Czytaj dalej

Narodziny współczesnego Stambułu

Dla wielu przymusowe wysiedlenia stanowiły akt dziejowej sprawiedliwości. Zachłanne mniejszości etniczne winny ustąpić miejsca prawdziwym patriotom.

W przeddzień utworzenia Republiki Turcji w Stambule ukazywało się jedenaście gazet w języku osmańsko-tureckim, siedem greckojęzycznych, sześć francuskojęzycznych, pięć ormiańskich, cztery w ladino i innych językach miejscowych Żydów oraz jedna w języku angielskim – „Orient News” (stała się oficjalnym organem brytyjskiej administracji). Podczas krótkiej przechadzki po Grande Rue mijało się grecką katedrę prawosławną, meczet i dwa kościoły katolickie. A jeśli po drodze skręciło się w kilka bocznych uliczek, to można było natrafić na inne świątynie należące do ormiańskich gregorian i ormiańskich katolików, wyznawców Kościoła chaldejskiego, anglikanów i niemieckich protestantów. Na zboczach Galaty wznosiły się cztery synagogi i kilka kolejnych meczetów.

Oburzeniu, które napędzało kemalistów w walce z wojskami greckimi w Anatolii, dorównywała ulga, jaka zapanowała wśród stambulskich muzułmanów, gdy siły nacjonalistyczne w końcu wyrwały miasto w rąk aliantów. Niemniej miejscowi chrześcijanie obawiali się, że nowy rząd turecki weźmie odwet na wszystkich, którzy zostaną posądzeni o nielojalność wobec państwa. Już w okresie faktycznej dwuwładzy w mieście, czyli od jesieni 1922 roku do zakończenia okupacji rok później, kiedy zarząd municypalny znajdował się w ręku aliantów i kemalistów, władze tureckie aresztowały Greków, którzy albo pracowali dla aliantów, albo czynnie wspierali roszczenia terytorialne swoich rodaków. Grecy bynajmniej nie byli jedynym celem takich akcji odwetowych. Aresztowania, a czasem nawet egzekucje, objęły także antynacjonalistycznie usposobionych muzułmanów. W rękach Greków spoczywała jednak tak wielka część handlu, że w naturalny sposób gniew nacjonalistów spadał głownie na tę społeczność. Rozjuszony muzułmański tłum atakował Greków na ulicach i samorzutnie zajmował ich majątki. Wielu zastanawiało się, co będzie, gdy miasto przejdzie pod całkowitą kontrolę Turków. W rezultacie pod koniec 1922 roku z miasta wyjechało pięćdziesiąt tysięcy niemuzułmanów, w tym część najzamożniejszych stambulskich rodów. Kolejny exodus towarzyszył wycofywaniu się aliantów, tej ostatniej zapory, jaka zdaniem niemuzułmanów chroniła ich przed nowym państwem tureckim. (…)

Dla niemuzułmańskich przywódców religijnych, takich jak grecki patriarcha ekumeniczny, a także dla ich wspólnot wiernych jeszcze większym problemem był rozpad dawnego systemu milletów. Muzułmańscy i niemuzułmańscy poddani sułtana nigdy nie zaznali pełni równouprawnienia, lecz panujące między nimi dysproporcje i hierarchie miały złożony charakter. O pozycji zajmowanej przez jednostkę w hierarchii społecznej decydowały nie tylko religia, ale także płeć, zawód i wiele innych czynników. Rządzoną przez siebie ludność władze osmańskie postrzegały jako konglomerat wielu rożnych statusów i przywilejów.

Republika Turcji była czymś zupełnie innym, nawet jeśli jej nadrzędne cechy wywodziły się z epoki osmańskiej. Koncepcję poddanego imperium republika zastąpiła nowoczesnym obywatelstwem, lojalność wobec osoby sułtana – wyznawaniem ideałów państwa świeckiego, a nakładające się na siebie tożsamości starego imperium – jedną koncepcją etnicznie definiowanego narodu. Przyjęta w 1924 roku pierwsza konstytucja zagwarantowała równe prawa wszystkim obywatelom bez względu na wyznanie, ale w praktyce nierówności były ogromne, co wynikało z wprowadzenia nowej kategorii prawnej: mniejszości etnicznej, przedtem w zasadzie nieznanej osmańskiej umysłowości.

Nowa idea zyskała mocną sankcję w porozumieniu pokojowym, które zakończyło I wojnę światową. Traktat z Lozanny zagwarantował ewakuację aliantów i wkroczenie sił tureckich do Stambułu, lecz największą kością niezgody podczas negocjacji był status Greków i innych niemuzułmanów. Tureccy negocjatorzy początkowo proponowali wydalenie ze Stambułu wszystkich Greków. İsmet Paşa, przewodniczący tureckiej delegacji, z naciskiem przekonywał, że gdyby Grekom pozwolono zostać, to byliby „elementem sprowadzającym na nasz kraj korupcję i nielojalność”. Rząd grecki argumentował, że przyjął już ogromną rzeszę greckich uchodźców z imperium osmańskiego i że napływ kolejnych spowoduje katastrofę humanitarną. Co więcej, po oficjalnym wysiedleniu Greków i innych niemuzułmanów Stambuł stanie się pustą skorupą – wielkim centrum cywilizacji ogołoconym ze swojej ekonomicznej elity i chrześcijańskiego dziedzictwa.

W końcu negocjatorzy doszli do kompromisu. W artykule sto czterdziestym drugim podpisanego w lipcu 1923 traktatu lozańskiego potwierdzono odrębne porozumienie wynegocjowane przez rządy w Atenach i Ankarze. Przewidywało ono przymusowe wysiedlenie mniejszości etnicznych, a oba kraje postanowiły „wymienić się” swoimi współwyznawcami. Od tych ustaleń zwolniono niektóre kategorie greckiej ludności prawosławnej mieszkającej w Stambule i na dwóch niewielkich wysepkach na Morzu Egejskim, a także muzułmanów żyjących na greckich terytoriach w zachodniej Tracji – wyjątek ten stanowił potwierdzenie istotnej roli Greków w gospodarce Stambułu oraz wielowiekowej obecności muzułmanów w Grecji. Ludność objęta wymianą musiała opuścić swoje domy i osiedlić się w sąsiednim państwie. Przesiedleńców obowiązywał zakaz powrotu do dawnych domów bez jednoznacznej zgody ich byłego rządu. Utworzono specjalne międzyrządowe komisje mające ustalić, które rodziny kwalifikują się do „wymiany” i będą podlegać przymusowemu wysiedleniu, czyli kto jest wyznawcą prawosławia, a kto muzułmaninem, nawet jeśli rodzina była niewierząca albo miała mieszane pochodzenie. Komisje te określały również wartość pozostawionych przez przesiedleńców majątków, których sprzedażą miały zająć się władze greckie i tureckie. Jednak niewiele osób otrzymało adekwatne rekompensaty. „Tysiące zamożnych niegdyś ludzi włóczy się dziś bez grosza przy duszy ulicami Konstantynopola i Aten – notował autor raportu z tamtego okresu – trzymając jedynie w ręku świstek papieru z rejestrem swojego dobytku, za który tytułem odszkodowania mieli otrzymać nową ziemię”.

W zamyśle wymiana ludności miała wyznaczyć proste granice między wyznaniem, przynależnością etniczną i obywatelstwem. Historycy zaliczają czasem uchodźców zmuszonych do opuszczenia swych domów na mocy traktatu z Lozanny do uproszczonych kategorii „Turków” i „Greków”. Niemniej jednak te określenia samym wysiedleńcom wydawałyby się dziwne. Komisje do spraw wymiany ludności kierowały się tym samym kryterium tożsamości, jakie obowiązywało w imperium osmańskim, a więc wyznaniem, lecz na tę tradycyjną kategorię nakładały nową etykietę o charakterze etnicznym. W tym pomieszaniu osmańskich i narodowych sposobów postrzegania świata przymusowa wymiana objęła też wielką liczbę ludzi, których tożsamości miały niewiele wspólnego z etnicznym nacjonalizmem leżącym u podstaw Królestwa Grecji i rodzącej się Republiki Turcji. W ramach tej wielkiej kampanii uniformizacji etnicznej jednostkom przypisywano jedną jedyną tożsamość. Rodzina prawosławnych Greków mogła mówić po turecku i od pokoleń mieszkać w tej samej anatolijskiej wiosce, a rodzina grecko- lub słowiańskojęzycznych muzułmanów w Grecji mogła mieć niewiele wspólnego z kulturą Republiki Turcji. Mimo to komisja do spraw wymiany ludności pierwszą uznawała za Greków, a drugą za Turków. I pierwsza, i druga zostały wydalone do obcej sobie, choć rzekomo etnicznie bliskiej ojczyzny.

Traktat, który zakończył I wojnę światową, miał też zapobiegać przyszłym konfliktom zbrojnym. Metoda polegała na przesiedlaniu ludzi po to, aby żaden przyszły rząd nie mógł wykorzystywać chęci wyzwolenia ich jako pretekstu do wojny – była to zapobiegawcza forma obustronnych wysiedleń. „Wydawało się pewne, że w przyszłości ów plan przyniesie dobre skutki, tworząc bardziej jednorodne populacje i usuwając główną przyczynę niekończących się bliskowschodnich konfliktów, którym często towarzyszą rzezie”, napisał jeden z pomysłodawców tego projektu Fridtjöf Nansen – ten sam urzędnik Ligi Narodów, który tak ofiarnie działał na rzecz poprawy sytuacji rosyjskich uchodźców.

Uwzględniając tych, którzy w ciągu ostatniego roku uciekli ze swoich krajów urodzenia w obu kierunkach, traktat z Lozanny usankcjonował przymusowe przesiedlenie około miliona prawosławnych Greków i pięciuset tysięcy muzułmanów. W bliższej perspektywie porozumienie z Lozanny istotnie zlikwidowało jedno ze źródeł konfliktu między sąsiadami, którzy jeszcze długo po zakończeniu I wojny światowej toczyli ze sobą wyniszczające walki, w dalszej zaś diametralnie zmieniło sytuację demograficzną, wykorzeniając prastare społeczności, tworząc pokaźne skupiska przesiedleńców i przydając obu krajom nieznanej w dziejach nowożytnych jednorodności etnicznej. […]

Traktat z Lozanny sprawił, że miliony Greków drogą morską i lądową opuściły Turcję. Regulacja z 1927 roku jednym zapisem pozbawiała tureckiego obywatelstwa kolejne tysiące ludzi.

Owe reformy były częścią całego pakietu ustaw, akcji społecznych i rozporządzeń rady miasta mających na celu usunięcie mniejszości etnicznych z życia publicznego oraz osłabienie ich siły ekonomicznej. Nowa Republika Turcji odrzuciła oparte na podziałach wyznaniowych wieloetniczne imperialne struktury osmańskiego aparatu władzy na rzecz formuły państwa narodowego. W teorii wizja ta zrównywała wobec prawa wszystkich obywateli, likwidując preferowany w imperium osmańskim hierarchiczny system gmin religijnych. W praktyce jednak czyniła tureckich muzułmanów narodem, który w nowym państwie miał uprzywilejowaną pozycję, i degradowała wszystkie inne grupy etniczne do roli obywateli drugiej kategorii. Prowadzone przez niemuzułmańskie instytucje religijne szkoły bądź prywatne fundacje miały obowiązek zatrudniać określony odsetek muzułmańskich nauczycieli, a ze swoich programów nauczania musiały usunąć religię. Zdelegalizowano organizacje harcerskie działające wśród mniejszości etnicznych. Umieszczane w miejscach publicznych afisze przypominały: „Obywatelu, rozmawiaj po turecku!”. Przez większą część lat dwudziestych mieszkający w Stambule niemuzułmanie mieli zakaz opuszczania miasta, co miało zlikwidować podziały etniczne w dawnej stolicy. Szczególnie Ormianom zakazywano osiedlania się we wschodniej Anatolii, regionie stanowiącym prastare centrum ormiańskiej kultury, który podczas rzezi Ormian stał się istnym jądrem ciemności. W 1934 roku nowy przepis zobowiązał wszystkich obywateli Turcji do przyjęcia nazwisk (wcześniej niewielu tureckich muzułmanów się nimi posługiwało), zarazem jednak kategorycznie zakazywał rejestrować nazwiska o wyraźnie nietureckich końcówkach, takich jak grecka „-pulos”, ormiańska „-ian” albo słowiańska bądź żydowska „-ow” i „-wicz”.

Były grecki patriarcha Melecjusz porównał politykę Ankary do „bolszewickiego komunizmu w moskiewskim stylu”, i pod wieloma względami miał rację. Rząd w Ankarze wyciągnął naukę z doświadczeń bolszewików. Tak jak świeżo utworzony Związek Sowiecki ogłosił, że „biali” Rosjanie są wyjęci spod opieki nowego państwa, tak też Republika Turcji zerwała więzy z osiadłymi za granicą dawnymi rywalami – Grekami i innymi mniejszościami etnicznymi. Oba akty miały wspólne podłoże: była nim wiara, że zwycięzcy stoją na czele zmieniającego świat ruchu politycznego, że zwycięzcy biorą wszystko oraz że pokonani są pasożytami, reliktami starego i upadłego porządku społecznego i jako tacy zasłużyli sobie na swój los.

***

Dla rządu tureckiego i wielu przeciętnych muzułmanów przymusowe wysiedlenia stanowiły akt dziejowej sprawiedliwości. Ich zdaniem zachłanne mniejszości etniczne, które wyzyskiwały Turków, kolaborowały z alianckim okupantem i przyglądały się z boku wojnie o niepodległość, powinny w końcu ustąpić miejsca prawdziwym patriotom. Dla mniejszości taki stan rzeczy mógł oznaczać prawdziwy koniec świata. „Stałem na zakurzonym, zaśmieconym zboczu wzniesienia w Perze […] spoglądając na port, najeżony lasem masztów i kopcących kominów. […] Widok to był nierealny – pisał na łamach „Toronto Daily Star” Ernest Hemingway. – Jak najbardziej realny był za to dla tych, którzy spoglądali przez ramię na miasto, w którym zostawiali swoje domy i biznesy, wszystkie swoje stowarzyszenia i źródła utrzymania […]”.

Tracono całe fortuny, w ruinę popadali najprężniejsi przedsiębiorcy, greccy i inni. Jedni, straciwszy ostatni grosz, wałęsali się po nieznajomych ulicach Aten i Tesalonik. Inni w przystępie rozpaczy odbierali sobie życie. Tureckie gazety codziennie publikowały sensacyjne historie, karmiąc czytelników aktami desperacji i zemsty. W 1928 roku zbankrutował grecki przedsiębiorca Kofakos, właściciel położonego niedaleko Pera Palace Hotel de Londres, w którym bywał Hemingway. Kiedy jakiś czas później przepędzono go spod drzwi jego dawnego hotelu, wrócił na miejsce z pistoletem i śmiertelnie postrzelił jednego z pracowników. […]

Liczebność mniejszości etnicznych wśród ogółu mieszkańców Stambułu spadła z pięćdziesięciu sześciu procent w 1900 roku do trzydziestu pięciu procent pod koniec lat dwudziestych. W innych miastach ubyło jeszcze więcej niemuzułmanów. W Izmirze, dawnej Smyrnie, odsetek niemuzułmanów spadł z sześćdziesięciu dwóch do czternastu procent. W położonym we wschodniej Anatolii Erzurumie, mieście, z którego w trakcie czystek nieomal całkowicie wyrugowano Ormian, udział ludności niemuzułmańskiej, wcześniej kształtujący się na poziomie trzydziestu dwóch procent, zmalał do jednej dziesiątej procenta. Niemniej jednak ta demograficzna rewolucja prawie doszczętnie przeorała dawne niemuzułmańskie dzielnice Stambułu. W trakcie gorączkowych przygotowań do wyjazdu miejscowi Grecy, Ormianie i Żydzi zarzucili swoimi sprzętami domowymi rynek towarów używanych, licząc na zdobycie choćby drobnej gotówki na podroż.

Mebli, naczyń stołowych, gramofonów i pianin było tak dużo, że importerzy nowych artykułów gospodarstwa domowego zmagali się z drastycznym spadkiem popytu, wywołanym masową dostępnością tanich towarów używanych.

Turcja stała się bardziej muzułmańska, bardziej turecka, bardziej homogeniczna i – z powodu ucieczki z miast niemuzułmańskich mniejszości – bardziej wiejska niż kiedykolwiek wcześniej. Wiele rodzin, które stały się filarem stambulskiej gospodarki, awansowało w hierarchii społecznej podobnie jak Muhayyeş: dzięki wyczuciu sytuacji i umiejętności obracania koneksji politycznych w przywileje ekonomiczne podczas wyprzedaży greckich i innych niemuzułmańskich majątków. Ich działalność niekoniecznie była nieuczciwa, przynajmniej na poziomie indywidualnych transakcji, lecz wpisywała się w masową akcję przekształceń własnościowych, która miała swój początek w kładzionym przez Republikę Turcji nacisku na czystość etniczną oraz w odrzuceniu tradycyjnego kosmopolityzmu osmańskiej stolicy. O ile pokolenie wcześniej stambulskie elity władzy, lubujące się w zdobionych brokatem strojach i zbytkownych jedwabiach, za swoje wyróżniki uznałyby splendor i bogactwo, o tyle nowi tureccy decydenci wysuwali na pierwszy plan właśnie to, czego brakowało tradycyjnej osmańskiej klasie wyższej: powściągliwą pewność siebie i poczucie wyższości. Ci ludzie pozowali teraz do portretów w szytych na miarę garniturach i modnych strojach w stylu europejskim, spoglądając w stronę widza i, tak jak mieszczanie pod każdą szerokością geograficzną, pragnąc przekazać potomnym swój najbardziej atrakcyjny wizerunek.

Przejmowanie majątków mniejszości etnicznych było celową polityką, lecz pokolenia przeciętnych mieszkańców Stambułu i historycy uważali je za szczęśliwe zrządzenie losu. Jeśli właściciele wyjechali w czasie alianckiej okupacji, to w zbiorowej pamięci zapisali się jako ci, którzy po prostu porzucili swoje domy i firmy, cichaczem zamykając drzwi na klucz i rozstając się z gromadzonym przez lata majątkiem. Prawda była taka, że ustawowo zakazano im powrotu w celu odzyskania utraconego mienia. Dzisiejszy turysta całą historię tych przemian dostrzeże choćby w holu Pera Palace. W Orient Barze wiszą naprzeciw siebie portrety Bodosakisa i Muhayyeşa, właścicieli, za których kadencji hotel pożegnał epokę osmańską i przywitał rządy republiki. Pierwszy padł ofiarą polityki państwa, drugi był jej beneficjentem, z obu zaś – w chwili uwiecznienia na płótnie bądź kliszy fotograficznej – biła pewność, że miasto nad Bosforem należy do podobnych im jednostek.

przeł. Justyn Hunia

***

Fragment książki Charlesa Kinga O północy w Pera Palace. Narodziny współczesnego Stambułu, która ukaże się 17 sierpnia 2016 nakładem Wydawnictwa Czarne.

SZWECJA-czyta

**Dziennik Opinii nr 227/2016 (1427)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij