Kinga Dunin czyta

Bójcie się dzieci

chłopiec

Dzieci nie tylko symbolizują inność, one są inne. Kinga Dunin czyta „Złoty latawiec” Dezső Kosztolányiego i „Świetlistą republikę” Andrésa Barby.

Dezső Kosztolányi, Złoty latawiec, przeł. Irena Makarewicz, Wydawnictwo Officyna 2020

Złoty latawiecPistolet wystrzelił.

Uczeń zajmujący miejsce z tyłu za biegaczem, przy linii nakreślonej wapnem, nadal trzymał lufę w kierunku nieba i wpatrywał się w obłoczek dymu, który nie od razu, ale z wolna rozpraszał się w powietrzu wczesnego poranka.

Kosztolányi (1885–1936), węgierski dziennikarz, pisarz, napisał cztery powieści. Jakieś sto lat temu. Czyli staroć, na dodatek węgierska, a małych literatur nie cenimy. Miałam już pierwsze podejście do tego pisarza, zaczęłam czytać Ptaszynę, nie skończyłam, ale w pamięci pozostały raczej dobre wrażenia, więc tym razem pomyślałam: węgierski staroć, super! Próbujemy.

Jeśli istnieje jakiś kanon literatury światowej, to zdominowany jest on przez większe, mocniejsze kultury. A czy istnieje? Pewno w obiegu akademickim musi. Postanowiłam go jednak poszukać we własnej głowie. Złoty latawiec ukazał się 1925 roku, zadałam sobie więc pytanie o powieści z lat dwudziestych zeszłego stulecia, takie, które pierwsze nasuwają mi się na myśl. Jeśli mnie, to pewno innym czytelniczkom też, ale może macie zupełnie coś innego w pamięci? Pierwsze dwa nazwiska i tytuły były oczywiste – Joyce, Ulisses, Proust, pierwsze tomy W poszukiwaniu straconego czasu. A co dalej, trzymając się tylko prozy? Faulkner, Wściekłość i wrzask. Mann, Czarodziejska góra. Musil, Człowiek bez właściwości, tak mi się wydawało, ale to już rok 1930. Jakieś kobiety? Virginia Woolf, Orlando. Sigrid Undset, Krystyna córka Lavransa. A polski kanon? Przedwiośnie Żeromskiego, ale to tak przy okazji, bo nie jest to kanon światowy.

Ile z tych książek znasz?

Jak w tym towarzystwie wyglądałby Kosztolányi? Czy zasługuje na taką trwałą pamięć, czy tylko imperializm większych pod względem zasięgu i ważniejszych języków na to nie pozwolił? Akurat norweski należy do tych mniejszych, ale może Szwedzi dali Undset Nobla po znajomości. Zresztą przyszła mi ona do głowy, bo kiedy miałam naście lat, to bardzo lubiłam tę trylogię, w powszechnej pamięci chyba jednak się nie ostała.

Złoty latawiec jest bardziej tradycyjny od prawie wszystkich wymienionych tu powieści. Powoli rozwijająca się akcja, trzecioosobowa narracja, przejrzysty język, realizm społeczny i psychologiczny – jakoś to się przez te sto lat utrzymało i chyba wcale aż tak bardzo się nie znudziło. Kręcimy nosem: bardzo tradycyjna proza, a potem z zapałem czytamy.

Przejdźmy więc do dzieła.

Małe węgierskie miasteczko i jego średnio sympatyczni, zakłamani mieszkańcy. W miasteczku gimnazjum, oczywiście męskie, klasyczne. W tamtych czasach to szkoła dla wybranych, synów miejscowych mieszczan, jest też wśród nich jeden arystokrata i jeden Żyd. Poziom takich szkół był wysoki, sądząc choćby po pojawiających się w powieści przykładach zagadnień matematycznych. Mieliście w szkole logarytmy z liczb urojonych? Do tego starożytna greka i łacina.

Wili, sportowiec, jest jednym z najsłabszych uczniów w klasie, po prostu nie jest zbyt bystry. Zbliża się matura, przed którą wszyscy drżą ze strachu. Po maturze chłopcy, właściwie traktowani jak dzieci, a przecież już dobiegający dwudziestki, staną się mężczyznami, będzie im wolno chodzić z laskami, włożą fraki, na razie jednak siedzą w szkolnych ławkach i podlegają dość sztywnej dyscyplinie. Ich opór wobec szkoły sprowadza się do sztubackich żartów.

Głównym bohaterem powieści jest Antal Novak, ich wychowawca, nauczyciel matematyki i fizyki, najtrudniejszych przedmiotów. Uchodzi za surowego, ale sprawiedliwego, i jest lubiany. To, jak zostanie mu wypomniane, liberał, wierzący w rozum i wychowanie, w to, że dzieci nie są własnością rodziców. Przyzwoity człowiek. Wdowiec wychowujący szesnastoletnią córkę. I taki właśnie człowiek poniesie spektakularną klęskę, zarówno jako wychowawca w szkole, jak i jako ojciec.

Przez lata przepychał Wilego z klasy do klasy, ale podczas jednego z końcowych egzaminów poniża go na oczach kolegów. Wili nic nie umie, nie umie, bo nie jest w stanie zrozumieć, a nauczyciel nie potrafi opanować irytacji, którą wywołuje w nim głupota. Chłopak ostatecznie nie zda matury, mimo że nauczyciel w ostatniej chwili próbuje mu pomóc, co jednak zostanie błędnie przez Wilego odczytane jako kolejny akt wrogości. Postanawia więc zemścić się na swoim wychowawcy – pewnej nocy dotkliwie go pobije. Nauczyciel, mimo że rozpoznał napastnika, nie ujawnia tego policji. Cierpi w milczeniu, fantazjuje o jakichś zadośćuczynieniach, które nastąpią, kiedy Wili uświadomi sobie swoją winę. Wili nie czuje się dobrze z tym, co zrobił, ale nie tak, jak by to sobie wyobrażała jego ofiara.

Druga klęska to córka, która ucieka z domu ze swoim kochankiem. Jak na swoje czasy Novak jest dość liberalnym ojcem, a córka to osoba dziecinna, rozchwiana emocjonalnie. Nie potrafią otwarcie ze sobą rozmawiać, Hilda na wszelkie próby ojca pokierowania nią reaguje albo atakami histerii, albo udawaną pokorą. Miasteczko oczywiście o wszystkim wie, ale dopóki sprawa nie stała się publiczna, można udawać, że nic się nie wydarzyło. Włącza się w to jednak brukowiec, który atakuje Antala i jednocześnie ujawnia obie sprawy.

Kinga Dunin o Bator i Fiedorczuk: Alina i Balladyna

Nauczyciel nie potrafi poradzić sobie ze wstydem, bo mimo pozornego wsparcia to ofiara przeżywa upokorzenie i wstyd. Nie chce też słuchać rad, żeby kupić pistolet, na atak odpowiadać atakiem, nie wierzyć w żadne kursy pedagogiczne, tylko rządzić za pomocą żelaznej dyscypliny. Traci wiarę w sens „wychowywania”. Tu pewno trzeba wspomnieć, że sporo z tego „wychowywania” polega na moralizowaniu i rozmaitych frazesach. Jednak to, czy można kogokolwiek wychować, jest chyba wciąż aktualnym pytaniem. Podobnie jak aktualny jest psychologiczny opis tego, co dzieje się z ofiarą, czasem bardzo samoświadomą, czasem kompletnie nieradzącą sobie z emocjami. To się nie zestarzało. Podobnie jak problem – może nieunikniony – konfliktu pokoleń. Pragnienia miłości i dzielności Wilego i Hildy, młodzieńcze marzenia uczniów – piękne, ale czasem też okrutne w swoim egocentryzmie. Konserwatyzm starszych, któremu nie towarzyszy zła wola.

A co do tego ma złoty latawiec wzlatujący w niebo na początku powieści? To właśnie ta energia i marzenia młodych, które jednak dość prędko zostają sprowadzone na ziemię. I pewna dwuznaczność – latawiec i smok po węgiersku nazywają się tak samo. Nie tylko więc piękno, ale też siła pociągająca i amoralna, czasem groźna.

*
Andrés Barba, Świetlista republika, przeł. Katarzyna Okrasko, Wydawnictwo Filtry 2020

Barba Świetlista republikaKiedy ludzie pytają mnie o trzydzieścioro dwoje dzieci, które straciły życie w San Cristóbal, udzielam różnych odpowiedzi w zależności od wieku rozmówców.

Fikcyjne miasteczko w Ameryce Południowej. Trochę cywilizacji, trochę błota, zaraz za granicami miasta dżungla. Obok prowincjonalnej klasy średniej biedacy, najczęściej należący do rdzennej ludności. Niespodziewanie pojawia się w miasteczku grupa dzieci w wieku 9–13 lat, obdartych, właściwie dzikich. Bywają groźne, mogą nawet zamordować, nie wiadomo, gdzie mieszkają – w dżungli?, w kanałach? Trudno się o nich czegoś dowiedzieć, czytelnik też dostaje tylko cząstkowe informacje. Wiadomo, że mają własny język, wytworzyły własną kulturę i wspólnotę.

Autor od początku buduje – świetnie, to dobra literatura – atmosferę narastającego niepokoju, niepewności. Lękowi towarzyszy jednak fascynacja, szczególnie ze strony innych dzieci, które może chciałyby dołączyć do grupy. Także poczucie winy, współczucie – bo przecież mogą one potrzebować pomocy, wsparcia.

Lepiej późno niż wcale

Dość łatwo, i są ku temu dobre powody, odczytywać tę opowieść jako metaforę naszego stosunku do innych, wykluczonych, imigrantów itp. To, że są to dzieci, jest chyba jednak znaczące: dzieci nie tylko symbolizują inność, one są inne. Nasze dzieci oswajamy poprzez „wychowywanie”, mimo to nadal pozostaje w nich coś niedostępnego dla starszych – fascynującego, ale także groźnego.

Myślę, że nie przypadkiem już dawno przeczytana powieść Barby przypomniała mi się przy okazji lektury Złotego latawca. Jak to mówił Umberto Eco? Wszystkie książki są o innych książkach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij