z miłości, a w jednej próba ratowania się przed szantażem). Nie znam innego serialu z tamtych czasów pokazującego równie ciekawy wachlarz postaci kobiecych. Nawet jeśli są drugoplanowe, to Szmagier silnie podkreśla ich indywidualność i podmiotowość. W powieściach milicyjnych kobiety pojawiały się najczęściej jako trzecioplanowe postaci: sekretarki, pielęgniarki, żony, matki i ofiary zabójstw. W 07 zgłoś się zamiast galerii kur domowych oglądamy kobiety aktywne, silne i otwarcie mówiące o emancypacji. Sporo bezceremonialnie odrzuca zaloty porucznika, inne równie bezceremonialnie proponują mu randki i seks. Swoją drogą, mimo że w prawie każdym odcinku widzimy damskie biusty (w niektórych nawet karykaturalne ilości), to nie oglądamy nagiego Borewicza ani scen seksu. Najwyżej pocałunki.

Jest też kilka scen, które są wkładanymi w usta bohaterek manifestami przeciwko slut-shamingowi, wyrazami niezwykle progresywnego podejścia Szmagiera do kwestii seksualności kobiet. Mamy rozwódkę, która podkreśla od razu, że nie jest nieszczęśliwie porzuconą (i dla kontrastu – Borewicza, który oświadcza, że on owszem, został porzucony), panią prokurator, która deklaruje, że nigdy nie wyjdzie za mąż, i nie daje się pocałować w rękę, a także psychiatrę, która mówi wprost, że może iść z facetem do łóżka na pierwszej kawie i nie trzeba jej zabierać wcześniej do opery. Jest nawet młoda pielęgniarka, która leżąc po seksie obok porucznika, odpowiada na jego pytanie o to, czy trenuje judo: „Nie. Ja po prostu lubię to robić”. Takie postaci kobiece ciężko znaleźć w innych filmach. Nawet w tych z lat 90. kobiety rzadziej wyłamywały się ze stereotypów.

Owszem, znajdziemy w 07 zgłoś się tradycyjną dawkę kawałów z wąsem, a Borewiczowi zdarza się powiedzieć coś o „pieprzonej emancypacji” i kpić z sufrażystek. Podryw porucznika według dzisiejszych standardów podpadałby pod kategorię wąsatego wuja, chociaż tu chciałabym przypomnieć, że w Polsce wciąż tym pojęciem posługują się raczej tylko lewicowe i centrowe media, podczas gdy obyczajowa średnia krajowa dalej nie ma nic wspólnego z ich podejściem i praktykami. Pojedźcie do małego miasteczka na wiejskie wesele, pogadajcie z taksówkarzami, posiedźcie w barze, pokręćcie się po stacji benzynowej czy postójcie pod GS-em, a zapewniam, że spotkacie się z dużo bardziej obleśnym i prostackim podrywem niż borewiczowskie klasyki w stylu „nie wiedziałem, że zatrudniają takie ładne sekretarki/lekarki/laborantki” albo „a może by pani ze mną kawę wypiła po pracy?”. Borewicz nie robi bezpośrednich aluzji seksualnych, nie ślini się do dekoltów, nie pcha się od początku z łapami i nie stosuje przemocy. Możemy krytykować borewiczowski flirt z dzisiejszej perspektywy, ale możemy także docenić, że jak na swoje czasy raczej wyprzedzał rzeczywistość lat 70. i 80.; zawyżał standardy podrywu, zamiast je zaniżać. Nawet dziś, niestety, podryw Borewicza często prezentuje wyższy poziom niż typowy polski podryw AD 2021.

Ratujmy polskich mężczyzn!

Obyczajowo serial jest do przodu. Bohaterki wspominają, że nie po to chowają córki, żeby te stały przy garach; są zdrady małżeńskie i nietypowe związki, wielokrotnie powraca temat aborcji. Przez ekran przewija się cała plejada prostytutek, od dewizówek po dziewczyny z dancingów i barów. Kiedy Zubek mówi o nich z obrzydzeniem – że to wstyd, że kobiety robią takie rzeczy – Borewicz ripostuje, że wstyd to był, jak musiały to robić z biedy. Nawet podejście do pracy seksualnej porucznika jest dość nowoczesne.

Szmagier niuansuje; pokazuje, że kobiety pracują seksualnie z różnych motywacji, łącznie z pokazaniem bohaterki, dla której taka praca to wyemancypowanie się z zabitej dechami dziury i alternatywa dla skromnego życia w kawalerce z wersalką i kiepsko zarabiającym narzeczonym. Całkiem sporo innych bohaterek wybiera mężczyzn pod kątem zawartości ich portfela, szuka bogatego męża i wcale się z tym nie kryje. Postać grana przez Grażynę Szapołowską wygłasza kwestię: „Schopenhauer mówił, że kobiety powinny traktować mężczyzn jako wspólnego wroga, którego należy podbić, aby wejść w posiadanie ich dóbr materialnych”. Jeszcze bardziej rozbrajająca jest stewardesa, którą podrywa Borewicz. Kiedy porucznik wspomina o znajomym milionerze, Małgorzata pyta od razu:

– Żonaty?
– Tak – odpowiada Borewicz. – I lubi swoją żonę.
– To do uśpienia – ripostuje stewardesa.

Jest jeszcze jeden, chyba najmocniej niepasujący do roli macho element układanki – Borewicz jest przez kobiety prawie cały czas porzucany i traktowany instrumentalnie. One wykorzystują jego, a nie na odwrót. Po upojnej nocy porucznik, chcąc kontynuować znajomość, pyta, kiedy się znowu zobaczą, i słyszy na przykład, że było miło, ale kobieta, z którą spędził noc, jedzie następnego dnia do Stanów na stypendium. Albo od innej dziewczyny, że „zrobiłam jaja, ale tylko na raz, na panią milicjantową to ja się nie nadaję”. To Borewicz jest dla nich facetem na jedną noc. Inne dziewczyny rozstają się z nim z szeregu raczej błahych powodów.

„W labiryncie”, czyli wielka fantazja o tym, jak PRL-owscy inteligenci przekształcą się w nowoczesną klasę średnią

Wszystkie porażki porucznika bledną, kiedy poznajemy historię jego małżeństwa. Jest rozwiedziony: żona usunęła ciążę, w której z nim była, i zostawiła go dla przystojnego Libańczyka. Zresztą owa eks pojawia się pewnego razu w Warszawie, oświadcza, że męża do jutra nie ma, i bezceremonialnie chce się z Borewiczem przespać. Potem dowiadujemy się, że porucznik dalej cierpi po rozstaniu i wciąż żywi w stosunku do niej uczucia. Złamane serce, zdeptana duma, dostawanie kosza na porządku dziennym, bycie seksualną zabawką – to nie jest repertuar typowego macho.

Wspaniały glina rozpracowuje kolejne zagadki kryminalne, ale nie ma szczęścia do kobiet. Na ekranie kolorowy, luksusowy PRL, który kiedyś zachwycał, a dzisiaj często wzbudza nostalgię i żywe zainteresowanie coraz szerszego grona fanów peerelowskiej estetyki. Oglądajcie śmiało, ale zwróćcie uwagę, że o ile 07 zgłoś się jest w istocie dokumentem epoki, o tyle w warstwie obyczajowej swoją epokę wyprzedza.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Jędrusik
Joanna Jędrusik
Kulturoznawczyni, napisała „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Kulturoznawczyni, przez lata na etacie w korpo. Prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love. Lubi Balzaca i gry komputerowe. Autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij